Jerzy Buczak ma pomysł i sam chce się przyłozyć do jego realizacji. Ja, jako człowiek zdemoralizowany liberalnym widzeniem rzeczywistości - rozpatrywanie każdego pomysłu zaczynam od biznesplanu. To znaczy, jeżeli w jakimś poważnym, długofalowym projekcie nie widzę wyraźnie zarysowanych korzyści pomysłodawcy - zaczynam być nieufnym. Nie - to akurat nie do pomysłu Jerzego, ale tak wogóle i pod kątem i pod kontem. No rozważcie i deklarujcie konkrety, jeżeli pomysł Jerzego uznacie za realny.
Rzut na taśmę rankingową zanim Agrest nie machnie flagą w szachownicowy wzorek
Kamizelki (po jednej) i zyjcie wiecznie !
Don Jorge
____________
Don Jorge
Rzucam pomysł stworzenia multimedialnego, internetowego kursu żeglarskiego .Liczą na spore zainteresowanie
tematem. Zainteresował się tą ideą również miesięcznik "Żagle", oferując swoją pomoc. Nie ukrywam, że wykonanie projektu takiego kursu jest pracą ambitną i czasochłonną.
Sam nie dam rady. Potrzebuję pomocy żeglarzy z doświadczeniem,instruktorów i fanów żeglowania.
Po pierwsze należy stworzyć listę tematów, jakie ten kurs powinien zawierać.Oprócz tekstu opisującego zagadnienie,na stronie internetowej powinny sie znaleźć ilustracje w postaci zdjęć, filmików lub animacji. Czytający taką stronę powinien mieć uczucie,że jest jedynym jej adresatem. Każdy temat powinien zakończyć się testem sprawdzającym,którego wynik pokaże czytającemu/uczącemu się,jakie elementy mu umknęły lub źle zrozumiał. Na zakończenie kursu będzie test sprawdzający z całości materiału. Od jego wyniku zależeć będzie zakwalifikowanie się na szkolenie manewrowe.
I tu apel do szkół żeglarskich o włączenie się do tej akcji i zastanowienie się nad zorganizowaniem,takich 2-3 dniowych szkoleń po bardzo przystępnej cenie. Sam kurs absolutnie nie będzie konkurencją dla kursów organizowanych przez szkoły żeglarskie,a jedynie przedszkolem zachęcającym do dalszej nauki żeglowania i uzyskania certyfikatu kompetencji/patentu.Nie muszę ukrywać,że te szkoły żeglarskie,które zaangażują się w tą sprawą uzyskają bonus w postaci potencjalnych klientów,którzy u nich uczyli się manewrowania jachtem. Zachęcam więc wszystkich,którym bliska jest liberalizacja żeglarstwa w Polsce, by zaangażowali się w ten projekt.
Miejmy jak UK. Edukować, a nie regulować.
Jeżeli,chodzi o sprawy techniki. To ja przygotuję serwer i tak stworzę aplikację,by kurs był dostępny na stronach SAJ, Samosteru, Żagli, PFŻ i innych zainteresowanych,w taki sposób,by uczący się był święcie przekonany,że to dana organizacja go prowadzi.
Jurku, mam nadzieję,że umieścisz mój tekst na swojej stronie i zezwolisz na drobną burzę mózgów, by urodził się naprawdę dobry i spójny projekt takiego internetowego kursu żeglarskiego.
Pozdrawiam i żyj wiecznie
Jerzy Buczak
W świetle przepisów, pozwalających posiąść wiedzę ( a nie papier ) w alternatywny sposób i żeglować bez onego papieru, pomysł swietny. Obiecuję link do kursu na honorowym miejscu swojej strony.
Stopy wody pod kilem!
Biały Wieloryb
(Marek Popiel)
http://whale.kompas.net.pl
Jak będę mógł jakoś pomóc to chętnie.
Pozdrawiam - Jacek
Witam
Pomysł przedni - ja natomiast chetnie włączę sie do takiego szkolenia bardziej praktycznie - mogę w sezonie na "Kocurze" podszkolić niewielkie grupy zainteresowanych w manewrówce jednostką motorową - myślę, że 55 KM do tego wystarczy.
Bo do dokształcania żeglarskiego to "Kocur" raczej sie nie nadaje...
Pzdr
Kocur
Brawo Jurek! Fajnie też, że "Żagle" chca pomóc.
Wydaje mi się, ze to bardzo trudne przedsięwzięcie ale z natury netu wynika jedno: w przeciwieństwie do książki, taki multimedialny kurs nie musi powstać za jednym zamachem - można tworzyć "klocki lego" do wkładania we właściwe miejsce. To duże ułatwienie.
Kurs, jelii przyjąć, że głownym adresatem mają być "szuwarowi debiutanci", a nie początkujący skipperzy morscy, może być dość lakoniczny:
- podstawowe zasady bezpieczeństwa, (ratownictwa i BHP),
- podstawowe przepisy prawda drogi i regulujące żeglugę,
- know-how: obsługa silnika (nieniszcząca), kładzenie masztu, obsługa takielunku i miecza, śluzowanie, kilka węzłow itp.
- kilka słów o meteorologii,
- podstawowe manewry,
- elementy savoir vivre'u na i nad wodą.
MOze jeszcze coś...
Serdecznie witam i o radę pytam.
Bardzo ucieszyła mnie ta strona i myślę, że ucieszyła również wielu żeglarzy, którzy mają jakieś wątpliwości co do prawidłowości wykonywanych manewrów. Jestem sternikiem jachtowym,( z czego jestem bardzo dumny ) lecz o niewielkim stażu, ale manewry ktore wykonuje tak jak mnie uczono na kursie są krytykowane przez kolegów bez patentów lecz o dużym stażu, którzy te manewry wykonują inaczej i co muszę przyznać ze smutkiem, lepiej ode mnie. Mnie uczono, że rufę należy wykonywać w pełnym baksztagu, rumpel między nogami i oburącz wybierać szot grota do diametralnej jachtu, a następnie szybko go luzować, lecz tak aby nie uderzył w wantę, bo ją zerwie i tak by po drodze gdzięś się nie zaczepił. Pływamy starą wyrzuconą przez klub omegą, którą sami wyremontowaliśmy. Kolega zawiązał węzeł na szocie w położeniu grota przy wantach i jedną ręką, łapiąc za talię przerzucał ją na drugą stronę nie zwracając uwagi na to czy jest to fordewind, czy baksztag, a węzeł zatrzmywał bom przed wantą, drugą rękę miał więc wolną do ewentualnej korekty sterem ( bom ma obciągacz ). Muszę przyznać, że przy silnych wiatrach (5B ) wychodziło mu to sprawniej niż mnie i bez większych przechyłów oraz nadmiernego ostrzenia, z którym ja miałem trochę kłopotów, gdyż nie mając wolnej ręki nie zawsze zdążyłem założyć odpowiednio wcześnie korektę sterem ( ale nie udało mi się nigdy omegi przewrócić ). Innych problemów nie poruszam, gdyż nie wiem czy o to na tej stronie chodzi. Jeżeli nie o to to przepraszam, a jeżeli trafiłem w temat, to mam jeszcze wiele spraw, które ( jeśli Don Jorge pozwoli ) zgłosze przy następnym wystąpieniu.Pozdrawiam.
Taki "pezetżetowski" sposób wykonywania "rufy" krytykował już Nieodżałownej Pamięci Kpt. Jerzy Sydow, w swoim podręczniku "Żeglowanie po wodach śródlądowych". Wymowny cytat: "Ponieważ sternik niezależnie od ustaleń pionu szkoleniowego PZŻ ma tylko dwie ręce..." I dalej radził (z zachowaniem ostrożności!) wykonywać zwrot właśnie sposobrm Twojego kolegi,, jako szyszym i sprawniejszym, zastrzegając aby pamiętać, że podczas egzaminu nie jest to sposób dozwolony.
Moim zdaniem przykład który poruszyłeś - jest jednym z argumentów za tym aby dotychczas wypracowany przez PZŻ system szkolenia wyrzucić do kosza.
Szanowny Tomku.
1.rzeczywiście zostawmy choć raz PZŻ w spokoju bo tainicjatywa na to zasługuje. Aby zamknąć ten temat, jeśli będę potrzebny jestem do dyspozycji.
2. Na kursach mówię fo samo co Jurek Sydow pisał ale...... Jak Omega nie ma obciągacza bomu a z reguły stare, turystyczne nie mają, przy silnym wietrze grozi złożenie się bomu do masztu. Opisany sposób stosują regatowcy. Niekoniecznie trzeba brać rumpel między nogi ( a co jak jest rogatnica?).Miałem opory z taką radą jak na pokładzie były panienki! Otóż sternik może już przejść na drugą burtę i zablokować ster pod udem. Ma dwie ręce do dyspozycji. Może oddać szoty załogantowi ale na otwartej mieczówce, bez obciągacz, bezpieczniej przerzucać grota w sposób kontrolowany.
pozdrawiam
Batiar
Ad.1. Tylko jak nazwać owe zwroty? Jeśli nie "pezetżetowskimi" - to może "żaglowcowymi"? Nawiasem mówiąc, kpt. Jerzy Sydow przestrzegał że i rumpel między nogami może zostać uznany za "trefny"; metodą "najbezpieczniejszą" (w sensie możliwości uwalenia egzaminu) jest stałe trzymanie jednej dłoni na rumplu, i podtrzymywanie palcami tej dłoni szota wybieranego drugą ręką. A że zarazem jest to sposób najwolniejszy - cóż, takiego szkolenia dopracował się PZŻ...
Ad.2. Poza problemem z brakiem "trzeciej ręki" - bardziej istotna jest sygnalizowana przez Darka tendencja lekkiego jachciku do przechyłów i niekontrolowanego ostrzenia podczas wybierania grota. Wybrany do diametralnej grot daje w fordewindize przechył tak silny jak w bajdewindzie, przy tym wyluzowany fok nie przeciwdziała ostrzącej sile wnoszonej przez grota. Grozi to wręcz wywrotką, jeśli podczas powolnego (patrz wyżej) wybierania grota uderzy silny szkwał. Powyższy problem nie istnieje w przypadku stabilnych, balastowych jachtów morskich, a zwłaszcza żaglowców. Za to tam użycie już nie tylko talii, ale do tego jeszcze kabestanów jest jedyną metodą pozwalającą przerzucić wielki żagiel.
Pod tym względem lepszy jest "regatowy", wyklęty przez Radę Starców sposób przerzucania bomu. Można wychwycić moment kiedy wiatr osłabnie, i wtedy właśnie przerzucić bom. Oczywiście, z jednej strony trzeba być przygotowanym na gwałtowną zmianę zrównoważenia żaglowego jachtu w momencie zwrotu (i odpowiednio skorygować ją sterem), z drugiej - nie pozwolić aby bom został poderwany do góry, a grot zaplątany w olinowaniu. Jeśli nie ma obciagacza (a póki co go nie mam; najpierw pływałem z grotem bez refbant, a następnie poszukiwałem najodpowiedniejszych okuć - pewnie tej zimy przygotuję obciągacz) - przerzucając bom podczas zwrotu obciągam go zarazem silnie w dół. Mniej obawiam się następstw uderzenia bomu o stenwantę (w każdym razie nie do tego stopnia aby wiązać na szocie jakieś supły o których pisał Darek). Mam bowiem bardzo elastyczny takielunek ułamkowy, z uchylnymi salingami którym nie grozi wyłamanie. Tym samym nawet jeśli bom uderzy o wantę, takielunek doskonale to zamortyzuje. Niestety niemal wszystkie czarterowe "koromysła" mają salingi sztywne, do tego jeszcze mocowane na liche "popnity" i tam nawet uchwycenie się stenwanty może przynieść katastrofalne następstwa.
Pozdrawiam
Tomek Janiszewski
ps. Niektórzy bardzo żałują że obecnie nie stosuje się rogatnic: podczas zwrotu można było podnieść ją nieco do góry i wręcz usiąść na niej, mając wolne obie ręce. Oczywiście, zdecydowanie nie podczas egzaminu na patent PZŻ.
Chetnie wlacze sie w iniciatywe w ramach wolnego czasu.
Byl pomysl aby wykorzystac do tego celu wikiboxa. Bardzo mi się spodobało narzędzie i pomysł.
Jak koledzy widza powstawanie podrecznika? - ja mysle o procedurze nastepujacej (do dyskusji)
* Tworzony jest spis tresci - z "grubych" tematów. Termin - 2 tygodnie od podjęcia decyzji i samozorganizowania się grupy inicaitywnej.
* Do rozdziałów dołączają autorzy -ochotnicy. Termin - 2 tygodnie
* Autorzy rozdziałów sammoorganizują się - rozdzielając role i zagadnienia do opisania. Termin 2 tygodnie, ustalany jest skład twórców rozdziałów.
* Po tym czasie zaczyna się praca nad treścią
* Każdy może dodać do treści komentarz- ale autorzy muszą się zgodzić na jego opublikowanie
Rozdziały mogą zawierać do 2 poziomów zagłębień (np 3, 3.1, 3.1.1), ilustracje, przypisy, literaturę, zadania teoretyczne (z rozwiązaniami), ćwiczenia do wykonania na wodzie, wskazówki metodyczne dal instruktorów,
Szczególnie ważne zagadnienia można ująć w kompedium wymagań/ wiedzy niezbędnej dla samodzielnego prowadzenia :
- jachtu na małym akwenie (pojedyncze jezioro z osłoną ratowniczą)
- rejsu na wodach podobnych do Mazur
- rejsu na morskich wodach przybrzeżnych
i ewentualnie
- rejsu po morzu.
Andrzej Niemiec
Jestem wśród wielu chętnych, którzy zgłosili chęć pomocy i udziału w projekcie ale i mam poważne obawy o jego realizację. Choćby to jaką rufę pokażemy na filmie czy animacji. Tu i przez lata poznałem całą ich gamę, poczynając od systemu regatowego ( ja też to sobie stosuję ale nikogo tak nie uczę) poprzez "klasykę" z programu PZŻ aż po dysertację naukową pewnego kapitana o manipulowaniu mieczem w czasie wykonywania zwrotu z wiatrem. Co zakwalifikujemy do popularyzowania i kto o tym zdecyduje.
Tak OBOK. W Kanadzie popularna jest seria edukacyjna w ramach której widziałem "Żeglarstwo dla idiotów" Bardzo ładne wydanie i dobre ale kto w Polsce kupiłby podręcznik pod takim tytułem?
A tu kupują i od tego zaczynają (m.in) swoją drogę na Wielkie Jeziora czy Pacyfik. Wielu nie ma pojęcia o istnieniu CYA chyba, że coś potrzebują wtedy znajdą pomoc czy informację. Po roku czy dwóch żeglowania na pobliskim zbiorniku ciągną swoje łódki z Alberty 1000 km do Vancouver aby 8-9 dni pożeglować po Pacyfiku, bo tylko tyle mają urlopu. Do czego zmierzam tą dygresją? Ano tu kto chce wiedzę znajduje a praktykę nabywa. Nikt tu, poza szkołami, nie zajmuje się kursami a napewno nie on-line. Czemu u nas? Bo powołany do tego Związek swoje obowiązki olewa ( sorry El Colonel Remiszewski, że jednak ten temat wyszedł i tu). Aby tę lukę zapełnić zgadzam się pomagać w realizacji tego projektu. Pod warunkiem uzyskania odpowiedzi na temat jak to ma wyglądać w praktyce. Moim zdaniem muszą być redaktorzy ( jak zwał tak zwał) poszczególnych tematów, bo na demokratyczne głosowanie się nie zgadzam. Uszczegółowione Twoje propozycje popieram i dodam temat jaki ujmuję w podręczniku: żeglowanie w trudnych warunkach. Masowe pływanie przy silnych wiatrach na zwiniętym foku ( to epidemia) i całym grocie to widok przygnębiający.
pozdrawiam
Batiar
Dlatego,ten temat umieściłem tutaj,by zainteresować jak najwięcej osób.Byłoby idealnie,gdyby każdy z tematów miałby swojego redaktora.Pierwszy etap,to określenie, jakie tematy powinny być bezwzględnie poruszone na takim kursie.Drugi,to zadeklarowanie się instruktorów,żeglarzy do pomocy i wybranie sobie zdefiniowanego tematu.Bez tego nie ruszymy.
Chciałbym,aby na tym kursie było jak najmniej pisania,a więcej przekazu multimedialnego.Jeden obraz,film,animacja jest warta tysiąca słów.
Jerzy Buczak
Myślę, że co do składu podręcznika to świetnym wzorem jest 'Complete Sailing Manual' Steve Sleight'a...
Jestem instruktorem od 10ciu lat i bardzo chętnie się do tego projektu przyłączę. Jako informatyk mogę oprócz zadań merytorycznych wykonywać też inne. Na przykład przygotowywać grafikę zarówno wektorową jak i zdjęcia.
Mogę też prowadzić zajęcia praktyczne, mam też kilku chętnych znajomych do przeszkolenia. Myślę też, że warto zajęcia praktyczne szczególnie dostosować do jakiegoś programu. Np ISSA Level A...
Chętnie się tym teraz zajmę...
K
Gra - to pojęcie szerokie. Może to być quiz działający na stronie WWW, aż po animowane przygody...
Być może jest to za ciężki projekt dla pojedynczego programisty...
Proszę więc o szczegóły (jakiś scenariusz,, przeznaczenie itp.) może być na maila: pbz(at)tlen.pl
Co z tego, że ponad 40 lat temu pierwszy raz żeglowałem świadomie (bo wcześniej również byłem pod żaglem), jeżeli nie żegluję ciągle i stale? Chętnie sprawdzę i podniosę swoje umiejętności i wiedzę, chętnie również w wirtualny sposób! Pewnie okaże się, że mam mnóstwo braków!
Bardzo cenna inicjatywa i warta szerokiego rozpropagowania!
Robert
PS: a wracając do osławionej "rufy", ....to ja "od zawsze" robię ją w sposób "regatowy" - jak dotąd, bez strat w ludziach i sprzęcie, ale ja się nie znam, bo jestem samoukiem :-)))
Nie bardzo wiem jak się to robi na dużych jednostkach, ale na małych (do 15 m^2 żagla), to tylko myyyk i już ...i nie wyobrażam sobie wybierania całej talii trzymając rumpel/rogatnicę "trzecią ręką", czyli tyłkiem, ...a obciągacz bomu powinien już być dziś na każdej jednostce z ożaglowaniem bermudzkim...
...a obciągacz bomu powinien już być dziś na każdej jednostce z ożaglowaniem bermudzkim
masz rację ale z tego "powinien" nic nie wynika, ponieważ po prostu obciągaczy na łódkach klubowych ( starych Omegach) po prostu nie ma. Aby stało się najgorsze musi się nałożyć wiele czynników. Zadaniem dobrego instruktora jest przygotować adepta na najgorsze. Dotąd dzban wodę nosi dopóki ucho się nie urwie. Masz rację, za talię i buch....Przez 30 lat moczenia tyłka na Omegach tylko 3 razy bom się złożył do masztu i dwa razy, zanim zareagowałem, kursant odbił na poprzedni kurs i grot zahaczony o saling poszedł po bancie jak stara poszewka. Zajęcia z szycia żagla miałem jak znalazł. Niedobrze jest jak młody pyta ........ zresztą od jakiegoś czasu panuje rozejm więc nie będę go naruszał. Ale zachęcam do czegoś co nazywamy dobrą sztuką żeglarską a oznacza to manewr bezpieczny w każdych warunkach i wykonany na każdym poziomie doświadczenia. W tajemnicy powiem, że ja sobie też łapię talię i buch... ale nigdy innych do tego nie zachęcam.
Kolegę, który wywołał ten temat zachęcam do wykonywania rufy przy sile wiatru od 4oB w sposób jaki podaję i dodam jeszcze, że wbrew zaleceniom progarmu PZŻ o płynnym "kreceniu" jak duje mocno, na moment przerzucania grota dobrze jest przytrzymać łódkę na kursie pełnym. Dopiero po przerzuceniu grota powoli ostrzyć do baksztagu i wybierać grota. Tak robiąc zrobisz bardziej bezpieczny i elegancki zwrot niż kolega który ci imponuje. Jak masz pytania pisz na priv.
pozdrawiam Robercie
Batiar
...i tutaj w 100% się zgadzam! Gorzej jednak, kiedy miejsca mało i musimy zrobić zwrot ciasno!
Mam propozycję również do programu kursu (miałem nie uczyć nikogo, ale jednak wtrącę swoje 3 grosze): w nieco odmienny sposób wykonuje się zwrot przez rufę na łódce z zaczepem talii na pawęży - podczas przejścia linii wiatru, trzeba obrócić się tyłkiem do przodu. Trzeba pewnie do planowanego kursu włączyć i taki punkt, bo bywają łódki z takim zaczepem talii grota (sam przez wiele lat miałem INKĘ z taką talią). Ciekawe jak program oficjalny PZŻ do tej pory przewidywał zwrot na takiej jednostce (a może ten sposób zaczepienia talii był zakazany??? ;-))) .) Parafrazując Jerzego Sydowa: wybieramy talię obydwiema rękami trzymając rumpel trzecią ręką tzn. zębami??? Proste schematy, jak taki zwrot wygląda, znajdziemy w książeczce "Nauka żeglowania w weekend", ale dopiero praktyka jest miarodajna. Rację ma Andrzej Colonel Remiszewski, że nie rozstrzygniemy tutaj tej kwestii, a zwroty na różnych łódkach, w odmiennych warunkach będą zupełnie różne. Rację masz Zbyszku Ty, kiedy piszesz: "...zachęcam do czegoś co nazywamy dobrą sztuką żeglarską a oznacza to manewr bezpieczny w każdych warunkach i wykonany na każdym poziomie doświadczenia." tylko zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie zachęcasz do łapania za talię, kiedy to właśnie często szybkie i bezpieczne - zwłaszcza, że umożliwia wykonanie ciasnej cyrkulacji, a grot jest wyluzowany, więc nie powiększa zbytnio przechyłu.
Pozdrawiam również
(i podkreślam, że ja to tylko skromny praktyk jestem - "naumiany" na swoich własnych łódkach i w żadne prawdziwe szkolenia nie wnikam)
Robert
Witam ponownie.
Obciągacza bomu na Omedze oczywiście nie było, lecz zamontownie prostego obciągacza bomu to żaden problem i zajmuje niewiele czasu, nie tyle, co np. uszczelnienie starej, zmurszałej skrzynki mieczowej. Zrozumiałem, że trafiłem z tematem jak kulą w płot. Chętnie bym pomógł w zredagowaniu jakiegoś tematu, lecz nie mam niestety dostatecznej wiedzy i doświadczenia, ale bardzo chętnie podrzucę tematy, które moim zdaniem są kontrowersyjne, np człowiek za burtą. Rozumiem potrzebę wybierania człowieka burtą nawietrzną ( na jachcie mieczowym ), lecz kiedy widzę jak kolega wykonuje ten manewr w kilka sekund, po ustawienia jachtu tylko w dryf , lecz podchodzi wówczas burtą zawietrzną( nie traci więc kontaktu wzrokowego, a po uchwyceniu człowieka, można go za rufą przetransportowac na drugą stronę ) , to mam wątpliwości co do celowości moich zwrotów. I choć mieszczę się w 5 minutach, to uważam, że jego metoda w trudnych warunkach jest zarówno skuteczniejsza jak i bezpieczniejsza.
Dziękuję za informację n/t rufy. Tak pierwotnie zrozumiałem intencję tej strony. Instruktor nie zalecał rozpoczynania rufy z pełnego fordewindu, lecz z pełnego baksztagu i dlatego tego nie próbowałem. Jeżeli mocnu duje, to przy powolnym wybieraniu grota, siła odśrodkowa i przechylająca jacht jest duża i trudna do korekty sterem, a za talię buch i po bólu. Pływamy tylko w dwójkę więc szotman musi zająć się fokiem i balastem, a nie talią grota. Mimo całego szacunku do Pana wiedzy i doświadczenia pozostanę jednak przy całej talii, którą wielokrotnie sprawdziłem i nabrałem zaufania do tak wykonywanego manewru. A jeżeli się w coś wierzy, to i pewniej się to wykonuje, choć wierzę, że przy Pana doświadczeniu ten manewr może być równie sprawny i bezpieczny.Pozdrawiam.
zdania co do manewru monachijskiego są podzielone. Część żeglarzy twierdzi, że jest on niebezpieczny a przecież obowiązkiem ratującego jest ratować a nie samemu się wywrócić. Na keczu, operując środkiem ożaglowania można bezpiecznie zdryfować do człowieka ale na slupie to już jest problem. Aby się nie wywrócić ( zakladamy silny wiatr więc trzeba po chwili jednak grota zluzować a wtedy, jak poszliśmy do wiatru w nieodpowiednim momencie, dryfuje nas jak Eol sobie życzy. Niewielu chyba żeglarzy potrafi "dać się zdryfować na slupie do człowieka. A jak on znajdzie się powyżej nas robi się niebezpiecznie.
Często widzę demonstracje manewrów w luksusowych warunkach i wtedy wszystko wychodzi. Ludzie wypadają za burtę na ogół w trudnych warunkach. Jedno jest słuszne, nie traci się kontaktu wzrokowego a to ma znaczenie dla tego za burtą. Wszystko jest kwestią sytuacji i wyboru najlepszego wariantu.
"Regatowe" przerzucanie grota jest dobre bo szybkie, szczególnie na boi zwrotnej. Tam decydują sekundy a regatowiec musi żeglować na granicy ryzyka. Pisałem, że przy 2-3 oB "sztormach" sam nonaszalancko tak robię. Ale uczę nowicjuszy metody bezpiecznej w każdych warunkach, nawet tych najtrudniejszych. Trochę jest zamieszania. czytam o jakiejś tendencji do uciekania jachtu do wiatru itd. Jak tak się dzieje to oznaka, że robimy coś źle. Uczę moich insstruktorów uczenia rufy następująco: ( przepraszam żeglarskie wygi ale temat dla innych ważny). ZAłożenie: w fordewindzie położenie grota jest obojętne dla kontynuowania żeglugi. Instruktor bierze ster, przechodzi do kursu pełnego a kursant przerzuca grota z jednej burty na drugą aż robi to sprawnie i płynnie.
Potem dostaje ster i musi to wykonać sam. ( do wyboru: rumpel między nogi lub na siedząco, trzymając ster pod udem. To drugie trochę trudniejsze jak trzeba reagować na zmiany kierunku wiatru. Jak to opanuje zaczyna się ćwiczenie przechodzenia linii wiatru. I tu dochodzimy do tych kłopotów z "silną tendencją jachtu do ostrzenia". To zawsze wina sternika ( i nauczyciela), wyłącznie. Jak jacht jest nawietrzny to znaczy, że grot nie został wyluzowany do końca. I teraz najważniejsze, aby uniknąć przechylania się jachtu , w skrócie myślowym, ster musi wyprzedzać grota. Naprzód ostrzymy a grot w lekkim łopocie podąża za skręcającą łódką. Powtarzam, jacht skręca a my swiadomie nie nadążamy ustawiać go do pełej pracy.
W trudnych warunkach "talię buch" jest to, że albo wali bom w olinowanie albo kończy swój w miejscu gdzie n ie jest wyluzowany. Obie sytuacje są niedobre.
Kolego Szanowny,
to nie kwestia mojego doświadczenia, to kwestia teorii. Niestety, na kursach źle wykładanej i dlatego taka zła sława rufy. Moi kursanci rufy się nie boją. W razie czego zapraszam do napisania do mnie, tu szkoda zanudzać .
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
ZAłożenie: w fordewindzie położenie grota jest obojętne dla kontynuowania żeglugi.
Podczas kursu, w komfortowych warunkach (2-3B) - owszem. Nie jest tak jednak przy wietrze w pobliżu 5B ze szkwałami. Krytyczny jest moment gdy wybierany grot zbliża się do osi symetrii jachtu. Pracuje on wówczas w warunkach zbliżonych do bajdewindu (tylko wiatr atakuje od strony liku tylnego zamiast przedniego). Powstaje wówczas duża siła aerodynamiczna, działająca niemal w poprzek kadłuba. Wywołuje ona silny przechył, a nie równoważona (inaczej niż w bajdewindzie) analogiczną siłą na foku nadaje ona jachtowi silną tendencję do ostrzenia. I odczuwa się to nie tylko na Omedze, ale i na znacznie stabilniejszym "Orionie", nawet z zarefowanym grotem.
Skoro tak się dzieje - znaczy robimy źle że w ogóle niesiemy grota przy tak silnym wietrze. Zanim jednak zdołamy go zrzucić, może okazać się konieczne wykonanie zwrotu (np. jeśli na dotychczasowym halsie po niezbędnym wyostrzeniu stanie brzeg lub wyspa). Wówczas umiejętność wykonania "regatowej" rufy, wraz z szansą że jednak "wyjdzie" w tak ciężkich warunkach zwrot przez sztag - może uratować sytuację. A i natychmiastowe zrzucenie grota w innym niż bajdewind kursie warto rozważyć, mimo że na kursach uczą że tego robić nie wolno. Jeśli tylko salingi nie są najeżone jakimiś ostrymi śrubami mającymi (w problematycznym zresztą zwykle stopniu) zapobiegać spadnięciu want, tragedii być nie powinno.
Napisałeś rzecz podstawową, przy tak silnym wietrze, na żadnym jachcie nie ma prawa być postawiony cały grot. Ale zakładasz, że jest i dalej zalecasz system regatowy. Jeśli potrafisz, bez pomocy talii, tylko siły fizycznej dociągnąć grot do pozycji w której dostanie wiatr z nowego halsu i dalej sam poleci- jestem pod wrażeniem twojej siły fizycznej.
człowiek za burtą. Oderwij się choć na moment od swojej obsesji na temat PZŻ. Trochę umiaru tam gdzie dyskutujemy o technice manewrowania. Masz mój podręcznik, prawda. Tam jak byk stoi napisane.... kursancie, jak zawalisz pierwsze podejście nie trać głowy ( mowa o egzaminie) tylko kontynuuj kurs, miń "człowieka" i zrób rufę. Dalej stoi jak byk, ...może nie dostaniesz piątki ale człowieka podejmiesz. Wytyczne egzaminacyjne a nie program mówią, że można wykonać o jeden zwrot więcej niż .....
Nigdy nie oblałem kursanta za ...o jeden zwrot więcej.. ale zawsze jak stracił głowę po tym jak "człowiek "znalazł mu się w kącie martwym. ale jak szkolę to wszyscy bez problemu to robią. Żadnych 200 m, z 30 m ma wracać
Jak krytykujemy to piszmy prawdę. A prawdą jest pewna ortodoksyjność programu ( słynne podchodzenia na jajko). Masz rację, że każdy sposób jest dobry o ile jest skuteczny. Ja też tego uczę. Wnioski z naszej dyskusji dedykuję autorowi pomysłu kursu . Oto pierwsze problemy, jak uczyć na kursie on-line rufy.
