O PRAWDOPODOBIEŃSTWIE, ŻE JESTEŚ DOKŁADNIE TU

Oto przymiarka do dalszego drążenia tematu.
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
======================
Autor artykułu
Będąc młodym nawigatorem, podzieliłem się na SSI z Kolegami wynikami testu precyzji pomiaru pozycji z wykorzystaniem odbiornika GPS (Jak dokładne są wskazania GPS). Głównie chodziło mi o ocenę stopnia prawdopodobieństwa, że faktycznie znajduję się w miejscu, które wskazał GPS. Jak koledzy pamiętają, za pomocą zwykłego odbiornika „myszkowego” za 150 zł, można na 99% być pewnym swojej pozycji z dokładnością ok. 10 m.
Wtedy robiliśmy kilkadziesiąt tysięcy pomiarów nieruchomego względem Ziemi odbiornika. Chmura pomiarów nie była wtedy w żaden sposób związana z jakąkolwiek mapą. Jedyne co wtedy mierzyliśmy to pozycję geograficzną anteny w układzie odniesienia WGS84. Zadowalające prawdopodobieństwa poprawnej pozycji osiągnęliśmy wtedy już dla dokładności do 5 m (98%). Zaciekawił mnie zatem felieton kapitana Jarka, który przeczytałem z wielką uwagą. Pokazywał on bowiem mi… zwykłemu żeglarzowi szuwarobagiennemu, że teoria sobie a praktyka sobie.
Postanowiłem sprawdzić zatem te stopnie, minuty i ich dziesiąte części. I nie wykorzystałem do tego żadnego programu nawigacyjnego, tylko spróbowałem odczytać te informacje bezpośrednio z ww. testowanego odbiornika.
Moje zdumienie było wielkie gdy odkryłem, że taki zwykły odbiornik za 150 zł, wysyła dane z dokładnością do 6 miejsc po przecinku (jedna milionowa część stopnia) co w praktyce daje jakieś… 11 cm(sic). Zatem precyzja matematyczna, wbrew temu co mówił Kapitan Jarek, nie ma nic wspólnego z ceną, ani z realną precyzją nawigowania, bo jeśli prawdopodobieństwo pozycji w teście z dokładnością do 1 m spadło do 49%, to do 11 cm… spadnie do 4% ;). Nie sądzę by ktoś zlecił sondowanie jakiejś izobaty, mając świadomość że prawdopodobieństwo znalezienia się nad nią będzie rzędu 4%.
Zastanawiam się tylko, czy Kapitan Jarek odniósł dokładność wskazań nanoszonej tak pozycji do rozmiaru jednego piksela i aktualnej rozdzielczości ekranu lub jakości zatemperowanego ołówka?
Zatem nie ilość miejsc po przecinku ani cena urządzenia pozycjonującego determinuje jego przydatność, ale pewność poprawności wyliczonej pozycji. Bo pytanie będzie, nie z jaką dokładnością urządzenie GPS będzie pokazywało pozycję, ale jaką mam pewność, że pokazuje dobrze i jaki może być błąd pomiaru. Ilość miejsc po przecinku nie ma tu najmniejszego znaczenia.
Zastanowiło mnie jednak co innego w tekście Kapitana Jarka. Bo w świetle powyższego skąd wiadomo, że w ogóle Kapitan Jarek był nad izobatą 30 m? A jeśli był w jej okolicy to z jakim prawdopodobieństwem? No chyba że z odczytu echosondy, ale ta nie ma nic wspólnego z GPS. Zauważmy, że ani ja ani Kapitan Jarek nie dotknął w swoich rozważaniach w ogóle dokładności mapy nawigacyjnej i jaj aktualności.
Praktyka nawigacyjna pokazuje, że kiedy wszystko widać dookoła, na dobrze oznakowanym nawigacyjnie akwenie, GPS w ogóle jest nam niepotrzebny. Ciekawe jednak, kto z czytelników zdecydowałby się na wejście do ciemnej hali i na piechotę przeszedł przez jej środek, wiedząc że gdzieś w ciemności jeździ w niej kilka samochodów i ze dwa czołgi (odniesienie do pływania jachtem czarterowym po np. Zatoce Gdańskiej bez GPS i radaru (AIS) we mgle). Można oczywiście gdzieś na środku usiąść i krzyczeć (trąbić), ale konia z rzędem kto w czołgu to usłyszy. Zgadzam się z Panem kapitanem Jarosławem, że nie należy dzielić włosa na cztery i do precyzji ustalenia pozycji podchodzić zdroworozsądkowo. Ale zdrowy rozsądek to głównie wiedza, której nigdy za dużo! Zdarzyć się może bowiem sytuacja, w której świadomość o możliwym błędzie wskazań GPS może komuś uratować życie lub zmniejszyć uciążliwość żeglugi.
