STOPNIOWANIE TRUDNOSCI Z DZIECMI NA JACHCIE
Lektura na Swięta.
Ja bym wolał, gdybyście ostrożnie zaczęli od Bornholmu. Gotland to kolejny krok. Cieszy mnie zarówno ambicja, jak i rozsądek. Niby to oczywiste, ale ja tak na wszelki wypadek, zwłaszcza, że Swięta Wielkiej Nocy już tuż, tuż, czyli czas na rozmyślania. Relacje Marcina Jackowskiego Czytelnicy SSI mieli już okazję poznać (patrz wyszukiwarka na lewym marginesie).
Dziś korespondencja z rejsu rodzinnego - trzypokoleniowego. Brawo, brawo, zwłaszcza dla Seniora, bo to on pokazał drogę, wdrożył, a teraz się raduje. Ten news pachnie dydaktyzmem, ale dobrych wzorów nie ma co się wstydzić.
Moja uwaga "doktrynalna" - uważam, że pańswtwo Jackowscy już "dorośli", aby żeglować "na swoim i za swoje".
Zaczęli od "za swoje".
Pochwała kamizelek !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
-------------------------------
PS. Do wszystkich Autorów. Miejcie litość - przysyłajcie fotki skompresowane i w dietetycznym formacie "jpg"
--------------------------------
„SWOBODNA ŻEGLUGA MORSKA TO JEST TO”
- część trzecia dla odmiany z dziećmi

Witaj Don Jorge,
Tak wyszło, że od wakacyjnych rejsów już szmat czasu minął. Ponieważ nadal nie jestem armatorem, więc żegluję na wyczarterowanym jachcie. Ale jest to jacht sprawdzony i bardzo zadbany. Tak często przywoływane na SSI motto „Za swoje i na swoim” u mnie brzmi „Za swoje i ze swoimi dziećmi/ przyjaciółmi”.
Przygotowania do rejsu:
Rejs z dziećmi wymagał trochę innych przygotowań, choć wcale nie mniejszych i banalniejszych od poprzednich przygotowań rejsów po pełnym morzu.
Akwen – Zalew Szczeciński – dobry na początek, by zachęcić, a nie wystraszyć. A jak pogoda się trafi i uda się to wyjście na otwarty przestwór oceanu … ach te marzenia. Wracamy na ziemię, mapy – sprawdzamy czy jeszcze aktualne, czy z kapoczków dzieci wyrosły, czy jeszcze nie w tym roku.

W ruch poszły: Locja Jerzego „Porty wschodnich Niemiec” oraz drukowane w zeszłym roku w "Żaglach" locje polskich portów Zalewu Szczecińskiego. Z właścicielem jachtu (tak jak w ubiegłych latach – jacht to mały, ale dzielny Albinek s/y PASSER POL-3881) uzgodniliśmy kwestie dodatkowego wyposażenia jachtu i drobnych usprawnień.
Odświeżyłem adresy stron www z dobrą prognozą dla żeglarzy, z ostrzeżeniami nawigacyjnymi w rejonie żeglugi. "Praktyka bałtycka", locje, światełka, sieci, materiały z SRC po raz kolejny poszły w ruch, bo wiedzy nigdy za dużo (warto przypominać takie rzeczy szczególnie jak się pływa 2-3 tygodnie w roku).
Plan:
Zaczynamy i kończymy po siedmiu dniach w Świnoujściu w marinie. Plan, choć niezbyt szczegółowy jest prosty – pokazać dzieciom uroki żeglugi bez pośpiechu, dla przyjemności. Oczywiście jakiś cel trzeba mieć. No niech będzie: popływać po Zalewie i miło spędzić czas. Zobaczymy co na to Neptun i jaki będzie wiatr.
W czasie rejsu ma być miło i bezpiecznie (Zbieraj), czytaj bez brawury i w kamizelkach. Przekonywanie się do kamizelek mam już za sobą, teraz czas zaszczepić ten dobry nawyk w kolejnym pokoleniu żeglarzy.
Załoga:
Płyniemy w licznym gronie: mój ojciec Tomasz, syn Maciek (lat 13), córki Gabrysia (lat 9) i Helenka (lat 6), i autor relacji Marcin Jackowski.. Ojciec, który wkręcił mnie w żeglarstwo, za co mu jestem niezmiernie wdzięczny, też jest żeglarzem, co prawda szuwarowym, ale otwartym na zmiany :-).
Rejs:
Sobota 11 lipca. Zjawiamy się wściekle rano w Świnoujściu. Okazuje się, że do przejęcia jachtu mamy sporo czasu. Śniadanie, plaża, lody, słodkie nic nie robienie. Wreszcie ostatnie zakupy i o 1130 przejmujemy jacht. To już mój trzeci rejs na PASSERZE, więc poczułem się jakoś tak jak w dobrze znanym miejscu, jak u siebie. Dla załogi to nowy jacht, więc szybkie szkolonko z zasad bezpieczeństwa. Kamizelki, kamizelki i kamizelki, i cała reszta absolutne minimum dla dzieciaków. By tylko ruszyć. Zapasy zaształowane, o 1430 oddajemy cumy i zaczyna się WIELKA PRZYGODA!
Na Kanale Piastowskim dzieci sterują i uczą się wszystkiego, co nowe w ich otoczeniu. Obiad jemy jeszcze na kanałach. Na Zalewie delikatny wiaterek 2-1 N, kurs Nowe Warpno, po drodze kolejne lekcje praktycznego trzymania kursu. W przystani stajemy o 1800, wita nas wesoły bosman. Prąd, prysznice i wszystko co trzeba jest na miejscu. Trudy nocy w podróży dają się we znaki załodze, padamy zaraz po kolacji. Nie przeszkadza nam impreza w przystani i śpiewy do późna.
Nowe Warpno
. 
Niedziela 12 lipca. Z synem zwiedzam Nowe Warpno: Rynek, ratusz, kościół kilka uroczych budynków szachulcowych. Tymczasem na kei (w kamizelkach) córeczki zaznajomiły się z wędkarzem i podziwiały prawdziwe, żywe rybki prosto z wody. Po kilku rundach negocjacji okonki i płotki wracały do wody a dziewczynki kibicowały dalej i czekały na taaaaką rybę. (Foto 1. W Nowym Warpnie).
O 1100 ruszamy pod genuą przy południowym wiaterku (1S, potem 2 SE do 2E). Przechodzi deszcz, zmiana frontowa i do Ueckermünde mamy pod wiatr (3W). Jak pada jest fajnie, bo komary nie tną, ale po deszczu do późna w kabinie trwa walka na śmierć i życie. Zwiedzamy miasto. Jest zadbane, senne, ale i tak ma fajny urok i klimat. Szczególnie podobają się rzeźby zwierząt na „targu rzeźnym”. Obowiązkowo lody dla dzieci, pszeniczne – half weiss - dla dorosłych.
/
Ojciec, dziadziuś, żeglarz)
.
Poniedziałek 13 lipca. Następnego dnia poznajemy sympatycznych Niemców z jachtu "Barbara". Podwożą nas do miasta na zakupy. Nadal wieje z zachodu (2, 2-3, 3 i znowu 2 W), więc po starannym ominięciu mielizn mozolnie halsujemy w stronę ruin mostu kolejowego. Na obiedni popas stajemy w Karninie – na prawo przed mostem. Most kolejowy, w zasadzie jedno przęsło, bardzo ciekawa i pomysłowa konstrukcja. Szkoda, że nie działa, zobaczyć go w czasie podnoszenia to musiał być ciekawy widok.
 
Most
.
Po obiedzie w końcu jak gentlemani – z wiatrem – płyniemy do „stolicy” wyspy Uznam. Sceneria jak na Mazurach, boczny tor do Usedom dobrze oznaczony, choć pod koniec sonda piszczy, że płytko, że za płytko, że już orzemy muł ale jakoś siłą rozpędu dobijamy do …… do NRD. Cofamy się w czasie do lat 80-tych ubiegłego stulecia. Stajemy, przy – chyba prywatnych – pomostach, kawałek dalej za wejściem do baseniku portowego. Dzieci z wielkim entuzjazmem schodzą na ląd i ruszają na odkrywanie „miasta”. W tym wieku do szczęścia wystarcza małe podupadłe miasteczko, którego lata świetności – jeśli kiedykolwiek były – już dawno przeminęły. Pamiątkowe zdjęcia można zrobić dosłownie wszędzie, wystarczy odrobina wyobraźni. Jest po 1900, więc nie działa nic, dosłownie nic, nawet lokalny bar w porcie właśnie zamykają. Kolejna runda walki z komarami.
Wtorek 14 lipca. Dewizą rejsu stały się późne śniadania, no stress i brak pośpiechu. Po drugim śniadanku o 1100 na żaglach wychodzimy z Usedom. Później na Usedom See wiatr odkręca i na silniku docieramy do toru na Małym Zalewie. Tego dnia wiatr się zmienia i kolejno wieje z S, NW, N, NE maksymalnie 2 w skali Beauforta. Kolejno dzieci zmieniają się za sterem i uczą się utrzymywania kursu. Zabawa, zabawa i jeszcze raz zabawa, dużo śmiechu i mistrzem w sterowaniu zostaje Helenka – najmłodsza uczestniczka rejsu. Córunia szepcząc coś czule do jachtu potrafiła zaczarować go tak, by był jej posłuszny z dokładnością do „stopnia”. Starsze dzieci też oczywiście dawały sobie radę – jednak nie udało im się zaczarowanie jachtu tak jak Helence. Mamy co doskonalić w kolejnych sezonach. Chcieliśmy tego dnia dopłynąć do Wolina. Niestety na Zalewie chmury, mgły i słabnący wiat, jakaś dziwna parność. Nie wiedziałem co z tego wyniknie, aż tak mnie nie ciągnęło by sprawdzić czy będzie flauta czy szkwały. Szybka zmiana planów i odwiedzamy Ueckermünde po raz drugi. W miasteczku odkrywamy nowe atrakcje – wielką ławkę, ciekawe żaglowce stojące tu na noc.
Środa 15 lipca. Od rana wieje 3NW, choć tego w mieście prawie nie czuć. Zbieramy się wcześniej (1030) i najpierw boja bezpiecznej wody, później boje na torze z Małego na Wielki Zalew. Uparcie kierujemy się do Wapnicy. Trzymamy się wyznaczonego toru i znaków opisanych w locyjkach Jerzego z „Żagli”. Jednego dnia było i z wiatrem, i w połówce, i trochę halsowania na finiszu. O 1600 cumujemy w Wapnicy. Po wizycie w Usedom wielkich nadziei sobie nie robiłem. Tym większe było moje zaskoczenie, że pomimo lokalizacji na uboczu Wapnica to bardzo fajny port. Odniosłem takie wrażenie, ze wieś/ gmina z głową podchodzą do turystyki: port z infrastrukturą, bar ze świeżą rybką, wytyczone szlaki spacerowe – Jezioro Szmaragdowe, punkt widokowy w miejscowości obok – dech zapierający widok Zalewu Szczecińskiego. Trochę brak porządnego sklepu, ale będą turyści to i sklep się pojawi. Z drugiej strony co niezbędne do życia dostajemy i tu: chleb, pomidory, lody, itd. … .
/
Stara Świna
.
Kusiło mnie, by trochę nadłożyć drogi i odwiedzić Trzebież, lecz po artykułach na SSI oszczędziłem rodzinie atrakcji w postaci wizyty w zrujnowanym porcie. Późniejsze informacje z SSI i od znajomych tylko potwierdziły, że Związunio robi wiele by już żadne pokolenie żeglarzy nie miało wspomnień związanych z tym miejscem.
