SCHENGEN - NIE MA DIABŁA, CHOĆ SĄ SZCZEGÓŁY
z dnia: 2008-01-22


Przesłanie dzisiejszego, trzeciego z kolei newsa o żeglarskich pytaniach "Co nam Schengen przyniosło" jest czytelne i w niczym nie przypomina korespondencji docentów habilitowanego z rehabilitowanym. Kapitan zaglowców - Janusz "Zbieraj" Zbierajewski chyba zgłębił już temat do samego dna. Zgłębiał go między innymi w jednostce organizacyjnej o nazwie tak długiej, że naiwnością by było oczekiwać zrozumiałych informacji. Najważniejsze, że "Zbierajowi" udało mu się...  wycisnąć sok.

Tu dziękczynny klik dla "Zbieraja"

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

------------------------------

Drogi Jerzy!
Obserwuję od pewnego czasu próby wyjaśnienia, co się - z naszego, żeglarskiego punktu widzenia - zmieniło po wejściu do strefy Schengen. Próbował to zrobić komandor Grzegorz Goryński (i chwała mu za to). Niestety, napisał to tak, jak pisze docent habilitowany do docenta rehabilitowanego. W rezultacie nie dziwię sie, że Krzyś Bieńkowski (a za nim inni) jęknął, że jako prosty doktor inżynier spod Grójca nic z tego nie zrozumiał.
Kilkanaście osób z naszego żeglarskiego podwórka zadzwoniło do mnie z takimi mniej więcej wypowiedziami: napisałeś "Astronawigację dla idiotów", więc może byś napisał "Schengen" w wersji "idiotproof".
Inaczej mówiąc - łopatologia stosowana lub - jeśli wolisz - jak sołtys krowie na miedzy. Schowałem więc pod dywan ambitną zasadę naszych czasów "żadna praca nie hańbi z wyjątkiem pracy społecznej" i oto rezultat:

Odbyłem dwie rzeczowe i zarazem sympatyczne rozmowy z przedstawicielami Sekcji Przepisów Wydziału Służby Granicznej Zarządu Granicznego Komendy Głównej Straży Granicznej (po przeczytaniu tej nazwy zrozumiałem, że komandor Goryński nie mógł niczego napisać prostym językiem;-))) oraz Morskiego Oddziału Straży Granicznej (o rany, jaka prosta i zrozumiała nazwa! Więc jednak można!).

Otóż sprawa z punktu widzenia żeglarskiego wygląda tak:
Przede wszystkim - tu, być może, wielu żeglarzy będzie zaskoczonych - "szengenowskie" przepisy dotyczące żeglarstwa sportowego i rekreacyjnego (po naszemu - jachtów) zajmują się ruchem tychże jachtów, a nie ludzi na jachtach, gdyż ludzie podlegają takim samym przepisom, jak przy przekraczaniu granicy lądowej.

Wariant 1.
Wychodzę jachtem do krajów "schengenowskich" - NIE ZGŁASZAM SIĘ do odprawy granicznej. Niezależnie od tego, kogo mam na pokładzie!

Wariant 2.
Wychodzę jachtem i w planie mam zawinięcie do kraju "nieschengenowskiego" - ZGŁASZAM SIĘ do odprawy granicznej.

Wariant 3.
Wracam z krajów "schengenowskich" - NIE ZGŁASZAM SIĘ do odprawy granicznej. Niezależnie od tego, kogo mam na pokładzie!

Wariant 4.
Wracam z krajów "nieschengenowskich" - ZGŁASZAM SIĘ do odprawy granicznej.

Koniec. Kropka. Tyle!
To znaczy - tyle to dotyczy mnie, jako kapitana!

Ale musimy pamiętać o kilku istotnych kwestiach.
Po pierwsze - SG ma prawo (co nie znaczy, że musi) przeprowadzić kontrolę praktycznie w dowolnym momencie. Przepisy wprawdzie mówią o konieczności przeprowadzenia tzw. oceny ryzyka (mówiąc w skrócie - chodzi o prawdopodobieństwo "przemytu osób"), ale też upoważniają SG do kontroli, w szczególnych przypadkach, bez oceny ryzyka.

Po drugie - jeśli np. lokalne przepisy portowe zobowiązują kapitana jachtu do zgłoszenia zamiaru wyjścia z portu i kapitan taki zamiar zgłosi, na podstawie umowy między SG a administracją morską kapitanat zgłasza ten fakt do miejscowej placówki SG. A wtedy SG albo nie zareaguje, albo uzna, że kontrola graniczna jest konieczna i ją przeprowadzi.

Pytanie teoretyczne: a jak to będzie w praktyce?
Odpowiadam przewidująco, na podstawie tzw. doświadczenia życiowego: Będzie różnie. Czy nam się to podoba, czy nie, musimy przyjąć do wiadomości, że w SG, podobnie jak w administracji morskiej i podobnie jak wśród nas, żeglarzy, istnieje pewien odsetek idiotów, oszołomów, nadgorliwców, nadwrażliwców itp.

Przez jakiś czas (oby jak najkrótszy) będą konflikty wynikające z nadgorliwości administracji i SG i z nie zawsze uzasadnionego przekonania żeglarzy, że skoro jestem wolnym obywatelem wolnego kraju, to wolno mi wszystko, a władza może mnie... itd.

Wkrótce się zacznie pierwszy sezon żeglarski "w naszym Schengen". Już niektórzy PT Koledzy na łamach znanej grupy dyskusyjnej zaczynają opracowywać strategię wyprzedzającą, jak zrobić Straży Granicznej koło pióra, bo przecież oni zaczną... itp.

A niby dlaczego mamy stosować metody nieustraszonej Armii Czerwonej, tzn. rozpoznanie bojem? Nie prościej zacząć od wzajemnej życzliwości?

Ja to od lat robię to tak: Lewą ręką przytrzymuję koronę na głowie, żeby mi przypadkiem nie spadła, a prawą naciskam przycisk UKF-ki i mówię: Straż Graniczna Gdynia - "Zawisza Czarny". Nic mnie to nie kosztuje. I dalej już jest miło.
Oni robią swoje, za co im płacą (za mało), a ja robię swoje, za co mi płacą (też za mało). I tu znajduję z chłopakami (i dziewczynami) z SG absolutny konsensus;-)))

Welcome to Schengen countries!

Janusz Zbierajewski

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=667