Doktrynalnie cała opozycja jest zgodna - brońmy swobody żeglowania, nie dajmy się osiodłać Chocimskiej. Zauważam jednak pewne różnice jak ową swobodę obronić i to raz na zawsze. Jedni dają się wciągnąć w tryby "konsultacji projektu" - przedstawiając konkretne propozycje zapisów (ścigając się z podpowiedziami Chocimskiej), inni pokazują, że włączenie "przyjemniaczków" do ustawy o sporcie jest bezzasadne i szkodliwe. Jestem za tym drugim. No dobrze - powie któryś z dociekliwych Czytelników - ale sam należysz do sygnatariuszy internetowej Listy Wolnościowe nawiązującej do polityki wyłamywania palca po palcu. To prawda - listę tę traktuję jako symboliczne, masowe, wspólne poparcie idei domagania się swobody. A techniczne zabiegi, to zupełnie inna sprawa.
No i teraz mam zaszczyt przedstawić Wam (za www.saj.org.pl ) stanowisko Rady Armatorskiej Stowarzyszenia Armatorów Jachtowych.
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
_______________________________
STOWARZYSZENIE ARMATORÓW JACHTOWYCH
ul. Przełom 10
Gdańsk - Górki Zachodniie
Szanowny Pan Ireneusz Raś
Podkomisja nadzwyczajna do rozpatrzenia rządowego i poselskiego projektów ustaw o sporcie (druki nr 2313 i 2374)
Szanowny Panie Przewodniczący!
Sejm skierował do komisji dwa projekty ustawy o sporcie: rządowy i poselski. W założeniach do projektu rządowego znalazło się bardzo mądre stwierdzenie:
Wszelka reglamentacja prawna wolności, (jako dobra o charakterze osobistym), w tym również prawa do uprawiania sportu, zawsze prowadzi do ograniczenia tej wolności. Państwo powinno dbać o to dobro przede wszystkim poprzez powstrzymanie sie od zbędnej reglamentacji.
Niestety sam, przedłożony Wysokiej Izbie, projekt nie do końca odpowiada temu założeniu. Podobnie jest z projektem poselskim.
Bardzo słusznie w obu projektach przyjęto (cyt. za uzasadnieniem projektu rządowego), że sprawy dotyczące żeglarstwa rekreacyjnego to: kwestie niewątpliwie nie są związane z regulowanym w projektowanej ustawie przedmiotem regulacji, tj. zasadami uprawiania i organizowania sportu. Zatem powinny zostać przeniesione do innych ustaw, których zakres przedmiotowy odpowiednio reguluje daną materię.
Kończy to z reliktem czasów komunizmu, gdy nazwanie żeglarstwa rekreacyjnego sportem pozwalało wyrąbać z wszechwładzy państwa okienko do wolności. Dziś, w wolnym kraju, należącym do Unii Europejskiej „zapisywanie” żeglarzy rekreacyjnych do jednego szeregu z wyczynowcami było anachronizmem. To podejście należy w pełni pochwalić.
Niestety jednak projektodawcy nie okazali się konsekwentni. Postąpili zupełnie tak, jakby ustawa o sporcie miała wypełniać zasadę przywołaną na wstępie ale inne ustawy już niekoniecznie. Art. 68 i 69 projektu rządowego oraz 76 i 77 projektu poselskiego stanowią jaskrawy tego dowód.
Proponuje się usunięcie tych zapisów w całości. W latach pięćdziesiątych ogromną zasługą działaczy Polskiego Związku Żeglarskiego było wywalczenie maleńkiego lufcika wolności w komunizmie, gdzie słowo rekreacja było wyklęte, zaś nazwanie żeglarzy sportowcami pozwoliło żeglować najpierw tysiącom, a potem dziesiątkom i setkom tysięcy Polaków. Aby stworzyć sobie alibi wobec władz partyjnych i administracji Polski Związek Żeglarski, w którym musieli być zrzeszeni wszyscy żeglarze, stworzył system rejestracji, przepisów, szkoleń i patentów, co miało wykazać dbałość o uspołeczniony sprzęt oraz życie i zdrowie synów i córek klasy pracującej.
Dwadzieścia lat temu zmienił się ustrój i zmieniło się żeglarstwo. Dziś dla żeglarzy nie-zawodników nie ma wątpliwości, że uprawiają rekreację, czynią to wyłącznie prywatnie, za własne pieniądze i na własnym lub wynajętym sprzęcie. Szukanie słów wytrychów i alibi wobec urzędów centralnych straciło rację bytu.
Obecnie nie ma żadnego powodu, by organy państwa rejestrowały łodzie i jachty, tak jak nie rejestrują przecież rowerów i nart. Nie ma też powodu dotrzymywania restrykcyjnych zasad otrzymywania państwowych uprawnień do żeglowania. Przypomnijmy: dziś żegluje się na sprzęcie prywatnym, a nie państwowym i oczywiste jest, że analogicznie jak w innych krajach, Polak-obywatel jest w stanie sam zadbać o bezpieczeństwo swojego majątku. W krajach o dużej tradycji żeglarskiej, jak Wielka Brytania, czy Szwecja, nie ma systemu obowiązkowych patentów określających uprawnienia do żeglowania. Tam wiedzą, że człowiek wolny, jest równocześnie człowiekiem odpowiedzialnym.
Czemu więc te zapisy znajdują się w obu projektach? Padają argumenty o konieczności zapewnienia bezpieczeństwa żeglarzy. Są to argumenty nietrafne! Statystyki z ostatnich lat wykazują, że wypadkom ulega więcej wędkarzy łowiących z brzegu, niż żeglarzy, a przecież nie proponuje się w ustawie patentów uprawniających do podejścia z kijem do rzeki. Autorzy projektu ustawy nie muszą o tym wiedzieć, z pewnością jednak konsultowali się z fachowcami. Problem w tym, że fachowcy ci to zawodowi działacze Polskiego Związku Żeglarskiego, którzy nie dostrzegli procesu zmian, a raczej dostrzegli na tyle, że próbują wyciągnąć z nich korzyści dla siebie. Stąd też intensywne zabiegi Zarządu PZŻ, by zmienić ustawę tak, aby nic się nie zmieniło. Interesem materialnym PZŻ jest zachowanie restrykcyjnego systemu szkoleń i egzaminowania w swoich rękach. Kiedyś odebranie aparatowi państwa komunistycznego tych kompetencji było zwycięstwem wolności, dziś zachowanie monopolu PZŻ jest reliktem dawnego ustroju.
Nie istnieją żadne obiektywne dowody nakazujące umieszczenie w ustawie o żegludze śródlądowej proponowanych zapisów. Ponadto proponowane zapisy pozbawiają spójności oba zmieniane akty prawne, tj. ustawę o bezpieczeństwie morskim i ustawę o żegludze śródlądowej. W tej sytuacji rozwiązaniem jedynym rozsądnym i zgodnym z zasadami aksjologicznymi przyjętymi przez rząd jest wykreślenie wskazanych wyżej artykułów z ustawy.
Z wyrazami szacunku
V-PREZS SAJ
(-) Wiesław Cybulski
________________________________