KAPITAN KAZIMIERZ BILIK WYCIĄGA WNIOSKI
To news z puentą dydaktyczną. Doświadczony kapitan, weteran mórz i oceanów pokazuje, co mu się nie udało, jak ocalał i jakie z tych (kolerjnych) przygód wyciągnął wnioski. Teraz jeszcze ważny element newsa - Autor pokazuje to dla Waszego pożytku.
Drogi Kaz - dziękujemy i przesyłamy serdeczności.
Żyj wiecznie!
d'Jorge
--------------------------------------------------
Chub Key Bahamas, 12 Luty 20111
s/y "HALNY WIND" na Rafie
(jak do tego doszlo, okolicznosci zdarzenia)
Ludek Maczka nie napisal nigdy nic o swoich perypetiach i o rejsach po swiecie.
Niemniej jednak gdy ktos z jego zalogantow mial intencje napisac nawet ksiazke
zgadzal sie i tylko mowil " To z ciebie beda sie smiali , nie ze mnie jak napiszesz glupoty"
Ja jestem troche innego zdania, uwazam ze ludzie, koledzy,znajomi maja prawo wiedziec
z pierwszej reki jak to bylo, a potem moga sie smiac, wspolczuc albo wziasc sobie do serca
przestroge. W koncu na bledach swoich i cudzych sie czlowiek uczy.
Rejs zaczal sie 16 Stycznia 2011 . Z duza pomoca kolegi Irka Sevcika ( b. Czechoslovak )
odbijamy ciezko od doku w Punta Gorda , Floryda, za malo wody pod kilem , ale jakos sie udalo
o 2300 w nocy. Pogoda od poczatku nas nie rozpieszcza, gesta mgla. S/y HALNY WIND ( ERICSON 35 )
troche ciezki zaprowiantowany na 3 miesiace plus rezerwa na trzy osoby.
Cel Martynika , okolo 1500 Mil morskich. Moja zaloga ma bilety powrotne do Polski na 24 Kwietnia
z Fort De France na Martynice, mamy duzo czasu , nie musimy sie spieszyc.
Stajemy pierwsza noc na kotwicy myslac ze mgla sie rozwieje, zludne nadzieje, decudujemy sie jednak
plynac na silniku (brak wiatru ) wlaczajac radar co jakis czas mimo ze wokol pustka.
Rano na drugi dzien ciagle mgla , przeplywamy pod wysokim mostem 65 stop w Marathon Key, Floryda
opuszczajac w tym momencie Zatoke Meksykanska i wplywamy na ATLANTYK nie zatrzymujac sie w
Marathon, mamy dosyc wody i ropy na 800 Mil.
Do Bahamas okolo 120 mil, omijamy lub oni nas omijaja okolo 9 statkow na Golfstromie, dosyc duzy ruch
do Panamy i Meksyku. O poranku wchodzimy na Bahama Bank ponizej Ridding Rocks .
Do najblizszego miejsca w Chub Key na Berry Islands okolo 70 Mil, tam umowilismy sie z Mackiem
ktory wyplynal z Tampy zaraz po nas i ma do nas dzien straty.
Wchodzimy do Chub Key zaraz po zachodzie slonca i rzucamy kotwice w tej pieknej zatoce.
Bylem tu pare razy ,i nawet spotkalem sie z Kazikiem Kwasiborskim na Sylwestra chyba w 2002 i znam
to miejsce dobrze.
Wyrzucamy kotwice typu BRUCE 45 funtow na 7 stopach i okolo 50 stopow lancucha , trzyma super,
do tej pory mnie nie zawiodla nawet przy wietrze 45 Kts .
Nastepny dzien uplywa spokojnie na odpoczynku po paru dniach plyniecia. Odbieram pogode i mapki przez SSB Radio,
wyglada ze idzie front i wiatr bedzie dopychajacy do brzegu ale nie wiecej niz 25 Kts , to jest Okay , troche pokiwa, na wszelki wypadek dzwonie do syna do Toronto z telefonu satelitarnego aby sprawdzil ten FRONT , potwierdza 25 Kts wind W-NW .
Na wszelki wypadek przygotowuje na dziobie druga kotwice CQR gotowa do rzucenia gdyby co ?
Wieczorem juz po ciemku przyplywa Maciek i kotwiczy 100 metrow przed moim dziobem. Umawiamy sie na radiu na rano jest zmeczony.
Rano woduje dinghy i wioze Adama do Macka aby go wciagnal na maszt , Maciek dopiero co zwodowal nowa lodke s/y MACIEJKA II i nie ma jeszcze flaglinek a tu trzeba wywiesic zolta flage do odprawy. Po robocie umawiamy sie na wieczor na kokpit party u Macka.
Niestety front ktory w dzien przystopowal ruszyl z kopyta i idzie na nas. Rosnie fala i rosnie wiatr , NICI z kokpit Party
Trzeba przetrzymac front a rano zabrac sie z nim do Nassau tak sie to tu robi.
Okolo 2000 (ciemno jak w d----) i zaczelo lac wiatr ma takie porywy chyba wieksze jak 25 Ktn i fala urosla , ale BRUCE trzyma , CQR gotowa do rzucenia jak by co !
I nagle jakas wieksza fala ustawia lodke pod katem 90 stopni do lancucha kotwicy i napor wiatru na bok lodki i takielunek wyrywa BRUCA i czuje i widze na laptopie ze JEDZIEMY , lece na dziob i rzucam przygotowana CQR co zajmuje moze minute ale zanim CQR zaczyna lapac juz czuje ze lodka wali kilem o dno, ADAM leci na dziob , ja do silnika , podjezdzam do wiatru ale nie slysze Adama co robi , mysle ze wybiera kotwice. Przed dziobem mam Macka i jeszcze inna Amerykanska lodke o nazwie LOLA nie moge w nich uderzyc, prubuje ominac ich na prawo , niestety Adamowi nie udalo sie wybrac kotwic i mnie chamuja, skrecam wiec w lewo zeby nie uszkodzic jachtow przedemna, i nagle silnik gasnie NAKRECA jedna z kotwic na srube. Jeszcze próbuje walczyc wyszarpujac ciezka trzecia sztormowa kotwice z bakisty i gdy mam ja juz pod pacha i zamierzam ja targac na dziob, czuje najpierw uderzenia jachtu kilem o dno a zaraz potem lewa burta o rafe brzegu. W tym momencie wiem ze to juz KONIEC.
W tym momencie liczy sie tylko ZYCIE nie wazne kotwice i jacht, ADAM co prawda prubuje ratowac lodke wsadzajac odbijacze miedzy rafe a kadlub ryzykujac utrate rak i nog, co niestety nie podzialalo., ja pilnuje Haliny zeby tylko bezpiecznie wyskoczyla na brzeg, ona jedna zdazyla zalozyc kamizelke ratunkowa, ale przy wyskoku stracila buta, ale wiem ze jest cala i zdrowa na brzegu, to mi dodaje sil . Woda sie wlewa do lodki przez rozbita lewa burte z szybkoscia huraganu, nie ma czasu na nic, tylko dokumenty, jakas kurtka i na brzeg. Maciek nadal przez VHF Radio " MAYDAY" sa jacys ludzie na brzegu , nawet za chwile przyjezdza policja (Bardzo pomocna ) po minucie szoku WRACAMY z Adamem do lodki i nurkujac w ciemnosciach i w wodzie bierzemy co popadnie, lodka rzuca niemilosiernie jeszcze ma jakas wypornosc mimo ogromnej dziury w lewej burcie ale zawisla na skale a woda opada, tak pewnie zostanie. Najpierw przy aprobacie Policji wlasciciel duzej motorowej lodzi zabiera nas do siebie i aplikuje nam po dwa glebsze Johny Walker co niesamowicie podnosi nas na duchu, nastepnie policjant o imieniu Woodbrigde wsadza nas do gazika i zawozi do motelu, ale jak tu spac , ja chce wracac do lodki ratowac rzeczy ale jestem wypompowany, poprostu nie mam sily na nic, jest trzecia w nocy ( a pizdzi jak w kieleckim na dworcu przed wojna ) dopiero rano sie uspokoilo, wlaczam telewizor w motelu a tu podaja ze ten front poprzewracal w Tampie na Florydzie stacje benzynowe produkujac tornada i tez narobil niezle w Miami.
Po pierwsze :
Kto nie zegluje ten nie ryzykuje i dobrze sie w domu czuje !
Po drugie:
Tak jak to mowil moj przyjaciel Ludek Maczka " Na morzu musza byc straty w sprzecie i w ludziach"
Szczescie jest wtedy jezeli tylko w sprzecie !
Po trzecie:
Wina jest tylko moja , zawierzylem prognozie (powinienem wziasc poprawke )
Trzecia kotwica sztormowa powinna byc na dziobie ( tak na wszelki wypadek )
Powinienem za dnia przesunac lodke na kotwice dalej od brzegu zeby miec zapas wody na manewry.
Po czwarte:
Dalej jestem tu na Bahamas i rozbieram lodke do naga , ktora skaladalem przez trzy lata przygotowujac ja do dalekich rejsow.
Rozbieranie idzie duzo szybciej ( trzy tygodnie ) tylko narzedzia zardzewiale i brudza rece na brazowo prawie nie do wyczyszczenia
.
Po czwarte:
Dziekuje serdecznie Andrzejowi Sochajowi ktory specjalnie tu przyplynal z Florydy pomagajac mi w biedzie za co mu bede do smierci wdzieczny.
Czekam teraz na Macka ktory ma mnie zabrac z calym ocalalym dobytkiem na Floryde
Pozdrawiam wszystkich Czylelnikow i przytaczam znamienne
navigare necesse est vivere non est necesse
Pozdrawiam serdecznie tez przy okazji Jarka Hruzewicza I Andrzeja Plewika
Koledzy " I just joined the club "
PS. Przepraszam za nie posiadanie polskiej trzcionki na resztkach ocalalego cudem jednego z trzech laptopa i
Niemozliwosc zalaczenia zadnych zdjec z powodu predkosci internetu 1 Mbs.
Zdjecia spróbuje poslac bedac juz niedlugo na Florydzie.
Kazimierz Bilyk
kazbilyk@yahoo.com
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu