WOLNOŚĆ TO STAN NATURALNY
Koronnym argumentem pomysłodawców regulacji (czyli rygorów) jest troska o bezpieczeńtwo żeglowania. O obłudo - wszyscy wiemy, że to tylko kamuflaż niezbędny dla poczynań "ssaczy". Dobrze też wiemy, ze to wszystko stoi na fundamencie "zagrożeń hipotetycznych". Tak, jakby w innych krajach swoboda żelowania nie istniała.
No więc moze wreszcie czas porzucić pieśni na melodię "poprawności politycznej". Tekst otwarty - niezbędny.
 
Autor artykułu
.
Czy naprawdę trzeba aż  wykładu kpt. Andrzeja Remiszewskiego, że WOLNOŚĆ TO STAN NATURALNY ?
To nie teza - to aksjomat. Jeżeli ktoś chce obalić wynik, że 4 = 2 +2, to wszystko runie. I kto na tym wygra?
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
========================
Z zaciekawieniem przeczytałem polemikę Janusza Szwedowskiego http://www.zagle.com.pl/artykul/czytaj/dyskusji-o-zeglarskiej-wolnosci-ciag-dalszy,9832/   z moim tekstem „Kilka słów, co nie nowe”. Gdyby patrzeć po ilości tekstu, to jesteśmy obaj zgodni co do większości. Są jednak istotne różnice, przy czym najważniejsza z nich ma charakter doktrynalny, ideowy.
Otóż mój interlokutor twierdzi, że system dotyczący przepisów żeglarskich polega (powinien polegać?) na tym, iż władza określa, jakie jachty są (cyt.): „bezpieczne”, których użytkowanie nie jest, lub w niewielkim zakresie może być zagrożeniem dla osób trzecich. Pozwolę sobie powtórzyć, że zgodnie z Konstytucją system powinien polegać na tym, że wolność jest stanem naturalnym, a administracja określa, jakie jachty lub rodzaje żeglowania mogą tworzyć niebezpieczeństwo dla osób trzecich, wiarygodnie to uzasadnia i wtedy wprowadza niezbędne odstępstwa od tej wolności. Dziś jednak jest inaczej: władza dała nam ulgi, ulgi do 7,5 m, ulgi dla  hausbootów, ulgi od kart bezpieczeństwa do 15 m, itp. Jeśli ktoś, gdzieś w świecie wprowadza specjalne „regulacje reńskie”, to odwrotnie, niż u nas, czyni to jako wyjątek od zasady wolności.
Moje podejście nie jest anarchizmem, nie zamierza kwestionować roli aparatu państwa. Chętnie, jako świadomy i odpowiedzialny obywatel, poddaję się słusznym rygorom prawa. Ale mam też prawo do sprzeciwu wobec rygorów nadmiernych  lub niesłusznych. Przypomnijmy sobie powszechne wzburzenie jakie kilka lat temu wywołała sprawa piekarza z Wrocławia, którego obciążono podatkiem VAT za czerstwe pieczywo oddane bezdomnym. Takiego podejścia państwa do obywateli nie akceptuję.
Nie ma między nami różnicy, co do tego, że (cyt.): zdefiniowanie granicy bezpieczeństwa  powinno być regulowane i jest regulowane we wszystkich cywilizowanych państwach. Po prostu postawiłem propozycję zdefiniowania tej granicy na 24 m długości, traktowanej jako punkt wyjścia. Teraz oczekiwałbym, że prawodawcy sformułują wyraźnie ograniczenia, o ile takowe są niezbędne.
Dziś są one na przykład na wodach śródlądowych takie:
-    nie wymaga się inspekcji technicznej i rejestracji,
-    dla jachtów żaglowych do 7,5 m długości, motorowych do 10KW, oraz dla hausbootów nie wymaga się patentu.
Kilka lat funkcjonowania tych przepisów pokazało, że poziom bezpieczeństwa na wodach śródlądowych się nie pogorszył. Pozwala to postawić pytanie, dlaczego granica 7,5 m jest właściwa, a nie na przykład 8 m albo 8,5 m albo 14 m itd.
Pisze Janusz Szwedowski: Właśnie ze względu na zróżnicowanie techniczne jachtów, na zagęszczenie i zróżnicowanie użytkowników także na jednostki nie będące jachtami , trudności nawigacyjne , popularność - to są powody, że śródlądzie wymaga specjalnych zabezpieczeń bezpieczeństwa oraz możliwości i potrzeby identyfikacji jachtów.
Brak zgody na takie potraktowanie problemu. Na śródlądziu, tak samo jak na morzu, ograniczenia powinny być dobrze uzasadnione realnymi względami bezpieczeństwa. Jakimi? To zadanie dla administracji, która powinna coś zaproponować i udowodnić.
I znów cytat: ...sposobem zapewnienia bezpieczeństwa są ograniczenia w prędkościach poruszania się na śródlądowych drogach wodnych...  ...W innych przypadkach zapewnienie bezpieczeństwa realizowane jest przez stosunkowo restrykcyjne przepisy w zakresie uprawnień, ograniczeń administracyjnych, inspekcji technicznych a przede wszystkim przez kontrolę nakazów czy zakazów.
Ano właśnie. O ile się orientuję, są w Polsce po pierwsze „znaki drogowe” śródlądowe, w tym znaki ograniczenia prędkości, zakazu wytwarzania fali itp. Są też instytucje odpowiedzialne za egzekwowanie przestrzegania przepisów. Niech pracują zgodnie z prawem. Czy przepisy holenderskie dotyczące inspekcji i uprawnień są restrykcyjne? Tego nie wiem. Podejrzewam, że są pragmatyczne, dostosowane do realnych potrzeb. I tego bym oczekiwał także od polskich przepisów. I pamiętać należy, że stopień skomplikowania ruchu na holenderskich wodach śródlądowych jest dużo większy, że żeglarze nie powinni kolidować z ruchem zarobkowym, który w Polsce jest szczątkowy.
Janusz Szwedowski stawia tezę, że (cyt.):  ...żeglarstwo śródlądowe [odmiennie niż morskie – przyp. A. Remiszewski]  w chwili obecnej rozwija się intensywniej i posiada większą ilość użytkowników zainteresowanych bezpieczeństwem na akwenach śródlądowych. Zróżnicowanie jachtów jest też większe i pomiędzy spokojnymi turystycznymi jachtami, czy łódkami uwijają się bez ograniczeń szybkie i niebezpieczne jachty motorowe czy skutery wodne.
A ja sobie myślę, że jedną z przyczyn szybszego rozwoju żeglarstwa na śródlądziu jest większy stopień wolności. Raz jeszcze pytam, czy od czasu zniesienia rejestracji, patentów do 7,5 m itp. nastąpiło znaczące pogorszenie bezpieczeństwa? Sam kiedyś myślałem, że uwijanie się bez ograniczeń jest niedopuszczalne w przypadku na przykład szybkich motorówek. Tymczasem jeśli obecnie uwijają się bez ograniczeń, to może nadal tak mogą? Słyszałem o wypadkach, do których doszło na motorówkach lub skuterach wodnych, lecz o ile wiem, było to pod wpływem alkoholu, a przed tym ani inspekcja techniczna przed sezonem, ani patent nie chronią. Może więc naprawdę warto po prostu skreślić artykuł 37a, ust. 3 ustawy o żegludze śródlądowej mówiący o obowiązku posiadania patentów? A jeśli nie, to dalece go zliberalizować?
 
Andrzej Colonel Remiszewski
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu