ZALANY WODĄ SILNIK
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
--------------------------------------
Przygoda z silnikiem w porcie Nexo.
Był to lipiec lub sierpień 2006 roku. Sprawowałem „dumne” stanowisko „Chiefa” maszynowego na kołobrzeskim katamaranie m/s „Jantar”, który pływał tak jak i obecnie na trasie Kołobrzeg – Nexo z turystami. Do Nexo przychodził o godzinie 1130 a wychodził o 1700 do Kołobrzegu.
Około godziny 1430 na statku pojawił się nieznany mi człowiek przedstawiając się jako Kapitan stojącego w basenie jachtu, którego nazwy nie pamiętam tyle, że był z Trójmiasta. Jacht był zacumowany w basenie niedaleko „Jantara”. Miałem zatem 2 godz na pomoc.
Z opowieści Kapitana wynikało, że nie mogą uruchomić /nowego zresztą bo zamontowanego chyba przed dwu tygodniami/ silnika, chyba Hondy? Było jeszcze trochę czasu do wyjścia więc poszedłem na jacht. Mimo, że akumulator był w pełni naładowany to wał silnika ani drgnął gdy załączono rozrusznik na moment – słychać było tylko stuk bendiksa.
Oczywiście według „nowej mody” silnik nie posiadał żadnej korby, a przy pomocy ciągnięcia paska wału nie dało się obrócić wału ani trochę. Żeglarze powiedzieli mi, że po dobiciu do kei dnia poprzedniego zapomnieli zamknąć zawór dolotowy wody do silnika w dnie jachtu.
Podejrzewając różne rzeczy w pierwszej chwili wyciągnąłem bagnet do kontroli poziomu oleju i tu niespodzianka bo przez otwór małą fontanną zaczęła wypływać oliwa. Zatem cały karter był pełen wody, którą od razu poleciłem spuścić przez korek spustowy oleju. To jednak nie pomogło bo wałem dalej nie dało się obracać. Wniosek zatem prosty. Źle zabudowany odlot wody w rurze wydechowej i grawitacyjnie został zalany jeden z cylindrów, który miał po odstawieniu otwarty zawór wydechowy. Przy pierwszej próbie uruchomienia zawór się zamknął a wał korbowy stanął na sztywno bo woda nad tłokiem nie pozwalała na jakikolwiek ruch.
Jako, że czasu nie miałem wiele szybko odkręciłem mocowanie wtryskiwaczy podnosząc je trochę dużym śrubokrętem /bez rozkręcania przewodu wtryskowego – korzystając z jego sprężystości/ i zakładając klucz na łeb śruby mocującej koło pasowe poczęliśmy powoli obracać wałem. Oczywiście z jednego gniazda zaczęła wypływać woda. Gdy udało się obrócić wałem dwa razy poprosiłem o uruchomienie rozrusznika /silnik nie mógł zastartować bo nie miał przecież kompresji/. Po kilkunastu sekundach pracy rozrusznika i wydostawaniu się spod wtryskiwaczy już tylko mgły wodno-paliwowej. Dokręciliśmy mocowanie wtryskiwaczy a olej został uzupełniony do poziomu minimum /załoga posiadała na dolewki ale nie na wymianę/.
Zastartowany silnik zaczął pracować, a w karterze była niestety emulsja wodno-olejowa z oleju typu HD i wody.
Wiedząc z doświadczenia, że emulsja to też środek smarny choć nie tak dobry jak czysty olej powiedziałem Kapitanowi , że może wyjść z portu na małym obciążeniu i aby silnik raczej pracował krótko.
Udało mi się zakończyć te prace niedługo przed odejściem "Jantara" i jeszcze widziałem jak żeglarze wyszli z portu na tym silniku.
Po jakimś czasie zobaczyłem ponownie ten jacht w Nexo. Oczywiście poszedłem na jacht gdzie załoga /inna, bo jacht czarterowy/ poinformowała mnie, że silnik w Trójmieście został w ramach gwarancji wymieniony i na nowo zabudowany i nie sprawia żadnych kłopotów.
Zapewne tym razem odlot chłodzenia był już zabudowany prawidłowo.
Wniosek zatem: "nie tylko kamizelki" ale i "kingstony".
Był to lipiec lub sierpień 2006 roku. Sprawowałem „dumne” stanowisko „Chiefa” maszynowego na kołobrzeskim katamaranie m/s „Jantar”, który pływał tak jak i obecnie na trasie Kołobrzeg – Nexo z turystami. Do Nexo przychodził o godzinie 1130 a wychodził o 1700 do Kołobrzegu.
Około godziny 1430 na statku pojawił się nieznany mi człowiek przedstawiając się jako Kapitan stojącego w basenie jachtu, którego nazwy nie pamiętam tyle, że był z Trójmiasta. Jacht był zacumowany w basenie niedaleko „Jantara”. Miałem zatem 2 godz na pomoc.
Z opowieści Kapitana wynikało, że nie mogą uruchomić /nowego zresztą bo zamontowanego chyba przed dwu tygodniami/ silnika, chyba Hondy? Było jeszcze trochę czasu do wyjścia więc poszedłem na jacht. Mimo, że akumulator był w pełni naładowany to wał silnika ani drgnął gdy załączono rozrusznik na moment – słychać było tylko stuk bendiksa.
Oczywiście według „nowej mody” silnik nie posiadał żadnej korby, a przy pomocy ciągnięcia paska wału nie dało się obrócić wału ani trochę. Żeglarze powiedzieli mi, że po dobiciu do kei dnia poprzedniego zapomnieli zamknąć zawór dolotowy wody do silnika w dnie jachtu.
Podejrzewając różne rzeczy w pierwszej chwili wyciągnąłem bagnet do kontroli poziomu oleju i tu niespodzianka bo przez otwór małą fontanną zaczęła wypływać oliwa. Zatem cały karter był pełen wody, którą od razu poleciłem spuścić przez korek spustowy oleju. To jednak nie pomogło bo wałem dalej nie dało się obracać. Wniosek zatem prosty. Źle zabudowany odlot wody w rurze wydechowej i grawitacyjnie został zalany jeden z cylindrów, który miał po odstawieniu otwarty zawór wydechowy. Przy pierwszej próbie uruchomienia zawór się zamknął a wał korbowy stanął na sztywno bo woda nad tłokiem nie pozwalała na jakikolwiek ruch.
Jako, że czasu nie miałem wiele szybko odkręciłem mocowanie wtryskiwaczy podnosząc je trochę dużym śrubokrętem /bez rozkręcania przewodu wtryskowego – korzystając z jego sprężystości/ i zakładając klucz na łeb śruby mocującej koło pasowe poczęliśmy powoli obracać wałem. Oczywiście z jednego gniazda zaczęła wypływać woda. Gdy udało się obrócić wałem dwa razy poprosiłem o uruchomienie rozrusznika /silnik nie mógł zastartować bo nie miał przecież kompresji/. Po kilkunastu sekundach pracy rozrusznika i wydostawaniu się spod wtryskiwaczy już tylko mgły wodno-paliwowej. Dokręciliśmy mocowanie wtryskiwaczy a olej został uzupełniony do poziomu minimum /załoga posiadała na dolewki ale nie na wymianę/.
Zastartowany silnik zaczął pracować, a w karterze była niestety emulsja wodno-olejowa z oleju typu HD i wody.
Wiedząc z doświadczenia, że emulsja to też środek smarny choć nie tak dobry jak czysty olej powiedziałem Kapitanowi , że może wyjść z portu na małym obciążeniu i aby silnik raczej pracował krótko.
Udało mi się zakończyć te prace niedługo przed odejściem "Jantara" i jeszcze widziałem jak żeglarze wyszli z portu na tym silniku.
Po jakimś czasie zobaczyłem ponownie ten jacht w Nexo. Oczywiście poszedłem na jacht gdzie załoga /inna, bo jacht czarterowy/ poinformowała mnie, że silnik w Trójmieście został w ramach gwarancji wymieniony i na nowo zabudowany i nie sprawia żadnych kłopotów.
Zapewne tym razem odlot chłodzenia był już zabudowany prawidłowo.
Wniosek zatem: "nie tylko kamizelki" ale i "kingstony".
Izydor
Przeczytałem z dużym zainteresowaniem przykład wzorcowej interwencji po zalaniu silnika wodą. To się niekiedy zdarza, m.in. gdy zawiesi się plastykowy zworek w syfonie, który ma zabezpieczać cylindry przed zalaniem.
Przypomnę Czytelnikom prosty trik – jeżeli będziecie mieli przypadek jak Kolega Izydor opisał w NEXO, to spuście cały olej i wygotujcie go w zaimprowizowanej łaźni wodnej z garnka włożonego w drugi garnek (niebezpieczeństwo pożaru) – najlepiej na nabrzeżu. Jeżeli macie czas, to rozlejcie olej do słoików lub butelek i po około jednej dobie zlejcie wierzchnią warstwę (woda zostanie na dnie) przy pomocy rurki.
Tak czy tak silnik - po takiej przygodzie musi być przepłukany świeżym olejem, który wraz z filtrem po płukaniu utylizujemy.
Tak się jeszcze zastanawiam, że podziwiając sprytny pomysł z demontażem wtryskiwaczy (rozumiem, że były osadzone w jarzmach, a nie wkręcane) nie wiem czy nie próbowałbym wykręcać świec żarowych – jeżeli były w tym typie silnika. Co radzi mój znacznie bardziej doświadczony Kolega?
Pozdrawiam
T.L.
----------------------------
PS. W rozwiązaniach które projektuje na jachty ze względów bezpieczeństwa zawsze robię wysoki syfon – tak, aby dłuższe ramię było od strony zaworu. Zwróćcie uwagę również że wylot wody chłodzącej kolektor jest w proponowanym rozwiązaniu marynizacyjnym wpuszczony pionowo bardzo głęboko w rurę wydechową i woda spływa wprost do zamka wodnego. W przewód przed pompę wpinam zwykle gruszkę gumową, aby po dłuższym okresie postoju pompa wody zaburtowej nie startowała na sucho. Jednocześnie zawór zwrotny w pompie stawia na tyle duży opór, że przerywa działanie lewara wodnego.
Ale jeżeli silnik jest mocno poniżej punktu poboru wody (co traktowałbym jako błąd konstrukcyjny), to prawdopodobnie zamontowałbym na dolocie wody elekromagnetyczny zawór od pralki automatycznej (12V). Powinien być sterowany sygnałem z lampki ciśnienia oleju. Logika jest taka, że gdy uruchamiamy silnik jest podawana woda, a jeśli stanie – woda jest natychmiast odcinana.
Doświadczenia i pomysły Kolegów do skarbnicy wiedzy SSI? – wysoce pożądane…
Drogi Don Jorge.
ja tam jestem prostym inżynierem, byłym na dodatek, więc nie wszystko ogarniam, ale czegoś w tej przygodzie nie pojmuję. Na wszystkich jachtach na jakich pływałem był zastosowany dwuobwodowy układ chłodzenie, tj. woda zaburtowa służyła wyłącznie do chłodzenia właściwego medium chłodzącego pracującego w obwodzie zamkniętym. Jakim cudem niezamknięcie tego zewnętrznego obwodu, niezależnie na jakiej wysokości umieszczony jest silnik, mogłoby spowodować zalanie silnika wodą?
No dobrze - może pękł kolektor wydechowy w obszarze chłodzonym, ale co to ma wspólnego z zamykaniem zaworu wody zaburtowej?
Takie poważne uszkodzenie spowodowałoby zniszczenie silnika również podczas pracy. Nie bez powodu silnik wymieniono. Jazda z kolektorem pobierającym wodę musiałaby ten silnik prędzej czy później zniszczyć.
Z niezamkniętym zaworem (nigdy nie zamykałem)--
Stopy wody pod kilem
Marek Popiel
http://whale.kompas.net.pl
Wyjaśnienie jest proste. Zakładamy, że wylot kolektora wydechowego jest poniżej poboru wody (błąd konstrukcyjny jachtu).
Woda pod ciśnieniem hydrostatycznym sączy się przez wirnik gumowy pompy, dociera do kolektora i wlewa się przez rurę wydechową do zamka wodnego. Poziom się podnosi po wypełnieniu zamka i woda dostaje się nad grzybek zaworu wydechowego. Jeżeli jest otwarty wlatuje do cylindra.
Inne przyczyny (w czasie pracy silnika). Pobór wody jest prawidłowy. Ale wlot do rury wydechowej jest zrobiony tak jak w konstrukcji p. Andrzeja Ch. W chwili uruchamiania silnika na dużej fali podawana jest woda (przez pompę w dobrym stanie) do kolektora. Silnik nie startuje od razu – a jacht jest w ruchu w dół fali. Zbyt blisko umiejscowiony wtrysk wody do rury powoduje, że spływa ona po ściance rury wydechowej do komory rozprężnej (w dodatku źle zaprojektowanej – patrz fotografie dzieła Andrzeja Ch.) i silnik odbijając w drugą stronę zasysa wodę przez zawór wydechowy jednego z cylindrów.
W silnikach z wtryskiem pośrednim (z komorą wirową) przestrzeń nad tłokiem jest minimalna. Więc wystarczy kilka mililitrów, aby uszkodzić silnik (woda jest nieściśliwa).
Pozdrawiam. T.L.
Drogi Jerzy!
To moja ostatnia wypowiedź w tym temacie.
Tadeuszowi Lisowi na problem: cyt:
"Tak się jeszcze zastanawiam, że podziwiając sprytny pomysł z demontażem wtryskiwaczy (rozumiem, że były osadzone w jarzmach, a nie wkręcane) nie wiem czy nie próbowałbym wykręcać świec żarowych – jeżeli były w tym typie silnika".
Wtryskiwacze były dociskane na jedną śrubę dociskiem w kształcie "Y" a więc szybkie odkręcanie.
Dlaczego nie wykręcałem świec żarowych nie pamiętam /może był zły dostęp na normalne klucze?/.
Silnik był na pewno poniżej lustra wody.
Markowi Popielowi na problemy: cyt:
" Na wszystkich jachtach na jakich pływałem był zastosowany dwuobwodowy układ chłodzenie, tj. woda zaburtowa służyła wyłącznie do chłodzenia właściwego medium chłodzącego pracującego w obwodzie zamkniętym".
Ja tam nie widziałem żadnej chłodnicy SG i według mnie silnik pracował na otwartym obiegu /dodatkowej pompy wody morskiej nie zauważyłem i rurociągów do tego też/ co dla Bałtyku jest normalne /małe zasolenie/ bo to nie Atlantyk ani morze Śródziemne a pływałem na jachtach po Bałtyku na obiegach otwartych np. na s/y "Śmiały" w 1964 roku gdzie był silnik Puck P-24, na s/y "Nadir" w tych latach też, na s/y "Maria" Ludojada też nie było chyba obiegu pośredniego gdy z Nim pływałem to tyle.
Przyznaję rację, że mogło być pęknięcie w chłodzonym kolektorze.
Nie chcę być upierdliwy w wyjaśnianiu problemów diagnostycznych. Miałem na uruchomienie silnika 2 godziny /bo przecież na Jantarze o 1640 silniki musiały już chodzić/ i to zrobiłem a załoga jeszcze przed naszym wyjściem tzn. przed godziną 17 wyszła z Nexo.
Co do "prosty inżynier" to ja też za takiego się uważam choć mogę napisać mgr inż. z dyplomami zawodowego oficera mechanika /klasy nie wspomnę/ i ponad 45 lat pracy.
Żyj zdrowo i długo!
Izydor
W nawiązaniu do newsa dotyczącego zalania silnika wodą na jachcie czarterowym w Nexo uważam, że każdy z kolegów zabierający głos w tej sprawie nie do końca tłumaczy prawdziwe przyczyny tego zdarzenia.
Wg mnie główną i jedyną przyczyną zalania silnika było nie zastosowanie zaworu zapowietrzającego system chłodzenia silnika. Zawór ten zwą potocznie "baranie rogi". Ma zastosowanie w systemach toaletowych WC (częsty przypadek podtopienia jachtu). Zawór ten stosuje się także w instalacjach napędowych w sytuacji gdy kolano kolektora wydechu jest mniej niż 250 mm ponad linią wody.Zdarza się to przy większych jachtach lub o klasycznej sylwetce i niskiej wolnej burcie. Jest to bardzo częsty przypadek gdy został wymieniony silnik starej generacji (wysoko umieszczony kolektor), na kompaktowy nowy silnik. Nie działa tu argument "a poprzedni silnik działa bez awaryjnie tyle lat" :-))) Zawór ten stosuje się w instalacji po stronie ciśnieniowej pompy wody zaburtowej chłodzenia silnika. Umieszcza się go co najmniej 250 mm ponad liną wodną. Silniki profesjonalnie zmarynizowane (można przypuszczać, że na jachcie czarterowym powinien być zamontowany taki napęd) nie mają błędów konstrukcyjnych w budowie kolektora. Po zalaniu wodą taki silnik potrafi "odpalić" i nasze problemy pozostają odsunięte w czasie. Uszkodzeniu (wygięciu) ulega korbowód zalanego cylindra i wcześniej lub później "wystawi kopyto" wybijając dziurę w bloku silnika (remont nieopłacalny). Zdarza się, że błąd montażowy przytrafia się nawet uznanym serwisom.
Jak się to stało? A gdy kolano kolektora jest zbyt nisko w stosunku do Lw., po zatrzymaniu silnika woda zgodnie z zasadą "lewara wodnego" (wykorzystywany przy ściąganiu wina domowej produkcji z butli ) poprzez pompę wody zaburtowej, wymiennik, kolano kolektora wydechowego spokojnie spływa do pułapki wodnej (nie słusznie nazywanej tłumikiem) a następnie wężem wydechowym zmierza za burtę. Niestety na przeszkodzie staje jej zamknięcie wodne tzw. łabędzia szyja umieszczone tuż pod pokładem. W tej sytuacji po wypełnieniu całej przestrzeni węża wydechowego i pułapki wlewa się do kolektora wydechowego i przez jeden z uchylonych zaworów wydechowych wprost do cylindra. Dzieje się to powoli ponieważ wirnik pompy skutecznie spowalnia ten proces. Niemniej kilka godzin i nieszczęście gotowe.
Mam nadzieję, że moje wyjaśnienia przyczynią się do uniknięcia jednego z podstawowych błędów podczas montażu.
Pozdrawiam.
Jakub Prasolik