Czytelnicy czasami zadają mi podchwytliwe pytanie - panie Jerzy, pan chyba nie lubi polskich portów. Hmm, do portów nic nie mam, ale ludzie w nich komenderujący nie jeden raz mi podpadli. Oczywiście z wyłączeniem Władkowa. Najlepsze są takie, w których, jak w szwedzkich - władze nie szukają z nami kontaktów. No i sanitariaty! A co do hałasu - ta plaga wymaga bezlitosnego utrupienia.
Od wielu lat perspektywa zawinięcia do większości polskich portów otwartego morza, to fatalna perspektywa. Aby definitywnie zniechęcić żeglarzy do takich odwiedzin - administracja morska wprowadziła odstraszające opłaty. Wszystko układa się jak domino.
Autor korespondencji i jego łódka
Mam dla Was kolejną, zapowiedzianą uprzednio opowiastkę kapitana Andrzeja Remiszewskiego. Andrzej zszedł z "raju" do "realu".
Kamizelki i żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_________________________________________________________
Herb Ustki po tuningu
Ustka to piękne miasto. Herb ma co prawda pewien defekt anatomiczny ale rajcowie się tym trzy lata temu zajęli, może za kolejne trzy poprawią. Gorzej jest z perspektywami poprawy w dziedzinie interesującej nie tylko męską część populacji żeglarskiej. Kilka lat temu prasę obiegły sensacyjne projekty budowy mariny na 500 jachtów. Realność ich była od początku wątpliwa, fama głosi, że przyczyną ich publikacji było wyłącznie „ściemnianie” przez potencjalnego zagranicznego inwestora dla zneutralizowania gniewu polskiej administracji wobec niewykonania należycie jakiegoś zamówienia.
Ale co tam 500 jachtów, w naszych realiach „marina” na 20 łódek to byłby luksus. Tak nawiasem, czemu mówimy w Polsce „marina” nie mam zupełnie pojęcia. Żadna encyklopedia nie podaje definicji mariny w rodzaju: „zapyziały i niewygodny pomost dla kilkunastu jachtów, z kontenerem sanitarnym oraz zbyt liczną i niekompetentną obsługą”. A tak wyglądają „mariny” polskie. Znam dwa wyjątki: Łeba, która jest czymś rzeczywiście nie gorszym od szwedzkich, czy niemieckich portów gościnnych oraz Gdynia, która od powyższej definicji różni się wielkością.
Ale wracajmy do Ustki. Wpadamy na skrzydłach baksztagowego wiatru, wejście wygodne, szerokie, zaraz wewnątrz awantport, gdzie można zrzucić do tej pory niesione żagle i przygotować odbijacze. Zaczyna się miło. Potem jest już tylko gorzej. O ile nie porozmawialiśmy wcześniej na VHF, pojawia się na nabrzeżu bardzo uprzejmy oficer dyżurny Kapitanatu i poleca (?) stanąć „po lewej stronie za statkiem ratowniczym”. A jak ja chcę po prawej w Basenie Węglowym i przy burcie „Holly”, żeby mieć blisko do Edka? No dobra: dałem się „sterroryzować”, płynę w górę kanału. Po drodze manewrująca w poprzek „Lady cos tam” z głośną muzyką na pokładzie, łomot dyskoteki na galeonie „Dragon”, huk koncertu na nabrzeżu, dobrze że w dwuosobowej szwedzkiej załodze manewry obywają się bez wydawania i słyszenia komend. Ale manewrowanie na 18 metrowym jachcie mogłoby być w tych warunkach niebezpieczne.
Dochodzimy „za ratownika”, stoi za nim dwa małe jachty, już widać jak ich maszty zataczają kręgi na tle szarego magazynu z gigantycznym transparentem: „CZY TO MUSI SZPECIĆ?” A musi? Cyrkulacja w lewo. Nabrzeże wysokie, wielkie opony, pachoły dla pięciocalowych cum okrętowych, do tego za rzadko dla jachtu rozmieszczone. Na szczęście poprzednicy przegapili drabinkę w ścianie nabrzeża, będzie jak wydostać się na górę i jak założyć szpringi. Ale jak stoi sąsiad? Węgier z żoną i rocznym dzieckiem – na dwóch cumach bez szpringów. Drobny błąd, dotykam koszem dziobowym wysoko wiszącej opony i szkło prawej latarni pozycyjnej znika. Będę pływał bezpieczniej – bez świateł (czyli w dzień), bo w Ustce sklepu żeglarskiego nie ma.
