Co raz więcej takich rejsów, coraz bliżej do normalnego żeglarstwa. Tylko jeszcze ta Chocimska nadal nogę podstawia. Suszkowie zarejestrowali się jako wędkarze (bo niby jak to tak bez rejestracji?) i wyruszyli w piękny, rodzinny rejs.
Coś się jednak zmienia i umiejmy się cieszyc z kazdego kroku naprzód. Wyobraźcicie sobie - Bosman portu Dziwnów nie zażądał Karty Bezpieczeństwa. Czyżby czytywał informacje zamieszczane w tym okienku? A może on już sam z siebie wyczuł skąd wieje wiatr ? I kto by pomyślał - gdzie jak gdzie - w Dziwnowie ! A może akurat urodziły mu się bliźnięta ?
Suszkom gratuluję !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
Kliknijcie skipperowi i Załodze "Nadziei"
___________________________________
Rejs: Zalew Szczeciński i Tall Ship Races Szczecin 2007.
Jacht: "NADZIEJA", typ Foka 2, długość: 5,45m. zanurzenie: 0,9m. rejestracja wędkarska, port macierzysty: Łódź.
Skiper: Andrzej, załoga: Danusia, Kuba (do Zlotu Żaglowców), dzieci: Marysia, Jaś
Skipper, Załoga i "Nadzieja"
_______________________________________________________________.
Wodowanie na kempingu „Plaża Wolin”. Sprawnie, mimo braku slipu (w przebudowie) dzięki ratownikom WOPR i ich UAZ-owi. Tutaj też zostawiamy samochód z przyczepą za 10 zł/dobę. Najpierw ruszamy na szlak Dziwny. Most w Wolinie otwierany o godz. 9 i 17. Wygodne nabrzeże przy moście. Nawet są gniazdka elektryczne. Na szlaku Dziwny, na lewym brzegu na wysokości południowego cypla Wyspy Chrząszczewskiej basen portowy w Sierosławiu. Betonowe nabrzeże, solidne polery, slip, dojazd do portu prawie cały z asfaltem, głębokości przynajmniej 1 m., skoszona trawa, żadnego WC, administracji, opłat itp. Jest to punkt etapowy spływu kajakowego wokół wyspy Wolin. Dalej zawijamy do Międzywodzia, Kamienia Pomorskiego, Dziwnowa i ponownie do Międzywodzia. W prognozach co drugi dzień ostrzeżenie o silnym wietrze lub sztormie. Przemykamy się pomiędzy. Czasem przychodzi poczekać na lepszą pogodę.
Na Zalewie Kamieńskim
Pirs w Międzywodziu zasługuje na pierwsze miejsce spośród odwiedzonych przez nas, w czasie rejsu przystani wg kryterium wygody/cena postoju. Jest tu prąd, woda i ubikacje Toi-Toi i nikt nie pobiera opłat. Wygląda, jakby samorząd dla uniknięcia zanieczyszczania brzegu i nadania miejscowości bardziej portowego charakteru poprzez przyciągnięcie jachtów zafundował to wszystko żeglarzom. W zamian trzeba się pogodzić z licznymi zwiedzającymi i łowiącymi ryby wczasowiczami. Bardzo pozytywnie wypada też przystań MOKiS w Kamieniu Pomorskim. Kompetentna obsługa, przyjemne toalety i prysznice, prąd na kei, pralka do dyspozycji, osłonięty basen, ceny przystępne.
W Dziwnowie bosman Urzędu Morskiego nie pyta o Kartę Bezpieczeństwa ale wskazuje miejsce postoju i wręcza klucz do toalet (no i kasuje za to opłatę). 29 lipca z plaży w Dziwnowie widzę jak wzdłuż brzegu płynie Omega z samotnym sternikiem. Ciekawe co to za rejs?
Pomost w Gąsierzynie
Powrót Dziwną wypada przy silnym jeszcze wietrze – czasem mocno gięło mimo małych żagli. Najmocniej dmuchało przed samym Wolinem, gdy już tylko wąski i niski półwysep oddzielał od Zalewu Szczecińskiego. 30 lipca wychodzimy wreszcie na szerokie wody Zalewu Szczecińskiego. Tym razem wiatr jest słaby. Nawet trzeba w końcu odpalić silnik by sprawnie przekroczyć tor wodny i dotrzeć do Trzebieży. Stajemy w basenie COŻ PZŻ bo chwalą się w "Żaglach", że mają pralnię. Na początek nie udaje się odszukać nawet bosmana. Sanitariaty zamknięte a za dziurawym płotem podejrzane towarzystwo. Nazajutrz dowiadujemy się, że pralni wcale nie ma, prysznice są zepsute a opłata wynosi 25 zł. No i podobno bosman widział, że przypłynęliśmy... W odpowiedzi na takie porządki wypływamy czym prędzej z portu bez zapłaty. Po drodze odwiedzamy Gąsierzyno (fajny pomost dla małych łódek w miejscu dawniej sygnalizowanych pali, nabrzeże główne w przebudowie) i Stepnicę (mielizna na wejściu do basenu rybackiego – pale z oponami omijać LEWĄ burtą). Potem przechodzimy na Jezioro Dąbie i zawijamy do ośrodka w Lubczynie, do basenu zwanego „gościnnym”. Przy wiatrach z kierunków zachodnich basen ten staje się maszynką do rozbijania jachtów o nabrzeże. Nie polecam tam cumować. Lepiej wprosić się do innych basenów ośrodka lub uciekać gdzie indziej. Chyba, że pogoda jest sprzyjająca. Poza tym ośrodek sympatyczny i tani. Postój z toaletami, prysznicami i prądem na kei tylko 17 zł. Na północ od ośrodka i plaży podobno znajduje się bezpłatny, ogólnodostępny slip.
Wolin
Zwiedzamy Jezioro Dąbie, wrak „Betonowca” i widniejącą na dawnych mapach przystań w Czarnej Łące z której zostały tylko ruiny. Pralnię znajdujemy w końcu w HOM-ie w Dąbiu. Tym razem do Żagli przesłano prawdziwe dane. Po południu zawijamy do mariny „Pogoń” wyznaczonej nam na miejsce postoju przez organizatorów Zlotu Żaglowców. Wieczorem wybieramy się na Wały Chrobrego, zobaczyć żaglowce. Wielki tłum ludzi utrudnia poruszanie się z dziećmi i niweczy atrakcje imprezy. Podobnie następnego dnia. Udaje się dzieciom zafundować dmuchany zamek i kilka zabaw ulicznych. Potem razem zwiedzamy replikę fregaty Sztandart (także dlatego, że tam była krótsza kolejka). By stać w kolejce do wielkich żaglowców nie mamy siły w tym upale. Dopiero trzeciego dnia wybieramy się na Zlot od strony wody. I tak trzeba było od razu. Jak organizatorzy wymyślili już ten cyrk z obowiązkowym zgłaszaniem jachtów towarzyszących to mogli kawałek kei dla nas przygotować przy samym zlocie. Widać było, że miejsca jest dużo, wiele jachtów cumowało w różnych miejscach, a identyfikatorów i tak nikt nie sprawdzał. Jeszcze 6 sierpnia wyruszamy w drogę powrotną na Zalew by spotkać żaglowce na wodzie.
Nocujemy przy „Betonowcu” i rano na Zalewie żegnamy wypływające żaglowce. Wiatr jest korzystny więc przeskakujemy Zalew i docieramy do Jeziora Wicko. Tam, co ciekawe wieje najmocniej. Chyba po prostu wpływ morza połączony z zawirowaniami od wysokich wzgórz wyspy Wolin. Jezioro nie wygląda gościnnie. Z jednej strony w większości wyglądające na zrujnowane porty w okolicy Lubina i Wapnicy, z drugiej bagna wstecznej delty Świny. Maszt wśród drzew na północnym brzegu wskazuje gdzie jest przystań MDK Łunowo. Tam dopływamy. Nie można tam zatankować wody pitnej – ta ze studni nie nadaje się do picia. W lasach naokoło malownicze bagna i roje komarów. Nad morze ok. 1,5 km. Dalej żeglujemy odnogami delty Świny, poprzez Przytór (piękne uczucie płynąć na żaglach szlakiem kajakowym) do „Mariny” Karsibór. To sympatyczna przystań przy tawernie i kampingu. Ma slip, przyłącze prądu, toaletę z prysznicem ale określenie „marina” to bardzo na wyrost. Jest tu miejsce najwyżej na 5 jachtów. Zostawiamy tu jacht i jedziemy zwiedzać Świnoujście: ORP Kraków, Baterię Brzegową, Fort Gerharda, Latarnię Morską. Po południu przechodzimy, tym razem na silniku bo wiatr niekorzystny a do wieczora niedaleko na Jezioro Wicko Małe. Po drodze zaglądamy do zamkniętego portu w Wapnicy by spokojnie zatankować paliwo. Tablicę o zamknięciu portu można przeczytać dopiero po wejściu do niego a w środku ruiny + budowa. Miejsce nie nadaje się na postój z dziećmi.
Docieramy do „Mariny” Wicko w Zalesiu. Do prawdziwej mariny też tu dużo brakuje. I dość drogi postój. 20 zł za keję i toaletę – jak w Szczecinie. Ale tylko tu jest piasek do zabawy i nawet leżą zabawki. Dodatkowo można zwiedzać leżące obok ruiny stanowisk niemieckich doświadczalnych dział wielokomorowych (tzw. broni V3) a w bunkrze – biurze „mariny” jest mała wystawa. Tylko to co opowiada przewodnik na wystawie o używaniu niemieckich hełmów przez wojsko polskie mija się z prawdą. Inna brygada, inny generał (a wtedy pułkownik), inna kampania. Po zwiedzaniu wyruszamy w drogę powrotną do Wolina. Wiatr zanika, nad Zalewem przetaczają się burze z piorunami i deszczem. Przemykamy między nimi na silniku. W pobliżu Wolina pojawia się słońce a już na Dziwnie wraca wiatr. Możemy jeszcze chwilę pożeglować na koniec. Nazajutrz ratownicy WOPR z Plaży tak sprawnie wyciągają nam jacht, że postanawiamy wracać do domu jeszcze tego samego dnia. Droga daleka i lepiej nie odkładać powrotu na ostatnią chwilę.
Rejs okazał się udany pomimo zmiennej pogody. Dzieci wolałyby pewnie codzienne zabawy na plaży ale i dorosłym coś się należy. W kontekście świeżych wydarzeń na Mazurach: Takie rejsy po bardziej wymagających i nowych akwenach mogą być bezpieczniejsze niż kolejny rejs po znanym od lat jeziorze bowiem wzmagają czujność i mniej skłaniają do ryzyka dla urozmaicenia rejsu. Teoretycznie morski choć w praktyce bardzo śródlądowy (mało gdzie ląd ginął za horyzontem) akwen skłania też do baczniejszego przyjrzenia się możliwościom i wyposażeniu jachtu. Całkiem śródlądowe są akweny jezior Dąbie, Wicko, Zalewu Kamieńskiego i rzeki Dziwny a nawet Roztoka Odrzańska choć tu czasem pływają statki morskie. Na główny Zalew lepiej wychodzić małym jachtem tylko przy umiarkowanych warunkach i korzystnej prognozie. Jeśli jednak jacht jest zbudowany tak jak przewidział konstruktor, ma dość balastu i komór wypornościowych a także żagle na każdą okazję no i rozsądnego skipera, najlepiej właściciela to nie ma problemu.
Andrzej Suszek.
Robert :-)
PS: pomyśleć jeszcze, że podobne rejsy robi się (np. w Anglii) na duuuużo mniejszych, bezkabinowych i bezbalastowych łódkach. Są nawet stowarzyszenia miłośników takiego "drobnoustrojowego" pływania :-)
A Chocimską krew zalewa ;-)))
Obawiam się, że raczej "Chocimska to olewa..." niestety
Andrzej
Kilka lat temu pożeglowałem wreszcie szlakami Zalewu. Samotnie. Z postawionym tylko fokiem, bo nigdzie mi się nie spieszyło. Nie mogłem odwiedzić wszystkich opisanych zakamarków ze względu na zanurzenie. Pranie zrobiłem w klubowej umywalce w Kamieniu. Spotykani po drodze żeglarze troszkę nieżyczliwie marudzili że niezbyt elegancko wywieszać pranie na relingu. Dziwiłem, że się dziwili, bo niby gdzie suszyć. I zwracali uwagę że tylko foka postawiłem. Bez grota.
Żony już nie mam. Marysia z Jasiem pewnie w wieku autora albo i starsze. Przypadkowa zbieżność imion nie dała mi spokoju i musiałem się dopisać.
Wiele razy stawałem w Trzebieży i zawsze byłem zadowolony. Mimo niedostatków tego i owego atmosfera i bosman sprawiali mi dużą radość. Najlepsze placki ziemniaczane w życiu jadłem w "Parkowej", obok przystani.
Prosty żeglarz, ostatnio z jeziora Mälaren
Tak a props Trzebieża Szczecińskiego. Ośrodek i marina fajna, knajpka fajna, postój tani, w sierpniu była pralka, toalety w kontenerze, bo w budynku tylko szkółka. Jest stacja Orlen, mają nawet zielonego diesla a co z tego jak prądu czasami nie mają. Jedyny niesmak jaki mi pozostał po tej miejscowości to komary i to, że jedna z głównych ulic w sierpniu 2007 r. nosi imię dzielnej organizacji a mianowicie: Wojsk Ochrony Pogranicza:(
krzysztof
ps. bosman był sympatyczny a w trakcie zlotu pewnie nieobecny, gdyz był oficerem łącznikowym.
