"GALE" MOBILIZUJĄCYM PRZYKŁADEM
Kolejna "dziura w płocie".
A wiec powtarzając zawołanie Tadeusza Lisa - hajda na Szwecję !
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
______________________
Nie wiem ile jachtów ze Skandynawii przyprowadził pan Pawłowski samotnie. Ja przyprowadziłem kilka lat temu jeden, ale nie samotnie z pomocą 2 kolegów: jeden 2-gi raz na jachcie a jeden 1-wszy raz na jachcie). Łódkę przyprowadziłem ze Sztokholmu trasą przez Sodertalje, Visby , Burgsvik i Hel do Górek. W tym roku rzeczonym jachtem (typ MAXI 77 ) samotnie zrobiłem trasę Górki-Władysławowo-Sandhamn-Karlskrona i z powrotem: Karlskrona-Utklippan-Łeba-Górki. Zdecydowanie wolę tą ponad 30-letnią łódkę od współczesnych zabawek. Jest bardzo solidnie wykonana, pewna i czuję się na niej bardzo dobrze. Pominimo prognoz sprawdzanych w 3 źródłach i zapewniających wiatr w porywach max do 25 kts, mnie spotkało na środku Bałtyku ponad 35 kts a to już 8Bf. Nic strasznego (pozwoliłem sobie to napisać bo kiedyś przeżyłem 9 Bf w podmuchach do 11 Bf ale na łódce typu Carter 30 ) a jednak budzi respekt na jachciku o długości 7,7 m zwłaszcza gdy się idzie kursem maksymalnie ostro na wiatr. Jednak łódka sobie świetnie poradziła idąc w tych warunkach wciąż na wiatr na samym foku marszowym. Nie widzę obecnie współczesnych łódek tego rozmiaru co moja, na których chętnie udał bym się na nasz piękny Bałtyk w takich warunkach :-)
Dotychczasowe dokonania pana Edwarda Zająca pokazują jego odpowiedzialność, rozsądek i dobrą praktykę morską. To nie jest samobójca. Są prostsze sposoby na odebranie sobie życia. Do tego jeszcze tańsze :-)
Bardzo cenię pana Edwarda za szczerość. Nie ukrywa swoich słabości i błędów lub braku kompetencji w niektórych dziedzinach (np w elektrotechnice ). Takie cechy to cechy ludzi wielkich, skromnych, nie pragnącyc rozgłosu. Chylę czoła. Jeśli dobrze przejrzał łódkę w około dobę i więcej nie był sam w stanie zrobić i stwierdzić a Jego zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy w który wierzę pozwoliły Mu płynąć, to nie widzę powodów do łajania Jego poczynań.
W moim przypadku przygotowania do rejsu trwały dłużej, ale też okoliczności i możliwości były inne. Wymienię tylko dla przykładu, aby pokazać, że jeśli ma się zupełnie inne możliwości i warunki to można też tak i zaznaczam, że miałem właśnie te inne warunki. Łódka stała na lądzie. Wszystkie prace wykonano w Szwecji. Przed wodowaniem trwały one 3 dni i 2 dni po wodowaniu. Zaznaczam - miałem sporo sprzętu i narzędzi oraz materiałów w tym akumulatory przywiezione z Polski przez przyjaznego żeglarza. Płynęliśmy promem i każdy z nas miał tyle gratów ile mógł unieść (żadnego limitu bagażu ) więc były tam ciuchy, narzędzia, akumulator, przewody, laptopy, mapy, GPS-y itp itd. Miałem 2 osoby do pomocy. Był koniec maja (prawie białe noce w Sztokholmie). Moja praca zawodowa to elektrotechnika, elektronika, akumulatory i silniki spalinowe.
Widać więc różnice w warunkach i możliwościach w wykonywaniu prac przygotowawczych do rejsu i przelotu.
Przed wodowaniem:
kontrola sztagownika, podwięzi wantowych itp
kontrola bloczków, stoperów, kabestanów, szotów itp
wzmocnienie zawiasów steru
malowanie antyfoulingiem
doszczelnienie okien nadbudówki
podszycie genuy
kontrola masztu, fałów i olinowania stałego
wymiana jednego fału
montaż anteny VHF + przewodu w maszcie
montaż kompasu w miejsce starego - uszkodzonego
montaż windex-u
montaż ochraniaczy końcówek salingów
wymiana świec w silniku na nowe
instalacja ładowarki akumulatorów + separatora ładowania
instalacja 2 akumulatorów ( jeden był na jachcie czyli razem 3 )
Po wodowaniu:
stawianie masztu
wymiana 1 szt ściągacza
próbne pływanie
testy silnika ( jeszcze wtedy przyczepnego - obecnie diesel stacjonarny )
montaż rada VHF
modyfikacje instalacji elektrycznej
...i wiele innych których nie pamiętam
Gratuluję wyboru łódki bo łódka bardzo dzielna i jest wbrew pozorom naprawdę szybka. W naszym klubie wygrała już kilka regat przypływając pierwsza bezwzględnie, a nie w przeliczeniach. Wielokrotnie łódki te przepłynęły Atlantyk, są stabilne kursowo, bezpieczne przy wejściu na mieliznę (balast ani ster łatwo nie odpadają :-))) ). Wygodne dla załogi. Bardzo bezpieczny kokpit z wysokimi falochronami itp. Jedyne minusy w/g mnie to niewygodna lokalizacja rumpla, kiepska sterowność na silniku stacjonarnym (śruba nie kieruje wody na ster), z powodu stosunkowo małego zanurzenia i szerokości wodnicy chętne przechylanie się, czyli niski początkowy moment prostujący, dyskusyjne piękno nadbudówki, tendencja do cieknących okienek w nadbudówce. Ale to niuanse. Łódek doskonałych nie ma.
Dlaczego pan Edward jest namawiany przez pana Pawłowskiego do pływania pod polską banderą za wszelką cenę? Po co mu te nerwy? Ja osobiście podziękowałem PZŻ-owi póki co i odpuściłem sobie banderę polską, która na razie jest generatorem siwych włosów.
Co do świateł nawigacyjnych: nie wiem czy przestały świecić na koszach czy na topie. Gdyby padło to na topie to co? jak Pan Pawłowski wyobraża sobie naprawę na morzu? Mi padła raz topówka w rejsie i na szczęście miałem je zdublowane na koszach - więc przełączyłem. Gdyby nie to, to pozostało by mi to samo co Edwardowi - oświetlanie żagli szperaczem.
A dlaczego pan Edward ma pływać dzięki sponsorom na takim jachcie na jakim Pan chce, a nie za swoje na takim na jakim On chce? Dlaczego to muszą być wielkie pieniądze, wielcy sponsorzy, duże jachty, nowe jachty, polskie jachty, jachty o płaskim dnie jak naleśnik, jachty pod polską banderą ??? Przez taki sposób myślenia większość społeczeństwa uważa, że żeglarstwo to zajęcie dla bogaczy,a ten kto ma JACHT to bogacz albo złodziej. Trzeba go oskubać i zdzierać z niego kasę przy każdej okazji bo ON MA JACHT - to burżuj. Tymczasem można mieć jacht o dobrych właściwościach nautycznych, kilkudziesięcioletni. Za swoje. Za kwotę niższą niż cena niejednego kilkunastoletniego auta osobowego jakich na polskich drogach mnóstwo. W sumie aut w PL ponad 14 milionów. Nie patrzymy jak na burżujów na każdego kto jeździ golfem, astrą czy innymi klekotami :-)
Może pan Edward chce pływać spokojnie, tam gdzie mu się podoba, na tym na czym mu się podoba i na co Go stać a nie tam gdzie mu każe sponsor, opinia publiczna, gdzie wypada, pod jaką jedynie słuszną banderą trzeba itp. Może chodzi mu o kontakt z przyrodą, o tą cudowną wolność i spokój jakie daje morze dookoła na horyzoncie...
Pozwólmy Mu na to i nie przeszkadzajmy. Kto może, niech też pomaga gdy spotka. Ja jestem chętny.
Dawid Szewczuk
Dotychczasowe dokonania pana Edwarda Zająca pokazują jego odpowiedzialność, rozsądek i dobrą praktykę morską. To nie jest samobójca. Są prostsze sposoby na odebranie sobie życia. Do tego jeszcze tańsze :-)
Bardzo cenię pana Edwarda za szczerość. Nie ukrywa swoich słabości i błędów lub braku kompetencji w niektórych dziedzinach (np w elektrotechnice ). Takie cechy to cechy ludzi wielkich, skromnych, nie pragnącyc rozgłosu. Chylę czoła. Jeśli dobrze przejrzał łódkę w około dobę i więcej nie był sam w stanie zrobić i stwierdzić a Jego zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy w który wierzę pozwoliły Mu płynąć, to nie widzę powodów do łajania Jego poczynań.
W moim przypadku przygotowania do rejsu trwały dłużej, ale też okoliczności i możliwości były inne. Wymienię tylko dla przykładu, aby pokazać, że jeśli ma się zupełnie inne możliwości i warunki to można też tak i zaznaczam, że miałem właśnie te inne warunki. Łódka stała na lądzie. Wszystkie prace wykonano w Szwecji. Przed wodowaniem trwały one 3 dni i 2 dni po wodowaniu. Zaznaczam - miałem sporo sprzętu i narzędzi oraz materiałów w tym akumulatory przywiezione z Polski przez przyjaznego żeglarza. Płynęliśmy promem i każdy z nas miał tyle gratów ile mógł unieść (żadnego limitu bagażu ) więc były tam ciuchy, narzędzia, akumulator, przewody, laptopy, mapy, GPS-y itp itd. Miałem 2 osoby do pomocy. Był koniec maja (prawie białe noce w Sztokholmie). Moja praca zawodowa to elektrotechnika, elektronika, akumulatory i silniki spalinowe.
Widać więc różnice w warunkach i możliwościach w wykonywaniu prac przygotowawczych do rejsu i przelotu.
Przed wodowaniem:
kontrola sztagownika, podwięzi wantowych itp
kontrola bloczków, stoperów, kabestanów, szotów itp
wzmocnienie zawiasów steru
malowanie antyfoulingiem
doszczelnienie okien nadbudówki
podszycie genuy
kontrola masztu, fałów i olinowania stałego
wymiana jednego fału
montaż anteny VHF + przewodu w maszcie
montaż kompasu w miejsce starego - uszkodzonego
montaż windex-u
montaż ochraniaczy końcówek salingów
wymiana świec w silniku na nowe
instalacja ładowarki akumulatorów + separatora ładowania
instalacja 2 akumulatorów ( jeden był na jachcie czyli razem 3 )
Po wodowaniu:
stawianie masztu
wymiana 1 szt ściągacza
próbne pływanie
testy silnika ( jeszcze wtedy przyczepnego - obecnie diesel stacjonarny )
montaż rada VHF
modyfikacje instalacji elektrycznej
...i wiele innych których nie pamiętam
Gratuluję wyboru łódki bo łódka bardzo dzielna i jest wbrew pozorom naprawdę szybka. W naszym klubie wygrała już kilka regat przypływając pierwsza bezwzględnie, a nie w przeliczeniach. Wielokrotnie łódki te przepłynęły Atlantyk, są stabilne kursowo, bezpieczne przy wejściu na mieliznę (balast ani ster łatwo nie odpadają :-))) ). Wygodne dla załogi. Bardzo bezpieczny kokpit z wysokimi falochronami itp. Jedyne minusy w/g mnie to niewygodna lokalizacja rumpla, kiepska sterowność na silniku stacjonarnym (śruba nie kieruje wody na ster), z powodu stosunkowo małego zanurzenia i szerokości wodnicy chętne przechylanie się, czyli niski początkowy moment prostujący, dyskusyjne piękno nadbudówki, tendencja do cieknących okienek w nadbudówce. Ale to niuanse. Łódek doskonałych nie ma.
Dlaczego pan Edward jest namawiany przez pana Pawłowskiego do pływania pod polską banderą za wszelką cenę? Po co mu te nerwy? Ja osobiście podziękowałem PZŻ-owi póki co i odpuściłem sobie banderę polską, która na razie jest generatorem siwych włosów.
Co do świateł nawigacyjnych: nie wiem czy przestały świecić na koszach czy na topie. Gdyby padło to na topie to co? jak Pan Pawłowski wyobraża sobie naprawę na morzu? Mi padła raz topówka w rejsie i na szczęście miałem je zdublowane na koszach - więc przełączyłem. Gdyby nie to, to pozostało by mi to samo co Edwardowi - oświetlanie żagli szperaczem.
A dlaczego pan Edward ma pływać dzięki sponsorom na takim jachcie na jakim Pan chce, a nie za swoje na takim na jakim On chce? Dlaczego to muszą być wielkie pieniądze, wielcy sponsorzy, duże jachty, nowe jachty, polskie jachty, jachty o płaskim dnie jak naleśnik, jachty pod polską banderą ??? Przez taki sposób myślenia większość społeczeństwa uważa, że żeglarstwo to zajęcie dla bogaczy,a ten kto ma JACHT to bogacz albo złodziej. Trzeba go oskubać i zdzierać z niego kasę przy każdej okazji bo ON MA JACHT - to burżuj. Tymczasem można mieć jacht o dobrych właściwościach nautycznych, kilkudziesięcioletni. Za swoje. Za kwotę niższą niż cena niejednego kilkunastoletniego auta osobowego jakich na polskich drogach mnóstwo. W sumie aut w PL ponad 14 milionów. Nie patrzymy jak na burżujów na każdego kto jeździ golfem, astrą czy innymi klekotami :-)
Może pan Edward chce pływać spokojnie, tam gdzie mu się podoba, na tym na czym mu się podoba i na co Go stać a nie tam gdzie mu każe sponsor, opinia publiczna, gdzie wypada, pod jaką jedynie słuszną banderą trzeba itp. Może chodzi mu o kontakt z przyrodą, o tą cudowną wolność i spokój jakie daje morze dookoła na horyzoncie...
Pozwólmy Mu na to i nie przeszkadzajmy. Kto może, niech też pomaga gdy spotka. Ja jestem chętny.
Dawid Szewczuk
Ksiądz Tischner mawiał, że jest moja prawda, twoja prawda i ..... prawda.
Ja z racji tego, że zdecydowałem sie pomagać Edwardowi Zającowi to ani nie zamierzam sie upierac przy swojej racji, ani jej dochodzić.
Uwazam, że w żeglarstwie żeby osiągnąc wyniki w regatach sponsorowanie jest konieczne.
Co do bandery - to wyjaśnij mi Pan, jakie to korzyści są dzis z obcej bandery, bo choć raczej nie mam w sobie czegoś z rycerza (zakuty łeb) to pojąć nie mogę.
Pozdrawiam
Witold Pawłowski
Anglicy mają na to trafne określenie egoless approach. Deklaracja wkładu i dalszej pracy to rzecz godna twardego człowieka, który charakteryzuje się tym, że potrafi szybko przechodzić od słów do czynów. Witamy w rodzinie Samotnego Zająca na Oceanie!
Jeszcze na chwilę o Jester – w tych zmaganiach (challenges) nie uznaje się oficjalnie pierwszego miejsca – rejestrowana jest kolejność przybycia na metę – ale to nie ma żadnego odzwierciedlenia w pozycji uznania społecznego w tej dość ekskluzywnej grupie. Każdy, kto przeżyje i nie wycofa się jest uznawany za zwycięzcę i dostaje w nagrodę szklankę wina.
W hierarchii Jester zajmuje się tym wyższą pozycję, im skromniejsza była łódka i w subiektywnym odczuciu grupy z gorszych warunków startuje dany dżentelmen. Dlatego Edek przypływając jako ostatni, ale pokonując z niesłychaną wytrwałością działania diabła-stróża, umieścił Polskę od razu na bardzo wysokiej pozycji Jester. Wynika to po części z faktu, że w sposób naturalny ton w środowisku nadają Brytyjczycy – którzy jako najbardziej morski naród potrafią rozróżnić dzielność od jej pozorów. Było to widać w ciągu ostatnich 48 godzin przed startem, gdy samorzutnie skrzyknęła się międzynarodowa ekipa, aby usunąć przeciek w "Holly", wtedy, gdy Edek leżał w szpitalu po ostrym zatruciu i gdy owoc wielomiesięczne przygotowania zawisł na włosku.
Jak pisałem - Jester są kwintesencją żeglarstwa swobodnego w jego najczystszej postaci. Reguły są bardzo proste – nad ich przestrzeganiem nie czuwają ekipy sędziów w śmigłowcach i na szybkich jachtach motorowych. Zamiast tego startujący oświadcza, że zachowywał się jak dżentelmen, co zamyka sprawę. Jester jest żeglarstwem bardzo surowym, w stylu Slocuma – chociaż widać tutaj pewne złagodzenie podejścia i morska ubikacja, ani kuchenka gazowa na pokładzie nie są już traktowane jako nikczemne przydawanie prymatu ciała nad duchem.
W Jester bardzo cenieni są ludzie, którzy wycofali się po starcie – na przykład Ci, którzy w dużych zawodach (z metą na Rhode Islands) próbowali zaatakować metę trasą północną. Uważa się, że są uosobieniem rozsądku i dobrym przykładem dla innych – dżentelmeni są cenieni za roztropność i odwagę wycofania się.
Tyle na dzisiaj.
Dżentelmeni z pod znaku Orła - na start!
Edek wykarczował pierwszą ścieżynkę w dżungli niemożności…
T.