Zakładając jednak, że potrafimy określić z dużym prawdopodobieństwem swoją pozycję do 10 m, powstaje pytanie jak to się ma do mapy nawigacyjnej i czy jest ona aktualna. O ile odpowiedź w przypadku map papierowych nie budzi problemu (odpowiedni arkusz oficjalnej mapy z naniesionymi informacjami z kolejnych WŻ), o tyle odpowiedź na to pytanie w przypadku mapy elektronicznej może być problematyczna. Jaką mapę elektroniczną wybrać? Od razu zadziwiła mnie okoliczność, że w przypadku map papierowych jest to oczywiste… z BHMW, bo w myśl Prawidła 2, Rozdziału V, konwencji SOLAS [„Mapą nawigacyjną” lub „publikacją nautyczną” jest mapa lub książka specjalnego przeznaczenia, albo specjalnie opracowana baza danych źródłowych, z której taka mapa lub książka jest stworzona i która jest oficjalnie wydana przez Rząd lub w imieniu Rządu przez autoryzowane Biuro Hydrograficzne lub inną odpowiednią instytucję rządową i jest tak sporządzona, aby spełniać wymagania nawigacji morskiej”].
Jako, że czasami cierpię na morską odmianę choroby oczu (… „gadam z mewami” na odległość dalszą niż wzrok mój sięga), nie zawsze jestem zdolny do nanoszenia aktualnej pozycji na mapę papierową (nawet mając GPS do dyspozycji). Zatem możliwość skorzystania z dobrodziejstwa elektroniki jest dla mnie wprost nie do przecenienia. Mapa się wyświetla, pozycja nanosi, a jedyną rzeczą o którą się martwię to akumulatory o które musze dbać.
Szukając takiej elektronicznej mapy wyszedłem z dawnego prawa liczb wielkich. Próbowałem zapytać jak największa liczbę kolegów z czego korzystają oni. Wyszło mi, że większość korzysta z kradzionych map CM93. Większość szczyciła się tym, że są aktualne (czytaj z zeszłego roku). Zastanawiając się nad „zakupem” takich map doszedłem jednak do wniosku, że to nie była mądra decyzja. Z faktu bowiem, że w latach osiemdziesiątych najwięcej na polskich drogach jeździło Fiatów 126p nie należy wnosić, iż był to najlepszy i najbezpieczniejszy samochód… tak sobie pomyślałem rezygnując z „zakupu”.
Niestety nie dało się również kupić map w Garminie, Jeppesenie, Navionicsie zgodnych z opisanymi na stronie BHMW (IHO S-57 Ed. 3.1 .). Dobrze, że mój jacht nie podlega konwencji SOLAS. Na stronach BHMW jest napisane, że można kupić mapy w Regionalnym Centrum Map Elektronicznych PRIMAR. Ale to w Norwegii, a ja nie znam norweskiego bo w czasach mojej szkoły uczono tylko rosyjskiego. I zaś problem. Chyba zostanie mi mapa papierowa…
I oficer II kategorii - Jacor
Wtedy robiliśmy kilkadziesiąt tysięcy pomiarów nieruchomego względem Ziemi odbiornika. Chmura pomiarów nie była wtedy w żaden sposób związana z jakąkolwiek mapą. Jedyne co wtedy mierzyliśmy to pozycję geograficzną anteny w układzie odniesienia WGS84. Zadowalające prawdopodobieństwa poprawnej pozycji osiągnęliśmy wtedy już dla dokładności do 5 m (98%). Zaciekawił mnie zatem felieton kapitana Jarka, który przeczytałem z wielką uwagą. Pokazywał on bowiem mi… zwykłemu żeglarzowi szuwarobagiennemu, że teoria sobie a praktyka sobie.
