Kapitan Wojciech Górski odpowiada kapitanowi Jackowi Kijewskiemu. Mnie się wydaje, że sporny konglomerat problemów przypomina... węzeł gordyjski. Jak wszyscy wiecie - na taki węzeł jest tylko jeden prosty, a skuteczny sposób - przeciąć go. Na marginesie - kolejny raz powtarzam -żadne analogie czy paralele pomiędzy jachtami i samochodami są nieuprawnione. Skąd takie przekonanie? To proste: z praw fizyki i ... statystyki (pamiętacie - "hipotetyczne"?).
No to żyjcie wiecznie!
d'Jorge
_______________________________________________________________________________
Drogi Przyjacielu!
22 lutego, na Twym portalu, kapitan Jacek Kijewski zwierzył Ci się z żalu, jaki ma do mnie o to, iż chociaż wykorzystałem Twoją uprzejmość (oraz grupy: pl.rec.zeglarstwo) zwracając się z prośbą do żeglarzy o przekazanie mi uwag na temat projektu ustawy o sporcie, to nie przedstawiłem informacji o tym, jakie uzyskałem uwagi i propozycje, ani co z nimi zrobiłem.
Popełniłem niczym nieusprawiedliwiony błąd, za który przepraszam.
Ponieważ podobno "lepiej późno niż wcale" niniejszym przedstawiam taką informację oraz dodaję do niej osobisty komentarz i równie osobiste poglądy na kilka poruszonych przy tej okazji kwestii.
Uwagi miały napływać do trzech skrzynek: Twojej, grupy dyskusyjnej i Komisji Statutowej Związku.
Do dnia 6 grudnia 2009 r., tj. dnia omawiania projektu ustawy o sporcie przez Komisję Statutową Związku:
1. Do skrzynki Komisji Statutowej Związku nie wpłynęły żadne uwagi.
2. W Twojej skrzynce znalazłem 6 wypowiedzi.
3. Na grupie przy moim apelu znalazłem 32 wypowiedzi.
Ponadto:
1. Na stronie grupy przy wypowiedzi kol. kpt. Mariusza Główki; "ustawa o sporcie - apel do posłów" znalazłem 6
wypowiedzi.
2. Na stronie www.zeglarzom,pl znalazłem "Apel do posłów" i 4 wypowiedzi.
3. Bezpośrednio do mnie, dotarły uwagi od 3 osób, w tym od kol. kpt. Jacka Puchnowskiego.
4, Na stronie grupy dodatkowo znalazłem 37 wypowiedzi na temat luźno związany z projektem ustawy - "Jak nie patent to co?"
5. Na Twym portalu znalazłem dodatkowo 5 wypowiedzi na temat - "Komu potrzebna była ta konferencja?"
i 6. wypowiedzi na temat - "To w końcu czego chcecie?"
Wszystkie zgromadzone materiały posegregowałem i przedstawiłem członkom Komisji Statutowej PZŻ.
Po zapoznaniu się z nimi Komisja wypracowała swoje stanowisko i przygotowała projekt Uchwały Zarządu Związku. Uchwała ta (tekst w załączeniu) została przyjęta jednomyślnie przez Zarząd w dniu 7 grudnia 2009 i przesłana do Sejmu.
Podsumowanie i wyjaśnienia.
Po wstępnej dokonanej przeze mnie eliminacji wypowiedzi całkowicie nie na temat, uszczypliwych, a nawet złośliwych pozostało jednak sporo - około 1/3 wypowiedzi zawierających myśli godne uwagi i rozpatrzenia. Komisja uznała jednak, iż będzie się zajmować jedynie wypowiedziami, które dotyczą uregulowań statutowych zapisanych w paragrafach 3, 6 i 7 Statutu Związku:.
§ 3. Związek jest zarejestrowanym stowarzyszeniem klubów żeglarskich i ma osobowość prawną.
§ 6. Związek jest organizacją samorządną i opiera swoją działalność na pracy społecznej osób w nim
stowarzyszonych.
§ 7. Celem Związku jest zrzeszanie klubów i stowarzyszeń żeglarskich, popieranie rozwoju żeglarstwa we
wszystkich jego formach, reprezentowanie interesów zrzeszonych w nim żeglarzy.
pomijając te, które z punktu widzenia Statutu Związku dotyczą jedynie funkcji wykonywanych przez Związek w ramach zapisu określonego w § 8 pkt. 19 Statutu.
