"LATAJĄCY HOLENDER"
Andrzej Superat był uprzejmy o mnie pamiętać. A jak o mnie pamiętał, to i ja nie zapominam o Czytelnikach SSI. Czyli pojutrze o dogodnej dla większości porze zgromadzcie się przed telewizorami. Niestety mnie z Wami nie będzie - w tym czasie będę już daleko. Tym samym ogłaszam tygodniowy odpoczynek od SSI.
A później liczę na korespondencję o "Latającym Holendrze" i filmie.
Żyjcie wiecznie !
d'Jorge
____________________________________
19 września o godz. 20.45 w telewizyjnej sieci PLANETE będzie można zobaczyć film dokumentalny „Latający Holender”. Jest to opowieść o fenomenie wykorzystania telewizji do wychowania morskiego młodzieży. Wielu odwiedzających SSI to właśnie byli członkowie załóg telewizyjnego „Latającego Holendra”, który był na antenie TVP przez 26 lat. W 1976 otrzymał nagrodę im. Leonida Teligi redakcji „Żagli”, a w ramach Rejsu Roku 1991 nagrodę Polskiego Związku Żeglarskiego za 25 lat wychowania morskiego.
Na zdjęciu twórcy, jednocześnie prowadzący telewizyjny program, byli załoganci „Latającego Holendra” oraz Sławek Malinowski, reżyser filmu o tym programie, na spotkaniu, które odbyło się na „Darze Pomorza” 27 sierpnia 2010.
Poniżej link do zapowiedzi programu w TV PLANETE
http://planete.pl/dokument-latajacy-holender_33284

Na zdjęciu twórcy, jednocześnie prowadzący telewizyjny program, byli załoganci „Latającego Holendra” oraz Sławek Malinowski, reżyser filmu o tym programie, na spotkaniu, które odbyło się na „Darze Pomorza” 27 sierpnia 2010.
Poniżej link do zapowiedzi programu w TV PLANETE
http://planete.pl/dokument-latajacy-holender_33284
Drogi Don Jorge!
Oglądałem program "Latający Holender". Po latach zastanawiam się, czy ten program to była popularyzacja żeglarstwa, czy kolejna tuba propagandowa skierowana w kierunku młodzieży: Jaką to potęgą żeglarską jesteśmy, jakie mamy osiągnięcia: opływamy świat dookoła, bierzemy udział w sławnych regatach. „Droga młodzieży” czekamy na was!
Rzeczywistość jednak skrzeczała. Stosunkowo łatwo było uzyskać – stopień żeglarza jachtowego uprawniającego (na dzień 26.07.1976) :
· - Do pełnienia na jachtach żaglowych funkcji członka załogi
· - Do prowadzenia w porze dziennej pod nadzorem instruktora, jachtów mieczowych o powierzchni do 15 m2 żagla.
Trzeba przyznać że marne to „uprawnienia”. Szkolenie na wyższe stopnie np. sternika były trudniej dostępne, a to całą zimą dymać na kurs teoretyczny – warunek konieczny, ale nie wystarczający. Warunek wystarczający: Ostra praca całą zimę przy sprzęcie – a i tak można się było nie załapać.
Zgoda na rejs morski (bałtycki) poprzedzona była inwigilacją smutnych panów, czy aby obywatel zainteresowany słonowodnym pływaniem wykazuje odpowiednią postawę moralną i społeczno-obywatelską. Jeden z moich znajomych dostał taką pieczątkę, inny chwalił się że nie. O tych problemach nic nie było w programie. Egzotyka też wyglądała różnie: rejs na Bornholm bez zawijania do portu. Okrążyć wyspę i do Świnoujścia z powrotem.
Wspomnienia z tego okresu przykryła patyna czasu, ale dzisiaj bez takiej tuby propagandowej setki tysiące polskich żeglarzy robi kursy, żegluje po morzach, posiada własne jachty.
PS. Oprócz tego programu to też i kpt. Baranowski opowiadał o Bractwie Kaphornowców w „Ekranie z bratkiem”.
Znaczna część Polaków dobrze pamięta czasy peerelu (korekta, proszę nie poprawiać, mała litera celowo). Jednak ta pamięć jest wciąż i od nowa zafałszowywana. Jedni próbują ukazywać prl jako „10 potęgę gospodarczą świata", gdzie każdy miał pracę, wszyscy mieli równe szanse i żyli w krainie szczęśliwości wszelkiej. Inni potrafią tylko wspominać ubeckie więzienia, cenzurę, zacofanie i zaściankowość umysłów partyjnych aparatczyków, z którymi bohatersko zmagał się naród. Ani jeden ani drugi obraz zawierając elementy prawdy, nie jest jednak prawdziwy. Ale nie o tym dziś.
Do tego tekstu sprowokował mnie Mariusz Wiącek. Z pewnością Jego osobista pamięć sięga lat peerelu ale z pewnością polemiczna pasja poprowadziła go o krok za daleko. Nie byłem w tamtych czasach fanem telewizji polskiej (znów świadomie mała literą), a więc i „Latającego Holendra”, ta telewizja jako taka wypełniała zawsze, wszędzie i bez przerwy misje tuby propagandowej. Lecz warto pamiętać, że twórcy „Latającego Holendra” robili go nie na życzenie sekretarzy (choć za akceptacją wszechakceptujacej partii), nie dla kasy (mogli łatwiej zarobić w TV robiąc prostsze w realizacji materiały). Robili to z pasji i poczucia misji, realizowanej tak, jak w tamtych realiach można było ja realizować.