Postanowiłem sprawdzić zatem te stopnie, minuty i ich dziesiąte części. I nie wykorzystałem do tego żadnego programu nawigacyjnego, tylko spróbowałem odczytać te informacje bezpośrednio z ww. testowanego odbiornika.
Moje zdumienie było wielkie gdy odkryłem, że taki zwykły odbiornik za 150 zł, wysyła dane z dokładnością do 6 miejsc po przecinku (jedna milionowa część stopnia) co w praktyce daje jakieś… 11 cm(sic). Zatem precyzja matematyczna, wbrew temu co mówił Kapitan Jarek, nie ma nic wspólnego z ceną, ani z realną precyzją nawigowania, bo jeśli prawdopodobieństwo pozycji w teście z dokładnością do 1 m spadło do 49%, to do 11 cm… spadnie do 4% ;). Nie sądzę by ktoś zlecił sondowanie jakiejś izobaty, mając świadomość że prawdopodobieństwo znalezienia się nad nią będzie rzędu 4%.
Zastanawiam się tylko, czy Kapitan Jarek odniósł dokładność wskazań nanoszonej tak pozycji do rozmiaru jednego piksela i aktualnej rozdzielczości ekranu lub jakości zatemperowanego ołówka?
Zatem nie ilość miejsc po przecinku ani cena urządzenia pozycjonującego determinuje jego przydatność, ale pewność poprawności wyliczonej pozycji. Bo pytanie będzie, nie z jaką dokładnością urządzenie GPS będzie pokazywało pozycję, ale jaką mam pewność, że pokazuje dobrze i jaki może być błąd pomiaru. Ilość miejsc po przecinku nie ma tu najmniejszego znaczenia.
Zastanowiło mnie jednak co innego w tekście Kapitana Jarka. Bo w świetle powyższego skąd wiadomo, że w ogóle Kapitan Jarek był nad izobatą 30 m? A jeśli był w jej okolicy to z jakim prawdopodobieństwem? No chyba że z odczytu echosondy, ale ta nie ma nic wspólnego z GPS. Zauważmy, że ani ja ani Kapitan Jarek nie dotknął w swoich rozważaniach w ogóle dokładności mapy nawigacyjnej i jaj aktualności.
Praktyka nawigacyjna pokazuje, że kiedy wszystko widać dookoła, na dobrze oznakowanym nawigacyjnie akwenie, GPS w ogóle jest nam niepotrzebny. Ciekawe jednak, kto z czytelników zdecydowałby się na wejście do ciemnej hali i na piechotę przeszedł przez jej środek, wiedząc że gdzieś w ciemności jeździ w niej kilka samochodów i ze dwa czołgi (odniesienie do pływania jachtem czarterowym po np. Zatoce Gdańskiej bez GPS i radaru (AIS) we mgle). Można oczywiście gdzieś na środku usiąść i krzyczeć (trąbić), ale konia z rzędem kto w czołgu to usłyszy. Zgadzam się z Panem kapitanem Jarosławem, że nie należy dzielić włosa na cztery i do precyzji ustalenia pozycji podchodzić zdroworozsądkowo. Ale zdrowy rozsądek to głównie wiedza, której nigdy za dużo! Zdarzyć się może bowiem sytuacja, w której świadomość o możliwym błędzie wskazań GPS może komuś uratować życie lub zmniejszyć uciążliwość żeglugi.
Zakładając jednak, że potrafimy określić z dużym prawdopodobieństwem swoją pozycję do 10 m, powstaje pytanie jak to się ma do mapy nawigacyjnej i czy jest ona aktualna. O ile odpowiedź w przypadku map papierowych nie budzi problemu (odpowiedni arkusz oficjalnej mapy z naniesionymi informacjami z kolejnych WŻ), o tyle odpowiedź na to pytanie w przypadku mapy elektronicznej może być problematyczna. Jaką mapę elektroniczną wybrać? Od razu zadziwiła mnie okoliczność, że w przypadku map papierowych jest to oczywiste… z BHMW, bo w myśl Prawidła 2, Rozdziału V, konwencji SOLAS [„Mapą nawigacyjną” lub „publikacją nautyczną” jest mapa lub książka specjalnego przeznaczenia, albo specjalnie opracowana baza danych źródłowych, z której taka mapa lub książka jest stworzona i która jest oficjalnie wydana przez Rząd lub w imieniu Rządu przez autoryzowane Biuro Hydrograficzne lub inną odpowiednią instytucję rządową i jest tak sporządzona, aby spełniać wymagania nawigacji morskiej”].
Jako, że czasami cierpię na morską odmianę choroby oczu (… „gadam z mewami” na odległość dalszą niż wzrok mój sięga), nie zawsze jestem zdolny do nanoszenia aktualnej pozycji na mapę papierową (nawet mając GPS do dyspozycji). Zatem możliwość skorzystania z dobrodziejstwa elektroniki jest dla mnie wprost nie do przecenienia. Mapa się wyświetla, pozycja nanosi, a jedyną rzeczą o którą się martwię to akumulatory o które musze dbać.
Szukając takiej elektronicznej mapy wyszedłem z dawnego prawa liczb wielkich. Próbowałem zapytać jak największa liczbę kolegów z czego korzystają oni. Wyszło mi, że większość korzysta z kradzionych map CM93. Większość szczyciła się tym, że są aktualne (czytaj z zeszłego roku). Zastanawiając się nad „zakupem” takich map doszedłem jednak do wniosku, że to nie była mądra decyzja. Z faktu bowiem, że w latach osiemdziesiątych najwięcej na polskich drogach jeździło Fiatów 126p nie należy wnosić, iż był to najlepszy i najbezpieczniejszy samochód… tak sobie pomyślałem rezygnując z „zakupu”.
Niestety nie dało się również kupić map w Garminie, Jeppesenie, Navionicsie zgodnych z opisanymi na stronie BHMW (IHO S-57 Ed. 3.1 .). Dobrze, że mój jacht nie podlega konwencji SOLAS. Na stronach BHMW jest napisane, że można kupić mapy w Regionalnym Centrum Map Elektronicznych PRIMAR. Ale to w Norwegii, a ja nie znam norweskiego bo w czasach mojej szkoły uczono tylko rosyjskiego. I zaś problem. Chyba zostanie mi mapa papierowa…
I oficer II kategorii - Jacor
Tak też traktuję kolegę "JACORA", przyjaźnie i z dystansem.
Drogi kolego, mapa z krótkiego mego opowiadanka o ciągnięciu dragi to mapa elektroniczna firmy TRANSAS, aktualizowana co miesiąc zgodnie z wykupioną licencją. Działała wówczas pod świetnym profesjonalnym programem nawigacyjnym Navi Fisher tejże firmy, i czterema - w sumie, + radar, +AIS - odbiornikami GPS f-my FURUNO.
Przeprowadziłeś "eksperyment" i jesteś z siebie dumny. OK Zatem ja bardzo proszę byś wyjaśnił , dlaczego w tym "eksperymencie" rozrzut wskazywanej pozycji na kierunku NS był kilkukrotnie większy niż w kierunkach WE?
Ja rozumiem, że to może być poza twoim doświadczeniem, ale można przy pomocy GPSu odszukać wbity w dno i wystający na sześćdziesiąt centymetrów kawał rury pod stumetrową powierzchnią morza, można na sam GPS przejść pomiędzy właściwym przęsłem mostu czy też po przebyciu dwudziestu tysięcy mil trafić na powrót dziobem w zakotwiczoną pośrodku oceanu boję oceanograficzną.
Jurku, rozumiem, że kolega JACOR sprzedaje oprogramowanie nawigacyjne i każdą formę reklamy uważa za dobrą, proszę jednak nie mieszać do tego mojej osoby. Pracowałem na wielu systemach nawigacyjnych i mogę na temat swoich z tego wrażeń napisać niejeden felieton.
Pozdrowienia - Jarek Czyszek
To, że instrument wyswietla odczyt do szóstego miejsca wcale nie znaczy, że z taką dokładnością mierzy. Mam pewne doświadczenie w pomiarach geodezyjnych za pomocą ASG (Aktywna Sieć Geodezyjna).
Kolega trochę odpłynął z tymi 11cm.
