PRZEDSTAWICIEL MOPR OPOWIADA BAJKI

Zbigniew Klimczak jest czujny - słusznie uważa, że trzeba natychmiast reagować na rozpowszechnianie oczywistych nieprawd.
Poniżej przytaczam tekst jego listu otwartego do władz Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Poniżej przytaczam tekst jego listu otwartego do władz Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
A ja ciągle i uporczywie namawiam do zakładania kamizelek
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
-----------------------------------------------
Szanowni Państwo,
Wasi członkowie wykonują szlachetną pracę, ratując zdrowie, a często i życie ludzkie. Niedobrze jest jak taka działalność zaczyna się łączyć z polityką, polityką Polskiego Związku Żeglarskiego, który nie może przeżyć zmian liberalizacyjnych w przepisach żeglarskich.
Uprawia czystą demagogię głosząc gdzie się da, że te przepisy są przyczyną wypadków żeglarskich. Jest to kłamstwem. Przepis umożliwiający prowadzenie jachtów do 7,5 m długości bez patentu jest martwy od początku. Jego beneficjantami są wyłącznie prywatni właściciele jachtów. Ci zaś z reguły starają się nie narażać na szwank nie tylko życia ale i sprzętu wartego kilkadziesiąt tysięcy złotych, a niekiedy i ponad 200 tys.
Rozpisałem po wejściu w życie tych przepisów ankietę do firm czarterowych. Z 77 firm odpowiedziały trzy. Dwie wyśmiały mnie, a tylko jedna napisała, że owszem, wypożycza ale po teście praktycznym pod okiem bosmana.
Druga przyczyna martwości przepisu to firmy ubezpieczeniowe. W razie wypadku spowodowanego przez żeglarza bez patentu, firma odmawia wypłaty odszkodowania.
Kochani i godni szacunku ratownicy.
Prawda jest taka, jak napisałem po słynnym wypadku na Mazurach, nazwanym (niesłusznie) "białym szkwałem", że topili się żeglarze patentowani - wyłącznie patentowani.
Z 80 osób podjętych z wody tylko cztery osoby były w kamizelkach ratunkowych. Tylko cztery i byli to Duńczycy, gdzie patent to słowo nieznane.
Pod parasolem PZŻ większość firm robi kasę, a nie edukuje żeglarzy. Zasada - klient zapłacił - klient musi zdać funkcjonuje bez zarzutu. Do tego kupowanie patentów. Dawniej kosztował 500 zł, obecnie 1000 zł.
Jestem Instruktorem PZŻ z nr 2917, trzydzieści lat pracy i odszedłem nie mogąc patrzeć na to co się dzieje w szkoleniu. 3-4 miesiące rocznie spędzam na jachcie i widzę wejścia i wyjścia z marin żeglarzy patentowanych. To zgroza. I mam kilku znajomych armatorów własnych jachtów. Nie mają patentów, ale mają kwalifikacje zdobyte wskutek własnego poczucia obowiązku.
Nie mam siły już protestować w takich przypadkach, świadomego lub nie, powielania stanowiska PZŻ. Nie znam ani jednego wypadku spowodowanego przez żeglarza, który korzystał z tej ustawy liberalizacyjnej.
Jak długo PZŻ będzie wspierany w swoich bzdurnych twierdzeniach o zagrożeniach stworzonych przez ten przepis, tak długo nie ma szans na poprawę jakości żeglarskiej edukacji.
Apeluję do Waszej Szacownej Organizacji aby przeprowadziła rzetelny audyt wypadków i powiedziała głośno znaną mi prawdę - topią się żeglarze patentowani, wyszkoleni byle jak lub w ogóle.
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
www.przewodnikzeglarski.pl
Wasi członkowie wykonują szlachetną pracę, ratując zdrowie, a często i życie ludzkie. Niedobrze jest jak taka działalność zaczyna się łączyć z polityką, polityką Polskiego Związku Żeglarskiego, który nie może przeżyć zmian liberalizacyjnych w przepisach żeglarskich.
Uprawia czystą demagogię głosząc gdzie się da, że te przepisy są przyczyną wypadków żeglarskich. Jest to kłamstwem. Przepis umożliwiający prowadzenie jachtów do 7,5 m długości bez patentu jest martwy od początku. Jego beneficjantami są wyłącznie prywatni właściciele jachtów. Ci zaś z reguły starają się nie narażać na szwank nie tylko życia ale i sprzętu wartego kilkadziesiąt tysięcy złotych, a niekiedy i ponad 200 tys.
Rozpisałem po wejściu w życie tych przepisów ankietę do firm czarterowych. Z 77 firm odpowiedziały trzy. Dwie wyśmiały mnie, a tylko jedna napisała, że owszem, wypożycza ale po teście praktycznym pod okiem bosmana.
Druga przyczyna martwości przepisu to firmy ubezpieczeniowe. W razie wypadku spowodowanego przez żeglarza bez patentu, firma odmawia wypłaty odszkodowania.
Kochani i godni szacunku ratownicy.
Prawda jest taka, jak napisałem po słynnym wypadku na Mazurach, nazwanym (niesłusznie) "białym szkwałem", że topili się żeglarze patentowani - wyłącznie patentowani.
Z 80 osób podjętych z wody tylko cztery osoby były w kamizelkach ratunkowych. Tylko cztery i byli to Duńczycy, gdzie patent to słowo nieznane.
Pod parasolem PZŻ większość firm robi kasę, a nie edukuje żeglarzy. Zasada - klient zapłacił - klient musi zdać funkcjonuje bez zarzutu. Do tego kupowanie patentów. Dawniej kosztował 500 zł, obecnie 1000 zł.
Jestem Instruktorem PZŻ z nr 2917, trzydzieści lat pracy i odszedłem nie mogąc patrzeć na to co się dzieje w szkoleniu. 3-4 miesiące rocznie spędzam na jachcie i widzę wejścia i wyjścia z marin żeglarzy patentowanych. To zgroza. I mam kilku znajomych armatorów własnych jachtów. Nie mają patentów, ale mają kwalifikacje zdobyte wskutek własnego poczucia obowiązku.
Nie mam siły już protestować w takich przypadkach, świadomego lub nie, powielania stanowiska PZŻ. Nie znam ani jednego wypadku spowodowanego przez żeglarza, który korzystał z tej ustawy liberalizacyjnej.
Jak długo PZŻ będzie wspierany w swoich bzdurnych twierdzeniach o zagrożeniach stworzonych przez ten przepis, tak długo nie ma szans na poprawę jakości żeglarskiej edukacji.
Apeluję do Waszej Szacownej Organizacji aby przeprowadziła rzetelny audyt wypadków i powiedziała głośno znaną mi prawdę - topią się żeglarze patentowani, wyszkoleni byle jak lub w ogóle.
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
www.przewodnikzeglarski.pl
To spontaniczna reakcja na idiotyczną wypowiedź do dziennikarza tvn24 o przyczynach wypadków na Mazurach, udzielona przez członka Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w dniu wczorajszym.
Mam pytanie do czytających SSI.
Dlaczego kłamie PZŻ rozumiem, dlaczego kłamią właściciele szkół żeglarskich, ale dlaczego tak szacowna instytucja jak WOPR, MOPR, dla której jakość wyszkolenia żeglarzy powinna być najważniejsza, tuszuje patologie w szkoleniu żeglarskim?
Ich interesem powinno być jak najmniej niedoszkolonych żeglarzy na wodach jakie nadzorują, tymczasem wtórują bzdurom rozpowszechnianym przez PZŻ. Kto zna odpowiedź?
Na koniec, z tym rozumieniem PZŻ i szkoleniowców też nie do końca rozumiem.
Przepis o bezpatenciu jest przecież martwy. Ilość chętnych na kursach wzrosła bo żeglarstwo staje się coraz popularniejsze a wszyscy wiedzą, że bez patentu mogą sobie popływać tylko na własnej łódce bo w czarterze nie dostaną. To i pchają się na te kursy lub wydają 1000 zł na zakup tego "szacownego" dokumentu.
Aby być sprawiedliwym, działa w Polsce wiele szkół rzetelnie szkolących, ale to ginie w masowej patologii, jaką zafundował edukacji żeglarskiej PZŻ.
DLACZEGO PRZEDSTAWICIELE WOPR, MOPR, WBREW FAKTOM, LANSUJĄ OPINIE PZŻ?
Zna ktoś odpowiedź?
Zbigniew Klimczak
Oczywiste dla mnie jest, iż właściciel ma prawo określić sam kryteria, jakie muszą spełniać osoby, którym powierza swoją wlasność. W jednej z odwiedzonych ostatnio przezwe mnie nowych marin poinformowano mnie, że choć jest nas dwóch kapitanów, ktorzy weszli z morza, to Omegi nie możemy otrzymać, dopóki nie pokażemy patentów.
Alternatywą dla czarterowego armatora (bardzo rozsądną moim zdaniem) jest rodzaj przegzaminowania czarterobiorcy przed wydaniem mu jachtu.
Problemem jest wartość patentów i jakość szkolenia. Wydaje mi się, że tak długo, jak patenty będą obowiązkowe, ich jakość będzie określała chęć i potrzeba posiadania ich jak najszybciej i jak najłatwiej. Nie ma tu miejsca na zdrową konkurencję ośrodków egzaminacyjnych, konkurencję jakością i renomą patentu.
Pewną nadzieję daje dokonane ostatnio "uwolnienie" szkolenia. Rozsądne sprecyzowanie minimum egzaminacyjnego polączone z tym uwolnieniem daje szansę na konkurencję jakością, a nie tylko ceną. Kiedyś.... nie od razu.
A na pytanie powtórzone na czerwono odpowiedzi nie znam. Może to efekt pochodzącej z przeszłości wiary, że regulacja, że wieloszczeblowa drabinka kompetencji, że państwowe uprawnienia są lekiem na wszystko? Może to taka inercja intelektualna? No bo przecież nie posądzimy ludzi zaangażowanych ideowo w ratowanie innych o brzydkie związki "biznesowe". Takie sugestie nie powinny się w szacownym portalu pojawić.
------------------
Andrzej Colonel w kamizelce Remiszewski
Don Jorge - czy przypadkiem Funio nie spędza teraz urlopu na Mazurach?
Pzdr.
--
Tadeusz Biały
Zbyszek napisał:
"Druga przyczyna martwości przepisu to firmy ubezpieczeniowe. W razie
wypadku spowodowanego przez żeglarza bez patentu, firma odmawia wypłaty
odszkodowania."
Z całym szacunkiem, ale poproszę o konkretny przykład... Bo to jest raczej "urban legend".
Z tego co wiem, w warunkach ubezpieczenia najczęściej jest taka formułka - "Uprawnienia zgodne z obowiązującym prawem..." tylko tyle i aż tyle...
Jurmak
Z zaciekawieniem przyglądam sie dyskusji w temacie wypadków na wodzie. Naszła mnie taka refleksja - czemu tak porządna stacja jak TVN daje się wpuścić w "maliny" niektórym swoim redaktorom? To już nie pierwszy raz gdy stacja zajmuje się tematyką wodniacką i za każdym razem jest przez nasze środowisko wykpiwana. Chcę zwrócić uwagę, że tak zwane bezpatencie istniało też przed ustawą o sporcie z 2010 roku, a wzrostu wypadków jakoś nie zanotowano. Jeżel chce się być uczciwym i wiarygodnym dziennikarzem to należy opierać się na rzetelnych statystykach, a nie osobistych poglądach na dodatkek nie popartych żadnymi dowodami. Wszyscy rzucili się na żeglarzy - bo to temat letni, a gdzie informacje o kajakarzach (bez patentu), wędkarzach (bez patentu), korzystających z rowerów wodnych i nnych pływadełek (także bez patentu). Niech wreszcie zostanie sporządzone rzetelne sprawozdanie, a nie ogólniki nacelowane jedynie na żeglarzy.
Żyj Wiecznie
Roman
Niepotrzebnie się oburzyłeś.
WIęc jeszcze raz wyraźnie piszę: nie napisałem, nie pomysłałem, że Kolega Zbigniew "Batiar" Klimczak sugeruje powiązania MOPR (WOPR) z patologiami.
Andrzej Colonel Remiszewski
PS. Nadal zachowuje sobie prawo do nie milczenia i występowania jako żeglarz i komentator, który wystęuje jako prezes tylko wtedy, jeśłi się podpisuje tą funkcją.
Widzę na przykładzie działalności edukacyjnej w naszym klubie, że osoby dbające o bezpieczeństwo swoje i osób na pokładzie, mimo że nie są zobowiązani do posiadania patentu (poniżej 7,5 m lub 10 kW) i tak przychodzą na spotkania warsztatowe w naszym klubie, bo chcą wiedzieć więcej. Te spotkania prowadzone są dla chętnych i bezpłatnie, łącznie z zajęciami praktycznymi na wodzie.
Żyj wiecznie !
Roman
Pozostanę w opozycji do Zbigniewa Klimczka. Nie ma jakości szkolenia, jest tylko poziom egzaminowania. To poziom egzaminowanie wymusza jakość szkolenia nie na odwrót. Z drugiej jednak strony jak tu wymyśleć kilkadziesiąt pytań do teoretycznego testu na żeglarza jachtowego?
Ponadto bezpatencie to nie jest stan kiedy na piękne oczy wypożyczą tobie jacht, tylko wtedy gdy to nie jest dokument prawem wymagany.
Jaka jest długość lewarka zmiany biegów?
Mariusz port Mielec