POMNIK ŻYJĄCEGO KAPITANA
Życiowe doświadczenie uczy, że pomniki stawiać warto raczej już tylko tym, którzy odeszli i to dawno. Jak ktoś nie wierzy - proponuje lektury gazetowych polemik dotyczących mistrzów prozy, poezji, a przede wszystkim - polityki. Darek Jarmołowicz jest młody, a więc niecierpliwy - on chciałby juz, natychmiast i to takiego który się kręci wsród nas. Niby tak, aby młodzi mogli juz go dotknąc, przepytać, a moze ... przetestować.
Ja jestem człowiekiem bardzo starej daty i do takich innowacji podchodzę z dużą rezerwą. A nuż się okaże, że idol nie płaci alimentów, IPN ma niego haka albo właśnie został przyłapany na szosie w stanie wskazującym na spożycie. No, ale czasy się zmieniają, pewnie nie nadążam. Skoro gdańskie lotnisko nosi imię aktualnego, zażywającego uciech tego świata emeryta z ulicy Polanki, to może żywy pomnik kapitański jest do przyjęcia:-)))
A Wy, drodzy Czytelnicy co na to?
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
========================================
Witam Drogiego Don Jorge!
W zbliżającym się sezonie żeglarskim chciałbym przedstawić młodzieży polskiego , żyjącego kapitana dowolnej płci, będącego autorytetem pod każdym względem.
Kapitan ten powinien mieć znaczące osiągnięcia, nie być wyłącznie, tylko medialnym społecznikiem, ceniącym młodzież żeglarską, który by nie mówił przeważnie, że nie ma czasu. Niestety ostatni wyszczególniony warunek eliminuje cennych nam, oddanych żeglarstwu prezesów polskich związków żeglarskich. Tacy żeglarze interesu, co oferują napisane o sobie książki po 9 dolarów i 95 centów, jak i tramwajarze wożący na Bavariach po wyspach turystów i naturystów za jedyne 1500 złotych, też oczywiście odpadają. Już myślałem, że to osoby, co opłynęły w tym roku Świat, ale zdania są podzielone. Mówiąc krótko kapitan "Znaczy Kapitan". Może koś z
Czytelników wskaże odpowiedniego kapitana, jednocześnie podając materiały źródłowe ? Często pytają się mnie o takiego kapitana, a wprost kto jest obecnie najlepszym kapitanem!
W zbliżającym się sezonie żeglarskim chciałbym przedstawić młodzieży polskiego , żyjącego kapitana dowolnej płci, będącego autorytetem pod każdym względem.
Kapitan ten powinien mieć znaczące osiągnięcia, nie być wyłącznie, tylko medialnym społecznikiem, ceniącym młodzież żeglarską, który by nie mówił przeważnie, że nie ma czasu. Niestety ostatni wyszczególniony warunek eliminuje cennych nam, oddanych żeglarstwu prezesów polskich związków żeglarskich. Tacy żeglarze interesu, co oferują napisane o sobie książki po 9 dolarów i 95 centów, jak i tramwajarze wożący na Bavariach po wyspach turystów i naturystów za jedyne 1500 złotych, też oczywiście odpadają. Już myślałem, że to osoby, co opłynęły w tym roku Świat, ale zdania są podzielone. Mówiąc krótko kapitan "Znaczy Kapitan". Może koś z
Czytelników wskaże odpowiedniego kapitana, jednocześnie podając materiały źródłowe ? Często pytają się mnie o takiego kapitana, a wprost kto jest obecnie najlepszym kapitanem!
Z żeglarskim pozdrowieniem
IŻ Darek Jarmołowicz
IŻ Darek Jarmołowicz
Jak wiesz, wszystko trącące patosem lubię wyśmiać. Pomnik żyjącego
kapitana nadaje się aż nadto. Bo jeżeli rozłożymy wymogi na części, to
widzimy:
- kapitan ma nie mówić, że nie ma czasu. Czyli autorowi chodzi o niemowę.
Nie znam niemego kapitana, choć znam paru małomównych. Bo jeżeli chodzi o
"niemanie czasu", to jest to sprzeczne z byciem kapitanem. Kapitan
notorycznie nie ma czasu. Bo zazwyczaj żegluje, a jak żegluje, to
czynność mu pochłania cały dostępny czas. Jeżeli jest zawodowcem, a nie,
przepraszam, zawodowiec nie może być, bo mu nie wolno wozić nikogo Bavarią
za 1500 zł (przepraszam, czy na punkcie Oceanisów autor ma podobne
kompleksy?)
- zawsze to może być kapitan lądowy, tj. taki, który nie żegluje. Nie ma
rodziny (rodzina zabiera bardzo dużo czasu), a zwłaszcza dzieci. Nie ma
pracy. Nie ma nic pilnego, co mogłoby mu zabrać czas. Znaczy, bezrobotny
menel, na tyle odpychający, że sobie żadnej towarzyszki życia nie znalazł.
I ma cenić młodzież żeglarską...
No ładny wybór mamy, ładny.
No ale szukajmy dalej: skoro nie wolno mu pracować w branży i wozić
naturystów (czy na punkcie bikini autor ma podobne kompleksy?), oraz ma
być bezrobotny, to jakim ma być kapitanem?
Drogi Jerzy, policzyłem sobie kiedyś, żeby być dobrym kapitanem, trzeba
pochłonąć pewną wiedzę teoretyczną. Absolutne minimum to:
- kursy ITR, PPOŻ, MED, odpowiedzialność wspólna: 700 pln
- kurs obserwatora radarowego: 800 zł
- kurs operatora GMDSS lub przynajmniej LRC: 800 zł
plus opłaty za egzaminy oraz niezbędne książki, to będą 4 tys. zł
Do tego dodałbym może dokształcenie się z MPDMów (u Adama Szklarskiego
kosztuje 400 zł), kurs MED 2 stopień, astronawigacja (a 1200 zł), może coś
jeszcze... jeżeli ma zajmować się młodzieżą, to powinien mieć MIŻa (1400
zł), IŻa (1400 zł), kurs wychowawcy kolonijnego oraz instruktora rekreacji
ruchowej w dziedzinie żeglarstwo. Powinien też znać choć 1 język obcy
dobrze i choć jeden "ręcznie".
Przyznasz, że spore wydatki jak na aspołecznego bezrobotnego menela?
Ma nie pisać książek. Nie wiem, czemu (czy na punkcie artykułów do pism
żeglarskich autor ma podobne kompleksy?). Książkę potrafi napisać każdy,
kto otrzymał przyzwoite wykształcenie na poziomie szkoły średniej. Ergo
chodzi o aspołecznego bezrobotnego menela o ograniczonej inteligencji?
No i na koniec, jak taki aspołeczny bezrobotny menel o ograniczonej
inteligencji i bez morskich kompetencji ma być "autorytetem pod każdym
względem"?
A może zamiast jak, zapytać "dla kogo"?
A teraz trochę poważniej, bo widzę, że autor, kulega instruktor, że się
określę, nie bardzo wie, w co wierzy.
Po pierwsze primo (socjalistyczne, bo łacinnicy powiedzą: primo),
prowadzenie Bavarii z naturystami jest bardzo odpowiedzialną pracą
testującą zdolności kapitana pod każdym względem. Byle debil potrafi
prowadzić oceaniczny jacht z załogą kompetentną i sprawdzoną. Wiem, bo
czasem prowadzę. Wtedy się wysypiam, najadam i odpoczywam, jacht płynie
sam, a każdy robi, co powinien. Prowadzenie jachtu turystycznego za
pieniądze jest doświadczeniem trudniejszym. Pół załogi się pochoruje,
drugie pół nic nie umie, zarwane noce, przewidywanie wszystkich wariantów
na 20 ruchów naprzód - pogody przede wszystkim. Oczywiście nie zawsze tak
jest. Ale przy robieniu za tramwajarza prosta statystyka sprawia, że
kapitan będzie prędzej czy później poddany serii testów. I - przede
wszystkim - nigdy nie wie, czego się spodziewać. Czy dostanie załogę
żeglarską, czy stado szympansów, czy może smurfa marudę, który nie cierpi
nie cierpieć. I musi umieć się zachować w każdej sytuacji. Taka
umiejętność to najwyższy stopień profesjonalizmu. Dla mnie - na razie -
bardziej cel, niż codzienność. Na razie mam szczęście do załóg i mam
nadzieję mieć je nadal.
Po drugie primo (czytaj: secundo), napisanie książki o sobie to rzecz
cenna. O swoich przeżyciach, przemyśleniach, dokonaniach, tym, co się
widziało. Myślę, że na temat książek żeglarskich w kraju wiem najwięcej.
Nie znam nikogo, kto by wydał książkę żeglarską, a nie byłby osobą godną
chociaż zainteresowania. Być może nie są to "autorytety pod każdym
względem", ale ludzie chcący coś przekazać i po sobie zostawić. I, przede
wszystkim, dobrze napisana książka dla żeglarstwa zrobi 100 razy więcej,
niż całe stado pomnikowych kapitanów. Nawet i bez ironii, bo jedną książką
można "zarazić" dziesiątki tysięcy, a swoją osobą na jachcie najwyżej
setki.
Po trzecie primo (czyli chyba tertio?), to Znaczy Kapitan - czyli Mamert
Stankiewicz - był tym, czego Darek Jarmołowicz oglądać nie chce. Nie był
społecznikiem - a jeżeli był, to społecznikiem medialnym, bo jego
działalność społeczna to popularyzacja Polski morskiej, tworzenia spółek
żeglugowych, odczyty i prezentacje. W swojej pracy był profesjonalistą i
przez większą część kariery - tramwajarzem wożącym naturystów. Nie był
jakimś natrętnym miłośnikiem młodzieży żeglarskiej i w swoich
wspomnieniach (opublikowanych po Jego śmierci, bo sam nie zdążył
opublikować, i sprzedawanych niewiele drożej, niż 9,95 USD - "Z floty
carskiej do polskiej") poświęca młodzieży uwagę w stopniu marginalnym.
Nawiasem mówiąc Borchardta wymienia raz, jeżeli dobrze pamiętam.
Mamert Stankiewicz był profesjonalistą - i to też nie bezwzględnym
(zachowały się pretensje Żeglugi Gdańskiej do punktualności statków), ale
na miarę tego, co w Polsce się działo. Poza tym był żołnierzem (i u cara,
i u Kołczaka), był kapitanem białej floty, był kapitanem statków
wycieczkowych. Był też wykładowcą, organizatorem i życie miał ciężkie i w
trudnych czasach, a mimo tego owocne, za co Go trzeba cenić.
A cenić, to znaczy m.in. poczytać o Jego życiu. Za niewiele więcej, niż
9.95 USD.
I zanim się znajdzie "najlepszego kapitana", pozłoci, postawi na kominku,
zacznie się do niego modlić - podrapać się po głowie i wyzbyć się
uprzedzeń wobec ludzi i zawodów, wobec których powinno się mieć szacunek.
Pozdrawiam
Jacek
P.S. Termin "społecznik", który ludzie poprzedniego systemu (życiowo lub
mentalnie) stawiają na piedestale, jest dla mnie raczej zniechęcający. Dla
mnie tłumaczy się to na "człowiek o zbym małym profesjonalizmie, żeby za
swoją pracę wziąć pieniądze". Bo jeżeli pracę wykonuje dla siebie i
swojego samopoczucia, to mówimy o hobby czy zamiłowaniu, a nie
społecznictwie.
Myślę, ze bez przesady można zaproponować autorowi listu z tytułowego newsa kapitana Janusza Zbierajewskiego. Na cokole ewentualnego pomnika proponuję wyryć trzypunktowy Regulamin Zbieraja, obowiązujący podczas prowadzonych przez Niego rejsów:
1. Ma być bezpiecznie
2. Ma być miło
3. Koniec regulaminu
--
pozdrawiam
AIKI
Jeśli to ma być żywy pomnik - to troszkę kiepsko. Pomniki takie, jak dla naprzykładu, dąb Bartek najczęściej są już schorowane i na wyginięciu -
czyli nie bardzo spełnią założenia dotyczące aktywności.
Jeśli zaś to drugie, to najlepiej dokonać wiernego odlewu ze spiżu. Należy wzór okleić specjalnym tworzywem (piasek, gips, etc.) a następnie
wlać do środka metal.
Jest to metoda wosku traconego - czyli jak sama nazwa wskazuje otrzymujemy pomnik ale tracimy model. Nie jestem pewien, czy jakiś kapitan zgodzi się
być wzorcem dla pomnika.
Hasip
Znam paru kapitanów których szanuje i cenię i dlatego nie zrobię im tego świństwa i nie powiek kto to...
W piekle są kotły w których gotują się poszczególne nacje, przy każdym kotle jest diabeł który pilnuje żeby ktoś z tego kotła nie uciekł. Tylko
przy kotle gdzie są Polacy nikogo nie ma, bo jak się któryś wybije to go pozostali ściągną z powrotem...
Jurmak
Nie wiem czy dobrze rozumiem, ale wydaje mi się że chodzi tu przedstawienie kogoś kto mógłby świecić przykładem dla młodszych. Ideałów nie ma, więc skupić się należy raczej na dokonaniach w żeglarskim świecie a i tu każdy może się pomylić. Więc nie ma co szukać ciemnych epizodów u konkretnych osób. Pomniki za życia posiadali np.: nasz papież i Michael Jackson. Panowie komentatorzy a zwłaszcza p. Kijewski niepotrzebnie tak ostro występują przeciw pomysłowi. Może nie jest to dobry pomysł, ale po co takie wystąpienia w roli oceny, najłatwiej kogoś ,,zjechać” przez Internet, z oddali.
A. Nowacki
Te mądre siwe dziś głowy są niejako koroną polskiego "kapitaństwa" (najczęściej w ich własnym odczuciu), a ja mogę tylko powiedzieć: żeglarze to wielcy. ale ludzie - mocno nieciekawi...
Ale tego oficjalnie nie napisze... Bo jak to wszystko dziś, po wielu latach, to wszystko im udowodnić? ;-)))
JureK
Czytam, że chodzi o to, żeby ktoś był wzorem dla młodzieży i przytacza się tu jako przykład - pomnik Michaela Jacksona.
Przyznam, że osłupiałem.
Nie, nie będę szukał ciemnych epizodów u coraz to jaśniejszego piosenkarza. Życie ukarało go wystarczająco, żebym ja czuł się tu
dodatkowo potrzebny.
A, i nie w Moskwie, tylko w Leningradzie, nie czarne wołgi, tylko rowery Ukraina, nie występuję ostro, tylko wyśmiewam i nie najłatwiej zjechać
przez internet, bo p. Nowacki nigdy nie widział, jak "zjeżdżam" takie pomysły osobiście. Ale oczywiście moje nazwisko jest pod komentarzem i jak
ktoś chce, może pozywać.
Wracając do "adremu" - nie ma kogoś, kto może być "autorytetem pod każdym względem". Choćby dlatego, że jak widać różni ludzie różne rzeczy uważają za autorytet (co chyba, choć prześmiewczo, wykazałem). Szukanie na siłę takiego autorytetu, czy nawet tworzenie go na siłę powoduje prędzej czy później "odbrązowienie pomnika" (podoba mi się ten zwrot) i pod spodem zostaje król... ino nagi.
A tego bym żadnemu z zaprzyjaźnionych kapitanów nie życzył. Ze skonfliktowanych - znalazłbym paru, ale to byłoby zbyt okrutne.
Niehumanitarne. A trybunał w Hadze działa jeszcze w tym roku...
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
P.S. Za to popieram plebiscyty czy konkursy, gdzie akcentuje się pewną cechę osoby czy jakieś szczególne osiągnięcie. Wszelkie Rejsy Roku,
Najlepszy Żeglarz Sportowy Roku, Złote Sekstanty i Srebrne Namierniki pomagają promować żeglarstwo, zwracać uwagę m.in. sponsorów i mediów na ciekawe projekty i wartościowych ludzi. Ale (na szczęście) nie czynią nikogo "autorytetem wszechczasów".
Witaj Jerzy,
mały komentarzyk do tematu "pomnik żyjącego kapitana"
Mam wrażenie, że większość komentarzy jest nie na temat. Autor nie pisał nic na temat pomników. Pisał o próbie znalezienia wzoru, "znaczy kapitana", mentora żeglarskiego w celu przedstawienia, pokazania go młodzieży.
Ja pod kapitanami nie pływam więc trudno mi pomóc, ale podpowiadałbym dwa nazwiska: kpt. Janusz Zbierajewski i kpt. Jerzy Wąsowicz
pozdrawiam
Maciek Kotas
żyj wiecznie !
Maciek
_________________________________
Komentarz do komentarza:
Drogi Maciusiu - jestem pełen obaw. Lewy prosty Zbieraja jest morderczy. To może być bardzo ciężki knockout. Chyba, że Zbieraj miłosiernie zdecyduje się na kuplecik.
Trzymaj się!
Don Jorge