Mocno niesprawiedliwa jest Twoja ocena moich intencji. Zauważ, że nigdzie nie ma wymienionej nazwy firmy, którą kieruję, ani produktu i mam nadzieję, że tak pozostanie. Bo rzecz nie dotyczy czyje lepsze, a wiedzy „jak to działa”., aby Stary Zgryźliwy Don Jorge nie mógł się nabijać z samochodów wjeżdżających do jeziora na GPS’ie. Poza tym, JACOR niczego nie sprzedaje, bo nie musi. Tak jak Ty drogi Kapitanie nie musisz się do niczego mieszać… wszak sam się wmieszałeś swoją odpowiedzią ;). I jeszcze jedno Drogi Kapitanie. Trochę więcej dystansu do siebie… to pomaga. Nie znamy się, ale mam nadzieję, że jeśli będę kiedyś potrzebował pomocy na morzu… będę chciał na Ciebie liczyć.
Ale do rzeczy. Po pierwsze, nie robiłem żadnego eksperymentu, tylko test jednego z popularniejszych odbiorników GPS. Po drugie zrobiłem go, nie po to by być dumnym (choć rzeczywiście jestem), ale po to, bo nikt inny tego nie zrobił w taki sposób. I po to, by wszyscy (szczególnie ci wjeżdżający do jeziora) zdawali sobie sprawę z możliwego błędu pomiarowego systemu GPS-NAVSTAR.
Dlaczego rozrzut na linii NS był większy niż EW? Chętnie podejmę rękawicę, gdy Ty kapitanie opowiesz nam jak za pomocą odbiornika GPS można odnaleźć na głębokości 100m kawał 60 centymetrowej rury? Tu moje doświadczenie, a nawet wiedza się kończy ;), bo trafiać dziobem w zakotwiczoną boję o znanej pozycji, to nawet moja 14 letnia córka potrafi… (Choć szedłbym o zakład, że nie dasz rady. Zakład? Jak wygram otrzymujesz ode mnie aktualne mapy i program nawigacyjny. Jak przegrasz… stawiasz flaszkę dobrego ginu ).
Ciekawi mnie też technika pokonywania przęseł mostu. Osobiście nie radzę na ten przykład pokonywać w ten sposób popularnego wśród polskich żeglarzy przejścia Ugljan-Pasman (nawet jeśli mamy na pokładzie odbiornik DGPS, bo tam nie ma stacji referencyjnej)… ale o tym kiedy indziej.
Drogi Kapitanie. Nie odgrażaj się, że możesz napisać niejeden felieton. Po prostu napisz, bo niestety mało jest na ten temat w Polsce materiałów. Skorzystaj z tego, że ten portal jest chętnie czytany przez wielu żeglarzy, którzy nie mają tyle doświadczenia co Ty. Ale przed każdym, powtórz sobie tak jak ja sobie powtarzam „Gdy rozum śpi, budzą się demony”.
Ufny w to, że napiszesz o technice poszukiwania rury na dnie morza za pomocą GPS, postaram się wyjaśnić skąd różnica w wynikach NS-EW… Miejsce w którym dokonywałem pomiaru od północy ograniczone było betonową ścianą budynku. Zatem ograniczona była „widoczność” satelitów przelatujących po północnej sferze. Na kierunku EW antena odbiornika nie była ograniczana praktycznie niczym do 35 stopni od widnokręgu. Zaburzona została zatem konstelacja i parametry HDOP i VDOP. Ponadto, jak napisałem w tym dniu od północy w kierunku południowo-zachodnim do zachodniego zaczęły nadciągać chmury deszczowe, zatem z tego kierunku zaczęły napływać zakłócenia i odbicia. Ot i cała filozofia.
Co do Transasa… nie wypowiem się, bo obiecałem sobie samemu, że uda mi się być oderwanym od reklamy czegokolwiek. Ale zaciekawiła mnie sprawa aktualizacji map. To ciekawe co mówisz, bo przepisy mówią o cotygodniowej aktualizacji, a nie o comiesięcznej. Czyżbyś pływał na nieaktualnych mapach elektronicznych J?
Licząc na reprymendę od starszego kolegi… pozostaję ze szklaneczką ginu…
I oficer II kategorii – Jacor ;)
Trudno jednak. Widzę, że w nowej lokalizacji można zamieścić zdjęcie w komentarzu, to może w drodze wyjątku te trzy. Krótko tylko, bo mam wrażenie,że bijemy pianę drepcąc w koło.
