JAK TO SIĘ ŻEGLUJE PO BAŁTYKU
Ten mail - przysłany do mnie z Ustki jest chyba dobrą odpowiedzią.
Edwardowi Zającowi bardzo dziękuję. Umiarkowanych półwiatrów, najlepiej południowych !
Kamizelki!
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
______________________________
Don Jorge,
Ten sezon trudno zaliczyć do udanych. Projekty snute w miesiącach zimowych musiały być modyfikowane, zmieniane wraz z upływem czasu. "HOLLY", zamiast w końcu kwietnia, zakończyła swój "stoczniowy" pobyt w Stepnicy w końcu czerwca. Zresztą awaria silnika jakby przedłużyła remont. Czas uciekał, a wraz z nim kolejne projekty rejsów, zastępowane „awaryjnymi” pomysłami.
Jednym z takich awaryjnych planów był pomysł rejsu do Rosji, do Pionierska. To miasteczko jest partnerem Ustki i miała tam jechać delegacja miasta wzmocniona grupą młodych żeglarzy z UKS „Opty”, planujących wystartować w tamtejszych regatach w klasie „Optymist”. Pionierskij to port morski, więc dlaczego nie miałbym tam dopłynąć na swojej "HOLLY"? Wiza do paszportu wklepana i w środę rano podpływam na odprawę graniczną. Przebiega to sprawnie, szybko i bez problemów; nawet pomagają mi odcumować. Wypływam na środek kanału, robię pożegnalne kółko i rozsypuje się przekładnia kątowa przenosząca napęd z silnika na śrubę. Na szczęście siłą rozpędu dobijam do wojskowego nabrzeża. Po sprawdzeniu, że to poważna awaria, wracam na stare miejsce na holu za jachtem „Kaszebe”. Rejs zakończony!
W sobotę przyjeżdża mechanik i wymontowuje przekładnię wraz ze spodziną. Na to miejsce wstawiamy do studzienki stary, dwusuwowy „Merkury” 5 KM. Diesel pozostaje na jachcie, chyba w roli balastu i to takiego powyżej linii wodnej.
Jednym z takich awaryjnych planów był pomysł rejsu do Rosji, do Pionierska. To miasteczko jest partnerem Ustki i miała tam jechać delegacja miasta wzmocniona grupą młodych żeglarzy z UKS „Opty”, planujących wystartować w tamtejszych regatach w klasie „Optymist”. Pionierskij to port morski, więc dlaczego nie miałbym tam dopłynąć na swojej "HOLLY"? Wiza do paszportu wklepana i w środę rano podpływam na odprawę graniczną. Przebiega to sprawnie, szybko i bez problemów; nawet pomagają mi odcumować. Wypływam na środek kanału, robię pożegnalne kółko i rozsypuje się przekładnia kątowa przenosząca napęd z silnika na śrubę. Na szczęście siłą rozpędu dobijam do wojskowego nabrzeża. Po sprawdzeniu, że to poważna awaria, wracam na stare miejsce na holu za jachtem „Kaszebe”. Rejs zakończony!
W sobotę przyjeżdża mechanik i wymontowuje przekładnię wraz ze spodziną. Na to miejsce wstawiamy do studzienki stary, dwusuwowy „Merkury” 5 KM. Diesel pozostaje na jachcie, chyba w roli balastu i to takiego powyżej linii wodnej.
Południowy skraj Gotlandu.
.
Następnego dnia, w niedzielę, ponownie wypływam w rejs. Jednak już w innym kierunku – wiza rosyjska ważna była tylko na kilka dni. Płynę na północ, w stronę Gotlandii. Ciepło, wiaterek lekki, widoczność wspaniała i prawie do wieczora widzę Rowokół i usteckie kominy.
Już następnego dnia zmiana: zamglenia, szkwały i ogólnie wiatr z „niewłaściwego” kierunku. Wreszcie widać ląd - wychodzę wprost na latarnię Hoburg. Muszę odbić w lewo, aby ominąć wysepkę Stora Karlso. Nigdy nie podchodziłem z tego kierunku i wyglądała zupełnie inaczej. Idę dalej w kierunku Visby – jednak bez konkretnej decyzji, że muszę tam wpłynąć. Jeśli dostanę sprzyjające wiatry, to popłynę dalej na północ.
Już następnego dnia zmiana: zamglenia, szkwały i ogólnie wiatr z „niewłaściwego” kierunku. Wreszcie widać ląd - wychodzę wprost na latarnię Hoburg. Muszę odbić w lewo, aby ominąć wysepkę Stora Karlso. Nigdy nie podchodziłem z tego kierunku i wyglądała zupełnie inaczej. Idę dalej w kierunku Visby – jednak bez konkretnej decyzji, że muszę tam wpłynąć. Jeśli dostanę sprzyjające wiatry, to popłynę dalej na północ.
"Holly" (to niebiesko-białe maleństwo) dziobem do nabrzeża falochronowego w Visby.
.
Jednak od wieczora wiatr wzmaga się, oczywiście wiatr przeciwny. Po prawej w oddali widać światła Visby, ale przy wzmagającym się wietrze nie mam ochoty zbliżać się nocą do lądu. Dopiero po północy, gdy wiatr słabnie, kieruję się w stronę portu. Silnik działa i rano wpływam do Visby. Pierwsze wrażenie to tłok; jachty stoją w tratwach, a te stojące dziobem do kei są ściśle podociskane do siebie. Opływam basen dookoła zastanawiając się, czy szukać jakiegokolwiek miejsca, czy też zrezygnować z postoju w Visby i popłynąć dalej. Jednak nagle słyszę: Edward, płyń tutaj! No tak, Jan ze Sztokholmu na swojej "SOFII" już tu stoi. Płynie do Ustki i nawet byliśmy umówieni na spotkanie na morzu, ale jakby przewidział, że tu się zatrzymam. Płynę w jego kierunku, ale przecież tam nie ma miejsca – jachty stoją ściśle przytulone do siebie odbijaczami, bez luzu. - Nie martw się o to, płyń – więc łapię się do boi i wciskam między jachty. Pomagają z obu stron – i zmieściłem się! Później widzę jeszcze parę razy, jak ci z jachtów już stojących pomagają na siłę wciskać między siebie te, które szukają miejsca.
Jan, mieszkający od 30 lat w Sztokholmie, bierze na siebie rolę przewodnika po Visby. Wpierw jednak idziemy opłacić postój; z prądem za moją małą "HOLLY" muszę zapłacić 27 euro. Toalety darmo a prysznic tani – 5 koron za 5 minut. Płacimy za jeden dzień i idziemy zwiedzać.
Następnego dnia Jan odpływa do Ustki; wiatr ma silny, sprzyjający. Ja zostaję – chcę płynąć w przeciwnym kierunku – na północ. Ze zdziwieniem dowiaduję się od załogi jachtu, który wpłynął do Visby tuż przede mną, że oni oceniali pogodę tamtej nocy na 8 B., gdy ja uważałem to za 5 do 6 B. Wyraźnie przesadzili w swoich opowiadaniach.
Jan, mieszkający od 30 lat w Sztokholmie, bierze na siebie rolę przewodnika po Visby. Wpierw jednak idziemy opłacić postój; z prądem za moją małą "HOLLY" muszę zapłacić 27 euro. Toalety darmo a prysznic tani – 5 koron za 5 minut. Płacimy za jeden dzień i idziemy zwiedzać.
Następnego dnia Jan odpływa do Ustki; wiatr ma silny, sprzyjający. Ja zostaję – chcę płynąć w przeciwnym kierunku – na północ. Ze zdziwieniem dowiaduję się od załogi jachtu, który wpłynął do Visby tuż przede mną, że oni oceniali pogodę tamtej nocy na 8 B., gdy ja uważałem to za 5 do 6 B. Wyraźnie przesadzili w swoich opowiadaniach.
Wyspa Stora Karlso.
.
Odwiedzam „Zawiszę Czarnego”, który właśnie w piątek, 15 lipca w Visby świętuje 50 lat pływania pod harcerską banderą. Wkrótce po uroczystościach „Zawisza” odpływa, a ja zostaję do soboty rano. Co prawda nadal wiatr niekorzystny, ale trzy dni w Visby wystarczy – kasa na postoje za szybko się kończy. No i w środę mam zebranie Komisji Rady Miejskiej – trzeba wracać.
Wypływam o 7 rano i wkrótce tracę łączność z lądem. Halsuję pod silny wiatr; w nocy widzę światła Olandii, rano znowu Gotlandia i znowu w stronę Olandii. Wiatr zbyt silny, abym mógł zostawić rumpel i sprawdzić na mapie pozycję – trzymam się tylko daleko od lądu. Gdy po dwóch dobach udaje mi się przenieść pozycję z GPS na mapę jestem zdziwiony, że dopiero mijam południowy cypel Gotlandii.
