Jurek Sychut dobrze wpisuje się w kalendarz. Przecież to okres kanikuły, kiedy najlepiej czytuje się o bajecznych skarbach zalegających dno burzliwego Bałtyku. Tym razem chodzi o skarb wieziony dla .....polskiego króla. Jakaś dziwna sprawa - szwedzki prezent akurat dla Jana Kazimierza?
Jurkowi dziękuję.
Kamizelki i żyjcie wiecznie !
Don Jorge
==============================================
Jerzy Sychut - autor korespondencji
Skarby na dnie Morza Bałtyckiego
Załogi polskich jachtów w drodze do Nynäshamn, po minięciu Landsort w Archipelagu Sztokholmskim przepływają nad skarbem ukrytym w morzu. Szwedzki okręt "Resande Man" (Reesande Mannen) 23 listopada 1660 roku podczas sztormu rozbił się przy skalistej wyspie Viksten (Wijksteen) na pólnocny wschód od Landsort (http://tinyurl.com/viksten). 27.metrowy okręt był uzbrojony w 22 działa. Przeżyło 25 osób uczepionych części masztu wystających ponad wodę.
Latarnia Landsort Światło Viksten
Okrętem dowodził niedoświadczony kapitan Hans Mansson który rok wcześniej otrzymał patent. Wraz z nim i żoną zginęło 37 członków załogi. W katastrofie zginął także szwedzki ambasador hrabia Karl Christoffer Von Schlippensbachs który w ładowniach wiózł prezenty o wielkiej wartości, ze srebra, złota i szlachetnych kamieni przeznaczone dla polskiego króla Jana Kazimierza.
Z wraku wydobyto działa jednak mimo intensywnych poszukiwań nie zaleziono skarbu. Przez 300 lat powstawały legendy lecz skarb był poza zasięgiem poszukiwaczy. Według spisu skarb składał się ze szkatuły której nie mógł unieść mężczyzna wypełnionej srebrnymi talarami, srebrnego serwisu, wyrobów jubilerskich, złoconej karety oraz 60 tysięcy złotych dukatów. Wielu poszukiwaczy nurkowało w pobliżu wyspy Viksten lecz nie znaleźli niczego poza kilkoma monetami, w latach 20.tych ubiegłego wieku.
Kilka tygodni temu w pobliżu wyspy zakotwiczono statek do poszukiwań naukowych "Aurelia" i wypuszczono robota do podwodnych poszukiwań. Na głębokości 25 metrów woda jest dostatecznie przejrzysta aby wypatrzeć resztki wraka. Jednak części leżą poniżej tej głębokości z powodu gwałtownego spadku dna do głębokości 60-70 metrów. Tam właśnie spodziewane jest odnalezienie skarbu. Resztki leżące na głębokości 25 metrów plądrowali poszukiwacze skarbów lecz nie mogli dotrzeć do dna. Podczas zimowych sztormów w tej okolicy występują fale o wysokości 10-12 metrów które rozbijając się o skały sięgają głębokości 25 metrów i przesuwają wrak. Stąd mniemanie że niektóre części wraka wraz ładunkiem leżą nienaruszone na dnie.
Tak prawdopodobnie wyglądał pechowy okręt
Wrakiem RMS Resande Man interesował się Anders Franzén, odkrywca i wydobywca jednej z największych atrakcji turystycznych Sztokholmu jakim jest okręt Wasa i już 50 lat temu umieścił na liście obiektów godnych poszukiwań. Niestety zmarł w 1993 roku zanim zdołał odnaleźć. Według naukowców nie ma w tej okolicy innych XVII.wiecznych wraków. Jedyny wrak brygu Margareta zatonął w 1898 roku i łatwo odróżnić jego resztki.
Próbki potwierdzają że resztki drewna pochodzą z XVII wieku. Czyli nie ma wątpliwości że znaleziono wrak RMS Resande Man. Pozostaje teraz przeszukać wykrywaczem metali szlam na dnie aby znaleźć skarb. Dla naukowców niewątpliwą wartością jest potwierdzenie że znaleziony wrak to jest właśnie okręt "Resande Man".
Nie wiadomo kiedy i czy władze zdecydują o dalszych poszukiwaniach. Na dnie znajdują się inne skarby wzbogacające wiedzę o budowie okrętów i historii materialnej. W głębinach Archipelagu Sztokholmskiego spoczywa wiele wraków pochodzących ze wszystkich krajów leżących nad Morzem Bałtyckim. W każdym z nich znajduję się cząstka naszej historii. Dzięki doświadczeniom uzyskanym przy wydobyciu okrętu "Wasa" naukowcy bardzo ostrożnie podejmują decyzję o wydobyciu. Znaleziska są bezpieczne dopóki chroni je woda, a trudno przewidzieć co stanie się po ich wydobyciu. Dlatego dokładna lokalizacja odkrytych wraków jest objęta tajemnicą.
Jerzy Sychut, Sztokholm 19 lipca 2009
_______________________________
warto abyśmy odskoczyli na właściwą odległość - klikamy tu