SAMOTNY ROMAN JUŻ NA GRAN CANARIA
z dnia: 2021-02-28


My tu sobie praktykujemy kwarantanny, co niektórzy już zaglądają pod plandeki czy śniegu do kokpitów za dużo

nie nawiało, jeszcze inni zamawiają  u Grzegorza Pawlaka Almanach Reeds 2021 lub najnowszy odbiornik

AIS, a tymczasem nasz przyjaciel  Roman Piechowiak, nakręca na log s/y „Ultima T” kolejne atlantyckie mile.

Ten news zimową porą powinien Wam smakować, a właściwie pobudzać apetyt.

Romanowi dziękuję.

Nawijaj nadal  te mile dzielnie !

Zyjxie wiecznie !

Don Jorge

PS. I nie przysyłajcie mi fotografii w plikach tekstowych. Od tego jest ludowy, popularny format „jpg”

=================================================================================

Witam Don Jorge,

Sprawozdanie z mojego samotnago rejsu z La Ciotat do Fort-de-France. Etap  trzeci na Wyspach Kanaryjskich - 1/11 do 21/11.

.

Lubie pierwsze godziny w nieznanym mi porcie. Chwiejne kroki choroby ladowej. Nareszcie mozliwa prosta pozycja ludzkiego zwierzaka a nie jakas rownowaga nietrwala, wsparta o stol kolanem slizgajaca sie stopa.

Mam czas spokojnie wloczyc sie tam i siam. Nie tak latwo ozdwyczaic sie od halsowania!  Lubie cieszyc oczy nowym miejscem, tetniacym zyciem. Tubylcy nie dali sie covidowemu szalenstwu. Maseczki sa noszone na bakier.

Miejsce w marinie zarezerwowalem internetowo. Na tydzien. Dobrze zrobilem bo na Kanarach lubia odmawiac schronienia. Po rutynowei kontroli jachtu okazuje sie ze nie ma stat. Chcialbym kupic nowy GPS z ekranem. W Arrecife nie znalazlem. Moge zamowic i czekac az przyplynie z kontynentu, okolo 3 tygodni. Za dlugo! Moze w Las Palmas sie uda.

Doplynal poznany w Linea de la Concepcion jacht z dwuosobowa zaloga. Ciesnine Gibraltarska przeplyneli na silniku. Nie mieli wiatru. Wyplyneli 2 dni po mnie. 

Portowy bar tetni wieczornym zyciem. Leje sie piwko i trunki. Z napitych zeglarzy plyna morskie opowiesci. Zapoznaje sie z ziomkiem obiezyswiatem. Zbudowal drewniana lodke i byl wszedzie gdzie woda slona. Nie wiem czy z winy klimatu czy przez podeszly wiek zakotwiczyl w Arrecife. Moze te wypite barylki rumu jak za grube cumy uwiazaly do pomostu morskiego ptaka? On samotny zeglarz ja tez! Przez chwile widze sie w przyslosci. Oby nie!


Arrecife jest malym miastem. Tygodniowy pobyt wystarczyl aby przygotowac jacht i zwiedzac. Nie lubie oddalac sie od portu. Turystyka lądowa mnie nie pociaga. Chcialbym sprawdzic jak tu jest na kotwicy. Zeglarze opowiadaja ze nie latwo. Brak ochrony od fal oceanu i duza glebokosc blisko brzegu oraz kamieniste dno. Duzo jachtow, ciasno. Trzeba uwazac. Sprawdze po drodze do Pasito Blanco na Grand Canaria. Wolalbym plynac do Las Palmas ale tam nie ma miejsca bo jest l’ARC. Caly port wynajęty! W Las Palmas, w glebi portu, jest miejsce na platny pobyt na kotwicy. Rezygnuje z tej mozliwosci. Podobno trzeba miec szczescie zeby znalezc tam miejsce. 

