POŻEGNALIŚMY ANDRZEJA BORTKIEWICZA
Sic transit gloria mundi - pisze Zbyszek Rembiewski, wspominając Przyjaciela. W moim grubym adresowym kajecie coraz więcej krzyżyków przy nazwiskach. Musimy się oswoić z myślą, że jesteśmy na tym świecie gośćmi tylko na moment. Na krótką chwilę. Nie marnujmy tego czasu. Przyłączam się do żałoby Przyjaciół Andrzeja.
Jerzy
_______________________________

Andrzej - moje żeglarskie wspomnienie.

Andrzeja poznałem całkiem nie żeglarsko. We wczesnych 80-tych gdy pracowałem w "Hydroprojekcie", Andrzej wraz z kilkoma jeszcze projektantami przybył do pokoju sąsiadującego z tym, gdzie ja pracowałem, na realizacje  krótkiego zadania projektowego, związanego z Irakiem.
Były to lata bardzo rozgadane i rozpolitykowane. Szybko ich pokój stał sie ulubionym miejscem pogaduszek. Andrzeja zapamiętałem z  bardzo trafnej puenty każdego politycznego tematu, gdy wskazywał na rozwiązanie problemu, kierując palec we wschodnią ścianę i mówił "tam". Rychło też zgadaliśmy się o wspólnej pasji - żeglarstwie. Zaraz potem Andrzej pojawił się w "Wodniku", ze swoim Orionem o trafnej nazwie "Procent". Zaczęliśmy snuć plany rejsu na naszych łódkach po Adriatyku, ale na tym się skończyło. Nowy rozdział otworzył się wraz z zaistnieniem w Polsce klasy "Micro". Andrzej został jednym z pierwszych w kraju armatorów łódki tej klasy, a był to Spark "Procent 2". Zaprosił mnie do załogi na pierwsze, jeszcze chyba nie całkiem formalne, mistrzostwa Polski w tej klasie, które były jednocześnie eliminacją do reprezentowania Polski na Micro Cup we Francji. Eliminacje przegraliśmy, ale do Francji pojechaliśmy we trzech z Marcinem, wówczas kandydatem na zięcia, jako wolni strzelcy - za swoje fundusze.


Był to dla mnie bardzo znaczący wyjazd, nie ze względu na wynik sportowy, ale otworzył mi oczy jak może wyglądać "swobodne" żeglarstwo i że morze stoi otworem nawet przed małymi, takimi jakie wówczas były, w naszym zasięgu, łódkami. To była niezapomniana eskapada!
W następnych latach Andrzej zaangażował się w rozwój klasy Micro w Polsce  Został jej pierwszym prezesem. Wtedy "Wodnik" gościł u siebie na regatach czołówkę tej klasy. Później, gdy zaangażowanie Andrzeja w Micro Klasie trochę osłabło, "Wodnik" wykorzystał jego talenty organizacyjne, został prezesem klubu i to na dwie kadencje. Był to okres intensywnych inwestycji w Wodnikową infrastrukturę.
Były to również lata walki z chorobą żony Bożeny, niestety zakończonej jej przedwczesną śmiercią . Wtedy gdy ją odprowadzaliśmy , nie przypuszczałem, że tak niewiele lat upłynie do momenty gdy i z Andrzejem przyjdzie nam się pożegnać. Niestety nie spotkaliśmy się w ostatnim czasie, gdy walczył z chorobą. Dziekuję Zosi żonie Andrzeja, gdyż wiem, że dała mu w ostatnich latach szczęście i tak potrzebne oparcie.

Zbyszek Rembiewski

 
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu