"JUPITER" NADAL ŻYJE
Jacht Klub Morski "Neptun" (d. "Międzyzakładowy Jacht Klub Morski "Neptun") był kiedyś armatorem dwóch (kolejno) jachtów "Jupiter". Pierwszy - smukły niczym szczupak zakończył żywot na ujściu Przekopu Wisły. Klub otrzymał rekompensatę od "Warty", za którą nabył w gdańskiej stoczni jachtowej jacht typu "Opal". Pochodził z pierwszej serii - był bliźniakiem harcerskiego "Masa". Przez pewien czas byłem jego opiekunem i na tym jachcie odrabiałem "staż kapitański". Klub kupił jacht, ale praktyka życia codziennego skłoniła zarząd do wpisania go na listę środków trwałych" zakładu opiekuńczego. Celem tej machinacji było umożliwienie opłacania ubezpieczenia przez PRCiP  (zaliczanie do kosztów).
Lata 80-te to okres bardzo intensywnie prowadzonej "prywatyzacji" w klubie. Sprzedawano jachty opiekunom (w oczach piękniały). Klubowa hala laminatów pracowała na 3 zmiany. Członkowie (i nie tylko) budowali w niej Inki, Karolinki, Zośki, Chochliki, Bonita, Haberki. W okręgowym związuniu o "Neptunie" nie mówiono inaczej niż "prywaciarze" (nierzadko z niecenzuralnym przymiotnikiem). Brzmiało  to podobnie jak "badylarze". I ta właśnie ta etykietka spowodowała utratę jklubowego jachtu flagowego.
Czując pismo nosem - klub zwrócił się do zakładu opiekuńczego o formalny "zwrot" jachtu. Prezes firmy niby był przychylny, ale uzależnił decyzję od opinii Rady Pracowniczej. Rada, jak to rada - "nie będziemy futrować "prywaciarzy". Absolutny sprzeciw. Klub jeszcze próbował jacht wykupić, ale zawziętość czynników społecznych była nie do przeskoczenia. Firma sprzedała jacht "za dewizy" niemieckiemu taksówkarzowi. Pieniądze miały wzbogacić "fundusz socjalny" czyli zostać utopione w eksploatacji ośrodka wypoczynkowego w Łapinie.
Ślad po jachcie czas zatarł. Żal także. Byłem przekonany że jacht już nie istnieje.
     
"Jupiter" 30 lat temu (Flensburg, na rufie Józior Plenikowski i Roman Szempliński)               A tu dwie aktualne fotografie tego samego jachtu.
.
A tu niespodzianka! Grzegorz Kuchta trafił na ogłoszenie - "Jupiter" (42 lata) jest do kupienia. Sami widzicie, że jachty drewniane nie gniją tak szybko, jezeli się im zapewni choć minimum opieki (to tak na marginesie np. "Kraziewicza".
Grzegorzowi dziękuję.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu