Zostałem zaproszony na uroczyste ogłoszenie wyniku konkursu architektonicznego na kładkę nad Motławą, zwaną takze "Mostem Peruckiego". Bo wszystko zaczęło się od rzekomej potrzeby dotarcia melomanów do Filharmonii Bałtyckiej - połozonej na gdańskiej wyspie Ołowianka. Na wyspę prowadzą już dwa mosty (zagradzające Kanał na Stępce, który to od półwiecza jest bezuzyteczny) - władze miasta, a właściwie V-Prezydent Gdańska uparł się postawić trzeci most - tym razem nad szlakiem wodnym wycieczkowców, tramwajów wodnych i jachtów. Tym samym dotarcie do "Mariny Gdańsk" zostałoby powaznie utrudnione. Zamysł budowy mostu pod nazwą "kładki" był krytykowany w prasie Wybrzeża; między innymi "Dziennik Bałtycki" zamieścił ze mną dość długi wywiad " ("Kładka czyli most").

Uzasadnienie postawienie takiej zawalidrogi wygodą melomanów zostało powszechnie wyśmiane. Wiadomo, że połozna na wschód od Ołowianki stara Rzeźnia Miejska nie paliła się trzykrotnie (do skutku) bez powodu. Stare portowe, o hanzeatyckich tradycjach miasto - po II wojnieznielubiło mosty zwodzone. Odnoszę wrazenie, ze gdyby władzom miasta pozwolono - Motława zostałaby zarefulowana. Żaden, z dawniej zwodzonych mostów (licznych) teraz nie jest już otwierany. Przyjechałem do Gdańska na przełomie maja i czerwca 1945 roku i pamiętam jak po krótkich naprawach otwierał sie Most Siennicki i obracał się most kolejowy na Przeróbce.

Stół prezydialny. Niektórzy się przesiedli, niektórzy dosiedli.
.
Przeciwko nowemu mostowi protestują nie tylko użytkownicy drogi wodnej. Przeciwko zeszpeceniu starego miasta protestują jego miłosnicy. Czekam na reakcje konserwatorów zabytków, bo stary Gdańsk niewątpliwie jest zabytkiem. Kto nie wierzy, to niech latem wybierze się na Długie Pobrzeże, obejrzy słynny Żuraw, odwiedzi Centralne Muzeum Morskie, zje obiad "U Kubickiego".
Nic po rozumie, nic po argumentach, nic po rachunku kosztów budowy i eksploatacji. Nie to się liczy.
Nasz naczelny miłośnik i znawca historii Gdańska, dawny Przewodniczący Rady Miasta, Prezes stowarzyszenia "Nasz Gdańsk", autor cyklicznych artykułów edukacyjnych "Tego napewno nie wiecie" - prof. Andrzej Januszajtis (siedziałem obok na wspomnianej fecie) wielokrotnie przedstawiał na róznych naradach i w prasie merytoryczne argumenty przciwko planowanemu wandalizmowi. Nic po rozumie, kiedy decydują inne interesy.
Roman Perucki i Mateusz Kusznierewicz w pierwszym rzędzie Jerzy Litwin Kazimierz Undro
.
Profesor Januszajtis nie kwestionuje przyszłych, prawdziwych czy urojonych potrzeb przemieszczania się ludzi z jednego na drugi brzeg Motławy. Profesor Januszajtis jak na naukowca nauk ścisłych (a nawet bardzo ścisłych) przystało proponuje rozpoznanie tych potrzeb w sposób empiryczny, modelowy. Proponuje uruchomienie w tym miejscu przeprawy promowej. Ekploatacja tego o wiele, wiele tańszego w zakupie i w ruchu urządzenia "policzy" nam amatorów przepraw. Jeżeli jeden prom nie wydoli - mozna uruchomic drugi, tak aby oba mijały sie po środku rzeki. Używane promy są naprawde tanie, a do tego w razie potrzeby mogą być przeniesione w inne miejsce lub sprzedane.
Jezeli by sie okazało, ze i dwa promy nie dają rady - aaaa, to wtedy, ale dpiero wtedy trzeba będzie pomyśleć o innym rozwiązaniu. Niby logiczne? Nie - drodzy Czytelnicy - tu logika w optyce Miasta też jest przeszkodą. Prom starego miasta nie szpeci, prom miastu dodaje atrakcyjności. I wracam, powtarzam się - tu chodzi o zupełnie, zupełnie co innego.
Przygladałem sie "stołowi prezydialnemu", za którym zasiadło kilku panów, których bym o firmowanie tej arogancji władzy nie posądzał. Smutno mi się zrobiło.
Później oglądaliśmy wystawę "wizualizacji". Niektóre z nich (nawet wiele !) mi się podobały. Dwie z nich uznałem za niekonwencjonalne - na przykład kładka zatapiana
http://www.youtube.com/watch?v=YREav8jA3lA&feature=em-share_video_user
oraz bardzo, bardzo wysoka konstrukcja łukowa - pod którą przesuwają się gondole niczym alpejskiej kolejki narciarskiej. Niektóre wizualizacje abstrahowały od wielkiego zapotrzebowania na energie elektryczną. Wszystko to jest OK, tylko NIE W TYM MIEJSCU !

Między planszami doszło do kilku ciekawych spotkań - na przykład z Dyrektorem Centralnego Muzeum Morskiego - Jerzym Litwinem. Nastawiłem się, że będzie tryskał entuzjazmem, podskakiwał z radości - a tu niespodzianka. Dyrektor zamyślony i mówi, że do tego przedsiewziecia należy podchodzić z rozwagą. Spotkałem się tek ż Kapitanem Portu Władysławowo - Kazimierzem Undro. Swego czasu kapitanował on na statkach białej floty - latami przyprowadzał i odchodził od przystani pasażerskiej przy Zielonej Bramie. On także manifestował sceptycyzm. Rozmawiałem też z innymi ... eh, szkoda gadać.
Wczoraj spotkałem się z profesorem Januszajtisem, który zapewnił mnie, że stowarzyszenie "Nasz Gdańsk" szykuje odpowiednie pisma do Konserwatora Wojewódzkiego i Dyrektora Urzędu Morskiego. Zostałem upewniony, ze otrzymam kopie. Jedno jest jasne: "kładka" w tej postaci i w tym miejscu jest sprzeczna z obowiązującym prawem i stanowiłaby ogromne ograniczenie możliwości żeglugi. Za jednym zamachem próbuje się zniweczyć dwie odwieczne podstawy historycznego rozwoju Gdańska: możliwość przyjmowania statków i piękno krajobrazu miejskiego.
W zeszłym tygodniu (16.11) prof. Andrzej Januszajtis opublikował w GAZECIE TRÓJMIASTO swoją ocenę tego wydarzenia. Artykuł z w/w serii pt. "Od drąga do kładki". Między innymi znajdujemy takie sformułowania:
"....Rozpisany przez władze Gdańska konkurs na koncepcję architektoniczno techniczną kładki z Zamczyska na Ołowiankę wzbudził wielkie zainteresowanie. Nadesłano 68 prac. Przyznano trzy nagrody i cztery wyróżnienia. Przegląd rozwiązań jest niezwykle ciekawy. Są tam kładki podnoszone, obracane, zatapiane, wsuwane w nabrzeża, składane nożycowo, złożone z segmentów i Bóg wie, co jeszcze. Niektóre mają lekką linię, inne zadziwiają ostrością kształtów lub iście manieryczną fantazyjnością. Pierwszą nagrodę uzyskał projekt, przypominający kolejowy szlaban. Jest w tym sens, bo ów most dla pieszych będzie szlabanem. Zwycięzcom i jurorom należą się gratulacje: zrobili, czego od nich wymagano. Rezultat nie jest zadowalający, bo być nie może. Błąd tkwi w założeniu. Od początku przyjęto, że ma to być kładka, a nie tunel czy prom. Nie przeprowadzono studium wykonalności przeprawy przez Motławę, tylko studium kładki, która w tym miejscu jeżeli żyjemy w państwie prawa, powstać nie może. Należy przypomnieć, że całe historyczne Śródmieście Gdańska w granicach fortyfikacji nowożytnych (bastionowych) jest na mocy rozporządzenia Prezydenta RP z 20 września 1994 r. Pomnikiem Historii. Na całym tym terenie, od bramy Żuławskiej do końca Nowych Ogrodów i od bramy Nizinnej po ul. Wałową obowiązują szczególnie ścisłe zasady ochrony dziedzictwa. W szczególności pod ochroną są: historyczny krajobraz miejski i układ urbanistyczny, tzn. sieć ulic, wód i mostów. Nagrodzona praca, podobnie jak większość pozostałych, narusza jedno i drugie. W stanie otwartym wysokie na 40 m pochyłe ramię kładki wisi nad zabytkowym budynkiem Filharmonii i całą przepiękną panoramą Starego Portu niczym groźne Memento. W stanie zamkniętym jest blokującą port barierą dla żeglugi. ............. Kolejny zarzut, to szastanie pieniędzmi. Kładka ma kosztować 13 mln zł. Wszystkie jej cele można zrealizować o wiele taniej za pomocą promu, regularnie kursującego po tej samej trasie. Nowoczesna jednostka tego typu zabierająca kilkudziesięciu pasażerów, rowery, wózki itp. kosztuje znacznie mniej niż ta kładka. Np. popularne łodzie turystyczne, pływające w Amsterdamie, można kupić za 100 do 300 tys. euro. Są to często jednostki nowoczesne, z ekonomicznym napędem hybrydowym, a nawet wodorowym. Są wielofunkcyjne, można w nich wyprawić wesele, urządzić koncert, zajęcia dla dzieci itp. Przeprawa po wodzie jest niezwykle atrakcyjna, widoki niezrównane, a twierdzenie jakoby jednostki pływające były „mniej przyjazne” dla rowerzystów czy osób niepełnosprawnych można włożyć między bajki. Wydawanie w dobie kryzysu wielkiej sumy na coś, co można osiągnąć o wiele taniej, nie byłoby świadectwem gospodarności. Za zaoszczędzone pieniądze można puścić linię autobusu (np. z Wrzeszcza albo od Dworca Głównego) na Ołowiankę przez Angielską Groblę, co skutecznie zaktywizuje rejon za Motławą, i rozpocząć realizację uchwały Rady Miasta z 14 grudnia 1993 r. o przywróceniu otwierania historycznych mostów – w pierwszym rzędzie Zielonego. ..."
Drodzy Czytelnicy,
Mam jakieś złe przeczucia :-(
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
Mieszkańcy Gdańska !
Podobno sponsorem budowy „kładki”, czyli mostu ma być koncern „Energa” !
Gdy z Nowym Rokiem dostaniecie wyższe rachunki za prąd, to będzie za te fanaberie !
Marian Lenz
Don Jorge,
Też dostałem zaproszenie na tą "imprezę", niestety a może stety w tym dniu musiałem być w pracy...
Na temat tego nieszczęsnego pomysłu naszych włodarzy już powiedziano chyba wszystko... Mnie tylko zastanawia jedno, ile już kasy "utopiono" w
tych wszystkich projektach, wizjach i konkursach? Przecież to wszystko kosztuje:-(
Oj chyba trzeba będzie przy urnie wyborczej wystawić za tą rozrzutność rachunek.
--
Pozdrowienia Jurek Makieła
Czy spór Gdańszczan, trwający od lat, jest o spacerowy dystans wynoszący maksymalnie 1500 metrów?
Jestem od urodzenia wrocławianinem, w Gdańsku bywam rzadko – średnio co kilka lat, najczęściej przejazdem, a jeśli drepczę, to po …przystani promowej w Nowym Porcie. Przypominając sobie lokalizację Ołowianki, wspierając się mapką Jerzego z zaznaczonym posadowieniem kładki oraz zdjęciem satelitarnym z Google Earth, wychodzi mi, że od jednej do drugiej nasady projektowanej kładki są następujące odległości piesze: ~100mb po kładce i ~1600mb dookoła - ciut poza dolną krawędź mapki Jurka. Czyli chodzi o maksymalnie 1500mb netto? Sprawdźcie mnie i ewentualnie poprawcie.
Ta odległość dla rozważanych użytkowników np. rowerzystów przyszłościowo mknących planowaną kładką, jest ironiczną. Dla piechurów tak przemierzających Stary Gdańsk z niepowtarzalnym widokiem na bliski i odległy plan widokowy, jest tylko 20-to minutowym spacerem. A melomanom dawka ruchu przed i zwłaszcza po, w wyniku „wymuszonego” spaceru z możliwością kontemplacji staromiejskiego pejzażu, na pewno dobrze posłuży i wyostrzy estetyczne doznania słuchowe. Jedynymi dla których kładka nie będzie fanaberią, to niepełnosprawni ruchowo. Dla nich promik pływający co godzinę, z dostosowaną rampą (nie trapem), będzie najstosowniejszym rozwiązaniem. Dla leniwych i cierpliwych można być tolerancyjnym, umożliwiając im też przeprawę promową.
I pisze to ten, co za papierosami do kiosku pod drugiej strony ulicy, jeździ samochodem.
Wacek Sałaban
ws
fri.info.pl
Nie takie były założenia Mistrzostw Gdańska w Manipulacji, które miały miejsce dnia 16 listopada 2012 na Politechnice Gdańskiej.
Już lat temu kilka ktoś postanowił: „kładka” ergo most, zwany „Mostem Peruckiego” i koniec.
Dzisiejsze Mistrzostwa Manipulacji to tylko tak zwane „konsultacje społeczne”, które - cytując klasyka - „ciemny lud” ma kupić!, czyli wybrać między dżumą, a cholerą!
I choćby w Mistrzostwach wzięło udział drugie tyle architektów to „model” i tak, i tak jest już przesądzony i wybrany! Reszta to tylko sztafaż, teatrum!
Niebawem dowiemy się, że mieszkańcy Gdańska po długim namyśle, wielu konsultacjach i zważywszy wszystko wybrali,
Marian Lenz
Żeglarskie "nie" dla kładki to egoizm czystej wody
Kładka, z której będzie można podziwiać panoramę Gdańska, ma połączyć okolice Zamczyska z Ołowianką. Pobiegnie 2,5 metra nad lustrem wody, dlatego jachty będą musiały czekać na otwarcie przeprawy.
Protesty społeczne są niezbędne, bo są solą demokracji i formą kontroli władzy. Ale nie spotkałem jeszcze protestu równie egoistycznego, jak protest gdańskich żeglarzy przeciwko kładce na Ołowiankę - pisze Michał Stąporek.
Nawet gdy nie podzielam poglądów protestujących, to cieszę się, że są aktywni i jak tylko mogą bronią swoich racji. Ale jeszcze nigdy nie spotkałem się z protestem tak otwarcie egoistycznym, jak protest gdańskich żeglarzy przeciwko budowie kładki przez Motławę na Ołowiankę.
Dlaczego żeglarze nie chcą kładki? Bo uważają, że utrudni im ona korzystanie z mariny przy ul. Szafarnia . W jaki sposób? Płynąc do mariny od strony portu w Gdańsku będą musieli poczekać na otwarcie kładki - prawdopodobnie od 15 do 30 minut. Jeśli założymy, że jacht wpływający do portu w Gdańsku musi poświęcić ok. 45 minut na dopłynięcie do Motławy, to po zbudowaniu kładki ten czas wydłuży się maksymalnie do 1 godziny i 15 minut.
Zdenerwowanie żeglarzy rozumiem wyłącznie dlatego, że miasto do dziś nie ogłosiło zasad otwierania kładki. Wiemy tylko tyle, że operacja ma trwać około 2 minut, ale czy będzie się odbywała regularnie czy po uzbieraniu się kilku żaglówek - nie wiadomo. Można jedynie założyć, że biała flota będzie miała pierwszeństwo i nie każe się jej czekać z pasażerami na pokładzie.
Problem zniknie jednak, jeżeli kładka będzie otwierana regularnie, o stałych godzinach. Wtedy - zarówno płynąc z morza, jak i wypływając z mariny - żeglarze będą mogli się do nich dostosować, dzięki czemu czekać nie będą wcale.
Trudno jednak zrozumieć, w jaki sposób nawet półgodzinne oczekiwanie na otwarcie kładki można uznać za cios w gdańskie środowisko żeglarskie i wizerunek miasta przyjaznego miłośnikom turystyki wodnej. Nawet jeśli dotknie to 15 regularnie pływających po Motławie jednostek białej floty, 45 stałych rezydentów mariny i ok. 1400 jednostek rocznie odwiedzających Gdańsk turystycznie.
A jakie argumenty mają zwolennicy kładki? Takie, jakie od setek lat przyświecają wszystkim budowniczym mostów: kładka połączy dwie rozdzielone dziś części miasta. Pozwoli znacznie szybciej dostać się na Ołowiankę oraz Szafarnię tym wszystkim, którzy na Targ Rybny dotarli od strony kościołów św. Katarzyny i Brygidy, muzeum Poczty Polskiej, szranków przy ul. Rycerskiej. Z kolei tym, którzy przyszli od ul. Długi TargDługim i Rybackim Pobrzeżem pozwoli zrobić kółko i spojrzeć na Główne Miasto z przeciwnego brzegu Motławy. Mieszkańcom i dziesiątkom tysięcy turystów pozwoliłoby to wydłużyć co najmniej o kilometr trasę spacerową nad Motławą.
Nie zapominajmy, że po obu stronach przyszłej kładki zainwestowano lub zainwestuje się duże publiczne pieniądze: na Ołowiance w Filharmonię Bałtycką, na Zamczysku - w Muzeum II Wojny Światowej.
Nie bez znaczenia jest też to, że budowę kładki prawdopodobnie uda się sfinansować częściowo z prywatnych pieniędzy. Sześciomilionową cegiełkę do wartej 13 milionów kładki już kilka lat temu obiecały Elektrociepłownie Wybrzeże.
Mimo to przeciwnicy stałej przeprawy przekonują, że od kładki znacznie lepszy będzie prom lub tunel pod Motławą. Pomysł budowy tunelu promują dwaj gdańscy żeglarze-architekci - uczciwie przyznają jednak, że nie wiedzą, jak oszacować koszty jego budowy. Wizja szklanej tuby zatopionej w dnie Motławy jest bardzo interesująca i z pewnością byłaby atrakcją Gdańska, ale moim zdaniem należy ją traktować wyłącznie w charakterze science fiction. Z kolei zwolennikom promu odpowiem, że jeden już przez Motławę pływa i jakoś nikt nigdy nie opisywał go jako gdańskiej atrakcji.
Reasumując: właściciele 45 gdańskich łódek przekonują, że zmuszanie ich do czekania na otwarcie kładki kwadrans lub dwa to zbyt wysoka cena za udostępnienie dziesiątkom tysięcy mieszkańców i turystów dostępu do opustoszałego dziś brzegu Motławy, na którym znajduje się filharmonia, Sołdek i Centralne Muzeum Morskie. To właśnie nazywam egoizmem.
Michał Stąporek
m.staporek@trojmiasto
Trochę pływam na jachtach - ostatnio raczej daleko.
Niestety nie mam jachtu, dlatego moje kwalifikacje na egoistę – w rozumieniu p. red. Stęporka – są raczej mierne.
Przeciwko „kładce” burzę się dlatego, że odcinając Główne Miasto Gdańska od Wisły,
od morza, niszczy jego historyczne emploi odzierając je z charyzmy z jego
niepowtarzalnego charakteru, z takim trudem odtwarzanego - przez tyle lat - wdzięku !
Po wojnie zostało morze ruin. Odbudowano !
Nie po to by teraz niszczyć mu duszę !
