Projekty Rozporządzenia były konsultowane dwubiegunowo. Po jednej stronie "liberatorzy" - altruistycznie domagający się wolności, po drugiej - zainteresowani wymiernymi korzyściami materialnymi. Słowo "bezpieczeństwo" było odmienioane przez wszytkie przypadki (z wołaczem włącznie). Bo jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Wydawało się, że 6 lutego jakiś consensus został uzgodniony. A tu sprawy potoczyły się zupełnie jak wybory w Wenezueli.
Rozporządzenie zostało podpisane i opublikowane. Rada Armatorska odniosła się do pryncypiów. Za najważniejszy można uznać ostatni akapit Stanowiska SAJ - przypominający o podstawowoym celu Stowarzyszenia - wolności żeglowania. Oczywiście Rozporządzenie zawiera wiele "chropowatości". Można, obok wymienionych w stanowisku Rady, wspomnieć o błędach w określeniu wymagań egzaminacyjnych, wątpliwościach co do uprawnień morskich sterników motorowodnych, zaliczaniu zdobytych przed laty, a teraz "unieważnionych" stażów kapitańskich - o tym wszystkim nagle zrobiło się głośno. Nagle, bo większość, choć nie wszyscy, dyskutujących zaczęła to zauważać dopiero po ostatecznym ukształtowaniu dokumentu. Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
---------------------------------
Stanowisko Rady Armatorskiej SAJ wobec ogłoszonego 16 kwietnia 2013 Rozporządzenia Ministra Sportu i Turystyki
z 9 kwietnia 2013 w sprawie uprawiania turystyki wodnej.
.
W Dzienniku Ustaw nr 460 ogłoszono Rozporządzenie Ministra Sportu i Turystyki z 9 kwietnia 2013 w sprawie uprawiania turystyki wodnej. Pozwalamy sobie na gorąco podsumować ten akt prawny, od dawna oczekiwany przez żeglarzy.
Zacznijmy od pozytywów:
Uważamy, że rozporządzenie stanowi postęp w stosunku do stanu minionego. W stosunku do poprzednio obowiązujących rozwiązań nowe rozporządzenia uprości bowiem drogę do żeglowania szerokim rzeszom chętnych.
Przede wszystkim zrezygnowano z przymusu odbywania zorganizowanych, formalnych „szkoleń na patent” przed przystąpieniem do egzaminu. Uważamy, że to milowy krok w kierunku normalności.
Pozytywnie ocenić też należy przyjęcie układu trzech stopni, przy czym jachtowy sternik morski staje się podstawowym stopniem dla ogromnej większości żeglujących samodzielnie po morzu. Dzięki takiemu uproszczeniu drabinki stopni już po odbyciu niewielkiego stażu na morzu i po zdaniu jednego egzaminu możliwe będzie kierowanie niemal każdym jachtem do 18m długości kadłuba (w 18m długości mieści się lwia część jachtów) i to na dowolnym akwenie.
Ponadto początkujący żeglarze morscy, którzy posiadają stopień „żeglarza jachtowego” będą mogli legalnie próbować swych sił na całym obszarze morskich wód wewnętrznych (Zatoka Gdańska, Zalew Szczeciński i Wiślany) i to na sporych jachtach – bo do 12m długości.
Warto też dodać, że właśnie ogłoszone rozporządzenie rezygnuje z niektórych pokutujących w poprzednich przepisach biurokratycznych absurdów. Tu najdobitniejszym przykładem jest odejście od przymusu dostarczania zaświadczeń lekarskich przed egzaminem.
W stosunku do poprzednich rozwiązań innego rodzaju elementem pozytywnym był sam przebieg prac legislacyjnych w ostatnich kilku miesiącach. Po raz pierwszy były one prowadzone przez MSiT przy podniesionej kurtynie, z szerokim udziałem środowisk żeglarskich i instytucji pozarządowych. Umożliwiono przedstawianie stanowisk, często sprzecznych. Jako sprawę niezwykle ważną oceniamy mobilizację rzesz żeglarzy, po raz pierwszy tak powszechną. Mimo wyrażania różnorodnych poglądów uczestnicy konsultacji nie prowadzili jałowych sporów. Wprost przeciwnie, środowiska, którym zależy na liberalizacji polskiego żeglarstwa potrafiły wystąpić wspólnie w sprawach fundamentalnych, co z pewnością przyniosło pozytywne efekty. Uwzględniono znaczną cześć uwag przedstawianych przez organizacje wolnościowe i indywidualnych żeglarzy. Stało się tak mimo, że nie wszyscy uczestnicy konsultacji społecznych współpracowali konstruktywnie z „liberalizatorami”, a już po zakończeniu prac niektórzy zalewali Internet alarmistycznymi sygnałami prowadzącymi nie wiadomo dokąd.
Ten optymistyczny obraz przebiegu procesu legislacyjnego zakłóciły zaskakujące interwencje i nagłe zmiany stanowiska niektórych urzędów centralnych, co omal nie spowodowało całkowitego zdekomponowania projektu, tuż przed jego podpisaniem. Skutkiem uwzględnienia uwag niektórych ministerstw byłoby złe prawo, paraliżujące życie żeglarskie i powodujące powszechne protesty, aż do konieczności zaskarżenia rozporządzenia. Na szczęście praca Ministerstwa Sportu i Turystyki na etapie uzgodnień resortowych skutecznie zapobiegła katastrofie.
Są w ogłoszonym właśnie rozporządzeniu elementy, które już teraz oceniamy krytycznie:
Bardzo krytycznie należy naszym zdaniem ocenić ogromne opóźnienie w wydaniu tego rozporządzenia, mimo że wszystkie dane do jego wydania były dostępne już dwa lata temu. W tym miejscu pragniemy zwrócić uwagę, że mimo upływu wszelkich ustawowych terminów brak jest nadal jeszcze jednego rozporządzenia – chodzi o konieczność wydania przez dwa ministerstwa (MSiT oraz MTBiGM) rozporządzenia „w sprawie szczegółowych warunków uzyskiwania upoważnienia oraz warunków kadrowych i organizacyjnych niezbędnych do przeprowadzania egzaminów”. Sytuacja ta powoduje sprzeczne z ustawą o żegludze śródlądowej utrzymanie w nadchodzącym sezonie monopolu egzaminacyjnego „właściwych związków żeglarskich”. Brak rozporządzenia „egzaminacyjnego” oraz ustalony na poziomie ustawy długi, czteromiesięczny okres rozpatrywania wniosków o upoważnienie do prowadzenia egzaminów, oznaczają, że niezależne podmioty egzaminujące nie pojawią się wcześniej niż w 2014 roku.
Naszą zdecydowaną krytykę budzi jeszcze jedna sprawa. W zamieszaniu spowodowanym interwencjami innych ministerstw, tuż przed podpisaniem obecnego rozporządzenia, „zapomniano” o sposobie liczenia stażu do stopnia kapitańskiego. Co prawda dla uzyskania najwyższych uprawnień nadal wymaga się 1200 godzin stażu, ale staż ten liczony ma być obecnie dopiero od momentu uzyskania stopnia jachtowego sternika morskiego. Tymczasem zgodnie z poprzednią regulacją staż „kapitański” liczony był od momentu uzyskania obecnie zlikwidowanego stopnia „sternika jachtowego”. Powoduje to utratę co najmniej połowy wymaganego stażu przez wszystkich jachtowych sterników morskich, którzy uzyskali swoje uprawnienia pod rządami poprzednich regulacji. Ta sprawa została uregulowana źle, z oczywistą szkodą dla wielu aktywnych żeglarzy.
Uważamy, że problem zaliczenia staży uzyskanych zgodnie z poprzednimi regulacjami powinien zostać szybko naprawiony w drodze nowelizacji właśnie ogłoszonego rozporządzenia.
W końcowej fazie prac nie uwzględniono także części uwag SAJ dotyczących egzaminowania, szczególnie co do nadmiernie wysokiego progu punktów zaliczających egzamin testowy i nadmiernej biurokratyzacji relacji podmiotu egzaminującego z Ministerstwem. Przewidujemy, że te słabości ujawnią się w krótkim czasie.
Na koniec Rada Armatorska SAJ pragnie kolejny raz dobitnie powtórzyć, że celem naszego Stowarzyszenia jest całkowite uwolnienie żeglarstwa od gorsetu zbędnych przepisów. Istnienie obowiązku uzyskiwania patentów, jako państwowych uprawnień do prowadzenia jachtów rekreacyjnych, uważamy za anachronizm i będziemy dążyć do jego zniesienia. Zdajemy sobie sprawę, że instytucje rządowe były skrępowane zapisami art. 37a ustawy o żegludze śródlądowej i powiązanymi zapisami ustawy o bezpieczeństwie morskim. Naszym zdaniem ustawy te wymagają nowelizacji, tak, by wprowadzić w Polsce rozwiązania podobne do obowiązujących w krajach, w których nie wymaga się żadnych specjalnych uprawnień dla prowadzenia jachtów morskich rozsądnej wielkości (18-24m). Przyjęte obecnie w polskich ustawach ograniczenia świadczą jedynie o podtrzymywaniu tradycji nadmiernej regulacji żeglarstwa, a ograniczające swobodę żeglowania zapisy polskiego prawa nie są uzasadnione względami bezpieczeństwa publicznego.
Gdańsk, 17 kwietnia 2013
Za Radę Armatorską
( - ) Andrzej Remiszewski
Prezes
=================================================================================================
DZIECKO NA JACHCIE - fotografia do komentarza Moniki Matis
Witajcie „Turyści wodni”
Od dzisiaj, z woli Ministerstwa Sportu i Turystyki, za sprawą Rozporządzenia ..... jesteśmy turystami wodnymi. Nim wyrażę swoją ocenę tego ważnego dokumentu i już uprzedzam, że będzie pozytywna, muszę jako wiekowy wychowawca żeglarskiej młodzieży ( tfu...) turystów wodnych zwrócić uwagę na znaczenie tej nowej nomenklatury.
W grobie przewraca się twórca polskiego żeglarstwa gen. Mariusz Zaruski, który pisał w owym czasie.....nie po to marzłem i mokłem na pokładach jachtów aby zrobić z was sportowców ale, aby kształtować wasze charaktery.
Wiele lat później sir Francis Chichester wypowiedział znamienne słowa- żeglarstwo to nie sport to charakter.
To zdanie było mottem Dziecięcej Szkółki Żeglarskiej jaką prowadziłem w Katowicach w latach 80. Jeden z jej uczestników, spotkany po wielu latach jako dorosły człowiek odezwał się do mnie w ten sposób – wie pan, nie zostałem w żeglarstwie ale to co wyniosłem z tej Szkółki ustawiło mnie na całe życie.
Żeglarstwo ma niewątpliwie wysokie walory wychowawcze, w rozmowach z rodzicami często używałem wręcz stwierdzenia, że jest samograjem wychowawczym. Ciężko będzie to powiedzieć o „turyście wodnym”. Szkoda, że nie udało się uniknąć tego „przekwalifikowania”, ale na tym kończą się moje zarzuty w stosunku do Rozporządzenia.
Dla nas, żeglarzy, będzie zawsze oczywiste, że jesteśmy tylko i aż żeglarzami i że dokumentuje to głównie nasze cechy charakteru.
Krótko mówiąc, ŻEGLARZ TO BRZMI DUMNIE ! i zapomnijmy o „turystach wodnych”, niech pozostanie jako żargon legislacyjny.
Przechodząc do oceny meritum Rozporządzenia mogę tylko wyrazić wielką wdzięczność Pani Minister za ostateczne przypieczętowanie prawie 20 letniej walki o liberalizację przepisów w polskim żeglarstwie.
Rozporządzenie będące wynikiem tej walki, poprzedzone w końcowej fazie Ustawą o sporcie i zmianami w Ustawie o żegludze śródlądowej, ostatecznie likwiduje niezwykle szkodliwy monopol Polskiego Związku Żeglarskiego. Skutki tego monopolu będą tkwić w polskim żeglarstwie jeszcze przez lata.
Cokolwiek wytkną malkontenci temu aktowi, tego znaczenia nikt mu nie odbierze i w tym sensie powinien być oceniony jednoznacznie pozytywnie.
Daleka i trudna była droga do tego dnia. Nie wiem jak inni ale ja uznałem za datę rozpoczęcia zmagań środowisk żeglarskich o liberalizację, ukazania się w 1996 r. artykułu śp. kpt. Jerzego Sydowa w "Żaglach" wskazującego na konieczność poważnej liberalizacji przepisów i wręcz śmieszność wielu ówczesnych wymagań rodem z PZŻ. Była to riposta na artykuł kpt. Andrzeja Webera (dowodził "Zawiszą Czarnym" i "Henrykiem Rutkowskim") w "Żaglach" 2/95, wychwalającego istniejący system. Nie chcę przynudzać, ale wyrosło już kilka pokoleń żeglarzy, którzy nie mają pojęcia o wymaganiach z tych lat, dlatego cytuję fragment tego artykułu – pisze autor ;
W czasie egzaminu na sternika morskiego usłyszałem pytanie o tonaż Tamizy ( formuła pomiarowa sprzed niemal 100 lat) i o tonaż waszyngtoński ( maksymalna wyporność pancernika, ustalona przed wojną traktatem zawartym w Waszyngtonie) Musiałem także rozszyfrować depeszę napisaną alfabetem Morse'a i znaleźć zawarty w niej błąd ortograficzny. Wreszcie, gdym zdawał ,,wielkiego" obniżono mi stopień z meteorologii za odmowę odpowiedzi na temat typów pionowej równowagi atmosfery.
Całość artykułu można przeczytać tu:
http://www.sail-ho.pl/article.php?sid=2211&mode=thread&order=0&thold=0
Potem już było tylko gorzej. Przyszły lata 90. i niebywały pościg za zarabianiem na szkoleniu i reglamentacji uprawnień.
Zło głównie pochodziło z patologii, jakie narosły w samym procesie szkolenia w setkach szkół i szkółek oraz wakacyjnych efemeryd.
Niewątpliwie wśród nich były szkoły rzetelnie pracujące, ale większość byle zarobić i w nogi. Masowość egzaminów, połączona z podniesieniem stawek za egzamin ( 75 % do podziału pomiędzy członków KE dawało już pokaźne dochody) doprowadziła do swoistej zmowy w wielu szkołach i KE. Zawołanie brzmiało „ klient zapłacił klient musi zdać” w domyśle ten klient puści w świat informację napędzającą dalszych chętnych. A klientów nie brakowało, bo mieli to zapewnione przez ten monopol. I tak się to kręciło, lewe całe kursy, handel na kejach patentami, byle jakie szkolenie i jak najmniej kłopotów na egzaminie.
Nadeszła era internetu a wraz z nią możliwość permanentnej komunikacji między ludźmi oraz nagłaśniania problemów. Można je w owym czasie sprowadzić do bezpatencia, kresek na wodzie, przeglądów technicznych, wymagań w zakresie wyposażenia jachtów. Nie negując potrzeb zmian w tym zakresie, od początku za moje priorytety uznałem zniesienie monopolu PZŻ w szkoleniu, przymusu odbywania szkolenia na kursach oraz niebezpiecznej granicy wielu 12 lat dla uzyskania patentu. Generalnie zmian w systemie żeglarskiej edukacji.
Rozporządzenie te postulaty reguluje; znosi jednoznacznie monopol jednego związku, obowiązek odbywania kursu oraz podnosi wiek uprawniający do uzyskania patentu na 14 lat. Była propozycja 16 lat ale na etapie uzgodnień międzyresortowych uległa obniżeniu do lat 14.
Zawsze śmieszyły mnie argumenty niektórych adwersarzy, że nawet 8-9 letnie dzieci lepiej prowadzą np. Optymistki niż stare repy. Na Neptuna, co ma tu umiejętność manewrowania jachcikiem, nawet mistrzowska do tego, jakie cechy trzeba mieć aby odpowiadać za jacht i jego załogę w rejsie, szczególnie w razie wystąpienia trudnych warunków.
Dwunastoletni dzieciak nie jest zdolny aby podołać takiemu wyzwaniu, ale ma jedną niebagatelną zaletę. Jest ich masa, masa zapełniająca kursy żeglarskie i zapewniająca dochody. To się też skończyło.
Monopol w szkoleniu – krótko - każdy monopol jest szkodliwy, w tym wypadku dla jakości edukowania polskich żeglarzy, ale już przymus odbywania kursów, połączony z przymusem egzaminu na patent, był niesamowitym nadużyciem i to on wyrządził największe szkody. Zdecydowana większość kandydatów na żeglarzy szukała przede wszystkim szkoły, gdzie tanio, pewnie i szybko zdobędzie patent. Patologia była taka niesamowita, że sam pytany o radę, odpowiadałem: idź na szybki kurs a potem ci powiem gdzie zdobędziesz faktyczną wiedzę i umiejętności. To paranoja ale się sprawdzało w tej paranoicznej sytuacji.
Krzyk podnoszony już przez niektóre szkoły świadczy o tym, że naruszono ich interesy. Dzięki Rozporządzeniu skorzystają dobre szkoły i sami adepci.
Na koniec pragnę złożyć swoje uszanowanie wszystkim stowarzyszeniom walczącym o liberalizację, że po wielu latach wreszcie, przed ostateczną batalią, usiadły do stołu i zawarły kompromis w sprawach poszczególnych postulatów. Wobec ustawodawcy a potem administracji zaprezentowały jednolite stanowisko. Na efekty nie trzeba było długo czekać.
Szanowna Pani Minister,
kilka lat temu, w przełomowych chwilach kształtowania się przepisów, pisałem do Pani poprzedników o tym, że jestem starym człowiekiem, zmęczonym latami „pisaniny” i chciałbym dożyć nowej ery w polskim żeglarstwie o jaką ja i wielu innych walczyliśmy.
Jako lwowiak pragnę złożyć tradycyjne ucałowania rączek w podzięce za tak skuteczne zakończenie walki o nowoczesny, europejski „ogląd” przepisów obowiązujących w polskim żeglarstwie i wybaczam tych „turystów wodnych”.
Zbigniew Klimczak
www.przewodnikzeglarski.pl
Nieszczęśliwe sformułowanie przepisu o holowaniu narciarza.
§ 3. 2 punkt 1 brzmi.
„Jachtach motorowych, przy holowaniu narciarza wodnego lub innych obiektów pływających służących do uprawiania sportu lub rekreacji z wyłączeniem jachtów żaglowych lub motorowych.”
Z tego wynika iż holowanie pontonu, roweru wodnego, kajaka, lub małego bączka podlega obowiązkowi posiadania licencji.
Nasza propozycja treści tego punktu była następująca:
„Jachtach motorowych, przy holowaniu narciarza wodnego lub innych obiektów pływających służących do uprawiania sportu lub rekreacji, specjalnie konstruowanych do holowania z dużą szybkością za jachtem motorowym.”
W takim brzmieniu absolutnie wyklucza się konieczności posiadania licencji przy holowaniu drugiego jachtu, pomostu pływającego, roweru wodnego, bączka, jednego lub kilku kajaków, tratw i innych obiektów holowanych z mała prędkością.
