BRAWA DLA SPRAWNYCH NIEPEŁNOSPRAWNYCH
Jestem pod wrazeniem dzielności Krzysztofa Kwapiszewskiego - Autora korespondencji i pozostałych żeglarzy, których los wystawił do zmierzenia się z różnego rodzaju ułomnościami. Oni są dzielni, nie przyjmują tego do wiadomości i robią swoje. To swoje jest o g r o m n e i chylę czoło przed nimi.
Ale to nie wszystko - z tymi ludźmi musi jednak popłynąć grupka zapaleńców o gorących sercach. Po prostu - dobrych, współczujących i rozumiejących ich ludzi. No bo ktoś w końcu ten wózek Krzysia musiał na jacht załadować, pchać pod górę w Kłajpedzie ...
Chapeau bas - Czytelnicy !
Żyjcie wiecznie!
D'Jorge
_____________________________________
Witaj Don Jorge,
pozdrowienia od kulawego wózkowicza żeglarza.
Z tęsknicy za morzem, na którym nie byłem prawie od miesiąca(!) zrodził
się październikowy rejs z naprędce skompletowaną załogą. To już czwarty
raz w tym roku popłynęliśmy na "Warszawskiej Nike" w konwencji
integracyjnej realizując stworzony przez siebie program - "poznać morze"
. W ramach niego staramy się osobom niepełnosprawnym, posiadającym
dysfunkcje narządu ruchu, słuchu lub wzroku zapewnić żeglarski kontakt
z morzem, dając jednocześnie sposobność do szkolenia i ciułania stażu. W
ten sposób wyszkoliliśmy wielu sterników, kilku morsów a i kapitan na
wózku dochrapał się patentu. A wszystko to na całkowicie
nieprzystosowanym jachcie, bo o przystosowanej jednostce nie śmiemy
nawet marzyć... Swoje dość osobiste refleksje z tego rejsu zawarłem w
załączonym poniżej dokumencie - jeśli uznasz to za stosowne, możesz
dowolnie je wykorzystać.
Serdecznie pozdrawiam i aby do wiosny, a z nią do rozpoczęcia kolejnego
sezonu,
Krzysztof Kwapiszewski
pozdrowienia od kulawego wózkowicza żeglarza.
Z tęsknicy za morzem, na którym nie byłem prawie od miesiąca(!) zrodził
się październikowy rejs z naprędce skompletowaną załogą. To już czwarty
raz w tym roku popłynęliśmy na "Warszawskiej Nike" w konwencji
integracyjnej realizując stworzony przez siebie program - "poznać morze"
. W ramach niego staramy się osobom niepełnosprawnym, posiadającym
dysfunkcje narządu ruchu, słuchu lub wzroku zapewnić żeglarski kontakt
z morzem, dając jednocześnie sposobność do szkolenia i ciułania stażu. W
ten sposób wyszkoliliśmy wielu sterników, kilku morsów a i kapitan na
wózku dochrapał się patentu. A wszystko to na całkowicie
nieprzystosowanym jachcie, bo o przystosowanej jednostce nie śmiemy
nawet marzyć... Swoje dość osobiste refleksje z tego rejsu zawarłem w
załączonym poniżej dokumencie - jeśli uznasz to za stosowne, możesz
dowolnie je wykorzystać.