Zła sława Dziwnowa straszy, chociaż to chyba już minęło. Wpływałem tam w sierpniu, wieczorem. Żadnego konfliktu z władzami portowymi, chociaż byłem nastawiony na odegranie się za aresztowanie tam niegdyś "Romusia". Tymczasem miłe przywitanie, pomogli zacumować, klucz od sanitariatów do ręki i parę informacji gdzie stanąć. Nie odmówiłem sobie jednak przyjemności dyskusji na temat liberalizacji. Prywatnie może mają zastrzeżenia i chcieliby wszystko kontrolować, ale jako urzędnicy podporządkowali się zarządzeniu dyrektora UM. Ba, fragment zarządzenia dotyczący jachtów jest wywieszony w okienku u bosmana, czego nigdzie nie spotkałem. A opłata za postój i sanitariaty naprawdę symboliczna.
Tak więc nie taki diabeł straszny, jak go malują - w tym roku nie spotkałem się z negatywnymi opiniami na temat traktowania żeglarzy w Dziwnowie.
Edward Zając
To prawda, nigdzie na polskim wybrzeżu nie spotkałem wywieszonego zarządzenia porządkowego o zliberalizowanych przepisach! Tylko w Dziwnowie ale może to dlatego, że tam bosman jest bosmanem z UM a nie pracownikiem mariny typu bosman. Ma to również swoje wady, bo a propos grila na uboczu: Panie gril w żadnym wypadku, to jest port rybacki a nie jachtowy. Inne pytanie do innego bosmana: muszę pozostawić łódź na 1 dzień czy można? No cholera właściwie ktoś powinien na łodzi być. A dlaczego? No jakby co. Ale jak się okazuje to bardzo porządni ludzie tam pracują i niestety jeszcze musi potrwać pewna przemiana. Po ludzku ich rozumię: zawsze tu wydawali zarządzenia a teraz muszą klucz podać, prąd podłączyć i inne tam. To naprawdę z punktu widzenia psychologii człowieka nie jest takie łatwe jak się wydaje. A w mojej ocenie w Dziwnowie postepy są wielkie tyle, że jachtom ciasno ale przytulne, czysto (!) i świetnie położony. Toalety mimo, że port rybacki w mojej ocenie najlepsze na polskim wybrzeżu! Opłaty kszałtują się w strefie niskiej, tańsze było tylko Darłowo (w Ustce niestety nie byłem). Świeże bułeczki pod nosem najbliżej z polskich portów. Wejście łatwe, choć fala z NE (stan morza 3-4) wchodzi do portu, na wejściu i w kanale głęboko, czesałem w lewo i prawo przed główkami nie spada głębokośc poniżej 4,7 m. Most otwierają co 2 godziny parzyste ale jak wypływa któryś z piratów to znak, że o następnej pełnej mimo iż nieparzysta też otworzą. Starcza akurat na tankowanie na pobliskiej stacji Orlen (diesel i piwo):). Łeba lepsza hotelowo ale nautycznie Dziwnów wyżej.
pozdrawiam
krzysztof klocek
Zła sława Dziwnowa straszy, chociaż to chyba już minęło. Wpływałem tam w sierpniu, wieczorem. Żadnego konfliktu z władzami portowymi, chociaż byłem nastawiony na odegranie się za aresztowanie tam niegdyś "Romusia". Tymczasem miłe przywitanie, pomogli zacumować, klucz od sanitariatów do ręki i parę informacji gdzie stanąć. Nie odmówiłem sobie jednak przyjemności dyskusji na temat liberalizacji. Prywatnie może mają zastrzeżenia i chcieliby wszystko kontrolować, ale jako urzędnicy podporządkowali się zarządzeniu dyrektora UM. Ba, fragment zarządzenia dotyczący jachtów jest wywieszony w okienku u bosmana, czego nigdzie nie spotkałem. A opłata za postój i sanitariaty naprawdę symboliczna.
Tak więc nie taki diabeł straszny, jak go malują - w tym roku nie spotkałem się z negatywnymi opiniami na temat traktowania żeglarzy w Dziwnowie.
Edward Zając
Jedzenie rybne świetne i niedrogie. Większość ryb z okolicznych połowów - Sandacz, Dorsz, małe okonki, węgorze.
W marinie Karsibór na wyspie o tej samej nazwie jedzenie i atmosfera genialna jednak baaardzo za płytko nawet dla Cariny (1,10 m.). Poza tym nie ma możliwości przejścia dalej w kierunku morza bez kładzenia masztu (most 4,5m). Tak więc kto nie chce lub nie może go położyć, pożegluje w tej okolicy (na samej Starej Świnie głębokości duże 4, 5 metrów i więcej) ale musi wrócić do Kanału Piastowskiego aby dotrzeć na morze.
Szkoda wielka ponieważ rejon WSPANIAŁY ale most odcina go przed większością jachtów.
Osobiście nie chcąc wczoraj wracać dookoła (2 godziny) położyłem maszt stojąc w trzcinach (1,5 m) i tak wróciłem do Jacht Klubu Cztery Wiatry.
Pozdrawiam z wysp,
Marek