Zacumowani. Miły oficer dyżurny przychodzi i zaprasza na jutro w celu uiszczenia opłaty, sprawia wrażenie jakby się trochę wstydził, tego że musi nam to powiedzieć. Mówię, że przyjdę o 9 rano. Wszystkie odbijacze chronią kadłub przed agresją opon. Jacht skacze, bo kanałem wali z morza fala. Dobra, do rana wytrzymamy. Ale nie wytrzymamy bez wizyty w WC. W budynku obok, na wprost naszej burty drzwi z napisem SAIL SERVICE, „czy jakoś tak” (Jerzy Porębski wybaczy mi cytat) i dodatkowo: WRZUC 1 ZŁ. Wrzucam. Nic. Zjadło jak w peerelowskim automacie telefonicznym. Pozostaje alternatywa: drobna sprawa pod murem budynku, grubsza po rozładowaniu jachtowego WC ze sztormiaków i kamizelek, wprost do wody kanału portowego w uzdrowisku Ustka.
Rano komuś udaje się otworzyć zaklęte drzwi. Wędrujemy kolejno. Wewnątrz brak „pewnej taśmy”, za to woda i błoto na podłodze. Ciepła woda, 3 minuty za 5 złotych wrzucone do kolejnego automatu, tylko w męskim prysznicu, „myjcie się dziewczyny...” w zimnej wodzie, rozgrzeją was emocje.... postoju w Ustce. Manewry z drzwiami obserwuje klęczący pod automatem do gry, czy czymś takim (najbardziej niezbędny sprzęt przy nabrzeżu reprezentacyjnym w porcie jachtowym). Okazuje się właścicielem przybytku, OTWIERA MORDĘ, i zarzuca nam, facetom po 50, z własnym, prywatnym szwedzkim jachtem, w tym profesorowi UJ, kradzież złotówki. Proponuję mu 100 złotych za posprzątanie kibla. Trzeba przyznać, ze po pół godzinie podchodzi do jachtu i przeprasza! Ale syf wewnątrz nadal pozostaje.
Idę do Kapitanatu. Wewnątrz pozamykane drzwi bez napisów. Z góry słychać głosy, więc wspinam się po schodach. Na piętrze jakieś biuro, sympatyczna panienka informuje mnie jednak, ze opłata jeszcze wyżej. Drugie piętro, kolejne biuro. Ale nie: płacić będę w „wieży kontroli lotów”, opłata za postój to w końcu kluczowa dla bezpieczeństwa żeglugi sprawa. Kolejny sympatyczny oficer. Jednym okiem spoglądamy z góry na ruch w porcie, drugim trzeba odnaleźć aktualny kurs euro, bo Dyrektor UM w Słupsku ustalił opłatę w euro i trzeba stale ją przeliczać na PLN. Wychodzi 23,13 PLN łącznie: opłaty tonażowej oraz za postój. Hmmm... „Opłata tonażowa”? A co to? Właściwie powinienem zażądać od oficera dyżurnego okazania mi podstawy prawnej. Ale co on winien? A ma przecież swoją oficerskodyżurną pracę do wykonywania na bieżąco. Płacę bez szemrania i po cichu czynię pewne postanowienie. Na koniec jeszcze urzędowa prognoza z komputera i sympatyczne pożegnanie, bo dziś wyjdziemy w morze.
Siusiu, golenie, opłata, śniadanie za nami.
Trzeba zrobić klar. Pełny worek śmieci. A gdzie śmietnik? Na kei nawet koszy na śmieci brak. Powstają dwie opcje: zanieść burmistrzowi (ale to daleko) albo oficerowi dyżurnemu (ale to sympatyczny gość). Zanosimy garażowi na zapleczu budynku. Pewnie Pan Złotówa stworzy też teorię, że żeglarze i profesorowie UJ zasypują go śmieciami złośliwie. Też złośliwie zastanawiałem się, czy nie wypakować wszystkiego z worka jak w Szwecji, gdzie zawartość poddawaliśmy segregacji. I tak mu zostawić: „osobno papier, osobno szkło, osobno plastik, zapamiętaj to” (Maciej Kraszewski wybaczy mi plagiat).
Trzeba też podładować akumulator. Na ścianie budynku rząd gniazd. Ale sztrumu brak (Pan Złotówa odciął, bo żeglarze za dużo ciągnęli). Widać w Ustce wyszli już z komunizmu: „Komunizm to władza rad plus elektryfikacja” (Władimir Iliicz wybaczy cytat). W Ustce została tylko rada miejska? Na szczęście stoi obok kolega z zaprzyjaźnionym dużym jachtem, daje na prąd. Kolejna przeciwność pokonana.
Mamy prąd, można włączyć komputer. W Ustce mają darmowe WiFi, odbierzemy prognozę z GRIBA. A g..... Ten głupi komp mówi, że brak zidentyfikowanych sieci bezprzewodowych. Kolega radzi zabrać laptopa pod latarnię morską. Ale tam nie ma gniazdka z prądem, a bateria wytrzymuje kwadrans. OK. Idziemy do knajpy obok. Miła i urodziwa barmanka podaje kawę, pokazuje, przy którym stoliku „najlepiej bierze” i rozwija przedłużacz z prądem. Tylko do cholery czemu knajpiana radiostacja musi tak ryczeć?! Ani porozmawiać, ani napisać maila, bo myśli nie słychać. Jest GRIB, będzie wiało w plecy, jedziemy więc w morze.
Na koniec usteckich atrakcji inaczej, jedyna niezależna od władz administracyjnych: LUNĘŁO, ale jak!!! Ale po deszczu wychodzi słońce, a mu popędziliśmy do Łeby, podobno TEŻ W EUROPIE.
Nie komentuję tego co spotkało nas w Ustce. Znają to niemal wszyscy polscy żeglarze. Może jeśli Don Jorge zechce ten tekst opublikować, skryto- i jawnoczytacze za granicą przetłumaczą to i opublikują ku przestrodze zagranicznych żeglarzy. Zapobiegnie to sytuacjom takim, jak ze wspomnianym Węgrem, który w Łebie powiedział, że po Ustce chciał już zawrócić na zachód do cywilizacji Greifswaldu i Sassnitz.
A ja mimo to do Ustki wrócę: do Przyjaciół-żeglarzy. A syrence może poprawią defekt anatomiczny...
Andrzej
======================
klik dla Andrzeja
Załącznik do komentarza Andrzeja Remiszewskiego - ponizej
Mówiono, że komunistyczna władza była arogancka. Ja, pamiętający tamte czasy, śmiem twierdzić, że obecnie niektórzy urzędnicy potrafią ja przewyższyć. Oto wypowiedź dyrektora UM Słupsk p. Mariusza Szuberta dla Gdańskiej Panoramy http://ww6.tvp.pl/7014,20090811924313.strona od 11:45 minuty
Jurmak
Poniżej zamieszczam wyciąg z aktu prawnego jakim jest Plan Gospodarowania Odpadami. Gołym, nieuzbrojonym w mikroskop okiem, we wskazanych na wschodnim brzegu punktach, dostępnych prostemu żeglarzowi pojemników widać nie było. Może zabrakło oczywistych w każdym szwedzkim porciku drogowskazów: SMIETNIK 40m, SEGREGACJA ODPADÓW 60m itp. Oczywiście wyłączam pojemniki 1100 litrowe skrupulatnie zamknięte na kłódkę... żeby ktoś nie podrzucił śmieci spoza posesji. Otwarcie takowego mogłoby się skończyć, obok zarzutu kradzieży złotówki, jeszcze zarzutem włamania z użyciem siły.
URZĄD MORSKI W SŁUPSKU
PLAN GOSPODAROWANIA ODPADAMI
ORAZ POZOSTAŁOŚCIAMI ŁADUNKOWYMI
ZE STATKÓW DLA PORTU W USTCE
Nazwa, siedziba, adres oraz forma prawna podmiotu zarządzającego portem.
Urząd Morski w Słupsku
Al. Sienkiewicza 18
76-200 Słupsk
tel.: (059) 842-84-06
Forma prawna podmiotu zarządzającego portem: na podstawie Ustawy z dnia 20 grudnia 1996r. o portach i przystaniach morskich (Dz. U. z 2002 r. nr 110, póz. 967 z późn. zmianami)
...................
W porcie Ustka w 2003 roku przebywało 259 jachtów a w 2004 roku 204.
......................
Odbiór śmieci niesegregowanych stałych
Do odbioru i magazynowania odpadów stałych z jednostek w porcie Ustka służą urządzenia odbiorcze o różnej pojemności. Zaliczają się do nich: kontenery o poj. 10 m3 oraz pojemniki o poj. 1,1 m3 .
Odbiorem odpadów stałych z portu zajmuje się Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej w Słupsku przy pomocy specjalistycznego samochodu odbiorczego. Odebrane śmieci składowane są na regionalnym wysypisku śmieci w Bierkowie. Koszty związane z odbiorem śmieci w porcie pokrywa Urząd Morski w Słupsku.
• Odbiór śmieci segregowanych
Do odbioru i magazynowania śmieci segregowanych z jednostek stacjonujących w porcie służą pojemniki na opakowania plastikowe o poj. 1,5 m3.
Odpady segregowane z portu są odbierane przez firmę PGK w Słupsku i przy pomocy specjalistycznego samochodu transportowane na wysypisko śmieci w Bierkowie.
...........................
Opis lokalizacji urządzeń odbiorczych w porcie (rys. 1)
...........................
Urządzenia odbiorcze na odpady stałe (kontenery o pojemności 10 m³, pojemniki o poj. 1,5 m³, pojemniki o poj. 1,1 m³) zlokalizowane są w różnych miejscach na terenie portu, w pobliżu miejsc postojowych jednostek stacjonujących w porcie. Ich rozmieszczenie uwzględnia dogodny dostęp do nich dla użytkowników portu.
Lokalizację urządzeń odbiorczych do odbioru odpadów ze statków w porcie Ustka przedstawiono na rys. l.
...............................