Serdecznie pozdrawiam i aby do wiosny, a z nią do rozpoczęcia kolejnego
sezonu,
Krzysztof Kwapiszewski
____________________________________
W okresie, w którym większość jachtów stoi już na lądzie, a ich dzielne załogi sztormują wyłącznie w zadymionych tawernach, my po raz (chyba) ostatni w tym roku wyskoczyliśmy na Bałtyk pożegnać się przed zimą z Neptunem. Na s/y "Warszawska Nike" przelecieliśmy z Górek Zachodnich, przez Władysławowo do Kłajpedy, a w drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze Hel. Dziewięcioosobowa załoga w układzie integracyjnym - trzy osoby niepełnosprawne, a trzon organizacyjny stanowili członkowie i sympatycy Klubu Sportowego Niepełnosprawnych START z Warszawy. Pogoda, jak na połowę października więcej niż znośna, temperatura cały czas na plusie, a i z nieba tylko z rzadka kapało. Stary Neptun, tradycyjnie poczęstowany stosownym napojem, przyjął nas życzliwie, jedynie pod Kłajpedą, cierpiąc z pewnością na zespół dnia poprzedniego, rozbujał solidnie morze utrudniając tym samym wejście w główki portu. Przy okazji dzięki za Twój materiał o Kłajpedzie zawarty w tegorocznych "Żaglach" – sporo z niego skorzystaliśmy. W jego uzupełnieniu – niestety z początkiem października stali mieszkańcy delfinarium czasowo przenieśli się do Grecji, chcąc z pewnością wygrzać nieco nadziębione płetwy. Port jachtowy w górze rzeki, w którym zwykle cumujemy, został całkowicie zamknięty. Prowadzone są w nim zakrojone na dość dużą skalę prace pogłębiające oraz remontowe. W tej sytuacji zacumowaliśmy przy nabrzeżu rzeki Dane, tuż za przystanią promową. Miejsce wielce malownicze, w zrewitalizowanej części miasta, tuż obok starówki, a w dodatku z dostępem do prądu i bieżącej wody. Z pewnością w pełni sezonu o takiej miejscówce można jedynie pomarzyć.
W okresie, w którym większość jachtów stoi już na lądzie, a ich dzielne załogi sztormują wyłącznie w zadymionych tawernach, my po raz (chyba) ostatni w tym roku wyskoczyliśmy na Bałtyk pożegnać się przed zimą z Neptunem. Na s/y "Warszawska Nike" przelecieliśmy z Górek Zachodnich, przez Władysławowo do Kłajpedy, a w drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze Hel. Dziewięcioosobowa załoga w układzie integracyjnym - trzy osoby niepełnosprawne, a trzon organizacyjny stanowili członkowie i sympatycy Klubu Sportowego Niepełnosprawnych START z Warszawy. Pogoda, jak na połowę października więcej niż znośna, temperatura cały czas na plusie, a i z nieba tylko z rzadka kapało. Stary Neptun, tradycyjnie poczęstowany stosownym napojem, przyjął nas życzliwie, jedynie pod Kłajpedą, cierpiąc z pewnością na zespół dnia poprzedniego, rozbujał solidnie morze utrudniając tym samym wejście w główki portu. Przy okazji dzięki za Twój materiał o Kłajpedzie zawarty w tegorocznych "Żaglach" – sporo z niego skorzystaliśmy. W jego uzupełnieniu – niestety z początkiem października stali mieszkańcy delfinarium czasowo przenieśli się do Grecji, chcąc z pewnością wygrzać nieco nadziębione płetwy. Port jachtowy w górze rzeki, w którym zwykle cumujemy, został całkowicie zamknięty. Prowadzone są w nim zakrojone na dość dużą skalę prace pogłębiające oraz remontowe. W tej sytuacji zacumowaliśmy przy nabrzeżu rzeki Dane, tuż za przystanią promową. Miejsce wielce malownicze, w zrewitalizowanej części miasta, tuż obok starówki, a w dodatku z dostępem do prądu i bieżącej wody. Z pewnością w pełni sezonu o takiej miejscówce można jedynie pomarzyć.
Kłajpeda wydaje się być miastem szalonych kontrastów, w którym z pieczołowicie odrestaurowanymi budynkami bezpośrednio sąsiadują szkaradne, często rozpadające się rudery, mające szczyt swojej świetności w okresie słusznie minionej epoki. Oczywiście poruszając się wyłącznie na wózku, zwraca się uwagę na nieco inne architektoniczne szczegóły. Jeśli chodzi o przystosowanie miasta dla potrzeb osób niepełnosprawnych, sytuacja wygląda dość nieźle, tak na 3+ i widać starania władz o dalszą poprawę istniejącego stanu rzeczy. Były oczywiście i swoiste „perełki”, mnie najbardziej rozczuliły podjazdy na estakadę, o kącie nachylenia wielokrotnie przekraczającym wszelkie dopuszczalne normy. Tylko dzięki zaangażowaniu i pomocy załogi udało się je moim wózkiem sforsować. I jeszcze jedna ciekawostka – w porcie wykryliśmy nowoczesne, schludne oraz wyjątkowo czyste (!) sanitariaty, w tym przestronne pomieszczenie dla osób niepełnosprawnych.
