A MÓWIĘ JAK KOMU DOBREMU
Proszę mi się tu nie gorszyć z powodu domniemanego być może braku patriotyzmu. Lekcje i operacje muszą boleć. Niech do jasnej Angeli w końcu włodarze tych małych, zaściankowych porcików za wami zatęsknią. Dajcie im czas na odrobinę traumy. Dajcie im czas na zrozumienie starego przysłowia - "na złość mamie - niech mi uszy zmarzną". Bornholm, szwedzkie porty Skanii I Blekinge leżą tak blisko, a Wy masochistycznie katujecie się porcikami, które jeszcze nie potafią docenić Waszych wizyt, oraz splendoru jaki im Waszymi łódeczkami dodajecie. I tylko mi nie piszcie, że "urlopu nie starcza". Na priva Wam odpowiem. Publicznie nie mogę, bo już ten i ów wytyka mi "niepoprawnośc polityczną". Przyjdzie czas, kiedy Was będą kusić, niczym banki ofertą kredytu lub kompanie telekomunikacyjne - darmowymi minutami.
 
A teraz do kpt. Andrzeja Remiszewskiego - mój stary Druhu (i Stary Koniu) - czego w końcu się po Helu spodziewałeś? A te Twoje demoralizujące meldowanie się?  Tak bardzo się przejmujesz tym, co oni lubią?  W Karlskronie czy Ronne też się meldujesz z redy?
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
===========================
TERAZ HEL
Oczekując na odpowiedź Dyrektora Szuberta wybrałem się na mały spacerek po Zatoce Gdańskiej. Pogoda była piękna, ciepła i wietrzna, jako dżentelmen uprawiający jachting pływałem baksztagami na samym foku, z pasażerkami na pokładzie i, o zgrozo, w kamizelkach. Jedzonko w knajpce Kutter, jak zwykle pyszne, a lody u Czarnuli rewelacyjne. Pięknie? Byłoby pięknie, gdyby nie.... Nie, nie! Nie spotkałem „okrętów wojennych RP”. Spotkałem PRL. Dla człowieka w moim wieku to dość traumatyczne przeżycie.
Może jednak relacja po kolei.
Kilka kabli przed Helem wywołuję na VHF Bosmanat. Tak, wiem, że nie ma takiego obowiązku, ale wiem , że bosmani dyżurni lubią wiedzieć, kto im się zaraz pojawi, po za tym „rowerzysta” pobierający opłaty dowiaduje się, ze trzeba się pofatygować do kolejnego klienta. Mam interes w tym aby pojawił się jak najszybciej, o czym za chwilę. Rozmowa jest sympatyczna, tylko po co Bosman dyżurny wypytuje mnie o „nazwisko prowadzącego”?. Dlaczego „cała Zatoka” ma wiedzieć że zaraz będę osobiście w Helu? Dobrze, że już wiedzą, aby nie pytać o port macierzysty, bo byłoby literowanie trudnej szwedzkiej nazwy.
Podchodzę do główek, w odległości kilkudziesięciu metrów od lewej, równolegle do toru podejściowego od strony Gdyni, sieci. Fakt, że oznakowane, denne, ale w poprzek podejścia od strony Jastarni i Pucka, w miejscu, gdzie już zawsze idzie się na silniku. Czy naprawdę w tym miejscu trzeba łowić? Na główce wewnętrznego pirsu wędkarz, niechętnie, na widok podchodzącego na silniku jachtu, zwijający dłuuugą żyłkę. Czy helscy ludzie morza naprawdę tak muszą?
Dziób „Tequili” zagląda do „basenu jachtowego”. Cud! Godzina 1600, a jest jedno wolne miejsce w y-bomach. Przypomina mi się jak w połowie sierpnia zająłem ostatnie wolne miejsce o 1400. Tego dnia wieczorem po za y-bomami stało w Helu 32 jachty. Do tego kawał nabrzeża zajmował wrak „Bryzy” postawiony na niemal cały sezon w części jachtowej, zamiast przy pustym falochronie południowym. Pod wieczór port jest pełny. Łódki kołyszą się niemiłosiernie, obijając o opony, choć akurat trzeba powiedzieć, że przy zachodnim wietrze w porcie jest dość spokojnie. Ale dlaczego przy tak dużym ruchu nie można dobudować jeszcze ze 20 stanowisk w y-bomach? Czy nikomu nie zależy na gościach?
Stoimy, prąd podłączony, woda na kei jest, można by tylko zapytać dlaczego nikt nie naprawia od wiosny urwanego ucha cumowniczego przy y-bomie, co zmusza do cumowania wprost do jego konstrukcji. „Rowerzysta”, jak zawsze miły i uśmiechnięty, wbrew temu, co opowiadają niektórzy koledzy, pobrał opłatę za postój, w zamian zostawiając paragonik z kasy fiskalnej. Pracowicie tłumaczy sąsiadowi, ze jak pokaże ten paragonik w recepcji, to otrzyma prawo do jednego bezpłatnego prysznica. Sąsiad nie bardzo rozumie... no bo kto zrozumie dlaczego po opłatę musi przyjeżdżać dookoła całego portu „rowerzysta”, jeśli recepcja jest tuż obok.
Idziemy do recepcji, pierwsze wrażenie pozytywne: znikło kilka szpetnych bud z goframi itp., które cały sezon zasłaniały wejście, jest też CICHO! W recepcji krótka trzy osobowa kolejka, a sprawa jest nagląca, wszak nie używamy toalety zaburtowej na Zatoce, o ile to nie jest bezwzględnie konieczne. Powoli, powoli. Recepcjonista musi nas wpisać do książki I tu zaczyna się Europa! Znienacka, pod koniec sezonu, zamontowano na drzwiach sanitariatów czytnik kart, a na bezpłatny prysznic otrzymujemy, zamiast ręcznie pisanych karteczek, żetony. Drobiazg: za kart do drzwi trzeba pozostawić 20 zł kaucji, a portfel został na jachcie. Biegiem, bo sprawy są coraz bardziej naglące. Uff. Wreszcie można skorzystać z luksusów cywilizacji europejskiej. Powoli, powoli. Tu też kolejka! Dlaczego w porcie, gdzie naraz stoi kilkadziesiąt jachtów, z kilkuset żeglarzami, jest tylko jedno „oczko” męskie i jedno damskie? Na szczęście znamy |”jajo”, na piętrze są prysznice i tam też jest WC, może w odróżnieniu od sierpnia będzie czynne. Działa, tyle, że porządek i stan techniczny nie zachwyca. W kabinie nie działa światło, wieszak na papier uszkodzony, na podłodze „błotko.
Odprężony wracam na dół, czekając na resztę załogi (pasażerka Wacku!) pytam recepcjonistę, czy komputer z bezpłatnym internetem, który był dostępny na drugim piętrze w zeszłym sezonie, jest czynny. „- Nie wiem, chyba jest zepsuty”. OK., jest przecież bezpłatne WiFi koło Urzędu Miejskiego. Tak sobie rozmawiając oglądam kilkanaście różnych informacji ponaklejanych dookoła lady recepcji. Nagle nisko, tuż nad ziemią zauważam wsuniętą w stojak z ulotkami reklamowymi karteczkę. Nie wytrzymuję, robię
Pytam recepcjonistę, czy żeglarz, który wejdzie do portu o 2205 nie może się wykapać, a żeglarz, który chce wypłynąć przed 0800 nie może się ogolić? Dowiaduję się, że potrzebny jest czas na sprzątanie, bo były pretensje od żeglarzy, ze jest brudno. Pytam więc, czy recepcjonista wie, że w normalnych portach zamyka się łazienki na sprzątanie między piąta, a szóstą rano i np. między 1900, a 2000? I czy wie, że gdyby recepcja pobierała opłaty za postój, to byłyby wolne dwa lub trzy etaty po „rowerzystach” dla sprzątania permanentnego? Na to on, słusznie pyta mnie, czy ja wiem, że to jest nie recepcja, a „informacja turystyczna” miasta, a opłaty pobiera port, który nie ma z miastem nic wspólnego?
