JAK ROMAN PIECHOWIAK WITAŁ „ALCZENTO” i „STOVCE”

Dziś relacja Romana Piechowiaka o tym jak żegnał się z Martyniką –

oczekując przybycia dwóch transatlantyckich drobiazgów. Do tego –

pamiątkowa fotka.

.

.

Dziękuję.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

-------------------------------------------------------------------------

Witam Don Jorge,

Tym razem o „ALCZENTO” i „STOVCE” oraz moim (samotnym) okrazeniem Martyniki.

Jest koniec 2021. Jurand ma doplynac na poczatku stycznia. Mam codzienna jego pozycje ze strony SpA.  Czekajac na Juranda na kotwicy jacht zarasta glonami, szkoda. Zagle trzeba wiatrem wyprasowac. Sprawdzic jak dziala piekna mechanika. 

Ruszam dookola Martyniki. Z Fort-de-France na wschod, na Atlantyk. Malo jachtow okraza Martynike w ta strone. Pod wiatr i fale. Tak mowia zeglarze w marinie. Prognoza pogody na najblozsze dni nie odstepuje od normalnosci. Pasat jest, (4 do 5B) fale sa, slonce jest, cieplo i deszczowe szkwaly - są! Pod wiatr „Ultima” plynie dobrze. Samoster w nienagannym stanie. Jedzenia i picia nawet na miesiac. Pare kropli rumu, tego prawdziwego 55°.

Moje wakacyjne zeglarstwo to tylko pare mil dziennie z zatoki do zatoki. Najpierw Anse d’Artets, St. Anne, Baie des Salines. Teraz na polnoc. Zanim wplynie sie do zatoki Vauclin z lewej burty ciagna sie rafy i plycizny. Fale zalamuja sie nad skalami. Biale grzbiety i nieustanny szum zostawiam w nieduzej lecz bezpiecznej odleglosci. Gdyby nie te plastykowe butelki oznaczajace «wnyki» na ryby i langusty byl by to obraz morskiego raju. Nie ma czasu na kontemplacje. Nie wjechac w plywajace z butelkami sznurki skupia cala uwage. Szybko zblizam sie do przejscia miedzy rafami. W morzu zniknela jedna boja podejsciowa. Ta czerwona z prawej burty. GPS nie klamie. Prowadzi srodkiem oddalonych o niecale 200 metrow miekkich fal nad skalami. Twardymi? Przed miastem nie ma jachtow, ani lodzi, ani nic. Tylko sportowe katamarany smigaja gromada przy plazy. Na kotwicy. Rafa dzieli mnie od oceanu. Skutecznie blokujac fale. Oceanu dzis nie tak bardzo spokojnego.  Pierwszy raz spotykam sie z duzymi rafami. Zjawisko OGROMNE! I glosne.

Kolejne dni to zabawa z pejzazem morskim. Plywam tam i z powrotem miedzy rafami. Sobie a muzom. Kliwater maluje obraz dla albatrosow. Noce na kotwicy. Le François, le Robert, le Galion. Przyladek le Galion, na dobre pod wiatr i fale. Wieje do 6B. Zagle zwniniete jak trzeba. Fale nieznosne, mokro. Woda 27°C na szczescie. Przyfrunal tez piach z Sahary. Z radia plyna ostrzezenia dla ludzi z problemami oddechowymi. Na poklad lepka glina z ulewa. Pare wiader morskiej wody da rade nieznosnej pustyni! 

Na polnoc przyladka le Galion zanikaja wielkie rafy i konczy sie z nimi zabawa. Spokoj przyszedl w zatoce la Trinité. Zle ustawionej do wiatru i falal ale z mala rafa (ostatnia) ktora od milionow lat natura buduje jak najlepszy falochron. Mam wrazenie ze w wielu miejscach rafy powstaly na zboczach czesciowo zapadnietych kraterow. Dzis dajac nam spokojne kotwicowiska o formie zblizonej do kregu. 

Zapomnialbym o nocy sylwestrowej gdyby nie radosni kreole i ich fajerwerki z daleka. 

Jurand sie zbliza. Czas przyspieszyc. Na Morzu Karaibskim spokojnie. Pasat przedziera sie miedzy szczytami wyspy i bawi sie zaglami jak kaprysne dziecko. Wiatr zmienia sile i kierunek. Dostosowuje zagle i samoster. Zbyt czesto. Coz innego zostalo?

Spotkanie z Jurandem nie odbylo sie tak jak sie spodziewalem. Wedlug informacji mial przyplynac do Fort-de-France. W godzinach przedpoludniowych. Wiec jak dobry mysliwy ustawiam sie na poludniowym krancu wyspy; Czas mija jachtu nie widac. Plyne na wschod. W ocean. Naprzeciw, moze samotnika wypatrze. Do skaly Le Diamant i dalej w ocean. Pod wiatr, pod fale. Jachtu nie ma zadnego. Uciekl mi maly dran nawet go nie zauwazylem. Z powrotem. Par mil. Mam wizje. W lornetce widze „Alczento”, i „Alczento”. Wszedzie „Alczento”! W koncu lapie pozycje w internecie. Jurand od polnocy plynie a ja szukam na poludniu. Jakie to morze jest wielkie?! Pewnie plynie do Le Marin. To okolo 12 mil i z 9 pod wiatr. Ucieknie mi bohater. Slaby ze mnie mysliwy, tym razem. Za to mam internet i co godzine poprawiona pozycje Alczento. Przecial linie mety. Daje na polnoc. Do Le Marin. Jest przy porcie. Znow plynie. Z powrotem? W morze? Jeszcze Ci malo Jurandzie. Matka Ci dala slawne imie.  Nazwisko sam w Atlantyku wyryles. Kolejna pozycja z internetu. Przy plazy. Stanal wreszcie. Wiec dogonie smialka. Tu jachtow stoi gesto jak na wystawie jakiejs. Doplywam na silniku. Jurand, kolos, z malym dzieckiem na rekach. Jaka ta  lodka jest mala. Malutka. Moje slowa uznania za rejs.


Pare dni po „Alczento” doplywa „Stovka”. Tym razem czekalem w dobrym miejscu. Z daleka rozpoznalem kolor zielony zaglowki. Z bliska ogromna flage «morskiego» narodu. Podplywam, trabie i wiwatuje !  Zeglarz zdziwiony.  Ludek się cieszy sie ze spotkania z nieznajomym. Wymieniamy pare slow. Nie chce przeszkadzac bo on nie ma silnika. Zadzwonilem do Juranda. Wlasnie przyplywa. Razem dwa jachciki przedzieraja sie  przez kotwicowisko. W spokojne miejsce. Gdzie zielony tropikany brzeg wyspy da lepsze schronienie. 

Dla mnie czas powrotu. Powoli, polelum. Najpierw Guadelupa. Przeskok polwiatrem od 0 do 5°B. 1/3 drogi z pomoca silnika. Zatrzymuje sie na kotwicy na les Saintes. Potem w spokojnej zatoce przed Pointe à Pitre gdzie czeka na mnie Grzegorz ze swoim jachtem.On czeka na rodzinna zaloge. 

Mam zamiar oplynac wyspe. Ruszam na wschod, polnoc. Morze karaibskie, pogoda zmienna. Lapie rytm. Plyne w dzien w nocy na kotwicy. Powoli. Wyspa mala i sie nie spieszy. W zatoce les Deshaies stoi Jean i Anne. Ich spotkalem na Kanarach. Kolejny raz chca przetrwac sezon cykloniczny na Grenadynach. Mieli tam klopoty z covidem ale dali rade.

Wieje mocno przez ostatnie dziesiec dni. Do 7°B i fale nawet ponad 5 metrow. Pod wiatr droga prowadzi. Nieskoro. Pod wiatr i morze, polnocna strona wyspy. Znalazlem schronienie w duzej zatoce Baie Mahault. Znow ogromne rafy, plycizny. Szlak wodny wyznaczony bojami. Czesem zmienie kotwicowisko o pare mil a nawet niecala mile. Wizyty na ladzie w zaspalym miasteczku o tej samej nazwie co zatoka. Guadelupe nie oplyne. Strona atlantycka wyspy nie gwarantuje schronien. A ja na polnoc na St. Martin przez St. Barth przecie.

Nareszcie prognoza przewiduje slabnacy pasat i fale znosne. W kanalach miedzy wyspami nigdy spokojnie nie jest. Juz za pare dni...

 

Z Gwadelupy.         

Roman .

 

Komentarze
Brak komentarzy do artykułu