W Kłajpedzie powiało prawdziwym luksusem i Europą. Zwykle korzystając z tego typu przybytków w renomowanych portach Bałtyku nadziewam się na brak siedziska/krzesełka, na którym jako wózkowicz mógłbym skorzystać z rozkoszy prysznicowej kąpieli. Pomny kilkuletnich w tym zakresie doświadczeń, zawsze zabieram na jacht składane plastikowe krzesło i pod prysznicem staje się w ten sposób niezależny. W kłajpedzkich sanitariatach krzesełko o dziwo było (!), za to dla równowagi brakowało w kabinie węża wraz ze słuchawką prysznicową. Dobrze, że choć pozostała cześć armatury jeszcze tkwiła w ścianie. Dzięki nieocenionej mojej załodze, wspartej zestawem kluczy jachtowych, błyskawicznie udało się z trzech istniejących kabin sanitarnych skompletować dwie, za to w pełni wyposażone. Higiena ponad wszystko. W drodze powrotnej do Górek, na krótką chwilę zawinęliśmy na Hel, by oddać się medytacjom w Kapitanie Morganie.
Na Helu nie byłem już od kilku lat i trzeba przyznać, że wyremontowana część portu wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Wiele tu się zmieniło na plus, ale niektóre klimaty pozostały niezmienne. Do nich należy zaliczyć pracę bardzo miłego pana inkasenta, który na swym służbowym rowerku skrupulatnie dogląda nabrzeże jachtowe. Z dokładnością godną szwajcarskiego zegarka pojawia się dokładnie w momencie założenia cum, ale bezsprzecznie jeszcze przed podaniem szpringów. Cóż, rzetelna informacja to rzecz obecnie bezcenna, a na Helu przed definitywnym odstawieniem silnika dokładnie wiedziałem ile należy niezwłocznie zapłacić i jakie z tego tytułu spływają na nas przywileje. Tak szybkiej i rzeczowo podanej informacji, wraz ze ściągnięciem stosownej opłaty, nie uświadczy się w żadnym innym europejskim porcie. Niestety dla mnie na tym kończy się europejskość, a zaczynają się dosłownie i w przenośni schody. Teoretycznie port został przystosowany dla osób niepełnosprawnych. Niestety naczelny projektant w surrealistycznym swym śnie tego nie przewidział, że jacyś nawiedzeni niepełnosprawni żeglarze będą chcieli gościć w porcie i to o zgrozo wpływając doń pełnomorskim jachtem. Na początek zafundował im dwa schodki z kei na nabrzeże, niby drobiazg, nie warto w tej sytuacji myśleć o podjeździe. Dalej, jak w dobrej komedii, jest jeszcze weselej. W porcie, przy niewątpliwie dużym nakładzie środków, wybudowano „jajo” przez innych pieszczotliwie zwane „pomarańczką”, a w nim/w niej miedzy innymi również i sanitariaty, w tym jeden przeznaczony dla osób niepełnosprawnych. Nie wiem jak bardzo udręczona była dusza pana architekta, lecz zjazd z nabrzeża i podjazd do jaja udało mu się zaprojektować w miejscach maksymalnie odległych od siebie. Co mu zawinił kulawy na wózku, że każe mu jeździć dookoła jaja, pozostanie z pewnością głęboką tajemnicą.
Gdy już pokonamy te wszystkie trudności, powstałe wyłącznie z woli projektanta, wypada nam wreszcie błogo skorzystać z wygód i dobrodziejstw rzeczonych sanitariatów. Niestety i tu rzeczywistość sprowadza nas na ziemię, zwłaszcza gdy w nieskończonej swej naiwności zapragniemy skorzystać z takich luksusów jakimi są prysznice. To nic że w ręku mamy papierowy bilet upoważniający do jednorazowej tego typu przyjemności, będącej nagrodą za szybkie uiszczenie opłaty portowej. To nic że odruchowo na skórze czujemy kilkudniowe zaniedbania w zakresie higieny. To nic, że na swoim wózku siedzimy pośrodku zaprojektowanego specjalnie pomieszczenia sanitarnego mającego w zamyśle spełniać wszelkie wymagania osoby niepełnosprawnej. To JEDNAK COŚ , gdy w pomieszczeniu tym standardowo brakuje krzesełka oraz … węża wraz ze słuchawką prysznicową, którą jakiś złośliwiec „na chwilę pożyczył”, bo przecież według Pani z obsługi kompletna armatura nie tak dawno tu była !!!
Cóż, miłość do morza jest znacznie silniejsza i tego typu „drobiazgi” z pewnością mnie nie zniechęcą. Nadal będę pływał do bałtyckich portów, a do wyposażenia eksploatowanego jachtu dorzucę oprócz krzesełka jeszcze klucze hydrauliczne oraz typową polską armaturę. A wszystko to z miłości do morza i podstaw higieny, na przekór pomysłom niektórych architektów.
Gdybyś jednak Don Jorge przypadkiem usłyszał, że ktoś ambitny zamierza przystosować port dla osób niepełnosprawnych, skieruj go wpierw łaskawie do mnie - chętnie mu pomogę. Być może uda się w ten sposób uniknąć nieuzasadnionych kosztów i utrudniających życie wpadek projektowych. Cena za konsultacje jest iście symboliczna – oprócz zwrotu poniesionych kosztów, dożywotne bezpłatne korzystanie z owoców wykonanej pracy - oczywiście nie tylko dla mnie lecz i dla mojej załogi.
Serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Kwapiszewski
W swoim krótkim wstępie do tego tematu poruszyłeś bardzo ważną rzecz. Napisałeś:
"z tymi ludźmi musi jednak popłynąć grupka zapaleńców o gorących sercach. Po prostu - dobrych, współczujących i rozumiejących ich ludzi".
Wiesz, czego sie najbardziej obawiałem 5 lat temu, przed pierwszym rejsem "Zobaczyć morze"? Właśnie tego! Czy znajdą się tacy ludzie wśród widzących, pełnosprawnych?
I doznałem - mówiąc kolokwialnie - miłego rozczarowania. Zgłosili się młodzi,rewelacyjni ludzie, którzy w lot zrozumieli ideę tego rejsu. Integracja połowy widzącej z połową niewidzącą nastąpiła w pierwszej godzinie po zaokrętowaniu.
I tak samo było we wszystkich następnych dziesięciu rejsach.
Wniosek: Mamy wspaniałych młodych ludzi. Trzeba im tylko stworzyć możliwość wykazania się swoimi pozytywnymi cechami.
A w zeszłym roku na rejs "Zobaczyc morze" zgłosił się bohater Twojego postu - Krzysiek Kwapiszewski. Odradzałem mu to, bo już miałem kiedyś w załodze na "Zawiasie" dziewczynę na wózku i wiem, jak - excuse le mot - upierdliwy jest "Zawias" dla wózkowców. Najgorsze jest to, że łazienki są przy kubryku (choć też wchodzi się po schodkach) ale ubikacje są w nadbudówce, więc banalna czyność zwana siusiu wymaga zaangażowania dwóch silnych, którzy na dole wyjmą człowieka z wózka i wyniosą po kilkunastu stromych schodach na pokład, po czym przejdą z nim kilka metrów po otwartym (a często zalewanym wodą) pokładzie i wniosą do - pardon - kibelka.
Krzysiek się uparł, że jednak chce zaliczyć rejs na czymś większym, niż "Warszawska Nike", wiec go zabrałem.
Po rejsie przyznał mi rację, że "Zawias" jest wyjątkowo niedostosowany dla wózkowców. Ale na rejsie był wyjątkowo dzielny, a dla widzących i sprawnych Kolegów wynoszenie i wnoszenie Krzyśka nie stanowiło większego problemu. Wystarczyło powiedzieć: "Potrzebni dwaj silni, mogą być bez doktoratu, byle byli po siłowni" ;-)
Dowód na udział Krzyska w "Zobaczyć morze" masz tu:
http://www.zobaczycmorze.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=77&Itemid=66
W szóstej minucie filmy Joli Klupś (ok. 5.30) Krzysiek zwiedza Hanko.
Janusz Zbierajewski
Krzysiu, gratuluję patentu kapitańskiego. W pełni na niego zasłużyłeś. Do zobaczenia na morzu!