7 listopada okolo 10 AM wyplywam z Arrecife. Nie plyne daleko. Chcialbym przenocowac na kotwicy na poludniowym krancu Lazarote. Wiatr sleby, fale jak na Mazurach. Zagle, silnik na malych obrotach. Plyne wzdloz brzegu. Goni mnie prom. Szybko plynie, doklednie w moim kliwaterze. Mam na nim jedno oko . Teoretycznie powinien zmienic kurs. Teoria sie nie sprawdza. Zaczyna na mnie trabic, syrenowac raczej. Wygleda na to ze chce sie ze mna bawic! Ja nie! Zmieniam kurs w strone brzegu. Prom przechodzi jekies 100 metrow od jachtu. Nie wiem czy zmienil kurs. Ja tego nie zauwazylem. Co o tym myslec? Wole nie myslec. Plyne dalej. Zrobilem mu zdjecie i filmik na pamiatke.

Po 14-tej doplywam do zatoki i kotwicze na 6,6 m glebokosci. Playa Mujeres. Dno slakiste. Gdzie niegdzie piasek. Jachtow duzo. Fale kolysza. Wiatr troche przyspiesza okranzajac przyladek. Slonce i cieplo.

Nastepny dzien, przed osma, podnosze kotwice. WIatr slaby ale wystarczajacy zeby plynac bez silnika. Plyne na poludnie.

Fuentaventura. Wzdluz jej wschodniego brzegu. Szybkosc troche ponad 3 wezly. Mijam nieliczne porty. Kolo polnocy jestem przed Morro Jable. Miedzy Fuentawentura i Gran Canaria fale sa wieksze a na wiatr trzeba czekac do poludnia (9/11). Mam nadzieje doplynac do portu Pasito Blanco przed noca. Szybkosc rosnie do 6 wezlow. Fajnie sie plynie. Steruje, pieszcze zagle, zeby predkosc byla stala. Wiatr rosnie, refuje grota. Noc zapada po 18-tej. Do portu jeszcze pare mil. Pasito Blanco jest w glebi malej zatoki ochronionej od wiatru i fal. Mijajac latarnie Maspalomas wlaczam silnik i zwijam zagle. Jestem zmeczony  bezsenna noca.  Moge stanac na kotwicy ale mam zarezerwowane miejsce.


Port Pasito Blanco troche oswietlony. Wplywam. Jest nieduzo miejsca na manewry. Lekki prad znosi troche. Z pomostu swieci latarka marinero i mowi zebym zacumowal na stacji paliw, gdzie spedzam noc. Rano zalatwiam formalnosci i mam przydzielone miejsce. Samotny manewr nie jest prosty, silny wiatr wpycha fale do portu. Moje miejsce w zakamarku juz zastawionym jachtami. Obylo sie bez strat. 

Z Arrecife do Pasito Blanco 154 mil samotnej zeglugi. W Pasito Blanco jest sklepik i to wszystko. Bloki i wile dla turystow swieca pustkami. Paru emerytow z pieskami na spacerze. Na plazy tez malo ludzi. Czarny wulkaniczny piasek. Przy porcie mala stocznia. Przygotowuja jacht z flaga brytyjska i niemiecka. Cisza. Sprawdzilem takielunek. Jest do wymiany pekajaca wanta a pare dni temu nie bylo nic widac. Jade autobusem do Las Palmas po nowa wante i nowy GPS. Przy okazji na piwko z zaloga zaprzyjaznionego jachtu. Oni wybrali kotwicowisko przy porcie. Zeglarskie spotkania.


Pewnego poludniu mila niespodzianka. Do portu wplywa jacht poznanej w Ajaccio rodziny! Mloda para z  malymi dziewczynkami ( rok i trzy lata) On skipper jachtow motorowych ona marynarz. W drodze na Karaiby! Jade jeszcze raz do Las Palmas na zwiedzanie z para znajomych zeglarzy z Morza Srodziemnego. Ona z Paryza on z Fuentawentura. Przylecieli z Martyniki. Ostatnio widzielismy sie na Korsyce. Rok temu przeplyneli Atlantyk na 10 metrowym jachcie w niecałe 18 dni. Po paromiesiecznym pobycie na Martynice jacht sprzedali.  Teraz chca wozic turystow wiec poszukaja wiekszego. Covid czy nie - zycie sie toczy, powoli, wciaz w tym samym kierunku.

Planeta Morze ma swoje autostrady na ktorych przemieszczaja sie stada zeglarzy! Latwo jest sie spotkac i latwo jest sie rozstac do nastepnego portu amigos!

 

 

Roman

z pokladu „Ultima T”

 

 

 

 

 

 

 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3748