SPRÓBUJCIE NA KATAMARANIE
Zawsze upieram się, że krytykować wolno, jeśli się samemu spróbuje. Ja katamaranami nie żeglowałem, nigdy mnie nie korciło próbować więc siedzę cicho. Tyle że mi się nie podobają. Takie tam latające łóżka :-)
A jachcik "FRI" nadal mi się podoba.
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
______________________________________________________ 
O wyższości małego wielokadłubowca

Może na początek parę słów o sobie
. Stuknęło mi w tym roku 36 wiosen, z czego od 25 spędzam trochę czasu na wodzie. Pływam na czym się da i gdzie się da. Jako głowa rodziny mam na to urlop i kilka-kilkanaście weekendów w roku. Mam za sobą ewolucję od małej mieczówki, przez Omegę (która wtedy po przejściu z samodzielnie zrobionej Dorady wydawała mi się wielkim i stabilnym 'okrętem') po różnego rodzaju kabinówki. Otarłem się też niebezpiecznie o granicę absurdu pływając na naszych pięknych Mazurach na 8,5-9 m hotelowych beczułkach. W bagażu doświadczeń mam też pomoc mojemu ojcu w odrestaurowaniu pięknego killera z 1937 roku.

Dotychczas wydawało mi się, że duży stabilny morski jacht to jest to. Po różnych doświadczeniach na Bawarskich mydelniczkach w końcu popłynąłem czymś, co jest bliskie ideału. Dufour 46, na Morzu Północnym nie było na niego mocnych, na wewnętrznych zbiornikach w Holandii też, gdzie krótka nieprzyjemna fala prawie zatrzymywała inne pływadełka. Przy tej samej długości cięższy o 50% od bawarskiej mydelniczki radził sobie doskonale.

Aż tutaj zdarzyło mi się popływać trochę na katamaranie. Wcale nie na jakimś czarterowym "typu francuskiego na piękną pogodę" z dużym i wysokim bridgedeckiem - ale małym, dzielnym KL 28 (8,5 m długości, 0,5 m zanurzenia). TO JEST TO! Powiem szczerze, wszelkie przesądy na temat wielokadłubowców biorą się z kompletnej niewiedzy. Mi też trzeba było trochę czasu, żeby nauczyć się tym pływać i w pełni wykorzystać jego możliwości. Pomimo stosunkowo skromniejszych warunków hotelowych (w porównaniu do jednokadłubowej łódki tej samej wielkości) jakimi dysponują małe wielokadłubowce, uważam, że to najlepszy wybór.

No to po kolei:
- wielokadłubowce są lekkie - można je łatwo transportować i trzymać w garażu, stodole, obok stodoły czy Bóg jeszcze raczy wiedzieć gdzie - ale nie płacić za trzymanie łódki w porcie szczególnie, jeżeli na dłuższe rejsy pracujący na lądzie szczur wypływa 1-2 razy w roku,
- emocje związane z prędkością są trudne do opisania; ta prędkość to też bezpieczeństwo - szybko uciekamy przed złą pogodą do najbliższego portu,
- dużo miejsca na "pokładzie" dla załogi lubiącej słońce,
- pięknie "chodzą" na fali, żadnego "walenia" dziobem ani nieprzyjemnych rozkołysów, to wręcz leci! Ten łagodny lot po falach powoduje, że w koi można się spokojnie wyspać J
- małe zanurzenie i dojście nawet do najpłytszych portów i bezpośrednio do brzegu; a w samych portach stawiamy się także w takich miejscach o których inni mogą tylko pomarzyć.
Dodatkowo rozsądna i nie wysilona prędkość podróżna to 10-12 w, co pozwala w krótkim czasie zrobić spory dystans i czyni rejsy weekendowe dużo atrakcyjniejszymi niż na jachcie jednokadłubowym.

Prawda, że aby pływać bezpiecznie nie wolno ich przeciążać i stąd być może biorą się przesądy o ich niebezpiecznych walorach nautycznych. Jeżeli ktoś zapakuje na katamaran tyle samo co na jednokadłubowy jacht tej samej długości, to ma duży problem w trudniejszych warunkach.

Nie wiem dlaczego wielokadłubowce nie są popularne w naszym kraju. Być może to brak tradycji (oczywiście poza żeglarstwem sportowym). Ja w każdym razie gorąco polecam każdemu spróbować!

Pozdrowienia
Przemo
 
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu