
przesyłem obiecaną relację exlusive, tylko dla SSI, na dniach będzie relacja Krystiana.
Pozdrawiam
Jacek
-------------------------------------------
Na wstępie pragnę podziękować za kolejne wsparcie i ciepłe słowa. Wiem, że formuła regatowa nie do końca do Ciebie przemawia - tym bardziej dzięki
wielkie. Pod nazwą "BITWA O GOTLAND" nie kryło i nie kryje się nic innego aniżeli chęć sprawdzenia samego siebie wobec brutalnych sił natury jesiennego
Bałtyku.
Z mojej strony, jestem podobnie jak Krystian żeglarskim samoukiem i amatorem, ale nieskromnie powiem, że np. na naszym przykładzie można pokazać
wszystkim "szuwarowcom" że Bałtyk nie jest jakimś "swoistym złem" i przy odpowiednim rozsądku i zdrowej ocenie własnych umiejętności może być dostępny
Satysfakcja z przeżycia ciężkich warunków, czasem sztormu, kilkudniowego rejsu opartego wyłącznie o własne możliwości, odkrycia nowych portów, czy
nawet na pozór oklepane widoki wschodzącego i zachodzącego słońca na otwartym morzu.... kto był, ten wie! - są po prostu BEZCENNE!!!
Prześmiewcze porównywanie nas do Anglików, Francuzów i pozostałych nacji pływających na jachtach konstruowanych pod konkretne formuły
żeglarstwa nic poza nieustannym narzekaniem i zrzędzeniem. My z tymi ludźmiw dyskusje wdawać się nie zamierzamy. Z Krystianem płynęliśmy na jednostkach
ponad 25 letnich - czy tylko z tego powodu powinniśmy odstąpić od takich inicjatyw jak "Bitwa"? Ośmielę się stwierdzić, że nie o to w tym wszystkim
chodzi! Radość z czucia wiatru w żaglach za 100 tys. zł i tych starych, wydmuchanych, wartych 5% tej kwoty jest identyczna, jeśli nie pełniejsza a
jedyną różnicą jest tylko brak możliwości lansu - o ile komuś na tym zależy..
BITWA..
Gdy rano na Targu Węglowym, godzinę przed startem zobaczyłem minę pana Andrzeja Szrubkowskiego, który w naszym "wschodnim":) teamie zajmował się
pogodą, poczułem się dziwnie. A gdy jeszcze zaczął od słów "trzeba to odwołać, przesunąć, bo idą dwa sztormy a drugiego na bank nie przetrzymasz..."
12:05 mijam boje startowe i idę.... dzwonię do Krystiana i pytam co u niego, bo jeszcze dzień wcześniej prognozy w porywach do 9B, na co on:
IDZIEMY! Przynajmniej nie będziemy się męczyć ze spinakerami:) Usłyszałem, że też ma stracha ale co robić?! BITWA!!! Jego szczere wyznanie, przyniosło
mi wielką ulgę, no i przede wszystkim przestałem być sam, BYŁO NAS DWÓCH!
Obrałem kurs zgodnie ze wskazówkami zespołu brzegowego, by nabrać możliwie dużo wysokości i uciec przed największym zagrożeniem - sztormem o sile do
12B jaki nadchodził nad polskie wybrzeże. Doszedłem na wysokość platformy jeszcze na pełnym zestawie żagli podstawowych, nagle telefon: "idzie
40węzłów, czy jestem już na zestawie sztormowym? NIE! Bo chcę nabrać jak najwięcej wysokości jednak słowa, że na takiej trasie godzina w tę czy w
tamtą nie ma znaczenia przekonały mnie, ustawiłem wszystkie refy na grocie a na baby sztagu fok sztormowy (jeszcze nigdy dotąd go nie używałem).
Pierwsze uderzenie. Na prawo platforma, mija 15 min. i nagle usłyszałem gwizd wiatru, spojrzałem na lampę topową, która prawie nie była widoczna!
Prawy hals, próbuję odpaść ale grot mnie trzyma, z platformy wzywają jacht żaglowy, ja walczę z wiatrem...oświetlają mnie szperaczem, mrugają.. o co im
chodzi? W końcu schodzę do nawigacyjnej, zgłaszam się, a ktoś mnie upierdziela, że jestem w ich zakazanej strefie i mam natychmiast ją opuścić!
Na co ja, zirytowany - to wy przykręćcie siłę wiatru a ja sobie spokojnie odpadnę! OK? Zapadła cisza... Nie wiem ile wiało ale rozbryzgi fali o "Quicka"
przewyższały wysokość pierwszego sailingu, a przechył na tych kilkunastu metrach żagla był niewiarygodny, długo wahałem się czy nie odpuścić i czy
nie schować się w Zatoce. Jedynie wstyd, że zawiodę, i obawa przed przekleństwem sławnego "braku okna pogodowego" mnie powstrzymały. I DOBRZE!
(tej nocy, po 14 latach żeglowania, właśnie pod platformą Petrobaltic znalazłem swoją długość fali i jednostki)
Recepta na udany rejs: Pierwszego dnia dostać ostro po tyłku, dzięki temu potem może być tylko lepiej :) (tak właśnie było). 19 minutowe drzemki
przerywane niemiłosiernie wezwaniem budzika (bywało tak, że budziłem się po 18min, aby nie pieścić więcej bębenków tym piskiem).
Drugi dzień, rewelacyjne wiadomości ze sztabu, Krystian nadal sporo w tyle pomimo, że sukcesywnie odrabia straty po tym jak pchnął go od południa jęzor
dużego sztormu. Jest 15-ta, a ja na drugiej widzę wyspę GOTLAND!!! (bałem się, że sztorm w rufę pchnie go na tyle, że całkiem odrobi różnicę trasy).
Podnoszę flagę od Marszałka na achtersztagu - i co? A więc przynajmniej pierwszy zdobyłem Gotlandię!!!
Tajemnicza koperta
.
A na KONIEC? Rozluźnienie i błąd, który mogłem przypłacić słono.. Wbrew podstawowej zasadzie, aby zawsze być przypiętym do jachtu (pilnowałem tego
przez cały wyścig - Jacek Chabowski z Polled II pożyczył mi na "BITWĘ" specjalne elastyczne wąsy do uprzęży)... gdy usłyszałem, że "Sunrise" jest
prawie pod Helem a ja za nim kilka mil, adrenalina wzięła górę i rozpocząłem akcję "wszystko na jedną kartę". Biegnę na dziób, zrzucam, wypinam
sztormowego foka, klar, zabieram się za sztag (fala z zachodu bardzo słusznych rozmiarów), zaparty nogami o listwę dla "bezpieczeństwa" łokciem
objąłem profil kosza dziobowego, jedna fala, druga fala... Ja wiedząc, że będzie szybka halsówka wypinam baby sztag, leżąc walczę z zabezpieczeniem
napinacza.. 7 fala była większa (nakładki fal osiągały sporo ponad 4metry) pomimo zaparcia stopami i łokcia zjechałem na wysokość masztu (tylko
błysnęło mi: TO KONIEC..) lecz los zdecydował, że stójka relingu wylądowała miedzy moimi nogami (ta sama, którą tydzień wcześniej zerwał mi inny jacht
na regatach w JSG) w przeciwnym razie za swoją głupotę przypłaciłbym życiem..
FINISZ jak ze scenariusza dobrego filmu.. 32 węzły wiatru w mordę od mety, "Sunrise" traci przewagę, bo halsuje praktycznie na samym grocie (na wysokości
Helu potargała się genua), dystans maleje z każdym halsem, Krystian w rozpaczy stawia podarty żagiel przedni i zyskuje tym trochę stopni i
węzłów... META dziób w dziób przy okrzykach witającej nas komisji na motorówce, jest 0430 nad ranem...
TO JEST DLA MNIE PIĘKNO ŻEGLARSTWA, bez wielkiej kasy, blichtru, klas, wyścigu zbrojeń.. po prostu woda, wiatr, jacht i człowiek.
--
Jacek Zieliński
Gratulując obu wariatom ;) ukończenia regat w całości, i dobrej zabawy
(no wiem, głupio może brzmi, ale tak uważam - dołączyłbym się gdybym
miał możliwość).
Chciałem się skupić na pewnym drobiazgu technicznym.
Wygląda na to, że potwierdza się stwierdzenie (nie mojego autorstwa,
niestety), że "roler to zło". Bo jaka była przyczyna, że "Sunrise" kończył
regaty z podartą genuą na rolerze?
Nie było żagla na zmianę (mniejszego!) czy nie dało się w morzu zmienić żagla?
To nie tak powinno być...
Pozdrawiam uczestników "zabawy starszych chłopców" :)
Tomasz
Co do używania rolera, to ja mam wyłącznie pozytywne doświadczenia. Od chwili kupienia polskiego "Trimeta" (to nie reklama!) przestałem używać foka sztormowego. Nawet w bałtyckich "dziesiątkach", które trafiły mi się dwukrotnie, nawet w tegorocznym rejsie po Atlantyku, podstawą była odpowiednio zarefowana genua. Jest ona jednak z grubego dakronu.
W tym wypadku przyczyną porwania żagla mogła być ostra walka o każdy ułamek węzła - a więc zbyt późna decyzja o refowaniu. To jednak są regaty i tutaj regułą jest żeglowanie na granicy ryzyka; niekiedy można tę granicę przekroczyć ...
Jest też oczywiste, że żagiel na rolerze ma mniejszą sprawność od stawianego na sztagu, i dlatego regatowcy wolą ten drugi. W żeglowaniu samotnym, szczególnie na małym jachcie i przez wiele dni, zalety rolfoka są nie do przecenienia.
Jeszcze raz pozdrawiam żeglarzy wspaniałych.
Edward "Gale" Zając
w Gdańsku odbyło się oficjalne zakończenie regat Bitwy o Gotland.
W obecności w obecności Marszałka Województwa Pomorskiego Mieczysława Struka,
żeglarzy, licznie przybyłej młodzieży, dziennikarzy i kamer ekip
telewizyjnych kapitanowie, biorący udział w żeglarskich zmaganiach -
Krystian Szypka i Jacek Zieliński, złożyli meldunek o powrocie z „Bitwy o
Gotland” patronowi regat – Marszałkowi, dziękując jednocześnie gorąco za
wspieranie idei regat.
Gratulując wyczynu kapitanom i podjęcia wyzwania w takiej porze roku, która
sprawia, iż wyzwanie to staje się jeszcze bardziej ekstremalne, Marszałek
Mieczysław Struk – będąc z zamiłowania żeglarzem, przyznał, iż z niepokojem
sam śledził przekazy satelitarne i medialne o aktualnej pozycji żeglarzy w
czasie regat. Trudy żeglugi, przewidywane w prognozach pogody, znalazły
potwierdzenie w relacji żeglarzy z regat, gdy mówili o zniszczonym sprzęcie
i licznych, na szczęście niegroźnych, urazach.
Kapitanowie zostali uhonorowani przez prezesa Polskiego Związku Żeglarskiego
ds. sportu Piotra Hlavatego i prezesa Pomorskiego Okręgowego Związku
Żeglarskiego Bogusława Witkowskiego, pamiątkowymi rycinami wykonanymi
specjalnie na tą okoliczność przez artystę malarza Krzysztofa Stepanów.
Bogusław Witkowski nawiązał do prowadzonego przez POZŻ projektu edukacji
morskiej młodzieży. Przedstawienia jego realizacji dokonał obecny na
spotkaniu Burmistrz Miasta Puck Marka Ritza oraz Dyrektor Zespołu Szkół w
Cedrach Małych Piotr Bukowski. Młodzież, goszcząca w Urzędzie Marszałkowskim,
brała udział w projekcie od początku, mając swoich przedstawicieli w
zespole brzegowym kpt. Jacka Zielińskiego i wspomagając go podczas „Bitwy o
Gotland”. W październiku zaś dojdzie do cyklu spotkań edukacyjnych z zakresu
historii żeglarstwa dla uczniów szkół podstawowych w Pucku i Cedrach
Wielkich.
Krzysztof Drywa, reprezentujący Grupę Volvo, wysoko ocenił poziom regat
żeglarzy-samotników na Bałtyku - o tej porze roku i na tak długiej trasie,
porównując je przy tym do podobnych regat na świecie („The Volvo Ocean
Races”). P. Drywa przedstawił jednocześnie plany Grupy Volvo w zakresie
wspierania wydarzeń żeglarskich w obrębie Zatoki Gdańskiej.
Marszałek Województwa Pomorskiego poprosił dyrektora Miejskiego Ośrodka
Sportu i Rekreacji w Gdańsku Pana Leszka Paszkowskiego o przedstawienie
najbliższego dużego wydarzenia żeglarskiego na Pomorzu - uroczystego
podniesienia bandery na odrestaurowanym żaglowcu "Zawisza Czarny", na
którym gościem honorowym będzie Prezydent RP Bronisław Komorowski.
„Bitwa o Gotland” nadal trwa. Poza przygotowaniami do przyszłorocznej jej
edycji, już w najbliższą niedzielę możemy być świadkami zaciętej walki obu
kapitanów. Tym razem ścigać się będą na „Optimistach” w ramach trzynastej
edycji Międzynarodowych Regat Oldboyów w Kamienicy Królewskiej na jeziorze
Kamienickim. W regatach, w których corocznie uczestniczy ok. sześćdziesięciu
żeglarzy o znanych nazwiskach, niejednokrotnie dochodzi do rewanżów za
porażki poniesione sezonie. Może już w tym roku ktoś zrewanżuje się
Sergeyowi Pavlenko za "Puchar Korsarza", którego stał się pierwszym zdobywcą
na jachcie s/y Благодарность.
--
Z żeglarskim pozdrowieniem
Dział Marketingu
Pomorskiego Okręgowego
Związku Żeglarskiego
A teraz dywagacje językowe, chociaż językoznawcą nie jestem. Więc po żeglarsku: w Tawernie Skipperów (http://www.tawernaskipperow.pl/z-historii-polskiego-jachtingu%3A-ludomir-maczka,1387,artykul.html) przeczytałem: "W roku 1959 Ludomir Mączka jako zastępca kapitana Emila Żychiewicza na drewnianym jachcie „Witeź II” popłynął w pionierski rejs ku Islandii." Ta wyspa po polsku się nazywa "Islandia" a nie "Island" (to jej islandzka nazwa). I w polskich tekstach używamy tej pierwszej. Tytuł pewnego "przewodnika dla żeglarzy" brzmi: "Isefjord Roskildefjord (Zelandia)" autor: Jerzy Kuliński (podkr. moje). Żaden Szwed się nie obrazi, jeśli po polsku napiszemy, że pożeglowaliśmy do Sztokholmu, a nie do Stockholm. Istnieje polska nazwa dla wyspy nazywanej przez Szwedów "Gotland". Jeśli nasz język dobrze coś określa, to używajmy go, a nie zubażajmy używając wstawek z obcego. Inny żeglarski przykład: istnieje bardzo dobre polskie słowo - "tek", "drewno tekowe", i nie musimy, z czym się często spotykałem, pisać "teak". Nie mam na myśli oczywiście urzędowych map, gdzie nazwy pisze się w języku "właścicieli".
Przyłączam się z całego serca do gratulacji.
Tomasz Walenta
Jurku,
Sztormy jak to zwykle sztormy, ale ta stójka relingu pomiędzy
nogami...współczuję
Kamińscy