JAK TO BYŁO PODCZAS BITWY O GOTLAND
Jak to tam było - opisuje uczestnik remisowej bitwy - Jacek Zieliński. No więc było cięzko, niemal od startu do mety. Konkurenci mało zajmowali się walką, raczej starali sie pokonac strach i przetrwać. Uczciwie się do tego przyznają, bo strach (byle nie ten paralizujący) to pozytywna reakcja obronna. Nie boją sie tyllko idioci lub faceci nie rozumiejący sytuacji. "Bitwa o Gotland" była normalną zabawą starszych chłopców. Tego z reguły kobiety nie rozumieją - "baby są jakieś inne". No i może dobrze - wyobraźcie sobie ten świat gdyby one powszechnie zaczęły się tak bawić.
Sztormowa, zimna pora roku do przeprowadzenia tej zabawy została przez uczestników wybrana perwersyjnie. Może dla treningu przed OSTAR 2013, a może dla tych spojrzeń dziewczyn na pomostach?
Grunt, ze się dobrze bawili.
Jutro Jacek będzie uroczyście zwracał flagę z Czarnym Gryfem marszałkowi Województwa Pomorskiego.
Chyba już tam się nie wybiorę. Za wczesna godzina dla starego.
Marszałkowi się kłaniam internetowo i telepatycznie. Na dzielnego konia Mietku postawiłeś. On umie się bawić.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_____________________________________ 
Drogi Jurku,
przesyłem obiecaną relację exlusive, tylko dla SSI, na dniach będzie relacja Krystiana.
Pozdrawiam
Jacek
-------------------------------------------

Na wstępie pragnę podziękować za kolejne wsparcie i ciepłe słowa. Wiem, że formuła regatowa nie do końca do Ciebie przemawia - tym bardziej dzięki
wielkie. Pod nazwą "BITWA O GOTLAND" nie kryło i nie kryje się nic innego aniżeli chęć sprawdzenia samego siebie wobec brutalnych sił natury jesiennego
Bałtyku.
Niebo potwierdziło ostrzeżenia Andrzeja Szrubkowskiego - u góry już wieje ostro. Niebawem wiatr zejdzie w dół.
.

Z mojej strony, jestem podobnie jak Krystian żeglarskim samoukiem i amatorem, ale nieskromnie powiem, że np. na naszym przykładzie można pokazać
wszystkim "szuwarowcom" że Bałtyk nie jest jakimś "swoistym złem" i przy odpowiednim rozsądku i zdrowej ocenie własnych umiejętności może być dostępny
dla WSZYSTKICH!!!    Co więcej, dotyczy to nie tylko rasowych konstrukcji pełnomorskich ale także odpowiednio przygotowanych mniejszych jednostek, na co można
by przedstawić wiele przykładów z naszego środowiska.

Satysfakcja z przeżycia ciężkich warunków, czasem sztormu, kilkudniowego rejsu opartego wyłącznie o własne możliwości, odkrycia nowych portów, czy
nawet na pozór oklepane widoki wschodzącego i zachodzącego słońca na otwartym morzu.... kto był, ten wie! - są po prostu BEZCENNE!!!

Prześmiewcze porównywanie nas do Anglików, Francuzów i pozostałych nacji pływających na jachtach konstruowanych pod konkretne formuły
regatowe za pieniądze rządowe czy korporacyjne jest delikatnie mówiąc.... nie na miejscu. Jest to czysta zgyźliwość tych, którym nie chce się zrobić dla
żeglarstwa nic poza nieustannym narzekaniem i zrzędzeniem. My z tymi ludźmiw dyskusje wdawać się nie zamierzamy. Z Krystianem płynęliśmy na jednostkach
ponad 25 letnich - czy tylko z tego powodu powinniśmy odstąpić od takich inicjatyw jak "Bitwa"? Ośmielę się stwierdzić, że nie o to w tym wszystkim
chodzi! Radość z czucia wiatru w żaglach za 100 tys. zł i tych starych, wydmuchanych, wartych 5% tej kwoty jest identyczna, jeśli nie pełniejsza a
jedyną różnicą jest tylko brak możliwości lansu - o ile komuś na tym zależy..

BITWA..
Gdy rano na Targu Węglowym, godzinę przed startem zobaczyłem minę pana Andrzeja Szrubkowskiego, który w naszym "wschodnim":)  teamie zajmował się
pogodą, poczułem się dziwnie. A gdy jeszcze zaczął od słów "trzeba to odwołać, przesunąć, bo idą dwa sztormy a drugiego na bank nie przetrzymasz..."
nie powiem, zacząłem się zastanawiać. Z drugiej strony Ty,wszyscy zebrani, dzieciaki, oficjele i przyjaciele... nigdy nie widziałem tyle osób zebranych za
moją sprawą w jednym miejscu :) Co miałem powiedzieć? "OKNO POGODOWE" się zamknęło? Oooo nie!! Uściski, talizmany, bandery - a mi w głowie
dudniły tylko "DWA SZTORMY", nie potrafiłem nawet odpowiedzieć na najprostsze pytania...
12:05 mijam boje startowe i idę....  dzwonię do Krystiana i pytam co u niego, bo jeszcze dzień wcześniej prognozy w porywach do 9B, na co on:
IDZIEMY! Przynajmniej nie będziemy się męczyć ze spinakerami:) Usłyszałem, że też ma stracha ale co robić?! BITWA!!! Jego szczere wyznanie, przyniosło
mi wielką ulgę, no i przede wszystkim przestałem być sam, BYŁO NAS DWÓCH!

Obrałem kurs zgodnie ze wskazówkami zespołu brzegowego, by nabrać możliwie dużo wysokości i uciec przed największym zagrożeniem - sztormem o sile do
12B jaki nadchodził nad polskie wybrzeże. Doszedłem na wysokość platformy jeszcze na pełnym zestawie żagli podstawowych, nagle telefon: "idzie
40węzłów, czy jestem już na zestawie sztormowym? NIE! Bo chcę nabrać jak najwięcej wysokości jednak słowa, że na takiej trasie godzina w tę czy w
tamtą nie ma znaczenia przekonały mnie, ustawiłem wszystkie refy na grocie a na baby sztagu fok sztormowy (jeszcze nigdy dotąd go nie używałem).
Pierwsze uderzenie. Na prawo platforma, mija 15 min. i nagle usłyszałem gwizd wiatru, spojrzałem na lampę topową, która prawie nie była widoczna!
Prawy hals, próbuję odpaść ale grot mnie trzyma, z platformy wzywają jacht żaglowy, ja walczę z wiatrem...oświetlają mnie szperaczem, mrugają.. o co im
chodzi? W końcu schodzę do nawigacyjnej, zgłaszam się, a ktoś mnie upierdziela, że jestem w ich zakazanej strefie i mam natychmiast ją opuścić!
Na co ja, zirytowany - to wy przykręćcie siłę wiatru a ja sobie spokojnie odpadnę! OK? Zapadła cisza... Nie wiem ile wiało ale rozbryzgi fali o "Quicka"
przewyższały wysokość pierwszego sailingu, a przechył na tych kilkunastu metrach żagla był niewiarygodny, długo wahałem się czy nie odpuścić i czy
nie schować się w Zatoce. Jedynie wstyd, że zawiodę, i obawa przed przekleństwem sławnego "braku okna pogodowego" mnie powstrzymały. I DOBRZE!
(tej nocy, po 14 latach żeglowania, właśnie pod platformą Petrobaltic znalazłem swoją długość fali i jednostki)
Recepta na udany rejs: Pierwszego dnia dostać ostro po tyłku, dzięki temu potem może być tylko lepiej :) (tak właśnie było). 19 minutowe drzemki
przerywane niemiłosiernie wezwaniem budzika (bywało tak, że budziłem się po 18min, aby nie pieścić więcej bębenków tym piskiem).
Drugi dzień, rewelacyjne wiadomości ze sztabu, Krystian nadal sporo w tyle pomimo, że sukcesywnie odrabia straty po tym jak pchnął go od południa jęzor
dużego sztormu. Jest 15-ta, a ja na drugiej widzę wyspę GOTLAND!!! (bałem się, że sztorm w rufę pchnie go na tyle, że całkiem odrobi różnicę trasy).
Podnoszę flagę od Marszałka na achtersztagu  - i co? A więc przynajmniej pierwszy zdobyłem Gotlandię!!!
Teraz tylko się bronić i do mety... Walka, walka..

Tajemnicza koperta

.

A na KONIEC? Rozluźnienie i błąd, który mogłem przypłacić słono.. Wbrew podstawowej zasadzie, aby zawsze być przypiętym do jachtu (pilnowałem tego
przez cały wyścig - Jacek Chabowski z Polled II pożyczył mi na "BITWĘ" specjalne elastyczne wąsy do uprzęży)... gdy usłyszałem, że "Sunrise" jest
prawie pod Helem a ja za nim kilka mil, adrenalina wzięła górę i rozpocząłem akcję "wszystko na jedną kartę". Biegnę na dziób, zrzucam, wypinam
sztormowego foka, klar, zabieram się za sztag (fala z zachodu bardzo słusznych rozmiarów), zaparty nogami o listwę  dla "bezpieczeństwa" łokciem
objąłem profil kosza dziobowego, jedna fala, druga fala... Ja wiedząc, że będzie szybka halsówka wypinam baby sztag, leżąc walczę z zabezpieczeniem
napinacza.. 7 fala była większa (nakładki fal osiągały sporo ponad 4metry) pomimo zaparcia stopami i łokcia zjechałem na wysokość masztu (tylko
błysnęło mi: TO KONIEC..) lecz los zdecydował, że stójka relingu wylądowała miedzy moimi nogami (ta sama, którą tydzień wcześniej zerwał mi inny jacht
na regatach w JSG) w przeciwnym razie za swoją głupotę przypłaciłbym życiem..

FINISZ jak ze scenariusza dobrego filmu.. 32 węzły wiatru w mordę od mety, "Sunrise" traci przewagę, bo halsuje praktycznie na samym grocie (na wysokości
Helu potargała się genua), dystans maleje z każdym halsem, Krystian w rozpaczy stawia podarty żagiel przedni i zyskuje tym trochę stopni i
węzłów... META dziób w dziób przy okrzykach witającej nas komisji na motorówce, jest 0430 nad ranem...
TO JEST DLA MNIE PIĘKNO ŻEGLARSTWA, bez wielkiej kasy, blichtru, klas, wyścigu zbrojeń.. po prostu woda, wiatr, jacht i człowiek.

--
Jacek Zieliński

Komentarze
nie dało się zmienić żagla ? Tomasz Konnak z dnia: 2012-10-10 19:28:00
zazdroszczę wam takiej zabawy Edward "Gale" Zając z dnia: 2012-10-11 09:15:00
u Marszałka Województwa Pomorskiego Dział Marketingu POZŻ z dnia: 2012-10-11 17:33:00
Errata do komentarza POZŻ POZŻ z dnia: 2012-10-12 00:00:00
Może więc "Bitwa o Gotlandię"? Tomasz Walenta z dnia: 2012-10-12 07:40:00
współczujemy Kamińscy z dnia: 2012-10-12 16:10:00