Czwartek 16 lipca. Bardzo wcześnie jak na nasz wakacyjny rytm, bo o 1000 ruszamy w drogę do Wolna. Początkowo nawet coś delikatnie podwiewa. Na przemian to 1NNE, to zero, to 1NNE, to zero. Drogę do boi przy torze wprowadzającym na głęboczkę pokonujemy połowicznie na żaglach, połowicznie na silniku. Koło tej boi mijają nas 23 jachty z PYC Malmo, które odwiedziły ojczyznę. W porcie Wolin bardzo tłoczno, ale dla małego PASSERA (wróbelka) zawsze miejsce się znajdzie.
/
Załoga w komplecie
.
. Pomimo odwiedzin przez liczną grupę polonijnych żeglarzy, w porcie cały czas panuje cisza i spokój. W Wolinie spotykamy znajomą załogę z niemieckiego jachtu "Barbara".
Piątek 17 lipca. Rano zwiedzanie Wolina. Runy, warsztaty rzemiosł dawnych, wojowie, kurne chaty, wystawy multimedialne. Czyli dało się zrobić ciekawe miejsce, gdzie każdy uczestnik wycieczki znajduje coś ciekawego od zabawy aż po konkretną lekcję historii. W południe ruszamy w drogę powrotną, niestety piękna wyżowa pogoda nie daje nam szans i po godzinie zmieniamy żagle na silnik. I tak już do końca dnia, aż do samego Świnoujścia, gdzie cumujemy o 1700 w marinie północnej.
Dzieci na pamiątkę otrzymują książeczki żeglarskie z wpisanym rejsem, portami i pierwszymi milami morskimi.
Sobota 18 lipca. Rano dzieci z dziadziusiem wracają do domu, a ja czekam na następną załogę, z którą ruszę w rejs na Gotlandię. Ale to już w kolejnej relacji.
Podsumowanie:
7 dni, 108 mil morskich, 3 pokolenia żeglarzy, jedna wspólna przygoda. Odwiedzone porty: Świnoujście, Nowe Warpno, Ueckermünde, Karnin, Usedom, Ueckermünde, Wapnica, Wolin, Świnoujście.
Rejs był rodzinny, rekreacyjny, bez pośpiechu i odbył się bez żadnych incydentów i groźnych wydarzeń. Na wodzie wszyscy byli cały czas w kamizelkach. Na kejach i nadbrzeżach, gdzie często bawiły się dzieci, też panował zwyczaj noszenia kamizelek.
Polecam akwen Zalewu Szczecińskiego, jako miejsce na pierwsze morskie doświadczenia dla jeszcze niezdecydowanych „szuwarowych” braci żeglarzy. Z Zalewu na Wielką wodę już naprawdę tylko krok. Polskie porty tej części wybrzeża, dzięki inwestycjom współfinansowanym ze środków UE w niczym nie odstają od standardów, które tak często chwalimy na SSI opisując zamorskie kraje. Oczywiście można poprawić jeszcze to i owo. Nie spotkaliśmy się podczas całego rejsu z niedziałającymi prysznicami, czy brudnymi sanitariatami. Traktuję to, jako stan normalny.
Wniosek:
Swobodna żegluga to jest coś wspaniałego. Za rok też chcemy popłynąć! Może uda się przekonać moją żonę i mamę wspaniałych dzieciaków by popłynęła z nami!

Pozdrowienia,
Rodzinka Jackowskich
----------------------------------------------------
PS.Link do kompletu fotografii z relacji: https://dl.dropboxusercontent.com/u/32568296/Rejs%202015/Fotografie%20rejs%20z%20dzie%C4%87mi.zip
Komentarze
żeglowanie to pewien kompromis Robert Gołąb z dnia: 2016-03-25 11:55:00
powstaje szczególna, międzypokoleniowa więź Józef Kwaśniewicz z dnia: 2016-03-25 15:17:00