HISTORYJKI Z REJSU "MIGHTY CHICKEN" (1)
Udało mi się namówić Andrzeja do napisania pierwszej z serii historyjek rejsowych. Jestem przekonany, że przyjmiecie ten serialik z zainteresowaniem. W zamyśle to takie żeglarskie migawki, ciekawostki, śmiesznostki i ... strasznostki.  A moze i jakaś historyjka z morałem?
Dziś odpowiedź na moje pytanie -  Andy, jak ludzie reagowali na nazwę jachtu?
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
=============================================================
Mighty Chicken!  Mighty Chicken, ahoy!  Ahoy Mighty Chicken!  Tak wital mnie po kilku dniach spedzonych samotnie na Biskajach jakis przyjazny glosik. Odwrocilem sie na moment. Z nabrzeza, pozdrawiala mnie wymachiwaniem rak mloda kobieta o figurze modelki. Konczac cumowanie, zastanawialem sie kto to robi tyle wrzasku z mojego ladowania w Hiszpanii?  Usmiechnieta mloda buzia zawolala jeszcze raz: "Mighty Chicken!  - cieple prysznice są tam" i wskazala ręką kierunek, po czym znowu parsknela smiechem niemal padajac na kolana. Wreszcie ocierajac zly smiechu, wykrztusila powstrzymujac sie od nowego ataku: "Ja jestem Petra z Splendor Solis. To ten niebieski jacht przy poprzedniej keji. Jak skonczysz to nigdzie nie odchodz. Czekamy na ciebie".

Pod koniec wieczoru wiedzialem juz wszystko co w obcym porcie zeglarz potrzebuje wiedziec; gdzie jest tani internet, gdzie jest dobrze zaopatrzony sklep, ze prysznic to lepiej brac popoludniem bo rano i wieczorem brakuje cieplej wody itd. Petra pozyczyla mi takze na kilka dni bardzo dobre przewodniki po marinach hiszpanskiego i portugalskiego wybrzeza wliczając Maderę i Kanary. Przez następne pare miesięcy zeglarska dola rozdzielala nas wielokrotnie po to aby kilka tygodni pozniej, przez czysty przypadek zacumowc nasze jachty jeden przy drugim. Z Lagos, Spledor Solis poplynal do Maroka. Mighty Chicken do Porto Santo. Po drugiej stronie Atlantyku, witalem ich o swicie w Rodney Bay na Santa Lucia. Nie bylo zludzen ze po tym jedynym planowanym spotkaniu rozplyniemy sie na dobre.
Po wizycie Michele na Boze Narodzenie, ja spieszylem sie do Panamy. Chcialem miec pewnosc ze nawet w wypadku jakiejs koniecznej naprawy będę w Vancouver przed jesiennymi sztormami na Polnocnym Pacyfiku. Perta i Chris, zostali na dluzej i jak zdecydowana wiekszosc jachtow z Europy opuscili Karaiby przed sezonem huraganow, ktory rozpoczyna sie w czerwcu. Ja, nie miając zadnych awarii po drodze, bylem juz w Vancouver i z powrotem w pracy. W deszczowe jesienne wieczory tego roku, lista moich potrzeb na rejs dookola swiata zaczela sie wydluzac. Swiety Mikolaj podrzucil pod choinke wszystkie potrzebne mapy.

Andrzej Lepiarczyk
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu