I stało się - Klub Żeglarzy Samotników znów działa. W dniu 20.03.2010 w Tawernie Jacht Klubu AZS nastąpiła reaktywacja Klubu. Gospodarzem spotkania był Komandor JK AZS Witold Zdrojewski, a wśród gości pierwszy Sędzia Główny Bałtyckich Regat Samotnych Żeglarzy o Puchar "Poloneza" Wasylisa Zdrojewska. Od tych regat wszystko się zaczęło. Oczywiście mamy też młodsze pokolenie żeglarzy samotnych i to z ciekawymi planami . Radosław Kowalczyk na swoim jachcie Ocean 650 zamierza wystartować w Transat 650 w roku 2013. Załączam tekst o spotkaniu oraz zdjęcia Krzysztofa Krygiera, szefa portalu www.portalżeglarski.pl Przesyłam pozdrowienia.
W dniu 20.03.2010 r. tawernie J.K. AZS w Szczecinie spotkali się po latach członkowie legendarnego Klubu Żeglarzy Samotników. Spotkanie zostało zaaranżowane przez długoletniego członka klubu kpt Janusza Charkiewicza i Piotra Stelmarczyka organizatora dawnych regat o Puchar „Poloneza” i aktualnie Regat Unity Line. Na spotkaniu zadeklarowano przede wszystkim wolę kontynuacji tradycji istniejącego klubu oraz jego reaktywację - chociaż jego działalność nie była nigdy formalnie zawieszona. Oprócz wielu aktualnych członków pojawili się również nowi zainteresowani członkowstwem i sympatycy żeglarstwa.
Obecni byli żeglarze Klubu Żeglarzy Samotników z lat siedemdziesiątych – kapitanowie: Zbigniew Andruszkiewicz, Janusz Charkiewicz, Jerzy Karpiński, Michał Kęszycki, Mieczysław Lewicki, Włodzimierz Przysiecki, Henryk Rokicki, Wiesław Zaremba. Do KŻS zgłosili akces: kpt. Henryk Kałuża, j.st.m. Alicja Kamińska, st.j. Radosław Kowalczyk, kpt. Krzysztof Krygier, kpt. Marek Lewenstein, kpt. Urszula Teodorczyk, st.j. Henryk Widera. Na spotkaniu również dyskutowano nad przyszłością klubu i uzgodniono że jego działalność zostanie sformalizowana w formie organizacji działającej formalnie i skupiającej elitarną grupę żeglarzy. Dyskutowano również nad warunkami przyjmowania nowych członków. 3 sierpnia b.r. minie 35 lat istnienia klubu i na tą datę wyznaczono kolejne spotkanie. Do tego czasu mają być ustalone szczegóły oficjalnej rejestracji klubu. Oprócz spraw organizacyjnych na spotkaniu pojawiło się wiele archiwalnych dokumentów z czasów świetności klubu, członkowie przynieśli sporo zdjęć i fotografii, które były z ciekawością oglądane. Prezentację o swoim projekcie przeprowadził też Radosław Kowalczyk który w 2013 r. zamierza wystartować w regatach minitransat.
Witam Gospodarza Drogiego Don Jorge i Łaskawych Czytelników!
Dowiadujemy się o reaktywowaniu Klubu Żeglarzy Samotników, a więc o
czymś, co umarło śmiercią naturalną! Ci żeglarze jednak głośno wołają
patrzcie na nas i podziwiajcie nas, przysłali masę swoich zdjęć, mówią o
swoim regulaminie, który zapewne tak ułożą żeby zabezpieczył ich
pozycje, w sumie jest to kolejne odgrodzenie się pewnej grupy osób od
całej społeczności żeglarskiej, jednak z zachowaniem w nim siebie na
świeczniku.
Chyba są to kapitanowie poruszający się 10 cm nad pokładem,
o których pisał jeden z Kolegów w toku dyskusji nad etyką kapitańską.
Rozumiem potrzebę człowieka do swojej izolacji, ale w tym przypadku czy
ich potrzeba jest szczera, a postępowanie etyczne? Czy te osoby nie
zostaną najbardziej samotnymi żeglarzami w kraju? Przerażająca jest tam
obecność paru młodych osób, które do tej pory nie znalazły swojego
miejsca w żeglarstwie, pozostającym skłóconym i rozszarpanym na wiele
odłamów. A może, Zestrzelmy myśli w jedno ognisko. I w jedno ognisko
duchy!... Żeglarstwo, Nowymi cię pchniemy tory!
Z żeglarskim pozdrowieniem
IŻ darek Jarmołowicz
DO TRZECH RAZY SZTUKA – CZYLI LIST OTWARTY DO DON JORGE
W ostatnich dniach pojawił się kilkakrotnie z rzędu i spektakularnie na łamach SSI niejaki IŻ Darek Jarmołowicz. Za pierwszym razem uśmiechnąłem się pod wąsem, choć burzy mnie czasem bezpodstawne wycieranie sobie przez ludzi gęby imieniem „Znaczy Kapitana”. Za drugim zacząłem nawet pisać prosto, „jak chłop....”, kto z kim walczył i kto wygrał pod Grunwaldem ale potem pomyślałem sobie: IŻ Darek Jarmołowicz to prowokator- humorysta, nie ma się co napinać.
Teraz pojawił się jednak trzeci tekst i ten jest jawnie obraźliwy. Jeśli reaktywowani Klub Żeglarzy Samotników, to znaczy że on żyje. Ale to drobiazg. Drugi akapit prowadzi mnie do prostego wniosku: Lepiej by zrzeszeni kapitanowie unosili się 10 cm nad pokładem, niż by komentarze w SSI schodziły poniżej poziomu!
Polska to na szczęście wolny kraj. Każdemu wolno się zrzeszać jak chce i z kim chce. Jeśli zechcę to założę „Stowarzyszenie Coloneli Unoszących się 11 cm nad Pokładem”. Tak samo jak każdemu wolno się pieczętować tytułem jakim chce, byle legalnie nabytym, i leczyć kompleksy literkami przed albo po nazwisku.
Ale prosiłbym wobec braku instytucji IGNORA oraz KF w Szanownym Subiektywnym Serwisie Informacyjnym, abym nie był narażany na przymus czytania takich tekstów. Pomyślmy. jak czują się Piotr Stelmarczyk i Krzysztof Krygier, którzy informacje o spotkaniu szczecińskim przesłali do SSI.
Andrzej Colonel Remiszewski
____________________________________________
Jak zawsze zaczynam dzień od lektury twojej strony wiedziony ciekawością
co tam słychać w wielkim świecie żeglarzy. Trafiłem akurat w mały stosik
kamieni wrzucony na moje podwórko klubowe. Chodzi dokładnie o nieczysty
cios w niedozwolone miejsce poniżej pasa moim kolegom samotnikom. Ja
oczywiście samotnikiem nie byłem i nie będę ale znam nokautowanych
kapitanów i nie zauważyłem aby nie podlegali powszechnemu prawu
ciążenia. Przypisywanie im takich zdolności to chyba objaw jakiegoś
chorego niedowartościowania własnych sukcesów. Osobiście podziwiam
niesamowite predyspozycje do żeglowanie w samotności do czego ja nie był
bym zdolny jako osoba towarzyska. Uważam, że mają pełne prawo do
stworzenia strefy dostępnej dla nielicznych, którzy są predysponowani do
takich wyczynów.
Z całym szacunkiem dla wszystkich Żeglarzy
Norbert
Wprawdzie napisałem długi, długi tekst, ale po przemyśleniu - odpuściłem.
Chciałem tylko pocieszyć Norberta Zdrojewskiego. To, co on nazywa
nokautem, mi się wydaje obgryzaniem nogawek. Myślę, że zainteresowani są
ponad takie zaczepki. Samotnikiem nazwać się nie mogę (memoriał Teligi z
1992 roku to coś, z czego jestem dumny, ale to tylko weekendowe regaty),
ale zdaję sobie sprawę, jak wielki to wysiłek i wiedza, żeby samotny rejs
sprawnie przeprowadzić. Żeby móc "znokautować" takie towarzystwo trzeba by
być kimś o choćby porównywalnych osiągnięciach. Sęk w tym, że osoba, która
by osiągnęła coś równoważnego, dość szybko by się nauczyła cenić i cudze
dokonania.
I nawet, jeżeli ktoś chce założyć sobie coś "elitarnego" i
"niedostępnego", to wolno mu. Można się uśmiechnąć i nie podzielać dążeń,
ale szydząc trzeba uwzględnić różnicę własnych (nie)osiągnięć.
Więc pozostaje mi tylko życzyć wszystkim "iż"om, żeby jak najszybciej
zajęli się czymś ważnym, przydatnym i rozwijającym. Zrobienie kursu
instruktorskiego to przecież kwestia zapłacenia pieniędzy i tyłkogodzin.
"Znaczy, nie ma się czym chwalić".
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
Pozdrowienie
Chciałbym dodać do wypowiedzi Jacka, że:
Dziwnie łatwo przychodzi niektórym ludziom podważać osiągnięcia innych. Czym innym jest nie zgadzać się w poglądach, a czym innym jest pisać żałosne złośliwości pod adresem ludzi, którzy wykazali się dużym kunsztem żeglarskim, żeglując samotnie (w moim odczuciu wpis p. Darka Jarmołowicza nie zawiera ani słowa sensownej krytyki, a jedynie niskich lotów złośliwość).
Wielu jest "kapitanów", którzy unoszą się 10cm nad pokładem z bliżej nieokreślonych powodów, ale przecież nie można wkładać wszystkich do jednego worka, bo są też Kapitanowie godni szacunku, podziwu i naśladowania. Do tej grupy zaliczyłbym właśnie żeglarzy samotnych.
Co ciekawe złośliwości te najczęściej pochodzi od Instruktorów Żeglarstwa PZŻ, o których niewiele wiadomo po za tym , że we własnym mniemaniu są "nadżeglarzami"
Kiedyś popłynąłem sobie samotnie na Bałtyk. Popłynąłem do Łeby i z powrotem. Żadne to samotne żeglarstwo, ot taki wyskok, ale dał mi dwie rzeczy. Po pierwsze stwierdziłem, że ta formuła mi nie bardzo odpowiada. Jednak jestem zwierzątkiem towarzyskim. A po drugie dała mi mały przedsmak, jak trudne jest samotne żeglowanie.
Dla mnie przynależność do Klubu Żeglarzy Samotnych byłaby zaszczytem i nobilitacją, więc być może kiedyś spróbuję zrobić jakiś samotny poważny rejs, aby potem móc z czystym sumieniem złożyć akces do Klubu, a potem unosić się 10cm nad pokładem :)
pozdrawiam i żyj wiecznie
Maciek"Skipbulba" Kotas
Psy szczekają, karawana idzie dalej.
Z szacunkiem i sympatią dla Kolegów na zdjęciu,
żyjcie wiecznie,
Jarek Marszałł