NIEOFICJALNIE O OGÓLNOPOLSKIM OTWARCIU SEZONU

A skoro tak, to i ja mam swoję spostrzeżenie - uwiera mnie w oficjalnych dokumentach (program i sprawozdanie) wymienianie wśród organizatorów Gdańskiej Federacji Żeglarskiej na ostatnim miejscu.
Według mojej oceny organizatorów było dwóch - MOSiR Gdański i GFŻ. Dopisywanie jakiegoś tam dogorywającego okręgowego związku (który ostatnio relegował prawie wszystkie gdańskie jachtkluby) to gruby nietakt.
Dziś wychyla się Maciej "Skipbulba" Kotas.
Żyjciewiecznie!
Don Jorge
.
.
________________________
Swobodne wspomnienia i spostrzeżenia z VIII Gdańskiego, Ogólnopolskiego Otwarcia Sezonu Żeglarskiego.
.
21 maja 2011 roku odbyło się kolejne, już ósme, otwarcie sezonu żeglarskiego w Gdańsku. Duża i fajna impreza, chociaż żeglarska tylko w pewnym stopniu. Głównie jest to impreza promująca Gdańsk, w której żeglarze ze swoimi jachtami dają piękne tło, chociaż na chwilę przypominając o hanzeatyckiej, morskiej i żeglarskiej tradycji Gdańska.
Kilkadziesiąt jachtów zgromadzonych przy nabrzeżu w okolicy starej restauracji "Kubickiego" tworzyło las masztów. Aż się cisnęło na usta pytanie czy całe nabrzeże od Żurawia do ujścia Kanału Raduni nie powinno tak wyglądać na co dzień? Czy nie warto, żeby Włodarze Miasta dogadali się z Władzami Portowymi i Urzędem Morskim w sprawie udostępnienia tego nabrzeża żeglarzom przynajmniej w sezonie żeglarskim? Niestety na razie stają tam statki żeglugi pasażerskiej, smażalnie na wodzie. A czasem zobaczyć tam można jakieś „wołgobałty”.
Pierwsze jachty (m.in. np. „Waruna”) przypłynęły już dzień wcześniej i w dniu Otwarcia Sezonu stały już od rana, jednak większość jachtów przybyła 21 maja w godzinach rannych, ostatnie docierały jeszcze około południa. Swoją obecność zaznaczyły chyba wszystkie kluby żeglarskie z Gdańska oraz wiele z całego akwenu Zatoki Gdańskiej m.in. „Andromeda” z Gryfu w Gdyni. Swoją obecnością uroczystość uświetniły piękne, stare oldtimery : „Bryza H”, „Zjawa IV”, niezawodna „Antica” oraz najstarszy jacht morski w Polsce „Korsarz” z najstarszego (bo jeszcze z czasów Wolnego Miaqsta Gdańska) Polskiego Klubu Morskiego. Były jachty reprezentujące różnego rodzaju fundacje takie jak „milkiłeje-kanapki” reprezentujące akcję Program Edukacji Morskiej Mateusza Kusznierewicza, była moja „Aliflanke” reprezentująca Fundację „Keja” Sylwii Skuza i Polski Klub Morski, był jacht „Mieszko” z fundacji „Szkwał – morze dla młodzieży” Zbyszka Wernera i wiele innych.
Punktem kulminacyjnym, zaraz po oficjalnym rozpoczęciu sezonu żeglarskiego była parada jachtów na Motławie. Fenomenalne widowisko, kilkadziesiąt jachtów poczynając od dużych kilkudziesięciometrowych żaglowców, przez średniej wielkości jachty żaglowe i motorowe po malutkie łupinki napędzane siła mięśni czyli wiosłami. Wszystkie one majestatycznie przepłynęły wzdłuż Motławy ku uciesze widzów zebranych na nabrzeżach.
21 maja 2011 roku odbyło się kolejne, już ósme, otwarcie sezonu żeglarskiego w Gdańsku. Duża i fajna impreza, chociaż żeglarska tylko w pewnym stopniu. Głównie jest to impreza promująca Gdańsk, w której żeglarze ze swoimi jachtami dają piękne tło, chociaż na chwilę przypominając o hanzeatyckiej, morskiej i żeglarskiej tradycji Gdańska.
Kilkadziesiąt jachtów zgromadzonych przy nabrzeżu w okolicy starej restauracji "Kubickiego" tworzyło las masztów. Aż się cisnęło na usta pytanie czy całe nabrzeże od Żurawia do ujścia Kanału Raduni nie powinno tak wyglądać na co dzień? Czy nie warto, żeby Włodarze Miasta dogadali się z Władzami Portowymi i Urzędem Morskim w sprawie udostępnienia tego nabrzeża żeglarzom przynajmniej w sezonie żeglarskim? Niestety na razie stają tam statki żeglugi pasażerskiej, smażalnie na wodzie. A czasem zobaczyć tam można jakieś „wołgobałty”.
Pierwsze jachty (m.in. np. „Waruna”) przypłynęły już dzień wcześniej i w dniu Otwarcia Sezonu stały już od rana, jednak większość jachtów przybyła 21 maja w godzinach rannych, ostatnie docierały jeszcze około południa. Swoją obecność zaznaczyły chyba wszystkie kluby żeglarskie z Gdańska oraz wiele z całego akwenu Zatoki Gdańskiej m.in. „Andromeda” z Gryfu w Gdyni. Swoją obecnością uroczystość uświetniły piękne, stare oldtimery : „Bryza H”, „Zjawa IV”, niezawodna „Antica” oraz najstarszy jacht morski w Polsce „Korsarz” z najstarszego (bo jeszcze z czasów Wolnego Miaqsta Gdańska) Polskiego Klubu Morskiego. Były jachty reprezentujące różnego rodzaju fundacje takie jak „milkiłeje-kanapki” reprezentujące akcję Program Edukacji Morskiej Mateusza Kusznierewicza, była moja „Aliflanke” reprezentująca Fundację „Keja” Sylwii Skuza i Polski Klub Morski, był jacht „Mieszko” z fundacji „Szkwał – morze dla młodzieży” Zbyszka Wernera i wiele innych.
Punktem kulminacyjnym, zaraz po oficjalnym rozpoczęciu sezonu żeglarskiego była parada jachtów na Motławie. Fenomenalne widowisko, kilkadziesiąt jachtów poczynając od dużych kilkudziesięciometrowych żaglowców, przez średniej wielkości jachty żaglowe i motorowe po malutkie łupinki napędzane siła mięśni czyli wiosłami. Wszystkie one majestatycznie przepłynęły wzdłuż Motławy ku uciesze widzów zebranych na nabrzeżach.
Ale nie byłbym sobą, gdybym nie wetknął organizatorom chociaż małej szpilki. W moim odczuciu uroczystość taka jak otwarcie sezonu żeglarskiego powinna być świętem żeglarzy, czy szerzej rozumianych wodniaków, a były momenty kiedy żeglarze mogli się czuć jak zło konieczne dla zapewnienia jaj już wspomniałem - „żeglarskiego tła” dla imprezy miejskiej. Mało precyzyjna organizacja parady powodowała chaos podczas ustawiania się jachtów. Chaos opanowany tylko dzieki dobrej woli i umiejętnościom żeglarzy. Wydaje mi się, że naprawdę nie wystarczy rozdanie kapitanom kartki papieru na której zaznaczone są pozycje podczas parady jedynie kilkunastu jachtów z dopiskiem „dalej inne jachty” szczególnie, że organizator zbierał zgłoszenia wcześniej, a wielu zgłoszonych jachtów w tej „rozpisce” nie ujął.
Śmieszył i irytował również sposób „dostarczania” koszulek i bander gdańskich na jachty, wydzielanie ich jakby były ze złota. Wymuszanie by podczas imprezy załogi siedziały kamieniem od godziny 11 do godziny 13 na pokładach, bo w przeciwnym razie nieobecne na pokładzie osoby zostaną ukarane nieotrzymaniem koszulki. Wydawało by się, że miastu powinno zależeć by jak największa ilość żeglarzy nosiła koszulki promujące miasto, a tym czasem okazało się, że w połowie imprezy zabrakło ich.
Wielu z nas bezinteresownie promuje Gdańsk na całym Bałtyku podnosząc banderę Gdańska pod salingiem lub na sztagu jako tzw. „szpan flagę”, a tym czasem bandery trzeba było organizatorom nieomalże wydzierać siłą lub podstępem.
Nie jestem fachowcem od promocji i marketingu, ale wydaje mi się, że podczas takiej imprezy gadżety w postaci koszulek, bander czy proporców powinny być dostępne w nadmiarze dla wszystkich chętnych, a nie wydzielane pod surowym okiem kontrolera.
Maciek Kotas
bądź pewien.Ta zawsze miękko woduje.....