§ 8 Związek z zachowaniem obowiązujących praw i przepisów, dla osiągnięcia swych celów:
pkt. 19/ realizuje zadania - ze swego zakresu działania - zlecone przez administrację rządową i
samorządową.
Do tej drugiej grupy należą m.in.:
a) przeprowadzanie egzaminów na patenty żeglarskie i wystawianie tych patentów (Rozporządzenie
Ministra Sportu z dn. 6 czerwca 2006 r.),
b) nadawanie i zatwierdzanie nazwy statku (jachtu) morskiego (Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z
dn. 30 kwietnia 2004 r.),
c) prowadzenie polskiego rejestru jachtów (Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dn. 23 grudnia 2004 r.)
Problemem strategicznym, przed rozstrzygnięciem którego stanęła Komisja Statutowa i Zarząd Związku, było podjęcie decyzji, czy Związek ma być "stowarzyszeniem kultury fizycznej o zasięgu krajowym", czy "polskim związkiem sportowym", a zatem czy powinien być wpisany do Działu "D" czy "C" rejestru stowarzyszeń kultury fizycznej i związków sportowych Krajowego Rejestru Sądowego (Ustawa z dnia 20 sierpnia 1997 r. o Krajowym Rejestrze Sądowym i Rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości z dnia 19 czerwca 1996 r. w sprawie wzoru i sposobu prowadzenia rejestru stowarzyszeń kultury fizycznej i związków sportowych).
W pierwszym przypadku Związek pozostałby tak jak określa to jego ponad osiemdziesięciopięcioletnia tradycja i jego Statut "stowarzyszeniem kultury fizycznej o zasięgu krajowym" wykonującym zadanie zlecone przez administrację rządową polegającą na pełnieniu funkcji "polskiego związku sportowego".
Tak na marginesie według mojej, sięgającej daleko wstecz pamięci, co najmniej cztery razy rozważany był, zgłaszany przez pion sportu, problem podziału Związku na dwa. Jeden z nich miał być związkiem stricte sportowm. Za każdym razem zwolennicy podziału po przeanalizowaniu korzyści i strat z podziału Związku rezygnowali. Tym razem też nikt z grona Komisji Statutowej ani Zarządu nie poparł takiej propozycji.
Dlatego też w Uchwale Zarządu znalazła swój wyraz negatywna ocena obu projektów ustawy (poselskiego i rządowego) wraz z uzasadnieniem sprzeciwu wobec próby podporządkowania Związku Ministrowi Sportu i jednocześnie wola oraz chęć dalszego - jeżeli taka będzie decyzja administracji rządowej (czyli Ministra Sportu) - wykonywania zadania zleconego - pełnienia funkcji "polskiego związku sportowego".
Wejście w życie ustawy w jej proponowanym brzmieniu jest, moim zdaniem, powtórzeniem podjętej z przyczyn politycznych, na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych ubiegłego wieku, decyzji o likwidacji samodzielnych i samorządnych stowarzyszeń kultury fizycznej, i utworzenie w ich miejsce całkowicie podporządkowanych władzy sekcji ówczesnego Komitetu Kultury Fizycznej. Osobiście uważam, iż nie może być tak, że próba uregulowania relacji pomiędzy Ministrem Sportu a finansowo-komercyjną organizacją, jak jest np. PZPN, postawi pod znakiem zapytania konstytucyjny porządek prawny, w tym swobodę działania Stowarzyszeń takich jak m.in. PZŻ.
Komisja Statutowa za cenną uwagę uznała w tym miejscu fragment komentarza kol. Mariusza Główki dotyczący wyraźniejszego zaakcentowania w Statucie wśród celów Związku rozwiązań stosowanych przez RYA.
Zgodnie z zapowiedzią przedstawiam poniżej swoje osobiste zdanie nt. poruszonych w komentarzach, a nierozpatrywanych przez Komisję Statutową próblemów.
Zacznę od przypomnienia jak przed kilkudziesięciu laty opowiadaliśmy sobie dykteryjkę o dwóch sąsiadujących krajach. W jednym z nich nie było wolno robić niczego - nawet tego, co było wolno, i drugiego, w którym wszystko było wolno robić, a szczególnie to, czego nie było wolno. Marzyłem wtedy o tym, aby żyć w kraju, w którym to, co wolno - to wolno, a to, czego nie wolno - to nie wolno. Miałem tylko nadzieję, że w tym kraju możliwie dużo będzie wolno.
W chwili gdy pojawiły się postulaty "swobodnej żeglugi" - bez rejestracji, patentów i innych ograniczeń - nie byłem im przeciwny, ale po prostu w takie możliwości nie wierzyłem. Administracja, choć początkowo się ugnie to następnie dokręci śrubę. Nie wierzyłem w możliwość swobodnego żeglowania, tak jak nie wierzę w możliwość swobodnego latania i prowadzenia pojazdów mechanicznych. Przed laty, pracując w CKE i w Komisji Szkolenia, starałem się o to, aby uzyskiwane uprawnienia odpowiadały umiejętnościom i odwrotnie. Dziś uważam, iż ta zależność została zachwiana. Wydaje mi się, iż coraz więcej rozsądnych żeglarzy, już nie na podstawie przepisów ale w wyniku własnych doświadczeń, przychyla się do opinii, iż to zawirowanie nie prowadzi nas do celu jakim jest bezpieczne żeglowanie - co będzie dalej, zobaczymy
Dziś zaczynam się obawiać o to, czy w niedługim czasie Administracja nie dojdzie do wniosku (wzorem niektórych krajów), że uprawnienia do rejestracji jachtów i do wydawania patentów należy odebrać Związkowi i przekazać organom państwowym. Pojawią się wtedy większe pieniądze, korupcja i walka z nią (kamery w samochodach i nieoznakowane samochody (jachty) policyjne z tyłu). Nie znaczy to, iż dotychczasowe nasze działania były i są wolne od grzechów, ale sądzę, iż możemy chlubić się tym, iż udaje się nam w dużej mierze uniknąć ich popełniania.
W komentarzach poruszona była również sprawa wymagań technicznych stawianych jachtom i ich wyposażeniu, obowiązków przeglądów technicznych, atestów i inspekcji doraźnych. Obowiązujące aktualnie przepisy mające w stosunku do jachtów rekreacyjnych jedynie charakter zaleceń, wyraźnie zaczynają władzom doskwierać. Nie wystarczy ograniczenie ich obligatoryjności do jednostek komercyjnych. Zaskoczyło mnie zdanie wyrażone w komentarzach przez bodaj trzy osoby, iż nie widzą one żadnego uzasadnienia, aby w tym zakresie wymagania mające bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo żeglugi były inne dla jachtów komercyjnych niż dla jachtów rekreacyjnych. Pada jednak zaraz pytanie, w którym kierunku będą ewoluowały wymagania: w dół do rekreacyjnych, czy w górę do komercyjnych.
I tu pojawia się nowy temat, którego nie było w wypowiedziach: definicji jachtu komercyjnego i rekreacyjnego (słynne smażalnie ryb), no i na koniec, gdzie umiejscowić i jak zdefiniować wciąż istniejące u nas jachty klubowe? No, ale to już inny temat. Może mnie "przyciśnie" i napiszę później coś na ten temat.
Kończąc, raz jeszcze przepraszam za zaniechanie i dziękuję wszystkim tym, którzy zechcieli coś napisać i przez to przyczynili się do zbliżenia stanowisk ludzi o różnych poglądach.
Z żeglarskim pozdrowieniem
Wojciech Górski
jachtów i do wydawania patentów należy odebrać Związkowi i przekazać organom państwowym. Pojawią się wtedy większe pieniądze, korupcja i walka z nią
(kamery w samochodach i nieoznakowane samochody (jachty) policyjne z tyłu). "
Nie, Panie Kapitanie - nic takiego sie nie pojawi jeżeli wraz z przedstawionymi przez Pana powyżej zmianami pojawi się także zapis o
DOBROWOLNOŚCI uzyskiwania uprawnień i to nie żadnych patentów a znanych w większości krajów certyfikatów kompetencji, które to certyfikaty wydawać
będą mogły wszelkie organizacje, które to będą chciały to czynić.
A następnie żeglarski wolny rynek niezwykle szybko zweryfikuje, ile warte są które certyfikaty... Bo dla wolności żeglugi nie są potrzebne żadne obowiązkowe patenty i uprawnienia.
Potrzeba trochę dobrej woli aby posiąść trochę wiedzy... Dobrowolnej a nie obowiązkowej. I o nic więcej nam Panie Kapitanie nie chodzi.
Pzdr serd.
Kpt. Włodzimierz Ring
(uzyskany całkiem dobrowolnie)
Drogi Jerzy i Szanowny Panie Kapitanie Wojciechu Górski
Nie umiem ukryć swojego rozczarowania. Z dwóch powodów:
Pierwszy, to komunikacja na linii PZŻ - członkowie PZŻ. Jak wiadomo, PZŻ jest stowarzyszeniem Okręgowych Związków Zeglarskich. Każdy z OŻŻtów jest
stowarzyszeniem jachtklubów. Czyli: PZŻ reprezentuje interesy OZŻtów, te reprezentują interesy klubów, te z kolei: reprezentują interesy członków w
nich zrzeszonych.
Zatem, jeżeli poważne ciało PZŻtowe rozpoczyna konsultacje, to powinno wysłać okólnik do OZŻtów, te powinny przekazać klubom... te powinny się
wypowiedzieć... otóż, czytam, że na adres Komisji Statutowej nie wpłynęło nic.
I tak mi się wydaje, że znam tego przyczynę. Otóż: z klubami nikt nie rozmawia. Do klubów nie trafił żaden projekt ustawy o sporcie, żaden
okólnik, żadne zaproszenie do konsultacji. Nie zorganizowano żadnego spotkania w tej sprawie, ani przy homarach i szampanie, ani nawet przy
paluszkach i wodzie "Perła Bałtyku". Nikt klubów o zdanie nie pytał. OZŻtów zresztą też nie. Kluby są po to, żeby figurować w statystyce.
Po prostu Zarząd Główny PZŻtu wie wszystko i nikogo pytać nie musi. W tym szaleństwie jest jednak metoda. Ponieważ klubów nie wciąga się w
dyskusję nt. przyszłości polskiego żeglarstwa (a to główny akt prawny regulujące to hobby), więc monopol i na wiedzę, i na reprezentację, ma
Zbigniew Stosio. Gdyby choć rozesłać klubom informację "coś się dzieje, przeczytajcie", faktycznie coś mogłoby się dziać. Np. na sejmikach kluby
mogłyby zapytać: "co robicie w naszej sprawie?", "jakie pisma poszły do ministerstwa", "czemu takie, a nie inne" i "dlaczego tak źle
reprezentujecie nasze sprawy".
Ja nawet rozumiem, dlaczego kpt. Górskiemu przypadło to zadanie. Tak, jak poprzednio, rozwiązanie problemu barów - smażalni - piwiarni
rejestrowanych jako jachty. Otóż kpt. Górski nie może nic. Komisja Statutowa to takie zebranie "rady wodzów starszych", na którym można najwyżej opowiedzieć dowcip, ten o Gąsce Balbince, i być strasznym. Natomiast na ŻADNE działania PZŻtu nie ma to wpływu. Dalej na "jachtach" serwuje się rybkę z frytkami i piwkiem, dalej dzieje się "cokolwiek o nas bez nas". Natomiast marketingowo to wypada całkiem nieźle. Kapitan Górski, osoba zasłużona, szanowna i poważna, pochyliła się, wyraziła zaniepokojenie. To, że nic nie wyszło, to już siła wyższa.
Gwarowo rzecz ujmując było o Murzynie, który robił swoje... i dziwię się tylko, że kpt. Górski dał się wpuścić w coś takiego.
Druga rzecz, to rozwiązanie postawionego problemu. Spodziewałem się listy propozycji, w ponumerowanych punktach, z uwagami: "tą propozycję komisja
uznała za rozsądną i postanowiła ją poprzeć", albo "tą propozycję komisja odrzuciła". Dostałem "ogólny przegląd zagadnień z dziedziny światopoglądowej". Plus dowcipy o nieoznakowanych jachtach policyjnych.
Ależ Wodzu, co Wódz...
Pozdrawiam
Jacek
ODPOWIEDŹ KAPITANOWI WOJCIECHOWI GÓRSKIEMU
Bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że Komisja Statutowa PZŻ zadała sobie trud prześledzenia opinii pojawiających się wśród żeglarzy w internecie oraz w środowiskach, nazwijmy je, alternatywnych. Cieszę się, że informacja o tym trafiła na łamy SSI. Znalazły się w niej dylematy, które wymagają skomentowania. Czynię to „z zewnątrz”, gdyż nie jestem obecnie członkiem żadnego klubu zrzeszonego w PZŻ ale też i nie bez emocji – bo żeglarstwo „poprzez PZŻ” to kawał historii mojej i mojej całej rodziny. Przeszedłem, także dzięki Panu Kapitanowi, całą drogę zdobywania kwalifikacji żeglarskich, a i sam uczyłem adeptów. Żeglowałem, jak wszyscy w PRL, dzięki PZŻ, a nie mimo lub wbrew niemu.
Zacznijmy od cytatu:
Problemem strategicznym, przed rozstrzygnięciem którego stanęła Komisja Statutowa i Zarząd Związku, było podjęcie decyzji, czy Związek ma być „stowarzyszeniem kultury fizycznej o zasięgu krajowym”, czy „polskim związkiem sportowym” ... W pierwszym przypadku Związek pozostałby tak jak określa to jego ponad osiemdziesięciopięcioletnia tradycja i jego Statut „stowarzyszeniem kultury fizycznej o zasięgu krajowym" wykonującym zadanie zlecone przez administrację rządową polegającą na pełnieniu funkcji „polskiego związku sportowego".
Uważam, że dylemat jest postawiony nieco fałszywie. Rola „polskiego związku sportowego to nie jest zadanie zlecone przez administrację rządową. Związek sportowy jest od szkolenia trenerów i zawodników, organizacji i regulowania rywalizacji sportowej, powoływania i wspierania reprezentacji kraju. Tak się składa, że polskie ustawodawstwo wprowadza rodzaj „monopolu” w tym względzie, poniekąd słusznie – wyobraźmy sobie bowiem dwie konkurencyjne reprezentacje Polski na jedne zawody. Zresztą w przypadku olimpiad jest to po prostu niemożliwe. Tej roli PZŻ nikt nie kwestionuje, Związek wypełnia ją już 85 lat i niech wypełnia nadal z sukcesami.
Przez wszystkie te lata PZŻ był także STOWARZYSZENIEM ŻEGLARSKIM. Już przed wojną prowadził lepiej lub gorzej szkolenie, posiadał własny system patentów potwierdzających kwalifikacje, wspierał rozwój żeglarstwa turystycznego, tak jak wtedy było to możliwe. Po wojnie, kiedy aparat partyjno-państwowy rościł sobie prawa do regulowania i kontrolowania wszystkich i wszystkiego, działacze PZŻ umieli PRZECHWYCIĆ z rąk aparatu system szkolenia i egzaminowania oraz nadzoru technicznego. To było wtedy dla żeglarstwa dobre! Jeśli nie można było mieć pełnej wolności, to lepiej było się samorządzić, choćby w ograniczonym zakresie, bo przecież nadal pod kontrolą jedynej partii.
Problem w tym, że jak gdyby nie zauważono, że dwadzieścia lat temu czasy się zmieniły. Władze państwowe uznały, że regulowanie spraw bezpieczeństwa do nich należy. W pewnym sensie mają rację, problem w tym, że chęci chronienia swych obywateli przed niebezpieczeństwem posuwają zbyt daleko. Konstytucja RP, która mówi jasno:
Art. 30.
Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych.
Art. 31.
1. Wolność człowieka podlega ochronie prawnej.
2. Każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych. Nikogo nie wolno zmuszać do czynienia tego, czego prawo mu nie nakazuje.
3. Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.
Oznacza to, że ustawodawca albo upoważniony przez niego organ nakładając jakiekolwiek ograniczenia na uprawianie żeglarstwa powinien udowodnić, że:
- są one niezbędne ze względu na potrzebę uniknięcia zagrożenia dla osób trzecich,
lub:
- musza być one wprowadzone w związku z międzynarodowymi zobowiązaniami państwa polskiego.
Obu tych rzeczy władze państwowe generalnie nie są w stanie udowodnić i dlatego „środowiska alternatywne” są z nimi w sporze. PŻŻ, który zgadza się na wykonywanie w imieniu i na zlecenie państwa funkcji administracji stawia się wobec żeglarzy odwrotnie, niż w czasach PRL – zamiast, jako furtka wolności, jest postrzegany jako niechciany nadzorca. Zapewne, gdyby nadzór administracyjny państwa był przez nas akceptowany, to i powierzenie jego NASZEJ organizacji (nieszczęśliwie nazywanej właściwym związkiem sportowym) nie budziłoby takich kontrowersji.
Obecny projekt ustawy o sporcie przenosi ciężar spraw bezpieczeństwa w żeglarstwie z władania ministerstwa sportu do ministerstwa infrastruktury (ustawy o żegludze śródlądowej i o bezpieczeństwie morskim). Nie jest dla mnie zrozumiałe, czemu w nich tkwi wciąż relikt w postaci sformułowania „właściwy związek sportowy”, zamiast „organizacja żeglarska o zasięgu ogólnokrajowym”. Czy to tylko bezwład myślenia urzędników, czy też może bierze się stąd, że taki zapis mógłby kiedyś stworzyć „konkurencję do fruktów” dla aparatu PZŻ?
Chciałbym wrócić do tradycji. Chciałbym być członkiem PZŻ. Chciałbym dobrowolnie zarejestrować mój jacht w rejestrze w PZŻ. Chciałbym, żeby inspektor techniczny PŻŻ doradził mi, dobrowolnie i odpłatnie, przy problemach remontowych mojego jachtu. Chciałbym, żeby moje przyszłe wnuki były szkolone przez instruktorów PZŻ. Chciałbym, żeby zdobywały dobrowolne certyfikaty kompetencji – renomowane na całym świecie patenty PŻŻ. Ale warunkiem wstępnym jest być wolnym obywatelem w wolnym kraju. Tak długo, jak PZŻ sytuuje się w roli sojusznika urzędników mających tendencję do przeregulowywania wszystkiego, tak długo jak walczy, by nie utracić raz zdobytej władzy, pozostaje mi członkostwo w Stowarzyszeniu Armatorów Jachtowych i w Svenska Kryssarklubben.
A czemu? Bo obie te organizację troszczą się tylko o to, jak mi pomóc, a nie o to jak mnie skontrolować. Naprawdę nie widzę powodu, dla którego PZZ nie mógłby być taką organizacją. Być może nie da się tego formalnie zarejestrować podwójnie w KRS ale na pewno jest to do pogodzenia z § 8 Statutu PZŻ, nawet z jego punktem 1/. (o ile sformułowanie: ustala niezbędne normy organizacyjne oraz przepisy sportowe, techniczne, szkoleniowe i bezpieczeństwa dla żeglarstwa, potraktować jako ustanawianie wewnętrznych i dobrowolnych norm Związku).
Znów cytat z wypowiedzi Pana Kapitana:
Obowiązujące aktualnie przepisy mające w stosunku do jachtów rekreacyjnych jedynie charakter zaleceń, wyraźnie zaczynają władzom doskwierać.
Jestem skłonny się z tym zgodzić. Ale władze państwowe nie są zawieszone w próżni. Czemu naciska na nie tylko część środowisk żeglarskich? Jak tu jest, a jaka mogłaby być rola PZŻ? Może więc zamiast konserwować stary układ należy go przebudować? Czy to możliwe? Ci co wierzyli kiedyś w przemianę w PZŻ, dziś są między innymi w SAJ. Postąpiliśmy w myśl kuroniowskiej zasady: „Zamiast palić komitety zakładajcie nowe”. Tylko może warto pamiętać, co ostatecznie spotkało te „stare komitety”.
No i już na koniec jeszcze jeden cytat:
Wydaje mi się, iż coraz więcej rozsądnych żeglarzy, już nie na podstawie przepisów ale w wyniku własnych doświadczeń, przychyla się do opinii, iż to zawirowanie nie prowadzi nas do celu jakim jest bezpieczne żeglowanie - co będzie dalej, zobaczymy
Doświadczenie jest takie: system szkolenia i egzaminowania w PŻŻ się zdeprecjonowal z różnych przyczyn. Najkrócej mówiąc dziś szkoli się i egzaminuje „na patent”, który daje uprawnienia, a niekoniecznie potwierdza kwalifikacje. Uzdrowić to może tylko „rynek” – dobrowolność i konkurencja. Czemu PZŻ nie chce tego uświadomić administracji państwowej?
Dlaczego cały wysiłek mojego środowiska musi iść na „walkę o liberalizację”, czytaj WALKĘ O ELEMENTARNE PRAWO DO WOLNOŚCI, zamiast na samodoskonalenie się żeglarskie i wspomaganie w tym doskonaleniu adeptów?
Andrzej Colonel Żeglugi Jachtowej Remiszewski