Szerokie wody witają mnie tężejącym wiatrem, oczywiście z tego kierunku w którym chcę płynąć. Tym razem nie poddaję się i staram się posuwać choć trochę na południe – nie wiem jak długo będzie wiało, a gotlandzkie skałki nie są wcale zbyt odległe. Dziwny to sztorm: słońce praży a niebo czyste, blado – niebieskie, bez jednej chmurki.
W nocy sztorm siada i pojawia się słaby, zmienny wiatr przy długo utrzymującym się rozkołysie. Nawet na godzinkę zwinąłem żagle, aby przygotować coś gorącego. Później rozwijam tylko genuę, bo przy tym kołysaniu grot tylko przeszkadzał.
Noc z wtorku na środę była dziwna. Światło przy kompasie przestało świecić i przy pochmurnym niebie miałem problemy z utrzymaniem kierunku. Poza tym zauważyłem, że od czasu do czasu zasypiam na sekundy czy minuty trzymając stale rumpel. Może to dlatego, że ułożyłem sobie miękkie siedzenia z materaca? W końcu zasypiam na dłużej. Gdy budzę się, "HOLLY"płynie w innym kierunku, ale ja nadal trzymam rumpel. Minęła druga nad ranem. Sprawdzam pozycję – do Ustki 24 mile. Wiatr korzystny, ale słaby i niezbyt szybko płynę do swojego portu. Wreszcie nie wytrzymuję i włączam silnik; na podwójnym napędzie płynę nawet 5 węzłów. Przy zamgleniu Ustkę widzę dopiero z 5 mil. Do portu wpływam przed dziewiątą. Szybki, pobieżny klar, prawie biegiem do domu, mycie, golenie i przed 10 jestem w Ratuszu. Zdążyłem!
Cztery doby byłem poza zasięgiem łączności, co niektórych zaniepokoiło. Ale usłyszałem też komentarz: zobaczcie, on jednak wrócił!
Wypływam o 7 rano i wkrótce tracę łączność z lądem. Halsuję pod silny wiatr; w nocy widzę światła Olandii, rano znowu Gotlandia i znowu w stronę Olandii. Wiatr zbyt silny, abym mógł zostawić rumpel i sprawdzić na mapie pozycję – trzymam się tylko daleko od lądu. Gdy po dwóch dobach udaje mi się przenieść pozycję z GPS na mapę jestem zdziwiony, że dopiero mijam południowy cypel Gotlandii.
Szerokie wody witają mnie tężejącym wiatrem, oczywiście z tego kierunku w którym chcę płynąć. Tym razem nie poddaję się i staram się posuwać choć trochę na południe – nie wiem jak długo będzie wiało, a gotlandzkie skałki nie są wcale zbyt odległe. Dziwny to sztorm: słońce praży a niebo czyste, blado – niebieskie, bez jednej chmurki.
W nocy sztorm siada i pojawia się słaby, zmienny wiatr przy długo utrzymującym się rozkołysie. Nawet na godzinkę zwinąłem żagle, aby przygotować coś gorącego. Później rozwijam tylko genuę, bo przy tym kołysaniu grot tylko przeszkadzał.
Noc z wtorku na środę była dziwna. Światło przy kompasie przestało świecić i przy pochmurnym niebie miałem problemy z utrzymaniem kierunku. Poza tym zauważyłem, że od czasu do czasu zasypiam na sekundy czy minuty trzymając stale rumpel. Może to dlatego, że ułożyłem sobie miękkie siedzenia z materaca? W końcu zasypiam na dłużej. Gdy budzę się, "HOLLY"płynie w innym kierunku, ale ja nadal trzymam rumpel. Minęła druga nad ranem. Sprawdzam pozycję – do Ustki 24 mile. Wiatr korzystny, ale słaby i niezbyt szybko płynę do swojego portu. Wreszcie nie wytrzymuję i włączam silnik; na podwójnym napędzie płynę nawet 5 węzłów. Przy zamgleniu Ustkę widzę dopiero z 5 mil. Do portu wpływam przed dziewiątą. Szybki, pobieżny klar, prawie biegiem do domu, mycie, golenie i przed 10 jestem w Ratuszu. Zdążyłem!
Cztery doby byłem poza zasięgiem łączności, co niektórych zaniepokoiło. Ale usłyszałem też komentarz: zobaczcie, on jednak wrócił!
Raczej nie był to okrzyk w tonacji radości ...
Edward Zając
Edward Zając
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu