EPIZOD Z ŻYCIORYSU ADMIRAŁA NELSONA
Czas szybko płynie! Już tylko najstarsi pamiętają kultowy miesięcznik „Morze”. Ukazywał się, gdy nasz przemysł okrętowy kwitł, a statków handlowych i rybackich pod naszą banderą było mrowie.
Już w czasach przed drugą wojną miesięcznik kultywował tradycje morskie. Wówczas w szczytowym okresie nakład wynosił trzysta tysięcy egzemplarzy! Łza się w oku kręci….
Dzisiaj? Dzisiaj jak jest, każdy widzi ……. Tradycję jeszcze podtrzymuje miesięcznik „Morza Statki i Okręty” głównie w zakresie okrętów wojennych i bitew morskich. Ze znanego niegdyś „Morza” przetrwała w nim dawna stała rubryka morskich ciekawostek „Archiwum Neptuna”, teraz jako „Archiwum Morskie im. Jerzego Micińskiego” - wieloletniego redaktora naczelnego tego pisma. Od czasu do czasu ukazują się też artykuły czy to historyczne, czy to o muzeach wojenno-morskich. Cóż nie jesteśmy narodem morskim, ale to temat na inną okazję.
Już w czasach przed drugą wojną miesięcznik kultywował tradycje morskie. Wówczas w szczytowym okresie nakład wynosił trzysta tysięcy egzemplarzy! Łza się w oku kręci….
Dzisiaj? Dzisiaj jak jest, każdy widzi ……. Tradycję jeszcze podtrzymuje miesięcznik „Morza Statki i Okręty” głównie w zakresie okrętów wojennych i bitew morskich. Ze znanego niegdyś „Morza” przetrwała w nim dawna stała rubryka morskich ciekawostek „Archiwum Neptuna”, teraz jako „Archiwum Morskie im. Jerzego Micińskiego” - wieloletniego redaktora naczelnego tego pisma. Od czasu do czasu ukazują się też artykuły czy to historyczne, czy to o muzeach wojenno-morskich. Cóż nie jesteśmy narodem morskim, ale to temat na inną okazję.
-----------------------
W ostatnim, kwietniowym numerze (2013) „MORZE, STATKI i OKRĘTY” ukazał się artykuł stałego współpracownika SSI Mariana Lenza pod tytułem „Długa wachta”. Epizod z życia admirała Nelsona”. Artykuł jest cennym uzupełnieniem poczytnych powieści zamieszkałego w Polsce (1946 do 1989) i ożenionego z Polką, Anglika, Georga Bidwella - „Lord Nelson” i „Admirał i kochanek” (G. Bidwell napisał cała „bibliotekę” książek popularyzujących u nas historię Anglii i Wielkiej Brytanii).
W ostatnim, kwietniowym numerze (2013) „MORZE, STATKI i OKRĘTY” ukazał się artykuł stałego współpracownika SSI Mariana Lenza pod tytułem „Długa wachta”. Epizod z życia admirała Nelsona”. Artykuł jest cennym uzupełnieniem poczytnych powieści zamieszkałego w Polsce (1946 do 1989) i ożenionego z Polką, Anglika, Georga Bidwella - „Lord Nelson” i „Admirał i kochanek” (G. Bidwell napisał cała „bibliotekę” książek popularyzujących u nas historię Anglii i Wielkiej Brytanii).
-----------------------
Artykuł zainteresuje wszystkich miłośników epoki napoleońskiej i interesujących się epoką, w której działał legendarny admirał - idol żeglarzy, gdy na morzach królowały żaglowce. Także tych, którzy zwiedzali - i tych którzy będą zwiedzać - okręt-muzeum HMS "Victory". Wysyłając do Londynu paczkę z mięsem i wędlinami warto dołączyć egzemplarz „MOiS” co by Angole nie myśleli, że my gęsi……
Akcja artykułu toczy się na znajdującym się przy północno wschodnich brzegach Sardynii Archipelagu La Maddalena. Ostatnio wielu naszych żeglarzy w tej okolicy czarterowało jachty; pływają tu także jachty armatorów pod polską banderą! Dlatego wart jest polecenia wszystkim, którzy tam byli i tym którzy dopiero się wybierają.
Bywalcy w tamtych okolicach, mogą na SSI zamieścić komentarz, a może nawet ciekawe wspomnienie-news ze zdjęciem (!).
Artykuł zainteresuje wszystkich miłośników epoki napoleońskiej i interesujących się epoką, w której działał legendarny admirał - idol żeglarzy, gdy na morzach królowały żaglowce. Także tych, którzy zwiedzali - i tych którzy będą zwiedzać - okręt-muzeum HMS "Victory". Wysyłając do Londynu paczkę z mięsem i wędlinami warto dołączyć egzemplarz „MOiS” co by Angole nie myśleli, że my gęsi……
Akcja artykułu toczy się na znajdującym się przy północno wschodnich brzegach Sardynii Archipelagu La Maddalena. Ostatnio wielu naszych żeglarzy w tej okolicy czarterowało jachty; pływają tu także jachty armatorów pod polską banderą! Dlatego wart jest polecenia wszystkim, którzy tam byli i tym którzy dopiero się wybierają.
Bywalcy w tamtych okolicach, mogą na SSI zamieścić komentarz, a może nawet ciekawe wspomnienie-news ze zdjęciem (!).
Łamy SSI zawsze stoją otworem do dyspozycji!
.
Żyjcie wiecznie!
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
---------------------------------------------------------------------------
HMS "Victory"
Zbudowany w latach 1759-65
Projektant - Sir Thomas Slade
Port macierzysty - Portsmouth
Okręt liniowy pierwszej klasy
Wypór - 2162 ton
Długość z bukszprytem - 92 m
Długość od rufy do galionu - 68,3 m
Długość w KLW - 56,7 m
Szerokość - 15,2 m
Zanurzenie średnie (do 1. pokładu) - 6,8 m
Zanurzenie maksymalne (do 1. pokładu) - 7,6 m
Żagle - 5.440 m2
Uzbrojenie - 104 działa
Prędkość m - 8 (14?) węzłów
Załoga - 850 osób
Klasyfikacja ówczesnych okrętów
Okręt liniowy 1-klasy 178-186 stóp, 100-130 armat, 850 osób
Okręt liniowy 2-klasy 164-178 stóp, 84-90 armat, 750 osób
Okręt liniowy 3-klasy 148-170 stóp, 64-80 armat, 520 osób
Fregata, okręt liniowy 4-klasy, 1-pokład 124-156 stóp 30-44 armat, 380 osób
---------------------------------------------------------------------------
HMS "Victory"
Zbudowany w latach 1759-65
Projektant - Sir Thomas Slade
Port macierzysty - Portsmouth
Okręt liniowy pierwszej klasy
Wypór - 2162 ton
Długość z bukszprytem - 92 m
Długość od rufy do galionu - 68,3 m
Długość w KLW - 56,7 m
Szerokość - 15,2 m
Zanurzenie średnie (do 1. pokładu) - 6,8 m
Zanurzenie maksymalne (do 1. pokładu) - 7,6 m
Żagle - 5.440 m2
Uzbrojenie - 104 działa
Prędkość m - 8 (14?) węzłów
Załoga - 850 osób
Klasyfikacja ówczesnych okrętów
Okręt liniowy 1-klasy 178-186 stóp, 100-130 armat, 850 osób
Okręt liniowy 2-klasy 164-178 stóp, 84-90 armat, 750 osób
Okręt liniowy 3-klasy 148-170 stóp, 64-80 armat, 520 osób
Fregata, okręt liniowy 4-klasy, 1-pokład 124-156 stóp 30-44 armat, 380 osób
--
Stopy wody pod kilem
Marek Popiel
http://whale.kompas.net.pl
Jednak sam poszukałem na FOW.
Oto rezultat, bardzo ciekawa moim zdaniem wymiana zdań: http://fow.az.pl/forum/viewtopic.php?f=33&t=5618&hilit=k%C4%85t+martwy
------------------
Andrzej Colonel Remiszewski
Drogi Jurku,
czytajac dyskusje o tym, jak ostro mozna zeglowac na ozaglowaniu rejowym
przypomnialem sobie rozmowe z budowniczym kilonskiej kogi. Nie zachowaly
sie zadne slady archeologiczne ozaglowania i takielunku, wiec odtwarzano
je na podstawie rysunkow czy to papierowych, czy to ze starych monet. Po
zwodowaniu i otaklowaniu kogi okazalo sie, ze uzyskanie wysokosci 90
stopni do wiatru jest nieosiagalnym marzeniem. Potem koga poplynela z
kurtuazuyjna wizyta do Roskilde, gdzie, jak wiadomo, miesci sie centrum
rekonstrukcyjne lodzi wikingow. Tam na poklad weszli prawdziwi
wikingowie, odpalili zagle, tu podciagneli, tam popuscili, gdzie indziej
dodali jakas linke i ... koga poszla do wiatru nie tylko 90 stopni, ale
nawet nieco lepiej. Nalezaloby wiec przypuszczac, ze stare, drewniane
zaglowce potrafily poradzic sobie z przeciwnym wiatrem.
-------------------------------
Nie wszystkie. Slynny "Bounty" nie przeszedl przeciez Hornu na zachod, tylko po miesiacu halsowania zdecydowal sie na trase wokol Afryki i
Australii. Tak dlugi rejs przyczynil sie zreszta do buntu. Halsowanie wokol Hornu to jednak temat na zupelnie inna rozmowe.
-------------------------------
Mam jeszcze jedna ciekawostke, ale niestety nie pamietam zrodla. Podobno admiralowie portugalscy znakomicie potrafili zeglowac pod wiatr, ale
bardzo strzegli tej tajemnicy.
Nikt przeciez nie moze wbrew woli Bozej poruszac sie pod wiatr. Jezeli może, to musi byc w zmowie z diablem.
Chronili wiec te tajemnice, albowiem, jak wiemy z Monty Pythona, "nikt nigdy nie spodziewa sie hiszpanskiej Inkwizycji" (w tym przypadku raczej portugalskiej).
Zyj wiecznie,
Marek
Dziękuję Andrzejowi za oświetlenie tematu halsowania żaglowcem. 70 stopni do wiatru wydaje mi się całkiem dobrym wynikiem.
Tyle udawało mi się uzyskać gaflowym keczem przy niewielkiej fali (wg GPS) że nie wspomnę o pewnej Jotce, z którą długo się męczyłem, żeby wypłynąć z Sundu na Kattegat (tak, tak, pamiętam o prądzie wiatrowym)
--
Stopy wody pod kilem
Marek Popiel
Prawdę powiedziawszy jestem nieco rozczarowany dyskusją kolegów.
Toczy się jakby poza „tematem”, czyli jednak nie czytali artykułu, którego treścią jest „Długa wachta” Nelsona
i jego cenny dar, dla kościoła św. Magdaleny w Maddalenie - dyskutują tylko o „obrazku” na SSI.
Bo, gdyby czytali, to by zauważyli: „Zachowała się mapa kursów i sondowań (w sążniach),
gdy Nelson na „Victory” wchodził tu po raz pierwszy. Żaglowiec halsował pod południowy wiatr, a dowodził
nim kpt. Thomas Hardy. Najeżony skałami pasaż miedzy archipelagiem a Sardynią ma
w najwęższym miejscu ledwo549 m szerokości”
I zawołaliby „pokaż kotku” ! Niestety łamy nie są z gumy i mapa się nie zmieściła. Jest tylko współczesna mapa Archipelagu.
Więc opisuję. W cieśninie miedzy ArchipelagiemLa Maddalena , a Sardynią na dystansie ok. 8,5 Mm
okręt zrobił 16 dłuższych i krótszych halsów pod wiatr z SE. Nie wiadomo czy był silny, zapewne 4 do 5 B.
(nie było przeciwnego prądu, prądy 2,5 w występują przy silnym wietrze z NW).
Dzięki osłonie wysp woda była idealnie gładka. Zwroty były sprawne ! Nie wiemy jakie niósł żagle (być może
można to znaleźć w dzienniku pokładowym).
Czyli warunki były idealne, dla oceny sprawności okrętu i załogi.
Nasze mniemanie o ówczesnym żeglowaniu nie jest pozbawione pychy. Tymczasem był to wysoki kunszt!
Kapitan „Victory” dowodził okrętem wielkiej wartości, którego budowa trwała 6 lat, zużyto na niego 5.400 dębów
i był wyposażony w 104 armaty, załoga 850 ludzi. Prawdziwa pływająca forteca; dzisiejszy koszt szacuje się 50 mln funtów;
a po drodze był jeszcze bardzo drogi remont.
Odpowiedzialność była ogromna ! Dlatego w prowadzeniu nawigacji panowała staranność i żelazna dyscyplina,
nie to co po dzisiejszych szkołach. Na mapy nanoszono kursy, głębokości i pozycje. Po powrocie w Admiralicji, w
Londynie, analizowano mapy ! Dlatego po dwustu latach można ocenić jak żeglował HMS „Victory” dnia 31 października 1803 roku,
dlatego zakończenie komentarza kol. Marka Zwierza jest co nieco frywolne !
A było to tak: osiem halsów na kursie 68 stopni, na prawym halsie i osiem halsów na kursie 205 stopni (nad dnem !), na lewym.
Czyli martwy kąt wynosił 137 stopni, czyli po 68,5 stopni, czyli 6,08 rumba. Wiatr był idealnie z SW !
Gdyby okręt płynął w równie idealnych warunkach, na dłuższym dystansie, pewnie można byłoby płynąć.
nieco ostrzej napinając liki żagli rejowych bulinami.
O sprawności żeglowania może świadczyć fakt, że opuszczając bazę wLa Magdalena po raz ósmy, ostatni,
dnia 20.01.1805 w ciągu 90 minut osiem okrętów liniowych i dwie fregaty przy silnym wietrze WNW i zapewne prądzie podniosły kotwice,
i od godz. 1800 do 1834 (po ciemku !) przeszły w szyku torowym wąską cieśninę Bisce Pasage wychodząc fordewindem południowym wyjściem.
Tu ciekawostka. Któregoś razu Nelson zaczął robić zwrot przez sztag, chybił raz, drugi i trzeci….
Machnął ręką i oddał komendę kpt. Hardy’emu – zgranie załogi było b. ważne !
I inna – kutwy były zawsze. Nelson stracił wzrok w prawym oku w bitwie pod Calvi, na Korsyce, gdzie przybył jako kapitan
HMS „Agamemnon”, lecz nie była to bitwa morska. Załoga została z 25 działami skierowana do pomocy piechocie.
Calvi zostało zdobyte. Admiralicja nie chciała jednak uznać zasług Nelsona (wypłacić odszkodowanie)
uważając, że wypadek miał miejsce na lądzie, a nie na morzu ! Kutwy są i były zawsze !
R. XXI