Na zdjęciu drugim sonda, czerpak do pobierania próbek dna. Rura, o której piszę znajduje się mniej więcej w miejscu,w którym zrobiłem to zdjęcie ;-). Sonda rdzeniowa, innego rodzaju niż na fotografii, kawał kilkumetrowej rury zrzucany z rufowej bramy. Rura wbija się w dno, a w rurę wbija się przekrój osadów dennych wyciągany potem na pokład. Taka rura, wbrew pozorom kosztuje parę groszy. Czasem rura się łamie a ponieważ jest zawsze ubezpieczona to czasem ubezpieczyciel życzy sobie dowodu uszkodzenia. Trzeba ułamaną sondę odnaleźć na dnie i np. przy pomocy wielowiązki "sfotografować" akustycznie. To jest pewien problem kiedy się na przykład stawia i zatapia sondę po którą przypływa się np. po roku. Jeżeli głębokość morza jest znaczna to jest pytanie czy sonda rzeczywiście leży na dnie w miejscu zatopienia. Ale to innego rodzaju problem niż dokładność wskazań GPS, chociaż oczywiście powiązany.
Twoja "chmura" wyników jest spłaszczona południkowo dlatego, że wynik pomiaru jest zobrazowany w wartościach kątowych, które w przeliczeniu na jednostki odległości są inne dla szerokości i inne dla długości geograficznej. Wynik "eksperymentu" nie wskazuje na dokładność pomiaru tylko pokazuje ułomność jego zobrazowania, nie ma znaczenia czy program miał czy też nie miał wgranej mapy.
(Nawiasem zupełnym. Przez osiemnaście lat mojej pracy zawodowej zajmowałem się pomiarami bardzo małych wartości zmian elementów składowych pola magnetycznego Ziemi. Grubość ołówka w tym przypadku to szerokość autostrady przy badanej grubości warstwy cynku na metalowej barierze oddzielającej pasy ruchu.)
Co do aktualizacji map, nie wiem czemu piszesz, że mają być aktualizowane co tydzień, zawsze myślałem, że mają być aktualizowane tak często jak to jest możliwe. Systemy elektroniczne o których tutaj piszemy nie są systemami certyfikowanymi, zatem ich rola jest pomocnicza i na jednostce powinny się znajdować aktualne mapy papierowe. Różnych oczywiście wydawców, w zależności od rejonu żeglugi. Są także systemy certyfikowane ze ściśle określoną specyfikacją sprzętową i programową, wówczas mapy papierowe są zbędne. W tej chwili na Oceanii, o ile mi wiadomo, jest taki system TRANSASA.
Dla mnie EOT.
Pozdrowienia Jarek Czyzszek
Myślałem że stać Cię na więcej, ale widocznie wyobraźnia mnie poniosła. Zakładu nie przyjąłeś… cóż, będę musiał gin kupić sam.
Trafić dziobem w pławę o znanej pozycji z użyciem GPS nie jest problem, gdy zna się jej pozycję. Jeśli wiemy, że dokładność zwykłego (testowanego) odbiornika wynosi 5 m dla 98% pewności, wystarczy jak mniemam dopłynąć w okolice pławy (około50 m), a potem „na wzrok” sprawnie manewrować czymkolwiek… Zatem nie bardzo widzę tu powód do chwały. Ale rozumiem, że dumny jesteś Kapitanie z tego wyczynu. Brawo…. Brawo… Myślałem jednak, że udało Ci się ta sztuka, bez patrzenia na widnokrąg… albo w nocy.
Aby jednak nie wyszło, że Czytelnik jest świadkiem pyskówki, śpieszę donieść, że podczas prezentacji precyzji testowanego odbiornika (obsługującego poprawkę EGNOS) udało się poprowadzić sternika pilotówki dziobem pod dalbę w Szczecinie… bez patrzenia poza monitor. Po zatrzymaniu pilotówki prowadzący technik powiedział, że dziób powinien być aktualnie na prawo od dalby, ale przy niej. Był na lewo. Pogoda była wtedy bezchmurna, a tor wodny czysty i niezafalowany. Użyta do nawigacji mapa elektroniczna to komórka S57 BHMW PL5SZCZE (Mercator&WGS84… ale o tym kiedy indziej). To tyle jeśli chodzi o precyzję.
