MIEĆ CEL PRZED OCZYMA (2)

O tegorocznym rejsie siatkobetowego jachtu "HUMBAK" był już news na tej stronie. Napisałem jako go jaqko aktualność na podstawie wymienianych z Grzegorzem esemesów i kilku zdań wymienionych podczas powitania. Dziś  mam dla Was obszerniejsza relację - jak tam było po drodze. Skipper jachtu jest sternikiem jachtowym. Towarzyli mu Wiesław Chrzanowski - stary "mors" oraz Gustaw Czerski, sternik jachtowy, armator morskiego jachciku "Gutek". Ops rejsu dedykowany jest przede wszystkim do tych, którzy przymierzają się powąchać Morze Północne, a własciwie jego wschodni przedsionek. Z opisu wyczytałem (między wierszami) wielką radość samodzielnego poszerzania żeglarskiego horyzontu. Grzegorz nie napisał o jednej okoliczności, o której mogę Wam opowiedzieć na ucho. Kazdemu osobno, czyli bez świadków. W razie czego - wyprę się tej rozmowy. Zuch z Grzegorza.!

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

__________________

Witaj Don Jorge!
Kiedy w roku 2000 podczas POLYACHT 2000 rozmawialiśmy, a Marian Lenz namawiał mnie na zakup „Przedsionek Morza Północnego” - jak pamiętam powiedziałem - raczej chyba nie, to nie dla mnie a Humbakiem się nie uda. Po namyśle wziąłem, ale tylko dlatego, aby mieć wszystkie książki które napisałeś.
Minęło parę lat.
Rok 2003, pod koniec rejsu do Vastervik rodzi się pomysł - a może tak by na Helgoland!
Przedsionek Morza Północnego przeczytałem nie wiem ile razy, ale napewno nie kilka ... . Gdzieś w głowie, w podświadomości układał się plan. W międzyczasie zbierałem najróżniejsze informacje, dane, mapy itp., itd. Obawy były, bo małe doświadczenie, bo tylko sternik jachtowy, bo to przecież na Morze Północne, bo jacht siatkobetonowy (wielu ma wątpliwości do dzisiaj czy to pływa) Lc=8,45 m, szerokość tylko 2,70 m, a zanurzenie 1,40 m.
W roku 2005 z Wieśkiem Chrzanowskim poszliśmy do Molle, i wtedy razem zrozumieliśmy, że ten jacht może wiele.
I właśnie podczas tego rejsu zapadła decyzja - płyniemy na HELGOLAND w przyszłym roku.
Żyj wiecznie !

Grzegorz

________________
POCZĄTEK
170606 godz. 1630 oddanie cum w macierzystym Klubie JKM "Neptun". To była wielka ulga, kiedy skończyliśmy ształowanie i całe to przygotowanie, które trzeba wykonać, aby chociaż trochę czuć się bezpiecznie.
Rejs zaplanowaliśmy na 30 dni i w czasie gdy wychodziliśmy z Górek Zach. wiedzieliśmy, że to może być za mało. Było wiele planów awaryjnych włącznie z tym, że nie wystawimy nawet nosa na Morze Północne.
Płyniemy we trzech - Wiesław Chrzanowski, Gustaw Czerski i ja..

    

Skipper - Grzegorz Kuchta                      Co-skipper - Wiesław Chrzanowski             Załoga - Gustaw Czerski

Po około dwóch dobach osiągamy Nexo. Jednak już następnego dnia pogoda weryfikuje nasze plany i idziemy na północ Bornholmu. Wieje 6oB do 7oB z kierunków zachodnich pod wieczór słabnie. Idziemy dalej, ale na wysokości Ystad, znanego nam z zeszłorocznego pobytu, pogoda zaczyna się psuć - wiatr tężeje ponownie do 6, a potem 7oB SW-W, fala do 3 m. Decydujemy się na wejście do Ystad. Po przeczekaniu 230606 o godz. 2340 wychodzimy w morze. Jako, że nadal wieje z kierunków SW-W weryfikujemy plany i idziemy w kierunku Kanału Falsterbo. Prognozy optymistyczne. Z pierwotnego pomysłu zawinięcia do Helsingoru rezygnujemy i jedziemy dalej na Kattegat.

