JEDNAK „PRAKTYKA BAŁTYCKA” NADAL ŻYJE

Dawno, dawno temu. Pierwsze wydanie „Praktyki bałtyckiej na małym jachcie” zawdzięczacie ówczesnemu sekretarzowi redakcji miesięcznika ”ZAGLE” – ś.p. Jerzemu Fijce. Robiąc porządki w archiwum redakcyjnym pozbierał gruby plik moich artykułów tworzący serial „nie świeci garnki lepią – weźcie sprawy w swoje ręce, zostawcie kapitanów na pomostach i hajda na Bałtyk”. Jerzy wziął gruby introligatorski zszywacz – trach buch i otrzymałem polecenie udania się z tym do jakiegoś wydawcy – ryzykanta. Ma z tego być książka dla „mazurantów”!  Wydawcą okazał Darek Canowiecki, który specjalnie dla tego zadania założył w Gdańsku wydawnictwo „Ryt”. Dublet debiutantów.

W tamtych dawnych czasach na związuniowych kursach nie uczono o dokumentach jachtów, o dokumentach załogi, o procedurach portowych, o przywilejach kapitańskich, o radionawigacji, o systemie Decca, mało kto wiedział co to jest „Navtex”, czy bałtycka żegluga jachtem mieczowym jest możliwa itd. Kursantom natomiast opowiadano banialuki o „manewrze monachijskim”, o tym że „kuk to nie człowiek”, o „prawie pierwszej łyżki”, o „prostej”, o „Klauzulach” itp.

Z tekstem maszynowego brudnopisu zapoznałem kilku wielkich kapitanów jachtowych. Uśmiechali się z pobłażaniem. Dzieło zostało ocenione jako „antypodręcznik”. Zacząłem zastanawiać się nad wycofaniem, ale Darek- wydawca w przedsięwzięcie już włożył sporo pieniędzy.

Książka ukazała się i ku mojemu zdumieniu „zeszła” błyskawicznie. Adresowana była do skipperów małych, własnych jachtów („na swoim i za swoje”), a tymczasem do dziś otrzymuję meldunki od skipperów całkiem dużych „cruiserów”, często charterowanych. Nikt niech się nie czuje prorokiem w Polsce. Początkowo książki się wstydziłem. Teraz, w epoce internetu i zalewu wysoko profesjonalnych podręczników – sprawa jest co najmniej zagadkowa.

Ten fenomen pojął  ś.p. Zbigniew „Batiar” Klimczak, który wymusił na mnie zgodę na „uwspółcześnione” drugie wydanie („Praktyka bałtycka po latach”) którego był redaktorem i selekcjonerem tekstu..

A ja nadal z palcem w gębie. Czyżby „Praktyka bałtycka” –  ma żyć wiecznie ???

Czytajcie korespondencję Krzysztofa Filipczaka.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

============================================================

Drogi Jurku,

przepraszam, że zawracam głowę tym osobistym mailem, ale jako dydaktyk wiem, że takie drobnostki mogą cieszyć...

 

Minęły 2 lata od naszej mailowej korespondencji (z maja 2020 r.), w której poszukiwaliśmy z kol. Kubą, Twojej "Praktyki Bałtyckiej". Lekturę łapczywie “pochłonęliśmy” zaraz po zdobyciu i z dzisiejszej perspektywy mogę przyznać, że Twoja książeczka była jednym z kamieni milowych w Naszym rozwoju żeglarskim.

  

 

W 2021 r. (ROK później - tyle trwało oswojenie się z myślą, że naprawdę możemy to zrobić), na przełomie czerwca i lipca (wg. zaleceń !), zgodnie z "programem" książeczki, zorganizowaliśmy Nasz pierwszy samodzielny rejs - po Zatoce Gdańskiej. W pięć osób, czyli formalnie kapitan, jego zastępca, 1, 2 i 3 oficer :) … a w rzeczywistości 4’ech żeglarzy jachtowych (ŻJ) i sternik (JSM). Pamiętam, że zaraz po odebraniu jachtu, przytłoczeni ilością informacji (dot. obsługi instalacji jachtowych), gdy armator opuścił pokład (ok godz. 01:00 w nocy) - my, zamiast położyć się spać, zaczęliśmy szukać wskazówek jak wypełniać dziennik jachtowy… 

Ten rejs to był to dla Nas duży krok naprzód. Wcześniej o samodzielnych rejsach morskich nie śmieliśmy myśleć w kategorii "MY".

 

O nasze żeglarstwo nie mieliśmy obaw, "jeziorkowo" byliśmy bardzo opływani (mamy też uprawnienia instruktorskie MIŻ i IŻ PZŻ) - problemem było to czego nie wiedzieliśmy o samodzielnym morskim pływaniu... Zdobywając patent żeglarza (w 1996 r., na J.Drawsko) usłyszałem od bosmana: "łeee... żeglarz jachtowy, to może na DZ'cie trzymać szot od foka."... teraz mam satysfakcję, że z tym swoim żeglarzem (ŻJ) zrobiłem nieco więcej. Od strony formalnej rejs prowadził Kuba (JSM), ja miałem SRC - w praktyce wspieraliśmy się wszyscy we wszystkim.

 

Jeszcze w tym samym roku Kuba "odhaczył" zalew Szczeciński, choć bez "swojej" załogi okupił to silnym stresem :)

 

Natomiast w tym roku (2022 r.) możemy pochwalić się "morskim spacerem" po: Ronne, Ystad, Allinge, Christianso, Svaneke (no i po Świnoujściu, bo jacht był ze Szczecina). Sugerowany przez Ciebie “nocny przeskok” Świnoujście - Bornholm udało nam się zrobić za dnia, pomiędzy 4 rano a 22 wieczorem.


 

Wygląda na to, że do listy “odchowanych” Bałtyckich żeglarzy możesz dopisać kolejne dwie osoby. Wszystko to za sprawą żółto-niebieskich książeczek...

Czytając Twoją "Praktykę Bałtycką" oraz "Bornholm i Christianso" trudno było Nam wyzbyć się wrażenia, że zostały napisane specjalnie dla NAS… i za to oraz za tą książkowo/mentorską obecność przy naszych morskich "pierwszych krokach" chciałbym, w imieniu swoim, Kuby (i załogi) Tobie serdecznie podziękować :)

 

Przyczyniłeś się znacząco do NASZEGO rozwoju J

Dziękujemy Jurku !!!

Krzysztof

------------------------

P.S. Na kolejny rok planów jeszcze nie mamy, ale na półce stoi "nowy" SUND...
i kilka innych niebiesko-żółtych przewodników :)

Komentarze
nieśmiertelna ? Tadeusz Lis z dnia: 2022-06-24 13:09:00