Często słyszę zarzuty, że "ty ciągle tylko o armatorach", a "mnie na jacht nie stać". Nieprawda - prawie kazdego stać na taki wydatek pienięzny, ale poświecenia, poświecenia, poswięcenia brakuje. Ja to nazywam umiłowaniem żeglarstwa. Bo nie jest tak, ze wpatrzony jestem w "wypasione" Bavarie. Odwrotnie - specjalny sentyment mam dla skromnych, niejednokrotnie sklejkowych łódeczek, których zadbanie świadczy o włascicielach. Bo prawdziwy żeglarz to armator! Armator jest zeglarzem 24 godziny na dobe i przez 365 dób w roku. Nie od urlopu do urlopu i to wcale nie kolejnego. Mówią, ze jachting armatorski jest elitarny. Prawda, ale ta elitarnośc okupiona jest "tylko" nieopisanym poswieceniem, pracowitośwcią, uporem i dwoma prawymi dłońmi. Mam dla was opis tegorocznego rejsu mikrojachcika budowanego własnoręcznie przez usteckiego artystę malarza, grafika, plastyka Romana Kwiatkowskiego - ksywka "Kwiat". Budował go aż 6 lat. Wykazał się umiejętnością "liczenia do dwóch" - czyli jak mawia Tadeusz Duma (s/y "Dumka") - liczy na siebie. Romanie - Ustka powinna być dumna z Ciebie !
Dziękuję "Naszemu Człowiekowi w Ustce - Edwardowi Zającowi (s/y "Holly") za wymuszenie na "Kwiatku" poniższego opowiadanka.
Brawo Roman ! Chylę czoło i gratuluję !
Kamizelkę podobno zakładasz, wiec zyj wiecznie !
Don Jorge
_______________
Drogi Jurku.
W lipcu nadesłałem Ci informację o rejsie Romka Kwiatkowskiego na jachciku “Romuś” (6m.). Teraz dalszy ciąg informacji, a właściwie krótki opis całego rejsu.
Ustecki artysta Roman Kwiat – Kwiatkowski swego “Romusia” budował własnoręcznie przez 6 lat. Przez następne 10 lat pływał na nim samotnie po Bałtyku, wzdłuż polskiego i niemieckiego wybrzeża. Jako samotny żeglarz, miał zwykle problemy z uzyskaniem zezwolenia na takie pływania. Jako anegdotę można przytoczyć, że gdy otrzymał zezwolenie na samotne pływanie po redzie Ustki, to zaraz w “Wiadomościach Żeglarskich” pojawiła się informacja, że w okolicach Ustki można spotkać przeszkodę nawigacyjną – jacht “Romuś”. Był też czas, gdy udawał, że nie jest na jachcie sam ... Ostatnio miał już zezwolenie na samotne żeglowanie 5 mil od lądu.
Jednak od maja weszły przepisy liberalizujące żeglarstwo morskie i Roman oficjalnie odprawił się na swój wymarzony rejs. Czekał na niego 10 lat. Ale oddajmy mu głos.
Edward Zając
___________________
Budowniczy - skipper - samotnik o rejsie:
Samotny żeglarz (fot. Justyna Zduńczyk)...... ..... i jego zgrabniutki mikrojachcik
24 czerwca odcumowałem “Romusia” i z duszą na ramieniu podpłynąłem do GPK-u, aby się odprawić na Bornholm. Jednak wszystko odbyło się bezboleśnie i już po kilku minutach, jako wolni ludzie, ruszyliśmy śladem moich marzeń. Popłynęliśmy – ja i “Romuś”.
Wpierw odwiedziliśmy na Bornholmie Nekso, a później znane i ulubione Svaneke, Gudjem, Allinge i Hammerhafnen. Stąd zamierzałem zrobić skok do Simmirsham, ale wiatr zdecydował, że korzystniej będzie popłynąć do Ystad. Dmuchał w rufę z siłą prawie 6 B., więc już po 8 godzinach, w strugach deszczu, witałem pierwszy port szwedzki. Muszę tu zaznaczyć, że we wszystkich portach spotykałem się z życzliwością, do której często dołączało się uznanie dla żeglowania tak małym jachcikiem. Cóż mogłem mówić – mój jacht jest tak duży, jak zasobność mojego portfela w czasie jego budowy!
Po dwóch dniach wypłynąłem w kierunku Trelleborga, ale pogoda zmusiła mnie do schronienia się w Gislovs Lage, gdzie spędziłem pięc dni. Tak długie oczekiwanie na zmianę pogody sprawiło, że minąłem Trelleborg i zatrzymałem się na noc dopiero w Hollviken. Następnego dnia popłynąłem trochę w Sund, aby zrobić zdjęcie mostu łączącego Danię ze Szwecją. Stąd zmieniłem kurs na wyspę Mon. Niestety, wiatr gdzieś uciekł i wrócił dopiero po kilku godzinach w postaci szkwałów z deszczem. Wieczorem widzę już słynne klify, ale wściekła fala i przeciwny wiatr powodują, że dopiero o czwartej rano wpływam do Klintholm. Spędzam tu bardzo przyjemne trzy dni. Chociaż swój rejs traktuję normalnie, żaden to wyczyn, to moje samotne pływanie sprawia, że wielu żeglarzy wyraża uznanie dla takiego rejsu. W Klintholm dostałem w prezencie sporego, wędzonego węgorza – i czułem się zakłopotany takim wyrazem uznania.
Przy pięknej, chociaż wietrznej pogodzie przepływam do małego, uroczego porciku Hesnes na wyspie Falster, skąd już następnego dnia płynę do Gedser na południowym cyplu wyspy. Tutaj żegnam się z Danią i duńskimi komarami, które mnie bardzo polubiły. Pożegnanie duńskich wysp umilały dwa morświny, które odprowadzały mnie w kierunku Niemiec. Tutaj wpływam do porciku Darser Ort, gdzie przywitały mnie niemieckie komary, równie krwiożercze jak duńskie. Już następnego dnia o świcie uciekam więc w kierunku Stralsundu. Przy pięknej, słonecznej pogodzie docieram tam przed wieczorem. Marina pełna, ale załoga niemieckiego jachtu robi mi miejsce przy swojej burcie i wita puszką zimnego piwa – miły gest po całodziennym żeglowaniu. Spędzam tutaj trzy dni podziwiając piękną architekturę miasta. Trafiłem na jakieś święto czy festyn; ludzie poprzebierani w średniowieczne stroje a na rynku występują zespoły muzyczne.
Mimo zapowiedzi silnych wiatrów ruszam w kierunku Greifswald Vicku. Przede mną, w szkwałach i deszczu, płynie kilka jachtów niemieckich. Neptun dmuchnął ostro i na małym foczku GPS pokazuje 7,2 węzła! Ze zdumieniem przecieram szybkę, ale wynik zgadza się. Dla “Romusia” to szybkość ponaddźwiękowa i bałem się, że zabraknie wody przed dziobem. W kierunku Wolgast popłynąłem dopiero po czterech dniach, po drodze zawijając do nowoczesnej mariny Kroslin. Może nawet jest imponująca, ale jakaś bez wyrazu, beż żeglarskiego klimatu. Mimo deszczu i silnego wiatru płynę dalej, do Wolgast, a następnego dnia do Rankwitz. Tu czekam trzy dni na poprawę pogody – i ostatecznie przy deszczu i silnym wietrze płynę do Monkebude. Doszły jeszcze emocje na wypłyceniach przy wejściu, ale opłaciło się – marina spokojna i postój przyjemny.
Próbka talentu Romana
Ostatnim niemieckim portem było Ueckermunde – port znany mi z poprzednich rejsów. Mimo przyjemnych wspomnień nie zostajemy tu długo: kierujemy się do boi granicznej i następnie płynę do Trzebieży. Popędzam “Romusia”, bo musimy zdążyć do Szczecina na zlot żaglowców. Nie spóźniliśmy się: z pokładu “Romusia” podziwiałem piękne żaglowce, miód i piwo piłem wspólnie z braćmi, którzy też mają jachty, tylko “trochę” większe.
Rejs, zaplanowany początkowo na miesiąc, wyraźnie się przedłużał – jakbym chciał odbić sobie lata zniewolenia. Po wypłynięciu ze Szczecina odwiedzam po drodze wszystkie kolejne porty, aby tylko rejs trwał. Przy wejściu do Mrzężyna, już chyba tradycyjnie, zahaczam o mieliznę. W Kołobrzegu, do którego wejście jest teraz łatwiejsze, spotykam jachcik “Holly” z moim serdecznym kolegą Edkiem. W Ustce zwykle stoimy burta w burtę.
“Holly” zostaje w Kołobrzegu, a ja płynę do Darłowa. Tutaj tylko nocleg i rano płynę do Ustki. Jest niedziela, więc nie muszę okrążać poligonu. Przy przeciwnym wietrze, trochę pomagając sobie silnikiem, przed wieczorem 19 sierpnia wpływam do Ustki. Koło zostało zamknięte. Rejs trwał 56 dni, przepłynąłem 590 mil, odwiedziłem 27 portów. Zrobiłem mnóstwo zdjęć i sporo szkiców, które pomogą mi przygotować wystawę tematycznie związaną z portami odwiedzonymi w czasie tego rejsu.
“Romuś” okazał się dzielnym jachcikiem i nie zawiódł mnie w żadnej sytuacji. Jednak apetyt rośnie – w planach mam wiele innych, ciekawych rejsów.
Roman Kwiatkowski
Czytam i podziwiam. Szczere uznanie.
Roman jest bardzo przywiązany do swego "Romusia", ale wystawił go na sprzedaż. Po prostu dla realizacji następnych rejsów potrzebuje innego jachciku. Tak od siebie to sądzę, że trudno będzie mu się rozstać z łódką mającą taką historię i jeśli nie znajdzie właściwej osoby, to znowu coś tam udoskonali i będzie nadal pływał "Romusiem". Przecież w czasie prawie dwumiesięcznego rejsu Roman nie miał ani jednej awarii; tak między nami był pedantycznie dokładny zarówno przy budowie łódki, jak i przy przygotowaniu jej do rejsu. To chyba rodzinna cecha, bo jego brat jest szkutnikiem - ale z jachtu (drewniana Vega) potrafi zrobić dzieło sztuki.
Jeśli ktoś będzie zainteresowany zakupem "Romusia", to proszę o wiadomość na mój adres e-mail:
redakcja@ziemiaustecka.pl
Prześlę zarówno zdjęcia, jak i obszerniejszy opis i warunki sprzedaży.
Edward Zając
Oby nastepne jeszcze inniejszymi i ciekawszymi byly! I oby szybko....
Tomek Lukawski
Szanowny Don Jorge!
Podziwiam Romusia i uważam, że jest to interesujący artykuł. W przeciwieństwie do poprzednich tematów związanych z liberyzacją. Nie interesuje mnie patencie, czy bezpatencie i pyskówki na ten temat. Chcę poprawnie i bezpiecznie żeglować i dlatego bardzo, ale to bardza Pana proszę, choć raz w miesiącu wywołać temat związany z techniką żeglowania. Wiem, że zeglowania nie nauczę się przy komputerze, lecz troszeczkę już umiem. Mam patent sternika jachtowego, umiem to i owo. Wydaje mi się, że potrafie bezpiecznie żeglować, lecz ciągle czuje niedosyt wiedzy oraz umiejętności szczególnie w zakresie trudniejszych warunków. Mam nadzieję, że uwagi praktyków żeglarstwa wypełnią lukę, która ciągle istnieje pomiędzy aktualnym szkoleniem, a bezpiecznym żeglowaniem. Pozdrawiam
kol. Koczorowski pisze:
"Chcę poprawnie i bezpiecznie żeglować i dlatego bardzo, ale to bardza Pana proszę, choć raz w miesiącu wywołać temat związany z techniką żeglowania. Wiem, że żeglowania nie nauczę się przy komputerze, lecz troszeczkę już umiem. Mam patent sternika jachtowego, umiem to i owo. Wydaje mi się, że potrafie bezpiecznie żeglować, lecz ciągle czuje niedosyt wiedzy oraz umiejętności szczególnie w zakresie trudniejszych warunków. Mam nadzieję, że uwagi praktyków żeglarstwa wypełnią lukę, która ciągle istnieje pomiędzy aktualnym szkoleniem, a bezpiecznym żeglowaniem."
Postulat ten popieram w całej rozciągłości !!!
Natomiast sprawy "patencia" i "bezpatencia" są istotne dla przede wszystkim dla przyszłości i rozwoju polskiego żeglarstwa. Dyskusji na ten temat nie nazywam "pyskówkami" (z małymi wyjątkami). Są to dyskusje, z których wnioski pozwolą (mam nadzieję) wypracować taki model by żeglarstwo rozwijało się dla przyszłych pokoleń.
Kol. Romanowi Kwatkowskiemu serdecznie gratuluję.
Krzysztof
Panie Jarku, żeglarz nigdy nie powie, że umie już wszystko. Żeglarstwo to ciągła nauka, zarówno teoretyczna jak i praktyczna. Morze, a nawet jeziora, ciągle nas zaskakują czymś nowym, nieznanym. To jeden z uroków żeglarstwa.
Ma Pan patent, ale nie jest pewien swoich możliwości. Mam nadzieję, że pewnej dozy wątpliwości co do swoich możliwości nigdy się Pan nie pozbędzie. To ona, między innymi, warunkuje bezpieczne żeglowanie. Roman, wypływając w ten rejs, miał duże obawy przed utratą kontaktu wzrokowego z lądem. Ja odwrotnie - wolę trzymać się daleko od lądu. Jednak te obawy nie są na tyle wielkie, aby nie wyruszać w rejs.
Zauważył Pan zapewne, że zaraz po wprowadzeniu ułatwień w dostępie do żeglarstwa, zresztą wcześniej też, na tym forum zaczęła się dyskusja - co dalej? Jak udostępniać wiedzę żeglarską każdemu, kto zamierza trafić pod żagle? Musiał Pan też zauważyć, że o to "bezpatencie" walczyło wielu bardzo doświadczonych żeglarzy, mających najwyższe kwalifikacje poświadczone patentami. Dlatego teraz na tym forum pojawiają się nie tylko głosy na temat dalszych kroków liberalizacyjnych, ale również na temat nowych systemów szkolenia.
Pana propozycja, aby na tym forum pojawiły się jakieś materiały szkoleniowe, wychodzi poza to, co dotychczas tutaj spotykaliśmy. Nawet wspomnienia z rejsów nie były przygotowywane pod tym kątem. To forum spełnia inne zadanie. Natomiast jest problemem, gdzie szukać, jak zdobywać potrzebne wiadomości. Ukazujące się kilkusetstronnicowe "biblie" są często nie tylko anachroniczne w treści, ale i ogromem przedstawianej wiedzy skutecznie odstraszają od żeglarstwa. Brak jest prostych, tanich lub nawet bezpłatnych wydawnictw, które na kilku czy kilkunastu stronach zawierałyby kompedium wiedzy w pewnej wąskiej dziedzinie, np. prawo drogi, światła statków, obsługa radiostacji czy ściągi dotyczące gdzie i jak odbierać prognozy pogody - bez odwoływania się do paragrafów, konwencji, zarządzeń ... Nie zajmie się tym PZŻ, bo nie jest to w interesie jego działaczy. Sądzę, że to jest działka, którą będą musieli zagospodarować "liberatorzy".
A może p. Kwaśniewski, przecież też doświadczony żeglarz i członek najwyższych władz PZŻ-tu, przekona swoich kolegów, aby swoją energię skierowali nie na atakowanie ułatwień, lecz na masową akcję informacyjną i szkoleniową?
Edward Zając
Panie Edwardzie !
Pisząc: „A może p. Kwaśniewski, przecież też doświadczony żeglarz i członek najwyższych władz PZŻ-tu, przekona swoich kolegów, aby swoją energię skierowali nie na atakowanie ułatwień, lecz na masową akcję informacyjną i szkoleniową?”
Wywołuje mnie Pan niejako do tablicy więc melduję się.
W końcu lat 90 tych, będąc w Komisji Żeglarstwa Śródlądowego PZŻ opracowałem małą książeczkę. Takie kompedium wiedzy z przepisów uzupełnione o podstawy locji śródlądowej, znaki i 11 flag „MKS”. Zwróciłem się do kolegów o pomoc w załatwieniu dofinansowania. W PZŻ po prostu fizycznie nie było na to pieniędzy, zwróciłem się do Polskiego Związku Wędkarskiego, by moje opracowanie włączyć do regulaminu sportowego połowu ryb (więcej wędkarzy łowi ryby z łodzi na jeziorach niż głowacice w górskich rzekach), tam również nie znalazłem zrozumienia, następnie próbowałem (również bez efektu) zainteresować tym dystrybutorów silników, tych samych co na swoich reklamach pisali „do 5KW bez patentu. Proponowałem że dam im opracowanie w zamian włączenia go do instrukcji obsługi silnika (10 stron na sto kilkadziesiąt).
Dzisiaj istnieje internet, ale nie mam możliwości (mniej brak czasu więcej wiedzy informatycznej) by przepracować moje kompedium na język www.
Dlatego też propozycja kol. Jarka jest zbieżna z tym co ja (metodami papierowymi) chciałem zrobić już kilkanaście lat temu.
To już nie na temat ale pisze Pan:
„Musiał Pan też zauważyć, że o to "bezpatencie" walczyło wielu bardzo doświadczonych żeglarzy, mających najwyższe kwalifikacje poświadczone patentami. Dlatego teraz na tym forum pojawiają się nie tylko głosy na temat dalszych kroków liberalizacyjnych, ale również na temat nowych systemów szkolenia.”
Tu tylko pytanie do wszystkich liberalizatorów:
Dlaczego, mając znakomity przykład właściwej liberalizacji doskonale przeprowadzonej na morzu przez pan Waldemara Rekścia, doprowadzono do bezsensownego uwolnienia od jakichkolwiek wymogów prawie wszystkiego co się rusza na śródlądziu?
Pozdrawiam
Krzysztof
Panie Krzysztofie, jeśli PZŻ nie znalazł pieniędzy na tak skromną publikację to przyznaję, że zaciekawiła mnie struktura budżetu tej organizacji. Trochę orientuję się w kosztach wydawniczych ...
Natomiast zauważyłem, że Pan chętnie sięga wstecz do historii, gdy pewne działania potrzebne są teraz. Oczywiście, można obliczać ile i kto mógłby zarobić gdyby PZŻ-towi udało się wprowadzić swoje pomysły. Sądząc z Pana doświadczeń - na bezpłatne wydawnictwa dla nowych adeptów żeglarstwa raczej te pieniądze by nie poszły. Może więc naprawdę lepiej by było, aby Związek pozbył się tego "przyjemnościowego" balastu i zajął się tylko sportem?
Co do liberalizacji na morzu, to zgadzam się z oceną działań dyr. Rekścia. Sądzę, że ten pierwszy krok w dużej mierze właśnie jemu zawdzięczamy. Natomiast sądzę też, że jest to rzeczywiście tylko pierwszy krok i jeśli za nim nie pójdą następne, to nie tak szybko jachty będą wracać pod ojczystą banderę. Podobnie na śródlądziu - to jest tylko pierwszy etap..
A ogólnie - tutaj powinniśmy wypowiadać się na temat rejsu Romka. Mogę gwarantować, że jeśli nawet nastąpi całkowita liberalizacja, to i tak na "Romusiu" będzie więcej środków zwiększających bezpieczeństwo niż tego wymagały przepisy. Ale będzie tylko to, co armator sam uzna za konieczne...
Edward Zając
Panie Edwardzie !
Pisze Pan:
„jeśli PZŻ nie znalazł pieniędzy na tak skromną publikację to przyznaję, że zaciekawiła mnie struktura budżetu tej organizacji”
W budżecie PZŻ na całą działalność Komisji Żeglarstwa Śródlądowego było przeznaczone mniej więcej 1/3 kosztów wydania książeczki obliczonych z rabatem przez wiceprezesa poznańskiego OZŻ współwłaściciela drukarni Totaldruk (http://www.totaldruk.pl )- Mariana Jankowskiego (dziś już nie żyjącego).
Pisze Pan:
„Natomiast zauważyłem, że Pan chętnie sięga wstecz do historii, gdy pewne działania potrzebne są teraz.”
Wiem, ale na przykład kilka lat szukam i nie znalazłem człowieka biegłego w PHP, który by w za darmo umieścił moja książeczkę na naszej stronie www. Gdzie mogła by być dostępna za darmo. Gdyby się ktoś taki znalazł dawno była by w sieci.
Tu się obaj zgadzamy:
„Co do liberalizacji na morzu, to zgadzam się z oceną działań dyr. Rekścia. Sądzę, że ten pierwszy krok w dużej mierze właśnie jemu zawdzięczamy. Natomiast sądzę też, że jest to rzeczywiście tylko pierwszy krok i jeśli za nim nie pójdą następne, to nie tak szybko jachty będą wracać pod ojczystą banderę.”
Natomiast obie liberalizacje na śródlądziu poszły zdecydowanie w złym kierunku. Gdyby wprowadzono w nich „rekściowy” podział jachtów było by dobrze.
Zaraz na początku funkcjonowania ostatniego parlamentu, znacznie wcześniej nim obie ustawy weszły pod obrady sejmu, sugerowałem to posłowi Jackowi Falfusowi, pisząc do niego kilka maili rozmawiając z nim raz przez telefon i osobiście z jego poznańskim doradcą. Niestety frakcja chcąca wrzucić wszystko do jednego worka (komercję i przyjemniactwo) i razem (chyba jedynie na złość PZŻ-owi) uwolnić od wszystkiego, przekonała parlament.
A na moje pytanie:
„Dlaczego, mając znakomity przykład właściwej liberalizacji doskonale przeprowadzonej na morzu przez pan Waldemara Rekścia, doprowadzono do bezsensownego uwolnienia od jakichkolwiek wymogów prawie wszystkiego co się rusza na śródlądziu?
Pewnie się rzeczowej odpowiedzi nie doczekam.
Dlatego uważam że mam prawo mówić o złym prawie.
Pisze Pan:
„Mogę gwarantować, że jeśli nawet nastąpi całkowita liberalizacja, to i tak na "Romusiu" będzie więcej środków zwiększających bezpieczeństwo niż tego wymagały przepisy. Ale będzie tylko to, co armator sam uzna za konieczne... „
Tego jestem pewien, na naszym astrze na Mazurach poza tym co stanowią przepisy jest jeszcze 7 flag MKS, dwie zapasowe kotwice, dwie gaśnice zamiast jednej, pas ze świecącymi diodami ... i nie chce mi się więcej wymieniać, natomiast znam jachty przeznaczone do czarteru ze starem strumieniowym, lodówką i telewizorem, stereofonią i ...., na których nie ma nawet jednej zapasowej szekli. PRAWIDŁOWOŚĆ ?
Pisze Pan:
„A ogólnie - tutaj powinniśmy wypowiadać się na temat rejsu Romka.”
Nie ja Pana wezwałem do tablicy tylko Pan mnie, jednakże myślę że panu Romanowi nie sprawi to dużej przykrości a swoją droga jak będą prace z tego rejsu chętnie zorganizował bym (tez za darmo) wystawę w Poznanniu.
Pozdrawiam
KrzysztofPanie Krzysztofie, po Pana wyjaśnieniach tym bardziej zaciekawia mnie budżet Związku. Ale fakt, to było sporo lat temu i budżet mógł być skromniejszy - lub przeznaczony na zupełnie inne cele. Być może i teraz te inne cele pożerają lwią część budżetu. Chyba więc dobrze, że żeglujący dla przyjemności nie muszą płacić haraczu na te inne cele. Jak może Pan przeczytać, nasze Stowarzyszenia, chociaż niedługo istnieją i nie są dotowane, to jednak starają się być bliżej żeglarzy.
Natomiast co do wystawy prac Romka w Poznaniu - przekażę mu ten pomysł. Jednak z tego co mogę przypuszczać, przygotowanie tych prac potrwa sporo czasu. Zwykle przygotowywał jedną wystawę rocznie - za każdym razem coś innego. Ale to już temat na priv.
Pozdrowienia
Edward
rezta na priv.
Krzysztof
Panie Krzysztofie, mamy jedną wspólną cechę - lubimy dyskusje.
Pisze Pan, że nie odpowiadamy wprost na pytanie o liberalizację na śródlądziu. Ależ pisaliśmy wielokrotnie, że naszym celem jest zniesienie przymusowych patentów, że konkurencja wymusi odpowiedni stan wynajmowanych jachtów. Nie musi tego pilnować urzędnik ściągający na ten cel haracz. Czy nie czyta Pan opisów rejsów czarterowych poza granicami Polski? Dla mnie też jest egzotyką, że czarterobiorca ma mieć tylko umiejętność żeglowania, a nie naprawy tych jachtów. To osoba wynajmująca mu jacht dba o to, aby nie nastąpiła awaria, bo zbyt drogo może go to kosztować. Natomiast jest wiele osób, dla których ważna jest niska cena - nawet gdyby mieli cały dzień stracić na przygotowanie łódki do urlopowego czy wakacyjnego rejsu.
Natomiast uważam za słuszne, że z tej liberalizacji wyłączono skutery wodne i szybkie motorówki. Sądzę nawet, że trzeba dążyć do tego, aby Policja Wodna mogła skutecznie interweniować w wypadku łamania przepisów przez ich właścicieli. Te łodzie stwarzają prawdziwe zagrożenie.
Edward Zając
Autor: Edward Zając
Panie Edwardzie, mamy jeszcze jedną wspólną cechę - lubimy żeglarstwo i chcemy jego rozwoju. Ale między nami jest jedna zasadnicza różnica.
Pan całe życie był „przyjemniaczkiem” , ja od 18 tego roku życia kiedy za poprowadzenie „omci” na dwóch obozach otrzymałem miejsce na „Zawiszy” do zdryfowania na rentę byłem „żeglarzem najemnym” najpierw prowadziłem jachty po śródlądziu w zamian za miejsca na rejsach morskich potem po zatoce w zamian za miejsca na rejsach pełnomorskich i td i tp. Część mojego życia zawodowego to było również uczenie żeglowania (byłem trenerem regatowym). Zdarzało mi się zasiadać w zarządach klubów aktualnie jestem wicekomandorem jednego a prezesem drugiego. Poza żeglarskimi mam nieco doświadczenia z kajaków i nurkowania.
Dla mnie czarterowanie jachtu do „naprawiania” jest imprezą nie do przyjęcia, nie tylko z lektury ale z autopsji znam firmy czarterowe za granicą, gdzie ma pan rację iż konkurencja potrafi wymusić odpowiedni stan czarterowanych jachtów, ale najpierw ona musi być. Zanim rynek nie wymusi odpowiednich standardów musi tego pilnować prawo. Na „bezrejestrze” może sobie pozwolić Szwecja, gdzie w co drugiej? rodzinie jest jacht i praktycznie nie istnieją czartery.
Podobnie z prowadzącymi rejsy komercyjne, oni muszą mieć potwierdzone kwalifikacje, stąd mój regulamin uprawnień, którego nie udało mi się wylansować. „Karta rowerowa” dla mlodych amatorów i „zawodowe prawo jazdy kilku kategorii” – dla komercji -bez pozycji pośrednich.
Pisze Pan:
„Natomiast uważam za słuszne, że z tej liberalizacji wyłączono skutery wodne i szybkie motorówki. Sądzę nawet, że trzeba dążyć do tego, aby Policja Wodna mogła skutecznie interweniować w wypadku łamania przepisów przez ich właścicieli. Te łodzie stwarzają prawdziwe zagrożenie.”
100% zgody, ale ta ustawa statki te również zwolniła od przeglądów a ich niesprawność może spowodować prawdziwe zagrożenie, to jest kolejny argument iż to jest złe prawo.
Pozdrawiam
Krzysztof
P.s.
Może przejdziemy na priv panu Romkowi może być naprawdę przykro
K
Powyższy tekst rozczulił mnie do łez... Związek z TAAAAKIMI Prezesami, z TAAAAAKĄ ilością członków nie stać było na wydanie takiej broszurki? To znaczy, że ten związek już nic nie jest w stanie zrobić...
SIZ, SAJ i Stewa skrzyknęły się, opracowały i wydrukowały własnym sumptem parę tysięcy naklejek z instrukcją obsługi VHF "dla blondynki" oraz z tel. alarmowymi. Krzysiu, to można zrobić ale to trzeba zmienić optykę z tej - jak doić żeglarzy na - jak możemy pomóc kolegom.
K
Kolega Zbigniew Klimczak wydał książeczkę Żeglarstwo Śródlądowe dla początkujących. . Ta pozycja to jest strzał w 10 (dla mnie) inni mogą mieć odmienne zdanie!
Książeczka wydana jest przez wydawnictwo bezdroża. Firma ta zaryzykowała wydała pozycję i chyba wstrzeliła sie dobrze bo to jest już wydanie II (poprawione). Zamiast biadolić że koledzy nie znaleźli szmalu na "wiekopomne" dzieło należy zabrać się za robotę zainwestować trochę. Może dogadać się z kolegą Klimczakiem jak to się robi.
Co do wiedzy informatycznej niech pan poszuka zdolnego młodego człowieka i w zamian za naukę żeglarstwa on zrobi panu stronkę internetową i utrwali tam wiekopmne dziełko. Możliwości jest dzisiaj wiele.
Co do bezpatencia to nie chodzi o to aby ludzie poruszali sie po wodach śródlądowych bez umiejętności posługiwania się jachtem. Tu chodzi o wybór jestem w 100% przekonany że żadna szanująca się czarterownia nie da łódki nikomu bez umiejętności potwierdzonej certyfikatem kompetencji zwanej dalej patentem.
Czy będą wypadki TAK, ale urzędowa kontrola temu nie zapobiegnie. Tu chyba bardziej chodzi o złamanie monopolu PZŻ. Moim zdaniem obawy są na wyrost.
Łatwo powiedzieć „niech pan poszuka” niż znaleźć wykonywałem ruchy i każdy pytał tylko „za ile”. Nie stać mnie żeby jeszcze zapłacić kilkaset złotych za coś co chcę rozdawać za darmo, i mieć za to jedynie pretensje że ma swoje zdanie nie zmienione od początku lat 90 tych. Co do bezpatencia to pisze i mówię że imprezy nie zarobkowe tak, ale pływanie za pieniądze nie. Uzasadniałem to w wielu postach, tu przypominam jedynie że pan Rekść na morzu nie włożył wszystkiego do jednego wora. Jeżeli to ma być odpowiedź na moje pytanie to jest nie na temat.
Zadam je inaczej:
Dlaczego, mając znakomity przykład właściwej liberalizacji doskonale przeprowadzonej na morzu przez pan Waldemara Rekścia, doprowadzono na śródlądziu do bezsensownego uwolnienia od jakichkolwiek wymogów również jachtów komercyjnych?
Proszę przesłać tekst na adres e-mail mwiacekmałtpatnp.pl zamiast małpy wstaw @ podwieszę informację w pdf na stronie Klubu Żeglarskiego Orkan www.orkan.powiat.mielec.pl.
Za bardzo odwiedzana ta strona nie jest, ale każdy "news" ma kilkaset odsłon.
Patent to ma być dokument dobrowolny! Potwierdzenie twoich kompetencji, jeżeli ma być wymagany przez prawo to niech wydają to struktury państwowe czy samorządowe!
Na pdf albo w html to mogę podwiesić u siebie myślałem o przepracowaniu bardziej na język www. Mam nawet napisany scenariusz gry. Natomiast strona jest ciekawa.
Jaka to różnica czy patent wydadzą struktury państwowe, samorządowe czy Związek i tak za niego zapłacisz?
K
Ty w dalszym ciągu nic nie rozumiesz...
Różnica polega na tym, że zapłacone pieniądze idą do kasy państwowej a nie "arcyzwiazunia" i na jego prywatne potrzeby (diety, bankiety itp.)
A na co idą zapytaj się Mateusza Kuśnierewicza ilu działaczy "arcyzwiazunia" pojechało do Melbern zamiast jego teamu.
I może nareszcie "arcyzwiazunio" zajmie się tylko tym do czego został powołany - "DO SPORTU!!!!!!!"
A szkoleniem - szkoły różnej maści, których poziom zweryfikuje rynek!
Popatrz na szkolenie na prawo jazdy!
Wiesław Śliwowski
Major
2. Związek był powołany do sportu ale szkolenia i stopnie pojawiły się bardzo szybko. Przed wojną i jeszcze trochę po, były na prywatne łódki nieobowiązkowe.
3. Konkurencja może istnieć i wewnątrz Związku, pamiętasz jak były widziane patenty łamane przez T, wystarczy by na patencie była nazwa placówki i nazwisko odbierającego egzamin.
4. Pytałem Zbyszka Chodnikiewicza i sobie Ciebie nie przypomina.
K
Panowie, coś mi się zdaje, że zapomnieliśmy o głównym temacie; był nim rejs jachtu "Romuś"! Może tą dyskusję przeniesiemy w inne miejsce? Tutaj zapraszam do wypowiedzi na temat rejsów małymi jachcikami po Bałtyku lub innych morzach. Liberalizacja otworzyła nam drogę na morze i warto dzielić się doświadczeniami z takich rejsów. Czekają na takie wypowiedzi ci, którzy mają ochotę wypłynąć na morze, odbyć samodzielnie swój pierwszy rejs morski - niekoniecznie samotnie. Sądzę, że pod opisem rejsu "Romusiem" właśnie tego się spodziewają, a nie naszej dyskusji. Może nawet niewiele ich już to interesuje, bo przecież ani PZŻ, ani Urzędy Morskie już im nie przeszkadzają.
Edward Zając