Żyjcie wiecznie !
---------------------------------------------------------------
Mój audyt funkcjonowania Ustawy o Sporcie
Należałem do osób, które po latach „pisaniny”, poczuły się usatysfakcjonowane zapisami Ustawy o sporcie i zmianami w Ustawie o żegludze śródlądowej.
Nawet przeczytanie Rozporządzenia MSiT o uprawianiu turystyki wodnej nie popsuło mi nastroju. Jak się okazało było zbyt mało wnikliwe. Po stwierdzeniu tego faktu wdałem się w dyskusję z urzędnikami tegoż ministerstwa. Na wstępie stwierdziłem, że moim partnerem w dyskusji jest Departament Sportu Wyczynowego. To było zdumiewające stwierdzenie po latach przekonywania ministerstw, że żeglarstwo rekreacyjne czy jak obecnie nas nazwano, turyści wodni, nie jest w żadnym wypadku sportem. A tu proszę, awansowano nas o stopień wyżej a właściwie najwyżej. Wyczyn - to jest to! Informuję, że w MSiT istnieje Departament sportu masowego, przecież tu jest nam bliżej.
Choć ja jak mantrę powtarzam słowa sir F.Chichestera, że żeglarstwo to nie sport to charakter.
Co się nam ostało z tych dokumentów, informuje ministerstwo;
- prawo do egzaminowania mają właściwe polskie związki sportowe lub podmioty upoważnione. Upoważniono dotychczas 12 podmiotów i jak z dumą mnie informują – nie zanotowano żadnych skarg na działalność tych związków
- ministerstwo nie zatwierdza programów szkolenia a każdy związek i podmiot sam sobie rzepkę skrobie!
- MSiT nie ma wpływu na treści w nim (programie) zawarte
- ... i kilka innych „oczywistych oczywistości” bez znaczenia dla sprawy.
- sorrry, jeszcze jedna informacja, że ministerstwu nie są znane żadne wystąpienia w sprawach z tym związanym ze strony ISSA Poland.
- i jeszcze co do ISSA Poland – zgodnie z Ministra Sportu i Turystyki oraz Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, nie obejmuje ono obowiązku zatwierdzania programów szkolenia a „tylko” dotyczą obiektów i kadry egzaminującej
Jak wygląda rzeczywistość? Zgodzicie się ze mną, że jeśli akt wykonawczy do jakiejś ustawy zawiera takie coś, co nazwane jest Zakres wymagań egzaminacyjnych i zawarte jest w załączniku nr 4 do Rozporządzenia o uprawianiu turystyki wodnej, to dla każdego szkolącego jest to wiążące., Może coś dodać ale nie odjąć.
Ministerstwo mija się wyraźnie z prawdą, że programy nie leżą w ich gestii. Jak więc? Ustala wytyczne... i twierdzi, że nie ma wpływu na program?! Wniosek- rozmowy o przewietrzeniu programu szkolenia PZŻ ( to nie przejęzyczenia – zał. 4 w tym zakresie zawiera tekst prawie identyczny z tym wiszącym na stronie PZŻ). O tym na koniec a na razie o rzetelności informacji z MSiT.
Te 12 podmiotów upoważnionych, to w zasadzie stoi za tym PZŻ, ponieważ dzisiaj egzaminować mogą obok „uczonych” z AWF tylko osoby posiadające stopień Instruktora Żeglarstwa PZŻ.
Innym zamknęło drogę Rozporządzenie Ministra Sportu i Turystyki oraz Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej.
Znowu minięcie się z prawdą, ale jeśli to mało, to urzędnicy brną dalej twierdząc, że nie było żadnych reklamacji ze strony ISSA oraz wystąpień.
Były i to już w sezonie 2010/2011, na podstawie treści Ustawy. Jedno zaginęło a drugie odrzucono pod bzdurnym, pretekstem. W grudniu w tej sprawie wyszły dwa pisma, obok ISSA Poland wystąpił też SAJ. Jak „rzuciłem” tymi pismami urzędnikowi na biurko, okazało się, że i owszem pisma są, są zaopiniowane i Departament Prawny przygotowuje odpowiedź.
Takie postępowanie graniczy już z pospolitym krętactwem.
Obecny efekt Ustawy o sporcie i o żegludze śródlądowej jest prawie żaden, to smutna prawda. Beneficjentami bezpatencia są głównie prywatni właściciele jachtów. Czarterownie z reguły odmawiają wypożyczania jachtu osobie bez patentu. Zniesienie monopolu PZŻ jest fikcją.
Tama dla instruktorów „innej maści” sprawę załatwiła. Żeglarz z patentem instruktorskim np. RYA nie ma prawa egzaminowania. Toż to paranoja. Jest duża część Instruktorów PZŻ godnych szacunku, ale cała reszta nawet się nie umywa do wiedzy i doświadczenia szkoleniowca z RYA. Niewielu takich znam, ale żaden z nich nie jest młokosem polującym na tanie wakacje. Jako KWŻ na dużych zgrupowaniach miałem więcej kłopotów wychowawczych z 15. instruktorów niż z 80. kursantów. Książkę by można napisać o ich wyczynach.
Zniesmaczony kończę ten wątek i powracam do sprawy nowelizacji Rozporządzenia o uprawianiu turystyki wodnej.
Zgodnie z moimi zainteresowaniami ograniczę się do spraw szkoleniowych, w kontekście treści załącznika 4 pkt 1.
Z niewielkimi zmianami program szkolenia na żeglarza jachtowego pochodzi prawie że z okresu postalinowskiego. Z „rewolucyjnych” przemian jest tylko skreślenie z programu „Historii żeglarstwa” a później ograniczenie z budowy jachtów do ”znajomość podstawowych części jachtu”. I tak jest to fikcją, bo z tego co piszą do mnie uczestnicy egzaminów, to radosna twórczość w testach kwitnie aż za bardzo.
Zadałem sobie jakiś czas temu podstawowe pytanie, skoro państwo czując się odpowiedzialne za bezpieczeństwo obywateli wprowadza obowiązkowe patenty to o jakie umiejętności i wiedzę chodzi z punktu widzenia bezpieczeństwa.
Wychodzi mi prosta odpowiedź, zresztą stosowana w innych państwach, które też reglamentują dostęp do żeglarstwa. Adekwatnie do samochodowego prawa jazdy delikwent powinien
- umieć prowadzić samochód i manewrować nim
- znać kodeks drogowy
- znać znaki drogowe
Analogicznie w naszym przypadku powinno interesować państwo wyłącznie:
- umiejętność manewrowania jachtem
- znajomość przepisów
- umiejętność korzystania z locji
- problemy bezpieczeństwa żeglugi, w tym meteorologia
Maluchy z Optymistek nie mając pojęcia o teorii czy budowie, prowadzą jachty w silnych wiatrach, jak nie potrafi wielu starszych żeglarzy. Wiedza w tym zakresie powinna być wyłączną sprawą każdego, kogo interesuje żeglarstwo i koniec. Żeby daleko nie szukać, w Chorwacji interesują u egzaminowanego głównie znajomością przepisów i locji.
Stawiam wniosek – przy nowelizacji totalnie przewietrzyć program, czy ja chce ministerstwo zał. 4 w tym zakresie. Reszty dokonają związki i podmioty.
Co jeszcze z szczegółów wymaga przynajmniej dyskusji. Trochę truizmów – żeglowanie składa się w zasadzie z dwóch etapów; poruszania się po wodzie i manewrów związanych z wchodzeniem, wychodzeniem z przystani, marin, portów. To się nie zmienia od lat, od kiedy w 1956 roku zaczynałem przygodę z żeglarstwem. Zmieniły się obecnie w sposób zasadniczy mariny i jachty. Wtedy nikt nie słyszał o silnikach na jachtach, nawet morskich. „Pietrka” burłaczyłem przez Kanał Piastowski w obie strony. Kilka jachtów przy pomoście, góra a teraz setki. Zakaz wchodzenia na żaglach a i włosy się jeżą na myśl jaki tam majątek stoi. To wszystko powinno zdeterminować, wymusić zmiany w szkoleniu. Należy sobie odpowiedzieć na zasadnicze pytanie, co dzisiaj jest potrzebne żeglarzowi aby bezpiecznie dla siebie i otoczenia żeglować? A potem od nowa napisać wytyczne egzaminacyjne – co jest absolutnie w gestii MSiT. Należy położyć nacisk na manewry portowe na silniku. Mamy porty z mooringami, stajemy boja –pomost, kotwica –pomost, przy Y-bomach. Konia z rzędem kto wskaże kto tego naucza.
Jak żeglarz wyjdzie na wodę i wykona lepiej lub gorzej zwrot, nic się nie stanie.
Na koniec pozwolę sobie zakwestionować potrzebę kilku manewrów.
Dochodzenie do boji i odchodzenie ma swój rodowód z mojej młodości. Jachty bez silników i w porcie stawiano boje manewrowe. Przy wychodzeniu wywoziło się bączkiem cumę, ściągało jacht do boji i można było przy każdym kierunku wiatru stawiać żagle i wychodzić w morze. Przy wchodzeniu to samo, dojście do boji manewrowej, zacumowanie, sklarowanie i zholowanie się do pomostu. Po co to komu dzisiaj. Po co dzisiaj tłuc godzinami dochodzenie i odchodzenie od pomostu na żaglach. Jak facet pływa na małym akwenie, w klubie, to i tak zna to na pamięć.
No i muszę to napisać, manewr klasyczny „człowiek za burtą” na śródlądziu uważam za niebezpieczny. Oddalanie się od tonącego to stres dla niego i zagrożenie, że nie wrócę poprawnie aby go podjąć. Mamy silnik, mamy możliwość stanięcia w dryf, jak tonący straci przytomność to i tak ktoś musi z kołem i liną wyskoczyć. Manewr ten to masakra na egzaminach i po co?
Symulowanie „człowieka za burtą” przez wyrzucenie koła lub czerpaka to kolejny nonsens. Problemem jest głównym przy ratowaniu, wyciągnięcie człowieka na pokład. Mówimy o śródlądziu gdzie na szczęście wiele jachtów ma otwarte rufy, ale są i takie z zamkniętą rufą. Kto nie wciągał człowieka z wody i to takiego co nie współpracuje, nie ma pojęcia o skali trudności. Przed wielu laty małżeństwo wynajęło jacht i skippera na rejsik po morzu. Wypadł im i nie potrafili go wciągnąć więc przywiązali go przy burcie i popłynęli do portu. W porcie okazało się, że zmarł z wychłodzenia.
Udawanie, że ucząc tego manewru unikamy tragedii jest niesłuszne. Trudne warunki żeglarz śródlądowy ma spędzać na brzegu, ale często nie spędza. Kto uczy refowania w biegu?
A kto sprawia, że jachty płynące w silnym wietrze, zwijają foka a nie ruszają grota. Jest teoria, to dlaczego nie uczy się, że jest to zabieg niebezpieczny w bardzo silnym wietrze.
Po jaką cholerę tyle węzłów? Znam wszystkie i jeszcze więcej a używam knagowego, do łączenia lin, ratowniczego jako pętla cumownicza, rożkowy... i basta.
Mało kto potrafi zawiązać węzeł ratowniczy będąc w wodzie a szarpanie na egzaminie za linę, symulujące holowanie topielca za łódką jest śmieszne.
Komendy, hańba naszych żeglarzy zagranicą, na szczęście coraz mnie skipperów je stosuje.
Ale przestańmy ich uczyć – to anachronizm wojskowo-harcerski.
Na pewno nie wyczerpałem listy spraw do usunięcia lub dodania. To tylko moja podpowiedź dla tych co podejmą trud ostateczny.
Zbigniew Klimczak
Przewodnikzeglarski.pl
A żeglarzy-sportowców owszem, ale mówi ona o zasadach tworzenia reprezentacji, związkach sportowych, ferderacjach sportu i innych tym podobnych - nas mało interesujących sprawach.
Żeglarstwo regulują trzy ustawy:
Nasz problem polega na tym, że państwo powierza część swych kompetencji "właściwym związkom sportowym", zamaist własnym organom - bez zachowania konkurencji przynajmniej na etapie wyboru.
A z refleksjami Zbyszka co do wymagań egzaminacyjnych się zgadzam - środowisko liberalizatorskie wnioskowalo o zmiany na etapie tworzenia rozporządzeń i nie zostalo wysłuchane.
Andrzej Colonel Remiszewski