Każdy czytelnik z tych przykładów wyrobił sobie myślę zdanie o możliwościach precyzyjnych odbiorników GPS oraz o możliwych błędach bezwzględnych tego przyrządu pomiarowego. Myślę, że ciekawą informacją będzie to, że w II półroczu tego roku zostanie wystrzelony na orbitę pierwszy segment kosmiczny europejskiego projektu Galileo. II segment ma być umieszczony w 2012 roku. Jak twierdzą konstruktorzy jego cywilna precyzja ma sięgać 43 cm. To oznacza, że co najmniej 80% wszystkich pomiarów nieruchomej anteny zmieści się w kole o promieniu 43 cm. Zobaczymy. Podobno ma być on kompatybilny z systemem GPS-Navstar.
Miło, że przyznałeś również Kapitanie, iż rury na 100 m głębokości nie szuka się GPS’em. Jak rozumiem Twój opis, jedynie podpływasz w rejon oznaczony koordynatami i do odnalezienia samej rury… używasz innych urządzeń?
Co do mostu w Tromose… czyżby rozpiętość przęseł nie była przypadkiem większa niż maksymalny błąd pomiaru GPS? Bo jak była większa niż 40 m, to nawet moja babcia po ciemku bez patrzenia w taką przestrzeń by trafiła… ale brawo Kapitanie… brawo…
Bardzo mnie zaciekawiła Twoja teoria o jednostkach kątowych… i przeliczaniach…. Czyżbyś sądził, że nie słyszałem o odwzorowaniu Mercatora? Myślałem jednak, że bardziej cenisz faceta, który zawodowo zajmuje się produkcją (a nie sprzedawaniem) systemów nawigacyjnych, na których piloci morscy wprowadzają do portów statki odrobinę większe niż Oceania. Ale… może się nie znam… ;)
Hm… i tak doszliśmy do map nawigacyjnych (ale to w następnym felietonie)… No domyślam się drogi Kapitanie Jarku, że nie wiesz czemu o tym piszę… bo wiesz, że coś gdzieś dzwoni… ale tak dokładnie to chyba nie bardzo wiadomo gdzie… Obiecałem jednak, że o tym będzie w kolejnych odcinkach, jeśli d’Jorge nas obu stad nie wyrzuci. To o certyfikowanych o których piszesz, że sprzęt… że mapy i że program to się nazywa ECDIS i musi być jeszcze jeden warunek uprawniający taką jednostkę do tego, by nie musieć korzystać z map papierowych (ale wszystko w swoim czasie). We wrześniu jednak weszła w życie nowa norma o systemach ECS klasy A, B i C… i tą normę polecam wszystkim żeglarzom… bo C… to właśnie o nas.
Pozostając tym razem ze wzniesioną szklanicą z odrobiną ginu
I oficer II kategorii – Jacor
PS1. Drogi Kapitanie Jarku, bardzo proszę nie używaj do mnie słów lekceważących (koleś, sprzedawca, klient)… bo nie służy to wcale ani Twojemu autorytetowi, ani doświadczeniu zawodowemu. No chyba że uważasz się za Kapitana z PZŻ… to wtedy sorry… to szacunek i możesz mówić jak chcesz…
PS2. Jeszcze słów kilka do kolegi Witalisa… Jak najbardziej słuszna uwaga. Dobry geodezyjny GPSowy (choć trochę podrasowany) przyrząd do pomiarów pozycji… to cenowo taki średniej klasy prawie samochód. A z tymi 11 cm… to nie rozumiem… że niby do mnie czy do Kapitana Jarka, bo nie bardzo rozumiem kto popłynął w tych liczbach po przecinku, albo czytam(sz) bez rozumienia? ;) Pozdrawiam szczerze i serdecznie ;) (polecam… http://gps.pl/chc-x20-b-static.html )
Jacor
Czasem fachowe dyskusje przypominają mi niestety dyskusje polityków z
różnych partii. Za dużo zacietrzewienia.