Kattegat-Limfjord
Pogoda piękna, potwierdzona przez DW i nagrana na radio Sangean ATS 818ACS. Navtex milczy - brak wiadomości to też dobra wiadomość, jak zwykł mawiać Don Jorge. Tak się nam ta jazda spodobała, że nawet wyspa Anholt nie skusiła nas do zawinięcia. I to była chyba intuicja!
Gdy tak płyniemy dalej i planujemy podejście do Limfjordu wiatr zmienia kierunek na NE-N z siłą 6 do 7oB. Jest ciemno. dochodzimy do toru podejściowego Limfjord-Hals. Staramy się iść tak szybko jak się da. Widoczność coraz gorsza, zimno. Pada deszcz. Włączam radar. Teraz widać cały tor podejściowy i coś przed nami - statek. Odpalam silnik. I tak na żaglach, ostro do wiatru halsując mijamy statek i zmęczeni wchodzimy do Limfjordu. Ale to nie koniec. Na podejściu do Hals'u jest tylko jedna lampa, która się świeci. Potem okazuje się, że drugą zasłania statek cumujący przy zewnętrznej keji. Ufff!!! Jest 250606 godz. 0200. Idziemy spać.
Ten sam dzień, jest godz. 8000 - tłuczenie w jacht, ktoś wpada na pokład, już jest w kokpicie. To jakichś nieproszony gość? Co za zwyczaje panują w tym miejscu? - nota bene nie spotkaliśmy się wcześniej z takimi praktykami. Był to poborca opłat za postój. Ale to nie koniec.
Jako, że pogoda paskudna - cały czas sztorm na Kattegacie, Skagerraku i M. Północnym, pada i zimno postanowiliśmy się umyć i odpocząć. A tu nagle znowu wpada ten sam facet ok. godz. 1300 i znowu chce aby uiścić opłatę. Tańcuje po pokładzie, znowu jest w kokpicie.
Wytłumaczyłem, że jeszcze nie wychodzimy, a płaciliśmy przed pięcioma godzinami. Okazuje się, że to było za przespaną noc w porcie, a teraz należy zapłacić za postój następnego dnia. Koniec kropka, bez dyskusji.
270606 o godz. 0650 pod osłoną lądu, na silniku, przy silnym wietrze idziemy tak daleko jak się uda. Tymczasem Don Jorge skontaktował nas z kpt. Mietkiem Leśniakiem, który w tym rejonie właśnie grasował i umówiliśmy się na spotkanie w Aalborgu (270606 godz. 1430).
Po spotkaniu s/y "Lady B" w Aalborgu praktycznie cały Limfjord przeszliśmy będąc w kontakcie. Podczas przejścia, w Limfjordzie spotkaliśmy morświny. Piękne i niezapomniane widoki.
Zdarzały się również awarie. To było coś okrutnego. Kilkanaście razy włączał się nam alarm temperatury silnika z powodu zatkania układu chłodzenia silnika trawą. Było jej wszędzie pełno, nawet jak jej nie było widać to i tak była.
Jesteśmy już dosyć zmęczeni, jest godz. 0100 (290606). Decydujemy się stanąć na kotwicy. Gustaw na wachcie, a my na trzy godziny do koi. Thyboron osiągamy 300606 o godz. 0310. I znowu na podejściu od strony Limfjordu radar oddaje nam swoje usługi. Stajemy do burty s/y "Lady B". Jest tak jasno, że nawet spać się nie chce. Cały dzień poświęcamy na klar i odpoczynek. Przecież za chwilę - Morze Północne, ciekawe czym nas przywita?

Thyboron - źrebaczek przy ogierze. "HUMBAK" przy burcie "LADY B".

Morze Północne-HELGOLAND
Noc. Godzina 0045, wychodzimy z Thyboron. Mietek i s/y "Lady B" nas żegna. Prognoza jak dla nas, E 2-3oB, chociaż "Humbak" lub i trochę więcej wiatru. Ale ok. 0300 zaczęło wiać więcej. Świta, już pora na śniadanie, coraz cieplej, i obiad zaraz będą podawać, słońce przygrzewa, wiatru jakby mniej - tak zamówiliśmy pogodę „topless” na Północne, po chłodzie i deszczu jaki dotąd nas raczej nie odstępował. W nocy zaczęło mocniej wiać. Zakładamy ref I, a potem ref II. Coraz bardziej stamtąd dokąd mieliśmy płynąć. O godz. 0455 dnia 030706 osiągnęliśmy CEL - HELGOLAND.
Od tego miejsca zaczął się nasz powrót do domu, chociaż półmetek osiągnęliśmy już dużo wcześniej.
  

Uroki Aalborga                                                           Odpoczynek wędrowca (kto wie, co za ptaszek ?)

W gościnie u kapitana Mieczysława Leśniaka


Cuxhaven-Kanał Kiloński
Od Helgolandu do Cuxhaven nie jest daleko, ale nam zajęło dwie doby. Już będąc na torze wodnym prowadzącym do Cuxhaven znowu silnik zassał naszą "przyjaciółkę" - trawę. Silnik STOP. Ruch statków jak na autostradzie. Idą z szybkością od kilkunastu do nawet ponad dwudziestu węzłów. Z pomocą inercji, wiatru i prądu znaleźliśmy się na "poboczu". Do czasu naprawienia układu chłodzenia próbujemy ratować się żaglami. Tak, tak wygląda żegluga na prądzie. Nawet nie można powiedzieć, że chociaż jeden hals coś zyskuje. Po prostu nas znosi, o tyle dobrze, że do tyłu. A tak w ogóle to znaleźliśmy się o parę godzin za wcześnie w tym miejscu. Nie da się przewidzieć wszystkiego. Ściemnia się, jest już noc. Wieje tak jakby nic nie wiało. Wiatr słabszy od prądu? I to jeszcze w przeciwnym kierunku. Obserwujemy wszystkie zjawiska, które tu powstają - wiry, bystrza i log, który nic nie pokazuje a jacht idzie do przodu. Istne cuda!
Nad ranem - 040706 - Wiesiek wyciąga mnie z koi - wychodzę i nie wierzę własnym oczom. Łaba się wściekła! Fale wysokości 1-1,5 m. Każda w swoją stronę, wyglądają jakby stały w miejscu i podskakiwały. Patrzę na log, jak zaczarowany - stoi. Idziemy na silniku i żaglach. Patrzę na ląd - płyniemy. Idę do nawigacyjnej - GPS pokazuje 1,0-2,0 knota. Podchodzimy do Cuxhaven. Jest 0545. Stoimy przy kei. Idziemy spać.

Po odpoczynku i ciepłym prysznicu klarujemy Humbaka i przygotowujemy się aby przejść do Brunsbuttel. W Cuxhaven spotykamy się z moim przyjacielem Jankiem Kaczyńskim z czasów I WDH, kiedy to pływaliśmy DZ-tami po Zatoce Gdańskiej i Zalewie Wiślanym. Janek pomaga nam przywieźć z pobliskiej stacji paliw ON paliwo. Tankujemy i następnego dnia t. j. 050707 o godz. 1430 z odpływem odpływamy do Brunsbuttel. Po paru godzinach (1915) jesteśmy w śluzie w Brunsbuttel. Tak ta sugestia z odbijaczami bez powietrza jest bardzo praktyczna!

Jako, że w Kanale Kilońskim jachty mogą poruszać się tylko do godz. 2300 idziemy tak długo, aż stajemy na kotwicowisku - na 20,75 km Kanału. Jest tu jakieś 7-8 jachtów. Następnego dnia o 0530 wychodzimy - po cichu, aby nikogo nie budzić. Następny przystanek to Kiel-Holtenau. Ruch ogromny i ogromne statki nas mijają. Mijają się między sobą i nic się nie stało. Radio na nasłuchu, ale cisza - chyba intuicyjnie wykonują wszystkie manewry. 060706 o godz. 1530 jesteśmy na miejscu.

Kiel-Holtenau - Górki Zachodnie
Parno, duszno i bezwietrznie. Idzie zmiana. Po odnowie biologicznej i posileniu się idziemy odpocząć. A tu nagle 1730 - nagła ulewa, silny wiatr - dobrze, że szpringi "Humbak" ma zakładane nawet podczas dobrej pogody. Przechył 15o. Co się dzieje, wieje 6-9oB, w porywach do 10oB. Trochę słabnie, a tu nagle GRAD! Jakby ktoś strzelał z karabinu! Trwało to chyba około jednej godziny.
Następnego dnia o 1015 odchodzimy od kei w Holtenau, tankujemy paliwo i w drogę. Po czterech dobach zawitaliśmy w Górkach Zachodnich - Straż Graniczna. I ponownie nie bardzo wiedzieliśmy po co i dlaczego mamy stawać do tej kei, kiedy przez cały ten rejs NIKT nas nie pytał naprawdę o nic za wyjątkiem policji pod Helgolandem. Podpłynęli i zapytali się grzecznie czy dzisiaj... piliśmy alkohol. I to było wszystko.
Ale co ciekawe, po powrocie, widzieliśmy w Górkach Zachodnich Anglików, którzy naprawdę nie znali naszych tubylczych zwyczajów i popłynęli sobie w "siną dal" bez meldowania i odprawiania. I chyba tak należy rozumieć ŻEGLARSTWO SWOBODNE.
Na koniec chciałbym podkreślić jedną sprawę - Pewniej podchodzi się do planowania rejsu w nieznane okolice, rejony czy akweny gdy można korzystać z locji, Przewodników Żeglarskich. Oprócz map klasycznych i elektronicznych i innych pomocy nawigacyjnych - dla nas bezdyskusyjnie były Twoje przewodniki Don Jorge. One uczą odwagi i rozwagi a nade wszystko ROZTROPNOŚCI - tak na "MILAGRO V" było napisane.

Grzeorz Kuchta 

__________________________

poproszę o klik (obok) -




Komentarze
Mały siatkobetonowiec??? Robert Hoffman z dnia: 2006-10-10 22:42:38
Odp: Mały siatkobetonowiec??? Edward Zając z dnia: 2006-10-11 10:46:37
Odp: Odp: Mały siatkobetonowiec??? Robert Hoffman z dnia: 2006-10-11 18:12:56
SPROSTOWANIE GRZEGORZ KUCHTA z dnia: 2006-10-11 10:54:58
pozdrowienia Andrzej Majsterek z dnia: 2006-10-11 16:53:53