Z WARSZAWY NA NIEMIECKIE ROZLEWISKA

Często dostaję takie maile - "dalibyśmy się skusić, ale mieszkamy w Warszawie". No cóż - Warszawa, miasto jak miasto, choć akurat dla mnie - rodzinne. A że daleko do słonej wody? Jak dla kogo. Dla Waldemara Ufnalskiego, a co ważniejsze dla Ewy - co za problem?
Zatem kolejny dobry przykład. I rozwojowy- czytajcie "PS".
Kamizelki i żyjcie wiecznie!
Don Jorge

_____________________________
Mistrzu Don Jorge;
Jesteśmy z żoną ewoluującymi „szuwarowcami” z bardzo długim stażem „szuwarowym” (pływamy aktualnie siódmą łódką – jest nią „zbudowana na emeryturę” Antila 22) i wielokrotnym niezbyt ambitnym „stażem morskim” jako załoga lub „oficerowie”. W latach 2006 – 2008 zainspirowani „Zalewem Wiślanym” spływaliśmy Wisłą na wymieniony Zalew z Warszawy i „kręciliśmy” się tam i w okolicach mniej więcej corocznie przez miesiąc. Było sympatycznie ale ile razy można. W tym roku zainspirowani „Wybranymi portami Niemiec Wschodnich” w pięć tygodni wykonaliśmy rejs czteroetapowy.
1. Warszawa – Królewskie Miasto Pyzdry (na lawecie)
2. Wartą a następnie Odrą na jez. Dąbie (na silniku z położonym masztem i dalej porządnie na żaglach)
3. Szczecin-Dąbie – Trzebież - Rankwitz – Freest – Altefahr – Prerow – Dierhagen – Zingst – Pruchten (!) – Kloster – Altefahr – Wiek – Stahlbrode - Sellin – Peenemunde – Thiessow (Rugia ponownie) – Przylądek Gohren – Ziemitz - Zinnowitz – Usedom – jez. Wicko – Szczecin-Dąbie.
4. Szczecin-Dąbie – Warszawa (na lawecie)

Kilka razy nocowaliśmy na kotwicy. W międzyczasie zwiedzaliśmy okolice rowerami (własnymi – na łódce mamy odpowiednią bakistę na dwa duże składaki). Uważamy rowery za niezbędne wyposażenie łódki na rejsie „krajoznawczym” – polecamy. Bardziej ambitne „plany morskie” zniweczyła bardzo niepewna pogoda w okresie 19 czerwca – 25 lipca (np. trzy dni staliśmy w Wiek bo wiało 5 B i chwilowo więcej). Nadrabialiśmy rowerami od strony lądu – spieniony Bałtyk widziany z klifu też robi wrażenie.

Konfrontowaliśmy rzeczywistość z „locyjką”. Ogólnie się zgadza. Oto kilka uwag:
1. Wrażenie ogólne po rejsie mamy jak najbardziej pozytywne. Czysta „duża woda”, na ogół kulturalne zachowanie się motorowodniaków (zmniejszają szybkość lub wyprzedzają dostatecznie szerokim łukiem) i całkowity brak skuterów wodnych (!!!) – nie widzieliśmy ani jednego. Sympatycznie - przyjazny lub co najmniej kulturalnie – poprawny stosunek wodniaków niemieckich, bosmanów w portach i przypadkowych przechodniów do nas. Nie spotkała nas żadna agresja lub złośliwość na tle narodowościowo - historycznym.

2. Szczegółowy opis tych akwenów (też po polsku) jest na portalu www.mecklenburg-vorpommerm.eu .

3. Aktualne informacje o portach (plany, ceny, telefon do bosmana) można znaleźć na portalu www.mv-maritim.de  lub www.sejlerens.com  (lub w czasopiśmie s]Sejlerens – rocznik 2009).

4. Godziny otwarcia mostów są dostępne w portach oraz na portalu www.mv-maritim.de  (Brückenzeiten).



5. Pruchten to wioska „wakacyjna” z maleńką gminną przystanią (to nie jest w założeniu port; żadnych usług ale i żadnych opłat) w której stacjonują dwa świetnie utrzymane oldtimery (mają po 101 oraz 82 lata). Armator starszego obecny na przystani zaprosił nas i odebrał cumy. Bardzo sympatycznie. Jest tam duży „Gasthoff” a w każdym niemal domu „Zimmer Frei”. Sądząc z liczby zaparkowanych samochodów miejscowość jest dosyć popularna wśród miłośników kameralności.. W dwóch istniejących tam sklepikach kupujemy (po południu) świeżutki chlebek cebulowy oraz świeże flądry. Nie uznałbym tego za „zadupie”. Brama na kładkę przy której stoją oldtimery jest natomiast zamykana jak „maszoperia’ opuszcza port. Był piątek i szykowano łodzie do pływania. Załączam mały fotoreportaż z Pruchten – było tam naprawdę sympatycznie.

6. Port w Koserow trudno uznać za port. Tor wodny (oznakowany dwiema bojkami i dodatkowo patyczkami wbitymi w dno) ma 2 m szerokości i głębokość raczej dla kajaka; mam 35 – 40 cm zanurzenia po „wyjęciu wszystkiego” i przepychałem łódkę „ręcznie” a raczej „nożnie”. Rezyduje tam jakiś prywatny klub i zgadzali się niezbyt chętnie aby pozostać tam na jedną noc. Na Achterwasser wiało około 5B ale po zarefowaniu poszliśmy do Zinnowitz – bardzo fajny port, dobrze chroniony z każdej strony z sympatyczną „Hafenmeisterin” – polecamy.


7. Co do Peenemunde zgadzam się z Tobą – chyba nie warto tam stawać. . Jak wiadomo w czasie Drugiej Wojny Światowej był tam ośrodek w którym montowano i wypróbowywano rakiety V2 (zainteresowanym tematem polecam książkę M. Wojewódzkiego, Akcja V1, V2, Pax, 1972). Po wojnie była tu baza radziecka (NRD). Zostały „śmieci po radzieckim garnizonie”; zdewastowane budynki; tereny poligonów do rekultywacji ogrodzone drutem kolczastym i zdewastowany, rdzewiejący radziecki okręt podwodny (można zwiedzać). Widok przygnębiający – coś w stylu Borne – Sulinowo. Ponieważ o V2 i jej konstruktorze „czytałem prawie wszystko co było napisane po polsku” zrezygnowałem z dalszego poznawania Peenemünde (jest tam muzeum techniki rakietowej), co współarmatorka i współkapitan przyjęła z dużym zadowoleniem.

8. Przystań w Sellin jest kameralna i darmowa (tylko toaleta) – do centrum kurortu 5 min. (rowerem); blisko markety i staja benzynowa.


Serdeczne pozdrowienia

Waldemar Ufnalski

PS. Chyba kupię „coś o portach duńskich” – apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Podpisy pod fotografiami:
Młodszy oldtimer szykuje się na weekend
Przystań w Pruchten w piątek wieczorem
Brama już zamknięta
A to jest Ewa 3

_________________

kliknijcie rankingowo JK AZS Szczecin (na stronie tytułowej - link)








Komentarze
Brak komentarzy do artykułu