Płynąc ze Stralsundu "nach Greifswald" stwierdziłem spore różnice w
położeniu mijanych boi, w stosunku do tego co pokazywał GPS. Może w trakcie
pogłębiania kanałów boje są przestawiane. W każdym razie pewniejsze jest to
co widzą "gały" a nie to co pokazuje monitor GPS. Pamietając o tym
przeżyłem niezłe chwile, gdy wybierając się z Breege na Rugii na nasze
morze wjechałem nagle w gęste pole mgły (prognoza była lekkie zamglenia) i
będąc na wąskim torze nie widziałem boi ani z tyłu ani z przodu. Kolega z
GPS podłączonym do laptopa siedział w kabinie i wykrzykiwał: w prawo, w
lewo. Ja konsultowałem to z GPS w kokpicie, wyciągałem średnią i ...
ocaleliśmy. Było mi naprawdę gorąco.
Podsumowając: dobrze jest mieć GPS ale czasem może on pokazywać trochę inną
rzeczywistość i dyskusje o jego centymetrowej dokładności są trochę
akademickie.
Pozdrawiam w portu w Mielcu
Bogdan Kiebzak (j.st.m. z plastikiem PZŻ)
Podobnie jest na morzu. Jeśli odpowiadasz za nawigację, to odpowiadasz też za życie załogi. W szkole lotniczej uczono nas, wiary w instrumenty pokładowe. Dużo więcej wypadków było z przyczyn braku zaufania do instrumentów niż odwrotnie.
Cieszę się, ze zgadzasz się z poglądem, ze nawigacja w trakcie podróży nie ogranicza się do patrzenia w monitor. A „gały” są równie dobrym, jeśli nie lepszym narzędziem nawigacyjnym! Pod warunkiem że coś widać. A jak nie widać…. trzeba zaufać przyrządom. Jak we wszystkim, trzeba mieć to zaufanie ograniczone i o tym są moje żeglarskie gawędy. Zauważ, ze zaobserwowałeś różnicę między położeniem boi a ich pozycją z GPS (jak mniemam pozycję odczytałeś z mapy)… Potrafisz dziś wyjaśnić ewentualne przyczyny? Spróbuj. To będzie bardzo pouczająca lekcja. Ja odwzajemnię się w następnym „wejściu” opowieścią moich klubowych przyjaciół z Jacht Klubu Bolesławiec o obserwacjach nawigacyjnych z ubiegło miesięcznego rejsu po Seszelach.
Jacek Pietraszkiewicz
Drogi Don Jorge!
W odpowiedzi dla Jacka Pietraszkiewicza.
W opisanej sytuacji przez Bogdana z Mielca wyglądało to tak:
Na GPS podłączonym do laptopa (program Chart Navigator Pro z mapami rastrowymi – digitalizowanymi przez firmę Point Rose) kreska nawigacyjna była po lewej stronie kanału nawigacyjnego – ale na torze wodnym. Na chartplotterze umieszczonym w kokpicie była już za torem wodnym, ale z prawej strony.
W rzeczywistości jak mgła zeszła to okazało się że byliśmy na środku. Jednak bliższe prawdy były wskazania GPS z laptopa. Odległość między bojami to około 500-600 m. a szerokość toru wodnego mniej niż 100 m.
Jak tu mieć zaufanie do przyrządów, gdy w odległości 20 - 30 m od pław wyznaczających tor wodnych po jednej i drugiej stronie widzisz wędkarzy w woderach stojących po pas w wodzie? Zdjęcie w załączeniu! (gospodarz SSI nie umie wkleć fotki do komentarza)
Skąd te różnice?
- Może być to z powodu różnego położenia odbiorników GPS nad lustrem wody?
- Może dłuższy kabel od anteny GPS w kokpicie wprowadzał jakieś zakłócenia?
- Może mapa cyfrowa w urządzeniu pokładowym była źle skalibrowana?
- Może z tego powodu że są to urządzenia typu popularnego i wyznaczanie pozycji z dokładnością do 20-30 metrów jest wystarczające dla potrzeb nawigacji jachtowej?
Zgadzam się z Bogdanem że dyskusje nawet nie o centymetrowej, a metrowej dokładności wskazań pokładowych GPS, (amatorskich), można traktować jako bajki. Co do przyrządów lotniczych to jest to inna jakość wykonania, inny rodzaj nadzoru nad prawidłowością pracy sprzętu, inaczej się je kalibruje i testuje, inne są czasookresy użytkowania (resurs). Jest też komunikacja z naziemnym kontrolerem ruchu lotniczego.
3-maj się ciepło i kamizelki zakładaj kiedy jest to niezbędne.
Mariusz z Mielca uczestnik rejsu z mgłą.