KAPITAN BOGDAN KAMIEŃSKI
Przyjąłem na zwyczajowym "garden party" kapitana Adama Woźniaka, który już przy powitaniu zapytał czemu nie uczestniczyłem w pogrzebie naszego przyjaciela - j.kpt.żw. Bogdana Kamieńskiego. Byłem zaskoczony, choć w tym wieku przekroczenie smugi cienia już nie powinno dziwić. Jestem nie tylko zmartwiony, że odszedł, ale i tym, że nikt z gdynian mnie o tym nie powiadomił. Nie dane mi było Go odprowadzić.
Był to człowiek niezwykłej kultury, elegancji obejścia i ubioru. Doskonały, doświadczony żeglarz. Przyjazny, rozsądny, obowiązkowy i prawy. Rozumiał "liberatorów". No i podobał się kobietom.

Bogdan Kamieński urodził się 26 lipca 1928 roku w Warszawie. Brał udział w Powstaniu Warszawskim na Mokotowie jako żołnierz zgrupowaniu „Baszta”. Miał pseudonim „Maciek”. Namawiam do lektury wywiadu, który Bogdan udzielił w roku 2008 Barbarze Brama:.
http://ahm.1944.pl/Bogdan_Kamienski/1
 
Nabożeństwo żałobne odprawiono w dniu 1 kwietnia 2011 r. w kościele pod wezwaniem św. Wawrzyńca w Gdyni-Wielkim Kacku. Pogrzeb odbył się tego samego dnia na cmentarzu Witomińskim w Gdyni.
Namówiłem Adama do napisania krótkiego wspomnienia. Jest kogo wspominać.
Odpoczywaj w spokoju Bogdanie.
Jerzy
======================================== 
WSPOMNIENIE O KAPITANIE BOGDANIE KAMIEŃSKIM
Bogdana Kamieńskiego poznałem na początku lat 60-tych, po wstąpieniu do YKStal Gdynia, gdzie był vicekomandorem. W kierownictwie klubu przystoczniowego komandorem był zawsze ktoś z zakładowej wierchuszki, czasem żeglujący. Tandem, który właśnie wtedy rządził „Stalą” działał nieźle. Powstawały nowe jachty, czasem pod pozorem remontu starych. Za zupełnie nową inwestycją, jachtem „Rodło”, stał właśnie On. Był to jacht spory, jeszcze bardzo tradycyjnej konstrukcji, ale  bogato i nowocześnie wyposażony. Spełniał między innymi wymogi RORC jako pełnomorski jacht regatowy. Miał pierwszą chyba w Polsce jachtową tratwę pneumatyczną (angielską) i kompletny, to znaczy dookoła, podwójny sztormreling.
Na tym jachcie, co tu gadać – reprezentacyjnym, zabrałem się na Mistrzostwa Polski do Świnoujścia (1967). Kapitanem był Bogdan Kamieński.
Od początku trochę między nami iskrzyło, chyba byłem nieco za pyskaty. W Świnoujściu kapitan pozwolił załodze na małą balangę przed startem. Wrócić z „Gryfii” mieliśmy do godziny 23, bo rano start. Pierwszy, około 2 godz. za późno wróciłem (z hałasem) ja. Już na początku usłyszałem coś nieprzyjemnego. Rano otrzymałem książeczkę żeglarską z wpisem  „zmustrowany za niesubordynację” (opinii wtedy nie wystawiano) – reszta załogi tylko opierdol.
Biedny, ale nie załamany (pomimo kaca jak stodoła), poszukałem innego statku i już za parę godzin wystartowałem na „Venus” kpt. Jurka Klimka (dawno nie żyje).
Bilans regat – w jednej punktacji „Venus” egzekwo z „Rodłem”, w drugiej  jedno miejsce przed. Bilans doświadczeń – zacząłem chyba po trochu bardziej uważać, co i do kogo gadam. Cenne.
Jeszcze w tym samym sezonie, w klubie, „pogodziliśmy się” z Bogdanem, i później kilka razy z Nim na „Rodle” startowałem.
W 1969 zostałem kierownikiem YK Stal, On był nadal vicekomandorem. Realizowaliśmy wspólnie poważne przedsięwzięcia. Przygotowywała się budowa obiektu (obecnego), działał ośrodek przygotowań olimpijskich (przed Kilonią).
Potem widywaliśmy się rzadziej – Bogdan pływał na statkach PMH.
Po wielu latach, jako komandor YK Stal, główkowałem z innymi prezesami, kogo by tu ubrać w przewodniczenie Okręgowym Związkiem Żeglarskim. Zaproponowałem Bogdana Kamieńskiego, zaczęliśmy z Nim rozmowy. Nie palił się, pomimo emerytury, do Koła Seniorów Żeglarstwa i przystał. Jakiś czas, myślę, że sprawnie i skutecznie, kierował OZŻetem.
Czasem wychodził w rejs na którymś z klubowych jachtów. Zawsze zostawiał go w „niedzisiejszym” klarze i z jakimś pożytecznym doposażeniem.
                                                                                            
Adam Woźniak
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu