SAMOTNY ZAJĄC
Wreszcie w domu!  Po atlantyckich przygodach, odbieraniu nagród, uwikłaniu się w wodorostach, cudownym ocaleniu burty "Holly" w Darłówku - Edward "Gale" Zając już w Ustce.
Teraz tylko podanie do Kapitanatu Portu, uzyskanie poparcia Urzędu Miasta oraz tych tam ważniaków od ekologii i jacht będzie można wyciągnąć z wody. W Ustce żadnej samowolki !
Przyłączam się do gratulacji. Liczę na "podsumowanie" JESTER i udanego powrotu do codziennosci w Radzie Miasta oraz Radzie Armatorskiej SAJ.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_____________________
Don Jorge
   Mijają kolejne tygodnie, a mnie trudno zabrać się do systematycznego porządkowania materiałów z rejsu JESTER i późniejszego, po zwodowaniu HOLLY w Świnoujściu, rejsu wodami Polski. Więc na początek coś dla SSI – najważniejszej strony żeglarskiej.
   Moje plany startu w krajowych regatach nie udały się. Spóźniłem się na regaty „Unity Line”, start w „Pucharze Poloneza” wykazał, że jednak stan techniczny HOLLY wymaga poprawy; jak to trochę żartem stwierdziłem na imprezie kończącej regaty, jedynym sprawnie działającym urządzeniem została spirytusowa kuchenka „Origo”. Z tego też powodu nie stawiłem się na starcie „Pucharu Epifanesa”, chociaż wysłałem zgłoszenie.
   Opuściłem więc marinę w Świnoujściu, i po spotkaniu się z Romkiem Kwiatkowskim (jacht ROMUŚ) w Trzebieży, popłynęliśmy do Stepnicy. Tutaj w spokoju mogłem zająć się jachtem oraz, dlaczego nie, oddawać się słodkiemu lenistwu. Niespodzianką były odwiedziny Henia Widery, który parę razy przypłynął do Stepnicy swoim GAWOTEM.
   Pobyt w Stepnicy dwa razy urozmaiciły wyjazdy. Pierwszy z nich to krótki wypad do Warszawy, gdzie Krzysztof Baranowski zorganizował wywiad w TVN 24 z Kubą Strzyczkowskim i mną. Przy okazji byłem obecny na konferencji prasowej, oficjalnie inaugurującej kampanię medialną rejsu Kuby przez Atlantyk; to dla uczczenia 50-lecia Radiowej Trójki.
   Dłuższy wypad miałem do Ustki, gdzie zaproszono mnie na regaty Ustka - Łeba o Puchar Letniej Stolicy Polski. Wygrała znowu Ustka, ale brak wiatru w pierwszym dniu nie pozwolił jachtom na rejs trasą do Ustki i wszystko odbyło się w Łebie.
   Chciałbym tu zaznaczyć, że po zmianach w składzie władz miasta Ustka ma kilka imprez żeglarskich. W klasie „Optymist” organizowany jest „Memoriał Jana Kołpy” w którym startuje kilkadziesiąt jachcików, nie tylko z Polski. W tym roku pogoda pozwoliła zorganizować te regaty na otwartym morzu. Dodatkowo wystartowały jachty kabinowe na trasę Ustka – Rowy – Ustka. Ciekawą inicjatywą są Regaty Miast Partnerskich z udziałem załóg reprezentujących Ustkę, Kappeln (Niemcy), Palangę (Litwa) i Pioniersk (Rosja). No i regaty o Puchar Letniej Stolicy Polski między Ustką i Łebą. W tych dwóch regatach w załogach są „samorządowcy”; w Łebie burmistrzem jest żeglarz a w Ustce zastępca burmistrza to czynny regatowiec startujący na Omegach. Również p. Sekretarz odkurzyła swój żeglarski patent i startuje w regatach, jeździ na kursy manewrowe do Trójmiasta a ostatnio wzięła udział w rejsie GRYFITĄ na Bornholm, w trudnych warunkach pogodowych. 
   To trochę pozytywnych wiadomości z Ustki; o cieniach usteckiego żeglarstwa może innym razem.  Po powrocie do Stepnicy zgodziłem się z planem Romka, aby zacząć rejs do Ustki inną trasą – śródlądową, przez Wolin i Dziwnów. Nigdy tamtędy nie płynąłem, niezbyt lubię ograniczone wody, ale dla towarzystwa … Wypłynęliśmy we wtorek i pod wieczór, po przyjemnej żegludze, stanęliśmy przy miejskiej kei w Wolinie. O świcie następnego dnia, szukając otwartej toalety, zajrzałem do baraku Ligi Morskiej. Co tam zobaczyłem, jest warte oddzielnego tematu.
   Most w Wolinie otwierają o 9 rano i 16 po południu, więc rano ruszamy w dalszą trasę. Płynę za Romkiem, który już tędy pływał i trzyma się wyznaczonego toru. Niestety, przy wyspie z dębami (zniszczonymi przez kormorany) trafiamy na pole pływających wodorostów. ROMUŚ przebija się i po dwóch godzinach wychodzi na czystą wodę; ja po godzinie szarpania silnikiem naprzód i wstecz wycofuję się mrucząc pod nosem: nigdy więcej szuwarowego żeglowania! Jednak płynąć trzeba, więc schodzę ze szlaku pod lewy brzeg, którym zresztą Roman wraca w moim kierunku. Tutaj mniej wodorostów, ale też co kilkadziesiąt metrów trzeba dawać wsteczny, aby uwolnić jacht z pchanych stert zielska. W końcu obaj wypływamy na czystą wodę, ale to szarpanie silnikiem spowodowało, że poważnie zwiększył się przeciek wody w studzience i często musiałem pompować.
   Do Dziwnowa dopływamy późnym popołudniem i stajemy przy miejskiej kei. Płacimy za postój,  chociaż  brak jakichkolwiek wygód. Bosman zaprasza do Basenu Zimowego, ale nie chce się nam ruszać na noc – popłyniemy jutro. Noc fatalna, fala głośna i w dodatku wojskowe riby hałasują i robią fale; to jakaś jednostka specjalna urządziła sobie nocne ćwiczenia ze strzelaniną i wybuchami granatów.
   Rano idziemy sprawdzić, czy jest miejsce po drugiej stronie mostu. Przy okazji dowiadujemy się, że propozycja bosmana to pewnie rodzaj żartu – most jest w remoncie i będzie otwarty w piątek wieczorem. Przenosimy się do pomostu przy stacji paliw, gdzie jest spokojniej. Przy okazji tankuję paliwo, bo ta walka z wodorostami mocno nadszarpnęła zapasy.
   W piątek przed 19 most wreszcie otwarty i przenosimy się do portu. ROMUŚ ma trochę większe zanurzenie niż HOLLY i ryje w błocie tam, gdzie ja przepłynąłem. Woda opadła i niektóre jachty zostały uwięzione – stanęły na balastach. Opłaty portowe w Dziwnowie są niskie, ale za dostęp do toalety i prysznica trzeba zapłacić 12 zł. Warto jednak odnotować, że przy zejściach na plażę są eleganckie, bezpłatne toalety. Może dlatego nie czuć wokół charakterystycznego zapachu tych miejscowości, gdzie przy plaży toalet brak lub są płatne.
   Jeszcze w niedzielę zatrzymał nas sztorm, ale w poniedziałek płyniemy do Kołobrzegu. Wiatr z baksztagu więc całą trasę pokonujemy na genuach, i to z dobrą szybkością. Sama marina wygląda teraz elegancko i nie musimy się jej wstydzić. Podobno jednak miejscowi żeglarze stąd uciekają do portów, gdzie są niższe opłaty.
   Następnego dnia płyniemy w kierunku Darłówka. Pogoda podobna ale wiatr dużo silniejszy i jeszcze za dnia wpływamy do portu. Niestety, zapomnieliśmy, że most otwierają przy pełnych godzinach i ponad pół godziny stoimy przy bosmanacie. Co to oznacza wiedzą wszyscy żeglarze, którzy tam stali. Ja tam kiedyś, gdy pękła cuma, straciłem światła dziobowe i pogiąłem stójki relingu. Teraz stoimy przy jachtach i staramy się utrzymać je dalej od nabrzeża.
   Po minięciu mostu postanawiamy płynąć dalej, bo przy kei żeglarskiej jest duża fala. Cumujemy przy opuszczonym nabrzeżu obok spichlerza. Przez radio dowiadujemy się, że poligon będzie otwarty od północy do 5 rano. Jest już ciemno, gdy wracamy na keję żeglarską, aby być bliżej mostu. Rozmawiając z kapitanatem o otwarciu mostu dowiadujemy się, że dzisiejsze strzelania już zakończono i można płynąć. Dla pewności dzwonimy jeszcze na poligon – jest potwierdzenie.
   Postanawiamy wyruszyć natychmiast, aby mieć rezerwę czasu na wypadek, gdybyśmy płynęli dłużej. O 19 mijamy most i ruszamy do Ustki. Tym razem HOLLY wyznacza trasę. Wiatr gdzieś uciekł i płyniemy wyłącznie na silnikach. Jest ciemna, ale ciepła noc. Po minięciu Jarosławca ukazuje się blade światło usteckiej latarni. Trochę obawiamy się, aby nie wpłynąć na jakieś belki z rozbitych celów. Do Ustki wpływamy po godzinie drugiej w środę 19 września. W porcie tłok, cumuję jako czwarty z kolei w tratwie. To już jest koniec długiego rejsu – wróciłem!
   Sobota, 22. 09. 12  Szczecin.
Klub Żeglarzy Samotników daje mi wyróżnienie „Samotny Żeglarz  Roku 2012”. 

   Czwartek, 27.09.12 Ustka
Na sesji wręczono mi List Gratulacyjny podpisany przez Przewodniczącego Rady Miasta i Zastępcę Burmistrza (Burmistrz na urlopie). Dołączono dwa piękne albumy i wiązankę kwiatów.
   Edward Gale Zając
     

 
Komentarze
marzenia nie muszą być pianą Witalis Plewa z dnia: 2012-10-07 18:24:00