Idziemy na obiad. Jaka ulga! Cały sezon Bulwar im. Demela był zatłoczony kramami. Nie mogłem pojąć, czemu ktoś pozwolił na zastawienie wejścia na niego, tak ciasno, ze trzeba było się przeciskać między stolikami sezonowej knajpki, mimo, że obok był pusty placyk po zburzonym baraczku dawnego bosmanatu. Teraz jest po sezonie i jest luźno! Jest też cicho! Całe lato obok muzeum stała estrada na której popołudniami odbywały się jakieś występy, konkursu karaoke. Nagłośnienie miało moc godna opolskiego amfiteratru. To jeszcze mogę zrozumieć. Ale dlaczego w każdym kramie, każdej knajpce dookoła gra własna muzyka? Skutek taki, że nie słychać ani jej, ani występów z estrady, ani rozmowy przy własnym stoliku, ani nawet własnych myśli. Dlaczego wakacyjnym przedsiębiorcom wydaje się, że im głośniej, tym lepszy „biznes” zrobią?
Obiad, spacer, lody, jakieś spotkanie zaprzyjaźnionych żeglarzy, w końcu czas wracać na łódkę i spać. Ostatnia kontrola cum i odbijaczy. Koja czeka. Tylko dlaczego u sąsiada fał wali o metalowy maszt? Dlaczego z drugiej strony słychać ryk kapralskich komend z manewrującego w basenie Opala? Dlaczego, mimo północnej pory, wesołe towarzystwo z innego jachtu porozumiewa się krzykiem z grupką osób wysoko na falochronie? Dlaczego sami żeglarze zachowują się jakby byli głusi od urodzenia?
Rano. Musimy się śpieszyć z wyjściem w morze. Prysznic podobno od 0800, próbujemy kwadrans wcześniej. Zaskoczenie! W łazience tłumek. Byłoby nieźle ale działa tylko jedna kabina z trzech. Wrzucam żeton i wtedy dowiaduje się, że prawdopodobnie działa i bez żetonu. (Potwierdza to „pasażerka” – damski prysznic nie tylko działa bez żetonu ale jeszcze zwraca więcej żetonów niż się wrzuciło). Prysznic fajny, jak rzadko się w świecie zdarza ma dość haczyków i wieszaków, w tym nawet koszyk na mydło wewnątrz kabiny. Natomiast przy umywalkach brak jakiejkolwiek półeczki. W damskim jest suszarka do rąk – po co jeśli do prysznica każdy przychodzi z ręcznikiem, za to brak suszarki do włosów, zaradne panie suszą głowy w przyklęku pod suszarką do rąk. W obu łazienkach BRUD. Po całonocnym sprzątaniu?! Naiwna pasażerka pyta o to recepcjonistę. „Ja bym chętnie sama po sobie posprzątała, jak w Szwecji”. Słyszy odpowiedź, że to niemożliwe bo żeglarze kradli mopy!! A dlaczego łazienka nie może być wyposażona w odpowiednie odpływy w podłodze i gumy na kijach do ściągania wody z podłogi? Czy to przekracza możliwości zarządzającego „jajem”?
Prawdy dowiaduję się zwracając kartę do drzwi i odbierając kaucje w kwocie 20 PLN. Okazuje się, że recepcja, czy też informacja nie ma nic wspólnego z łazienkami, poza wydawaniem kart i żetonów. W szoku robię
 
Okazuje się, że zarządzaniem częścią sanitarną zajmuje się lokal gastronomiczny na parterze „jaja”. I tu chyba skończy się moje pisanie, bo ręce i nogi mi opadły. Dlaczego, żebym mógł zrobię proste siusiu musi być zaangażowane trzy podmioty, w tym administracja morska państwa , władze miasta i restaurator? Czy to jest właśnie przyczyna, ze od początku sezonu nie można doprowadzić do sytuacji, kiedy całe zaplecze sanitarne helskiej mariny będzie działało?
Uprzedzę wszystkich zgorzkniałych, którzy zapytają po co żegluje do polskich portów i po co żegluję w ogóle. Robię to bo lubię i sprawia mi to przyjemność. Lubię też bardzo Hel, podoba mi się tu. Natomiast nadszedł czas, by „peerel” przestał straszyć w polskich portach. Czas na zmianę tej sytuacji!
Żyjcie wiecznie w kamizelkach!
Andrzej Colonel Remiszewski
_______________________________
No cóż - z KERS-em chyba nie wygramy :-( 
Komentarze
nie mam czasu czekać, a w Roenne meldunków nie lubią Andrzej Remiszewski z dnia: 2009-09-28 16:09:34