NIE MA KASZEB BEZ POLONII, ANI BEZ KASZEB POLSCZI
Kpt. Krzysztof Bieńkowski dopłynął do Bretanii. Zachwyca się pływami o skoku 10 metrów, skalistymi zatoczkami i skrawkami plaż. Przy okazji, porównuje odrębnośc Bretanii do odrębnosci Kaszub. Otóż drogi Krzysiu - trafiłeś kulą w płot. Ja Ci to wytykam - warszawiak, syn warszawiaka, wnuk warszawiaka - facet, który jednak traktowany jest w Kartuzach jako Kaszeba naturalizowany. Otóż to Jan Hieronim Derdowski powiedział: "Nie ma Kaszëb bez Polonii, a bez Kaszëb Polśczi". A korespondencja Krzysia jest ciekawa, choć niestety lakoniczna.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
________________________
Drogi Jerzy,
Przesyłam serdeczne pozdrowienia z wietrznej i słonecznej Bretanii. Kraj to piekny, a dla żeglarza wprost bajkowy. Takie zagęszczenie przeróżnych atrakcji i form wybrzeża nieczęsto można spotykać w Europie. Od pływów, których skok przekracza 10 metrów w Zatoce St-Malo, poprzez granitowe skały, o które rozbijają się potężne atlantyckie fale, po ciche zatoczki, w których piasek dorównuje jakością temu z Łeby i Ustki.

Dalekodystansowe rejsy z reguły zatrzymują się w Breście i podążają na skróty do Portugalii, jakby najszczytniejszym celem było osiągnięcie Przylądka Ciepłych Gaci. Słowo "Biskaje" polski żeglarz kojarzy ze sztormami i niegościnnym wybrzeżem, a tymczasem południowe wybrzeże Bretanii zaskakuje bogactwem zatoczek, wysepek i rzek, którymi można wpłynąć głęboko w ląd. Żaglówek i przeróżnych pływadeł wodowanych wprost z plaży lub z portowego slipu, jest mnóstwo. Okazuje się, że po
oceanie można żeglować niekoniecznie kilkunastometrowym okręciszonem, ale łódeczką, przy której mazurskie jachty, to hotelowe krążowniki smętnie ryjące muł na trasie Wierzba-Mikołajki. Myszkowanie po bretońskich dziurach ma sens, nie tylko dla smakowitych naleśników i francuskiego wina. W Lorient znajduje się, godne odwiedzenia, muzeum "Cité de la Voile Éric Tabarly" - miasto żagli upamiętnia imię ojca francuskiego żeglarstwa.

Powiedzieć tu, że Bretania jest częścią Francji, to takie samo faux pas, jakby stwierdzić, że Kaszuby należą do Polski. Dwujęzyczne napisy na ulicach, szkoły z wykładowym językiem bretońskim, pola menhirów, celtyckie symbole i flagi w biało-czarne pasy skłaniają ku temu, żeby w sklepie czy kawiarni, mówić "Demat" zamiast "Bonjour". Opanowanie kilku podstawowych zwrotów i słów kluczowych (np.: Jean-Paul Second, Walesa) jest bardzo pomocne, bowiem używanie angielszczyzny w portowej tawernie może się źle skończyć... Rdzenni Bretończycy do dziś czują się po okupacją. Do 1532 roku Bretania była księstwem, a pewną odrębność zachowała aż do rewolucji francuskiej.

Pozdrawiam serdecznie, żyj wietrznie!
Krzysiek Bieńkowski

PS: Zapraszam do przejrzenia drugiego numeru Dobrej Praktyki Żeglarskiej. Trzeci w przygotowaniu.
_____________
_____
tu klik dla Krzysia
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu