
Joża Horvat 1915 - 2012
Nie jestem pewien czy żeglarski SSI to najwłaściwsze miejsce do opowieści o pisarzu z odległego kraju, w której głównie będzie mowa o literaturze... Niemniej marynistyczne koneksje są silne, a innego forum z zainteresowanymi nie widzę.
Joża Horvat znany jest bowiem w Polsce głównie jako chorwacki żeglarz, który opłynął świat i opisał swoją podróż w bardzo osobistym pamiętniku pod tytułem „Besa - Dziennik podróży”. (Besa – brodski dnevnik) Zdecydowanie nie wyczerpuje to charakteru jego osoby. Niedawno zmarły Joża był przede wszystkim pisarzem a dopiero później żeglarzem. Z tej racji więcej może o nim wiedzą studenci i profesorowie fakultetów literatury słowiańskiej lub bałkańskiej. Dla tych to „współczesny chorwacki klasyk”. Ale te osoby pewnie można u nas policzyć na palcach. Cała reszta to żeglarze i czytelnicy, którzy przeżywali, wspólnie z nim i jego załogą, dole i niedole dwuletniej żeglugi jachtem BESA, pod jugosłowiańską banderą - w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku... To okres ‘zimnej wojny’ i ciekawy obraz tamtych czasów. Umiejętność władania piórem sprawiła, że dzięki temu, stał się dla wielu osobą znajomą a nawet bliską.
Swoje pisarstwo rozpoczął, będąc jeszcze uczniem, krytyczną opowieścią o stosunkach w średniej szkole pt. „Siódma B”. Ale zacznijmy od początku. Urodził się 10 marca 1915 roku w Kotoribie. Jest to w północnej części Chorwacji, rejon zwie się Medimurje i obecnie graniczy ze Słowenją i Węgrami. Wtedy była to monarchia austro-węgierska.
Za młodu miał dwa ważne spotkania, które w dużej mierze zdeterminowały mu przyszłość. Jedno to z Renatą Jesensky, której błękitne oczy go ‘zniewoliły aż do końca życia’. Drugie to z Mirosławem Krleżą, nestorem literatury chorwackiej, któremu przedstawił swoja młodzieńczą szkolną powieść, a po usłyszeniu zachęty wiedział już, czym ma się w życiu zajmować. Odbył służbę wojskową, studiował filozofię na Uniwersytecie w Zagrzebiu, demonstrował, siedział w aresztach - no i pisał. Wydawał własne czasopismo literackie „Polet”. W latach 1954-68 był sekretarzem wydawnictwa „Macierz Chorwacka” o tradycji sięgającej wstecz do roku 1838.
Jego dzieła mają w znacznej mierze charakter autobiograficzny. Były to powieści, dramaty, scenariusze filmowe, artykuły prasowe i słuchowiska radiowe. Były tłumaczone na wiele języków, głównie środkowoeuropejskich, włącznie z chińskim – a tym to za pośrednictwem esperanto. Horvat żył w dwudziestym wieku, w czasach zmiennych i burzliwych, przeżył więc dużo i miał o czym pisać. Po napaści Niemiec na Królestwo Jugosławii w roku 1941, dołączył do antyfaszystowskiej partyzantki prowadzonej przez innego Chorwata – Josipa Broz Tito. Zdecydował przeciwko prawicowej opcji serbskich monarchistów – czetników i przeciwko ustaszom, którzy wzamian za poparcie napastników liczyli na separację i niepodległość Chorwacji. Była to więc wojna nie tylko światowa, ale i domowa. Okrutna, krwawa, pełna trudnych wyborów i moralnych niepokojów – szczególnie dla idealisty, który został komunistycznymj komisarzem ... Znalazła swój wyraz w antywojennej powieści J.Horvata pt. „Kocur w hełmie”. (Mačak pod šljemom)
Po wojnie, ze swoim partyzanckim stażem, odnalazł się przy budowie Socjalistycznej Republiki Jugosławii. Po rozłamie pomiędzy Tito i Stalinem, chcąc przyśpieszyć demokratyczne zmiany w kraju, napisał scenariusz do satyrycznego, krytykującego dogmatyzm i biurokrację filmu pt. „Ciguli Miguli” (1952). Jego rewolucyjny idealizm został ciężko doświadczony gdy oceniony negatywnie film poszedł na półkę i pozostawał ‘półkownikiem’ przez całe lata - aż do roku 1989. Sam Horvat, określony ‘wrogiem partii’, znalazł się w niełasce i został - chociaż na znacznie krótszy okres - odsunięty od życia publicznego.
Sytuacja sprawiła, że z tym większym zapałem zajął się żeglarstwem. Był już miłośnikiem natury od czasów dzieciństwa spędzonego nad brzegami rzeki Mura. Chodził po górach na polowania. Wiele już żeglował po Adriatyku jachtem SKITNICA czyli „Wagabunda”. Z Paryża, z Wystawy Jachtowej w roku 1952 napisał do Renaty, że trzeba zbudować jacht i dom na wodzie ‘z którego nas już nikt, nigdy nie będzie mógł wyrzucić...’
Tak się też stało. Za „Skitnicę”, za honoraria autorskie i za spieniężony spadek Renaty, jacht został zbudowany i nazwany BESA. Po pierwszej światowej podróży w latach 1965-67 wyprawili się na drugą, jachtem MODRA LASTA czyli ‘Błękitna Jaskółka’. I tu spotkało ich fatum, dziwnym trafem przepowiedziane przed powtórnym wyruszeniem przez Mirosława Krleżę: „Człowieku, czy nie widzisz, że znajdujesz się na skraju greckiej tragedii...?” Studiujący z Zagrzebiu syn Mićo zmarł po krótkiej i ciężkiej chorobie w roku 1973. Po wznowieniu przerwanej z tego powodu podróży, w Wenezueli, w roku 1975, w następstwie uderzenia bomem w głowę, podczas późniejszego nurkowania, utonął ich drugi i ostatni syn Marko. „Modra Lasta” podróży już nie dokończyła a świat już nigdy nie był taki sam... Gdy po długim czasie Renata i Joża otrząsnęli się z tej rodzinnej tragedii mieli jeszcze kolejny jacht nazwany MARKO. Ale ten pływał już tylko po Adriatyku.
Znaczna część dalszej twórczości Horvata jest inspirowana morską tematyką. „Operacja Stonoga” i „Waitapu” to powieści dla młodzieży, ale tylko nominalnie. Niosą przemyślenia i wartości adresowane także do dojrzałego czytelnika. Pierwsza dzieje się na Atlantyku, druga na Pacyfiku. Dalsze tytuły to „Modlitwa przed żeglugą”, „Delfin Dirk”, „Gwiezdne głębiny”, „Latarnia morska”. W ostatniej publikacji rozlicza się z historią swego życia, pod wymownym tytułem „Świadek przemijania”. Wspólnym mianownikiem jego całej twórczości jest umiłowanie wolności, szacunek dla natury i morza oraz niezgoda na fałsz.
Niestety nie sposób przekazać dużo więcej w tak krótkim opracowaniu. A trzeba pamiętać, że jego bogate przeżycia obejmują prawie sto lat! Kiedyś napisał: „Obawiam się, że kogo raz zmoczyło morze pod żaglami ten już nie zmyje z siebie soli aż do końca życia”. Obchodząc w Zagrzebiu swoje 96 urodziny podobno westchnął: „Żeby tak jeszcze raz podnieść żagle...”
Nie nam żeglarzom go oceniać. My poprostu za mało wiemy, ani nie znamy dobrze niuansów chorwackiej historii, ani nie znamy całości jego dzieła. Zmarł 26 października 2012. Pogrzeb odbył się 2 listopada na cmentarzu Mirogoj w Zagrzebiu. Zdjęcia dają pewien pogląd jak oceniają go ziomkowie. Został pochowany obok swoich synów. Do grobu symbolicznie towarzyszyła mu klepka z „Błękitnej Jaskółki”, kawałek rafy koralowej oraz typowy wieniec kwiatów z Tahiti...
Barba Joża, żelim ti sretan put...
Jerzy Knabe
Don Jorge,
Przyjmij proszę to moje addendum i umieść jako komentarz. Będę zadowolony, a temat będzie trochę bardziej wyczerpany...
Po przeczytaniu tekstu o Horvacie, który przedstawia go od strony ‘publicznej’, doszedłem do wniosku, że jednak niesłusznie, obawiając się posądzenia o autoreklamę, pominąłem kilka wątków bardziej osobistych, wynikających z mojej z nim znajomości. Nazwać ją przyjaźnią to może jest zbyt wiele; mieszkaliśmy daleko od siebie. Joża nie używał emaili, wymienialiśmy okazyjnie listy, życzenia i kiążki zwykłą pocztą a spotkaliśmy się zaledwie kilka razy w życiu. Ale odwiedzałem Horvatów w Zagrzebiu przy okazji bytności w Chorwacji. Raz Renata odwiedziła mnie w Londynie. Była to więc serdeczna znajomość i mogę z całą pewnością stwierdzić, że miała żeglarskie korzenie...
Po raz pierwszy usłyszałem o Joży w Zagrzebiu, od mojego przyjaciela - esperantysty, Kruno Poljaka. Oczywiście zdecydowałem, że muszę z nim natychmiast zrobić wywiad o jego wielkiej podróży BESĄ i poprosiłem Kruno o kontakt. Horvat wcale nie był zainteresowany spotkaniem z jeszcze jednym dziennikarzem, który będzie zadawał infantylne pytania... Do spotkania doszło dopiero gdy nalegając przedstawiłem się jako żeglarz, który ma za soba rejs na Morze Czerwone i dookoła Ameryki Południowej. Wywiad dla ŻAGLI został przeprowadzony, egzemplarz „BESA-brodski dnevnik” dostałem jakiś czas potem, no a moja propozycja przetłumaczenia na język polski wynikła z tego w sposób naturalny.
Muszę tutaj zdradzić, że polskie tłumaczenie BESY zostało znacznie skrócone – na żądanie Wydawnictwa Morskiego. Całość by była za gruba i nie pasowała do innych pozycji serii „Sławni Żeglarze”! Targowałem się jak mogłem ale jednak musiałem wyciąć ze 25 % objętości. To skracanie nie było łatwym zadaniem aby nie okaleczyć całości oraz ciagłości narracji. Ofiarą padł na przykład jeden cały wątek - o papudze pokładowej Czampaka. Wypadło wiele opisów spotkań z jugosłowiańskimi statkami i dyplomatami, szereg wydarzeń lub dialogów z niezbyt ciekawych dni, no i dużo wtrętów i reminiscencji historycznych lub literackich wszechstronnie oczytanego Joży. W oryginale tekst jest pełen nawiązań i cytatów, szczególnie poezji różnych autorów, często tłumaczonej już na chorwacki... Kolejne ich tłumaczenie na polski dobrze nie wróżyło dla oryginału, zresztą nie byłem do tego zdolny, a internetu - co by sprawę ułatwił - jeszcze wtedy nie było... Szkoda, że polski czytelnik ma do dyspozycji wersję tak zubożoną. Najlepiej więc przeczytać w oryginale ;). Ale nawet po tych skrótach BESA została grubsza niż reszta serii.
Z wdzięczności za tłumaczenie, Joża, z własnej inicjatywy, zaoferował mi kiedyś rejs po Adriatyku jego jachtem MARKO. Skorzystała na tym przez dwa tygodnie również załoga z naszego londyńskiego klubu. Jako kapitan mam jedno trwałe wspomnienie: Po pierwszym wejściu na jacht poczułem się jakbym już na nim długo żeglował. Wszystko co tylko trzeba tam było, na miejscu, każda rzecz znajdowała się w intuicyjnie i ergonomicznie optymalnym położeniu. Komortowe wrażenie założenia na nogi juz ‘wytrymowanych’ wygodnych butów. To był namacalny objaw doświadczenia zdobytego podczas długich lat żeglugi.
O powiązaniach i reperkusjach spotkania Ludka Mączki z Jożą gdzieś na świecie już kiedyś tutaj pisałem. Dodam na zakończenie, że w związku z tym sprezentowałem Horvatom książkę „Mam na imię Ludomir” a pośrednikiem w naszych kontaktach – jak zwykle i od początku – był niezawodny Kruno Poljak.
Jerzy Knabe