Warto, na dzisiejszej fali niechęci do pewnego monopolistycznego stowarzyszenia, które nie chce poddać się warunkom demokracji i rynku, przestać przykładać współczesną miarę do tamtych czasów. Przypomnijmy sobie, że żyliśmy w kraju po pierwsze niesuwerennym, po drugie z narzuconym ustrojem, w którym obywatel jest siłą roboczą, elementem mechanizmu społecznego, a nie wolnym podmiotem. I w tych warunkach działacze żeglarscy umieli „oszukać” system i konstruując zasady patentowania, inspekcji technicznych, sprawozdawczości żeglarskiej, wybić w murze otaczającej nas niewoli maleńki lufcik wolności. Te rejsy wokół Bornholmu bez paszportu, na klauzulę i z patentem żeglarza, to było i tak nieskończenie więcej wolności, niż mieli nieżeglarze w Polsce, albo też żeglarze w innych demoludach. Jeśli ktoś ma pretensje, że działacze PZŻ nie obalili siłą ustroju i zlikwidowali zsrr, to stracił czas czytając mój tekst.
A pozostali spokojnie i z czystym sumieniem mogą powspominać z łezką mniejszą lub większą „Latającego Holendra” i „Ekran z bratkiem”.
Andrzej - cieszący sie z tłumu żeglujących obecnie wolnych Polaków Colonel Remiszewski
Jeżeli Pan pozwoli przeanalizuję wypowiedź Pana Wiącka.
Pan Mariusz Wiącek stwierdza, że stacja telewizyjna PLANETE robi reklamę Latającemu Holendrowi, bo emituje o nim film. Ciekawe sformułowanie. Odkrywcze rzekłbym, bo nigdy sama emisja filmu nie może świadczyć o reklamowaniu czegoś, tym bardziej, że PLANETE, które oglądam systematycznie (w publicznej jakoś niczego ciekawego nie mogę znaleźć), emituje różne filmy o różnych rzeczach. Niekiedy w pozytywnym, niekiedy w negatywnym świetle. Skoro Pan Wiącek twierdzi, że PLANETE reklamuje Latającego Holendra, to prawdopodobnie dlatego, że podświadomie wie, iż program był bardzo wartościowy. Zresztą, jak widziałem, wypowiadają się w nim i twórcy i byli uczestnicy, są też archiwalne filmy i zdjęcia. Rzetelna dokumentacja. I dlatego, zgadzam się, że warto było ten film pokazać. Poza tym, ten film ukazuje na czym powinna polegać edukacyjna rola, czy jak kto woli misja, telewizji. Na edukacji. I to LH robił wspaniale. W wypowiedzi Pana Wiącka czuję nutkę niesmaku, że film był pokazany. Opowiadał o programie sprzed lat, z czasów PRL, więc oceny w nim zawarte powinny być negatywne. A były na plus. Fee! Tęsknota za cenzurą.? Brak zrozumienia pluralizmu? Niechęć do innych ocen niż własne? Nie ważne.
Wg. mnie Pan Wiącek, świadomie czy też nie, manipuluje faktami. Wspomina jakichś smutnych panów, jakieś pieczątki i swego kolegę, który chciał gdzieś płynąć. Ale jednocześnie zapomina, że ten program był przeznaczony dla młodzieży szkolnej, dla dzieci. Zapomina również, że rzeczywistość jaka nas otaczała była także inna i to nie z winy twórców programu, ale tych, którzy dzieląc świat po wojnie oddali nas tam gdzie oddali. Nie można dzisiejszych czasów przyrównywać do tamtych lat, tak samo jak nie będzie można oceniać dnia dzisiejszego przykładając miarę norm, które będą obowiązywać za kolejne pół wieku.
Bardzo podobała mi się riposta Andrzeja Colonel'a Remiszewskiego. Wyważona, obiektywna, bez politycznego zacietrzewienia. Bez agresywnej apoteozy nowej, jedynej słusznej ideologii i cudownej rzeczywistości. Jak w przypadku, oczywiście wg. mnie, Pana Wiącka. A świadczą o tym odpowiedzi tego Pana pod adresem Pana Remiszewskiego, w których atakuje posługując się – w mojej ocenie -pomówieniami w stylu:
"władza miała do niego tak duże zaufanie iż pozwoliła mu na furtkę wolności i dała popływać na jachcie bez zawijania do "egzotycznych" portów na Bornholmie". Lub "ktoś mógł sobie wyszarpać "te niskończenie wiele wolności" idąc na kompromis w władzą?.
Brzydkie.
Świat nie był, nie jest i nie będzie, tylko czarny lub tylko biały. Jest w nim zawsze wiele odcieni. Były rzeczy złe ale były i dobre. I trzeba być pozbawionym nienawiści oraz umieć rzetelnie spojrzeć na świat, na historię, aby je dostrzec.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, którzy to potrafią. Bo obrazy Polski jakie od pewnego czasu serwują mi media, że każdy kto wychodził na ulicę w czasach PRL musiał od razu kryć się pod krawężnikiem by uniknąć ciosów pałką od grasujących band milicjantów lub że rodzice wychowali nas serwując na wszystkie posiłki ocet (bo nic innego nie było na sklepowych półkach) przestają mnie bawić.
Krzysztof Gliński