W piśmie Wielkopolskiego Klubu Bałtyckiego zainteresowania pracami nad projektem "; (pismo z dnia 26 grudnia 2012 r. opublikowane 15 stycznia) sygnowanym przez naszego prezesa Teofila Różańskiego pisaliśmy w punkcie 5:
"Licencja na holowanie obiektów pływających.
Należy tak sformułować treść § 12.1 aby nie było żadnych wątpliwości iż chodzi tu o narty, banan i inne obiekty holowane z dużą prędkością, a nie dotyczy holowania bączka lub drugiego jachtu.”
Drugi raz podnieśliśmy to w piśmie w imieniu Wielkopolskiego Klubu Bałtyckiego z dnia 1 marca (wysłanym pocztą elektroniczną) opublikowanym w dniu 6 marca (sygnowanym prze ze mnie) proponując tę treść co we wstępie, będącą wynikiem dwugodzinnej dyskusji grona moich przyjaciół z Wielkopolskiego Klubu Bałtyckiego i Klubu Wodnego "Galera" (kajakowo-pontonowego) w którym jestem prezesem.
Bardzo duże moje zdziwienie wywołał punkt 190 Tabelarycznego zestawienia opinii/uwag zgłoszonych w ramach konsultacji społecznych (opublikowane dnia 26 marca) oceniający powyższą opinię jako NIEZASADNĄ "zdaniem projektodawcy przepis jest dostatecznie precyzyjny"
Próbowałem jeszcze pisać i dzwonić do różnych osób z prośbą o interwencję ale okazało się to głosem wołającego na puszczy.
Czyli chcąc holować ponton lub bączek za jachtem trzeba będzie mieć licencję na którą trzeba będzie zdawać egzamin z umiejętności holowania narciarza.
Kupiłem na allegro krokodylka http://allegro.pl/aligator-dmuchany-do-plywania-168x86cm-intex-58546-i3169368912.html jak tylko zacznie sie sezon pociągnę go za łodzią i komuś każę zadzwonić na policję, nie zapłacę mandatu i do sądu ściągnę dziennikarzy. Zobaczymy co z tego wyjdzie, jak będzie wesoło to powiadomię SSI.
Krzysztof
Drogi Jerzy,
9 kwietnia zostało podpisane nowe Rozporządzenie. Nie jest ideałem, niektórzy są zadowoleni, inni płaczą nad dawnymi morsami, że muszą więcej stażu robić na kapitana. Z drugiej strony cała rzesza obecnych sterników jachtowych i osoby które w przyszłości bedą robiły patent (nawet swój pierwszy!) będą mogły prowadzić jachty do 18 m po wszystkich wodach. Osobiście uważam to za dobre, kompromisowe rozwiazanie które, za pośrednictwem SSI propagowałam.
Ale tym razem już nie chce pisać o tym. Napisano już tyle, że nudno się robi. Natomiast obserwuje dyskusje w różnych miejscach na temat świeżego rozporządzenia ze zdumieniem. Bo nagle, po podpisaniu rozporządzenia pojawiło się mnóstwo głosów świadczących, że duża rzesza ludzi pływa wyłącznie (lub sprawia takie wrażenie) dla zrobienia nowego patentu. O ile nie potępiam tego podejścia (każdy się bawi jak lubi) to patrząc na to jak ludzie żeglują w innych krajach - trochę żal mi tych osób. Moim zdaniem jest to oczywisty efekt długoletniej reglamentacji żeglowania w naszym kraju...
Kilka tygodni temu wróciłam z Majorki, gdzie kupowałam swój jachcik. I gdzie spotkałam wspaniały przykład tego, co oznacza swobodne żeglowanie. Spotkałam w postaci (byłej już ;) ) właścicielki "Wiedźmy" i jej córki. Młoda dziewczyna, która wychowała się, jak sama mówi, na jachcie. Która to, że sama mieszka na jachcie uważa za oczywistość. Która to, że jej mała, nieco ponad roczna córeczka mieszka tam z nią, a bawi się u niej w pracy - czyli na tureckiej galecie którą wynajmuje na sezon aby pływać z turystami - także uważa za oczywiste. Która robi to, bo uważa to za najlepszy sposób życia dla siebie i swojej rodziny. Bez pośpiechu, ścigania się z innymi aby zarobić więcej, zrobić więcej papierków... Nie, ważniejsze od tego jest, jaka pogoda będzie jutro i czy będzie wystarczająco ciepło i słonecznie aby poranną kawę wypić w kokpicie, obserwując rybaków.
.
(fotografia wstawiona pod tekst newsa - JK)
.
One obie są wspaniałym przykładem tego najpiękniejszego narodu o którym tak pięknie mówił Moitessier. I gdy patrzę na te "papierkowe" dyskusje, zawsze przed moimi oczyma staje kokpit jachtu w Port d'Andratx z uśmiechniętymi twarzami Leoli i jej córeczki. Na szczęście już za dwa tygodnie do nich dołączę, choć na krótki na razie czas, aby zabrać "Wiedźmę" do domu.
Żyjcie wiecznie.. I pływajcie, właśnie staje sie to łatwiejsze w naszym kraju.
Zbigniewie,
Rozumiem Twoje prawo do własnego zdania, ale nie rozumiem czemu ogłoszone dopiero co rozporządzenie nazywasz z jakimś niepotrzebnym patosem "ostatecznym przypieczętowaniem walki o liberalizację przepisów w polskim żeglarstwie".
a tym bardziej "skutecznym zakończeniem walki o nowoczesny, europejski "ogląd" przepisów obowiązujących w polskim żeglarstwie".
.
W mojej ocenie ogłoszone przed chwilą rozporządzenie to nic ostatecznego - to jedynie kolejny krok na drodze do normalnego, swobodnego żeglowania.
Bo normalność zapewnia tylko maksymalne ograniczenie ingerencji państwa w przyjemnościowe żeglowanie. Ograniczone do minimum rozwiązania dotyczące żeglowania funkcjonują we Francji, w Wielkiej Brytanii, w Holandii, w Belgii czy większości Stanów Zjednoczonych Ameryki. Na prawdę uważasz kazuistyczne, opierające się na wzorach z zamierzchłych czasów rozwiązania przyjęte w rozporządzeniu Ministra Sportu za porównywalne do rozwiązań brytyjskich, belgijskich czy holenderskich?
.
Zauważ, że nawet wśród państw, w których obowiązują dokładne państwowe regulacje dotyczące przyjemnościowego żeglowania, nietrudno znaleźć takie, w których przepisy są zdecydowanie bardziej liberalne niż to, co opisano w nowym polskim rozporzadzeniu. Myślę tu o Danii, o Niemczech, o Szwecji, o Grecji, myślę o Australii, etc, etc... Uważasz, że w Polsce dzięki rozporządzeniu ministra Sportu rozwiązania stały się porównywalne z obowiązującycmi w tych państwach, gdzie przecież też wymaga się "patentów"? Uważasz iż "skutecznym zakończeniem walki" jest pozostawienie konieczności zdawania egzaminu by legalnie prowadzić jacht powyżej 7.5m długości? Albo utrzymywanie sześciu patentów oraz dwu licencji? No popatrz - a w Danii nie trzeba egzaminu i nie trzeba żadnego patentu by prowadzic jacht dwa razy dłuższy niż polskie 7.5m... W ogóle nie znają tam "licencji na holowanie" a "patenty" są cztery - na jachty od 15 do 24m długości oraz na jachty powyżej 24m długości - i tak samo na jednostki szybkie.
A Ty mówisz o "zakończeniu walki"...? Wybacz, ale moim zdaniem żadna "walka" nie zostala zakończona. Zakończono całkiem wymiernym sukcesem zaledwie kolejną potyczkę...
Podobne refleksje towarzyszą mi, kiedy czytam Twoje zdania o "zniesieniu jednoznacznie monopolu jednego związku". Zniesienie monopolu nastąpi dopiero wtedy, kiedy egzaminować wreszcie będą mogły inne podmioty, niż "właściwe związki sportowe" - a patent będzie można odbierać we własnym starostwie lub urzędzie miejskim.
Choć oczywiście - byłoby znacznie lepiej, gdyby nie trzeba było w ogóle żadnych patentów, by przyjemnościowo sobie pożeglować, nie uważasz? ;-)
Żyj Wiecznie
--
Jaromir Rowiński
-----------------------------------
Ze swobodą żeglowania jest trochę jak z ciążą -
- nie można być trochę w ciąży. Albo się jest - albo nie.
-----------------------------------
Kol. Z. Klimczak w swoich ostatnich komentarzach powołuje się na wielki żeglarski autorytet jednego z moich Nauczycieli - dwojga imion Jerzego Janusza Sydowa. Nie wiem czy znał Go osobiście, ale myślę, iż Jego słów do końca nie rozumiał i demagogicznie cytuje z Jego artykułu to, co mu akurat pasuje, pomijając resztę milczeniem.
Dwojga imion kpt. Sydow swój tekst w ZAGLACH (nazwany przez Z. Klimczka „TESTAMENTEM”) zakończył słowami „Myślę, że poważna liberalizacja wymagań w polskim żeglarstwie jest koniecznością. A dla zawodowców warto oczywiście utrzymać lub zaostrzyć wymagania. Ostatecznie wiozą pasażerów, którzy najczęściej słono zapłacili.”
To co Janusz pisze o egzaminach „uczono mnie m.in. tak niezbędnych umiejętności, jak określanie wyporności kadłuba metodą całkowania graficznego oraz sygnalizacji semafora. Gdy zdawałem stopień sternika jachtowego, obowiązywała niezła znajomość modnej wtedy ,,Teorii żeglowania" Marchaja, pytano mnie także o jaksztagi, gordingi i gejtawy ( liny ożaglowania rejowego) W czasie egzaminu na sternika morskiego usłyszałem pytanie o tonaż Tamizy ( formuła pomiarowa sprzed niemal 100lat) i o tonaż waszyngtoński ( maksymalna wyporność pancernika, ustalona przed wojną traktatem zawartym w Waszyngtonie) Musiałem także rozszyfrować depeszę napisaną alfabetem Morse'a i znaleźć zawarty w niej błąd ortograficzny. Wreszcie, gdym zdawał ,,wielkiego" obniżono mi stopień z meteorologii za odmowę odpowiedzi na temat typów pionowej równowagi atmosfery.” Jest prawdą, ja osobiście na egzaminie kapitańskim musiałem rozmawiać z kpt. Tymoteusze Duchowskim przy pomocy alfabetu, morsa miał w domu lampkę, która uruchomiały dwa klucze), ale zwróćcie uwagę, iż na studiach prawniczych uczą również prawa rzymskiego, które obowiązywało przeszło 2000 lat temu i nikt jakoś nie ma o to pretensji.
W moim tekście w „Mańkowskich Żaglach”( http://www.kwasniewska.pl/polemika/teksty.htm artykule pisanym w 1991 roku, którego Klimczak od lat nie przyjmuje do wiadomości tak jak nie przyjmuje istnienia „Mańkowskich Żagli”) - pisałem: „czy nie było by prościej pozostawić aktualny system stopni, oczywiście z pewnymi poprawkami (elektronika, radiokomunikacja) ale traktując posiadane patenty tylko jako potwierdzenie umiejętności” nie jako „uprawnienia”.
Gdyby wówczas posłuchano mnie nie było by iluś tam „liberalizacji”, która spowodowały iż sternikom jachtowym dwa razy „przelipcowanym” mówi się dziś „Panie Kapitanie” tak samo jak tym co zdali serię ciężkich egzaminów .
Krzyś
P.S. krokodylka http://allegro.pl/aligator-dmuchany-materac-168x86-cm-intex-58546-i3159602838.html już zawiozłem wczoraj na przystań
K