-------------------------------
Nie mniej również na tej stronie SSI podawałem - przy innej okazji - jako przykład wzywającego
o pomstę do Nieba bezsensu i bezguścia „zaklatkowanie” hali Gdańskiego Dworca Głównego !
I dzisiaj w „GW” „Trójmiasto” (24.11.2012), czytam:
„Rozpoczyna się przebudowa dworca w Gdańsku. Koniec antresoli. Już pod koniec stycznia
hala dworca w Gdańsku odzyska dawny charakter. Do tego czasu wyburzona ma być antresola i winda,
które z hali dworca uczyniły nieudane centrum handlowe.
Później przyjdzie czas na renowację zabytkowych wnętrz. (….) Ile będą kosztować prace (….) PKP szacuje,
że może to wynieść ok. 7 mln zł. (…..) w opustoszałych boksach zamieszkali bezdomni bądź zrobili sobie toalety (…)”
Do tego dołączono wizualizację hali.
Tak jak było kiedyś mówię Wam cudo ! Niczym dworzec w Nowym Jorku !
Miód na moje nie-kolejarskie serce !
-----------------------------
Ale ten przykład niech będzie memento, dla niedowarzonych mędrków !
Z żeglarskim pozdrowieniem !
Marian Lenz
Natrafiłem niedawno na artykuł Michała Stąporka „Żeglarskie "nie" dla kładki to egoizm czystej wody”, zamieszczony w serwisie trójmiasto.pl, ale powstrzymałem się od komentarza, żeby niepotrzebnie nie wdawać się w dyskusję dla samej woli jej trwania. Jednak jej kontynuacja w komentarzach zaprzyjaźnionego portalu Jerzego Kulińskiego, zdaje się wymaga już omówienia.
Wątpliwość profesjonalnego wywodu dziennikarskiego po pierwsze wzbudza bulwersujący tytuł (tak charakterystyczny w mediach szukających sensacji), który wyraża rzekomo nieprzemyślane nastawienie żeglarzy do idei budowy kładki na Motławie. Nic bardziej mylnego, jeszcze nigdy nie widziałem, aby środowisko żeglarskie tak racjonalnie wykładało argumenty w jakiejś sprawie. Głos przeciwników kładki nie jest bowiem kwestią jednego zestrofowanego żeglarza, a całej braci, która zjednoczyła się w kwestii dostępności akwenu, uwzględniwszy plusy i minusy przedsięwzięcia. Będzie ono miało znaczący wpływ na możliwości żeglugi, a daleko idące skutki wpływać będą na całą strategię polityki miasta Gdańsk. Żeglarze poruszają kwestie zarówno turystyki wodnej i miejskiej, logistyki, ochrony zabytków, a co za tym idzie również względy estetyczne – bo żeglarze to często także mieszkańcy Gdańska i okolic. Tytularny egoizm, owszem pojawia się, jednak zdecydowanie po drugiej stronie sporu, przypisać go można reprezentantom władz miasta Gdańsk, którzy najwyraźniej postanowili wprowadzić dość kontrowersyjny projekt, pomijając zdanie osób, których sprawa najbardziej dotyka. Jeżeli decyzja podejmowana jest odgórnie, po co urządzać spotkania, pytając żeglarzy o zdanie – w ustroju demokratycznym wola większości, a takową stanowi środowisko żeglarskie w tym sporze, powinna zdecydowanie być brana pod uwagę, jeśli nie po prostu stanowić o realizacji planów. Po co powoływać stanowisko Ambasadora Miasta Gdańsk ds. Morskich, jeżeli nie chce się słyszeć poglądów, które sam przedstawia oraz poglądów, które reprezentuje? Kładka została przecież uznana za „nieszczęsną”!
Argumenty za i przeciw są różne, pisaliśmy o tym my (http://www.sailbook.pl/artykul/1724-bitwa-2016-a-nieszczesna-kladka#.ULJ5aoeZSSo ), pisze o tym Jerzy Kuliński, bezsensem było by je ponownie przytaczać. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na pewną niekonsekwencję postanowień władz miasta. Jeżeli na uwadze mamy połączenie dwóch lokalizacji i są dogodne sposoby na uczynienie tego bez wpływu na pozostałe działania, dlaczego ich nie wykorzystać? Na spornej trasie kursuje prom, jeżeli nie jest atrakcyjny turystycznie, czemu nie spróbować wpłynąć na jego aparycję? Jeśli jego możliwości transportowe są niewystarczające, czemu nie zwiększyć częstotliwości kursów? Tym bardziej, że pod względem finansowym zdecydowanie mniej obarczałby budżet miasta. Po co ograniczać dostęp do reprezentacyjnej, miejskiej Mariny? – wydaje się to niespójne ze strategią rozwojową, zakładającą że Gdańsk jest miastem otwartym na morze i żeglarzy. W Marinie bowiem prócz rezydentów rokrocznie pojawiają się żeglarze z całej Polski oraz z zagranicy.
Z nieoficjalnych źródeł wiadomo już o funkcjonowaniu godzinowym kładki, która nocą niestety będzie zamknięta dla ruchu statków. Czy uniemożliwienie lub wydłużenie i tak długiego czasu dopłynięcia do starówki nie stanowi problemu? Myślę, że jak najbardziej tak, skoro wokół znajdują się bliżej położone Mariny – jaki więc cel będą mieć żeglarze w zadawaniu sobie dodatkowego trudu? Czy będą się skazywać na niepewność przepływu? Żeglarze docierają do Mariny o każdej porze dnia i nocy, gdyż będąc zależnym od warunków atmosferycznych trudno jest przewidzieć czas dotarcia do przystani. Nie będę już rozwodził się nad tym, że zmęczony, przemoknięty żeglarz powinien być traktowany nieco inaczej niż miejski spacerowicz. Z pewnością należy zwrócić uwagę, że nieokreślenie ram godzinowych otwierania kładki na etapie projektowania, sugeruje że żeglarstwo jest tutaj sprawą zdecydowanie drugorzędną.
Mnóstwo pomysłów powstaje w ramach przeprawy na Ołowiankę, a co z innymi projektami? Dlaczego nie zająć się Mostem Sobieszewskim, odnośnie którego poglądy zarówno żeglarzy, jak i mieszkańców są spójne? Żywię przekonanie, że kreatywność niektórych ludzi jest po prostu źle ukierunkowana.
Jacek Zieliński
Żeglarskie "nie" dla kładki to egoizm czystej wody
Kładka, z której będzie można podziwiać panoramę Gdańska, ma połączyć okolice Zamczyska z Ołowianką. Pobiegnie 2,5 metra nad lustrem wody, dlatego jachty będą musiały czekać na otwarcie przeprawy.
Protesty społeczne są niezbędne, bo są solą demokracji i formą kontroli władzy. Ale nie spotkałem jeszcze protestu równie egoistycznego, jak protest gdańskich żeglarzy przeciwko kładce na Ołowiankę - pisze Michał Stąporek.
Nawet gdy nie podzielam poglądów protestujących, to cieszę się, że są aktywni i jak tylko mogą bronią swoich racji. Ale jeszcze nigdy nie spotkałem się z protestem tak otwarcie egoistycznym, jak protest gdańskich żeglarzy przeciwko budowie kładki przez Motławę na Ołowiankę.
Dlaczego żeglarze nie chcą kładki? Bo uważają, że utrudni im ona korzystanie z mariny przy ul. Szafarnia . W jaki sposób? Płynąc do mariny od strony portu w Gdańsku będą musieli poczekać na otwarcie kładki - prawdopodobnie od 15 do 30 minut. Jeśli założymy, że jacht wpływający do portu w Gdańsku musi poświęcić ok. 45 minut na dopłynięcie do Motławy, to po zbudowaniu kładki ten czas wydłuży się maksymalnie do 1 godziny i 15 minut.
Zdenerwowanie żeglarzy rozumiem wyłącznie dlatego, że miasto do dziś nie ogłosiło zasad otwierania kładki. Wiemy tylko tyle, że operacja ma trwać około 2 minut, ale czy będzie się odbywała regularnie czy po uzbieraniu się kilku żaglówek - nie wiadomo. Można jedynie założyć, że biała flota będzie miała pierwszeństwo i nie każe się jej czekać z pasażerami na pokładzie.
Reasumując: właściciele 45 gdańskich łódek przekonują, że zmuszanie ich do czekania na otwarcie kładki kwadrans lub dwa to zbyt wysoka cena za udostępnienie dziesiątkom tysięcy mieszkańców i turystów dostępu do opustoszałego dziś brzegu Motławy, na którym znajduje się filharmonia, Sołdek i Centralne Muzeum Morskie. To właśnie nazywam egoizmem.
Szanowny Panie Stąporek,
Właściwie takie brednie jakie Pan wypisał na portalu Trójmiasto powinno się jednym słowem skwitować, ale wiek Pana wskazuje że należy zająć się Pana edukacją. Jestem żeglarzem i żyje w wolnym kraju wiec też mogę zabrać głos. Zapewniam Pana że żeglarze Gdańscy nie są egoistami a tylko ludźmi kochającymi wodę i wszystko co z wodą jest związane. Niestety w Gdańsku Gdańszczan jest tylu co by na palcach pewnie policzył, a osadnicy nie rozumiejący tubylców najchętniej by zabetonowali historię. Władze miasta tak jak Pan nie znają i nie mają uczuć wodniackich ani tradycji z wodą związanych, i dlatego tak trudno zrozumieć tych co wodę kochają. Te 45 jachtów jakie Pan policzył świadczy o Pana ignorancji w tym temacie. A pewnie na otwarcie sezonu żeglarskiego i Baltic Sail Pan nie przychodzi bo po co, można się wodą pochlapać (tą śmierdzącą z przepompowni na Ołowiance)
I właśnie takie postawy powodują że Gdańsk tyłem do wody stoi, na szczęście Gdynianie, Sopocianie i Elblążanie inaczej myślą i będziemy sobie pływać tam gdzie nas chcą, a tam gdzie nas nie chcą będziemy horyzontalnie omijać. Niech Gdańsk buduje zapory dla żeglarzy i zasypuje wodę ,a Pan i Panu podobni przechadzając sobie bulwarem z dziećmi podziwiać będziecie piękne ruiny z II wojny i żebrzących żurów. My za to nie 45 jachtów, a tysiące jakie są w Gdańsku (o czym Pan zapewnie nie wie) znajdziemy sobie miejsce do pływania bo są miasta, które aż rwą się do tego abyśmy do nich pływali i kontakty nawiązywali.
Skoro tak bardzo Pan lubi pisać negatywnie to proponuję Panu takie tematy;
1. Śmieci nadmotławskie – temat bardzo interesujący szczególnie wiosną
2. Wybudowane mariny z funduszy europejskich – dla kogo i za ile postój, dlaczego pustką swiecą.
3. Tramwaj wodny – dyskusja miedzy potrzebą a realiami ekonomicznymi
4. Zakazy cumowania przy Motławie – gdzie można przycumować aby podziwiać nad motławską atmosferę
5. Gdzie pływać kajakiem po Motławie aby nie zostać staranowany lub wywrócony przez łódkę żeglarza-durnia i co robi policja oraz straż miejska w tym temacie.
6. Wybudowane nowe przystanie na Szkarpawie i pozamykane WC, prysznice - przykład Rybina
I temat taki co odpowiadać turystom zagranicznym na pytanie przez nich zadawane, czy na Wyspie Spichrzów kręcą film o II wojnie?
Tematów dałem Panu kilka może jak zajmie się Pan tym co jest istotne to zrozumie Pan nas wodników. Czego życzę sobie i Panu.
Zenon Szulczewski m/y "Alchemik"
Peruckiego... A to, ze niedługo będą musieli wpław dostawać się na swoją wyspę to przecież drobiazg...
http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35636,13011583,Mieszkancy_Sobieszewa__miasto_po_prostu_sobie_z_nas.html#LokTrojTxt
--
Pozdrowienia Jurek Makieła
http://www.makiela.pl