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
przy tak silnym wietrze, na żadnym jachcie nie ma prawa być postawiony cały grot. Ale zakładasz, że jest
Wcale tak nie zakładam. Napisałem wszak:
"odczuwa się to nie tylko na Omedze, ale i na znacznie stabilniejszym "Orionie", nawet z zarefowanym grotem"
A że grot w ogóle był? W tym wypadku choć kawałek grota musiał być, inaczej pewnie nie wyhalsowałbym się z mocno uniesionym mieczem z płytkiej wody koło Ogonek na Święcajtach. To była jedna z tych sytuacji gdzie "tut uż darog charoszyj sowiet". I w tym akurat wypadku nie robiłem zwrotu przez rufę żadną z metod; po przymiarce metodą "pezetżetowską" udało się zrobić zwrot przez sztag, schronić się pod osłoną trzcin, tam pozbyć się grota i resztę jeziora przehalsować tylko na foku. Niemniej jednak w innych sytuacjach jacht również reagował dość nerwowo na "przepisowe" wybieranie grota, zaś metodą "regatową" udawało się zrobić zwrot wykorzystując chwilowe osłabienie wiatru. Nie trzeba było do tego wcale dużej siły. A to ze jacht nabierał przechyłu podczas wybierania grota - może dlatego ze pływam sam i nie miał mi kto skutecznie wybalastować jachtu.
Oderwij się choć na moment od swojej obsesji na temat PZŻ
Oczekujesz rzeczy niemożliwej ;-) Tak czy inaczej, nie mogę się odnieśc wrażeniu że naczelnym celem jaki stawiał sobie "jedynie słuszny" system było wyrugowanie z żeglarstwa jak największej liczby tych którzy nie mają zadatków na pokładowego satrapę. Nie wybaczę PZŻ-towi nigdy faktu, że aż do początku lat 80-tych aby uzyskać uprawnienia na prowadzenie takiej Omegi (o Orionie czy Ramblerze już nie mówiąc) - trzeba było zaliczyć galery na topornej i przaśnej dezecie.
Nigdy nie oblałem kursanta za ...o jeden zwrot więcej.. ale zawsze jak stracił głowę po tym jak "człowiek "znalazł mu się w kącie martwym.
Ale dlaczego w takich wypadkach egzaminowany niejednokrotnie "traci głowę", podczas gdy nie traci jej gdy podczas halsówki przez Bełdany cypelek do którego miał nadzieję dojść jednym halsem - również znajdzie się w kącie martwym? Czy nie dlatego że od początku miał wpajane, jakoby wolno mu było zrobić podczas "człowieka" - "jeden zwrot, w ostateczności dwa"? A jeżeli wiatr jest mocno pokręcony, fale pokrzyżowane, i nie sposób ustalić w krytycznym momencie jego kierunku z dokładnością do paru stopni? Czy nie lepiej zrobić wówczas choćby i cztery zwroty zamiast odpływać od "człowieka" nie wiadomo jak daleko , aby mieć więcej czasu i miejsca na dokładne określenie kierunku i podjąć "człownieka" tylko jednym zwrotem? Tak. ma się rozumieć że cztery zwroty na takiej "Pogorii" trwałyby nie wiadomo jak długo, ale przecież kurs i egzamin odbywał się na leciutkiej i zwinnej "Omedze"! Czy nie wydaje Ci się że program szkolenia od samego początku był nastawiony na produkcję "mięsa armatniego" na żaglowce, a możliwośc samodzielnego prowadzenia jachtów prezez absolwentów takich kursów uważano gdzieś tam u szczytu samej szkoleniowej "wierchuszki" za nieporozumienie, "zło konieczne"?
Wytyczne egzaminacyjne a nie program mówią, że można wykonać o jeden zwrot więcej niż .....
Wytyczne egzaminacyjne i program - jeden diabeł. Są one przykładem powielaczowego prawa w wykonaniu PZŻ, i dlatego uważam że PZŻ powinien zostać zniszczony. Co innego gdy zarówno szkolenie, jak i posiadanie uzyskanego w wyniku takiego szkolenia papierka przestanie być koniecznym warunkiem dla samodzielnego prowadzenia jachtów. Wtedy zaakceptuję wszelką dowolnośc w układaniu programów szkolenia i egzaminowania - a nuż któryś z nich okaże się lepszy niż mogę sobie to obecnie wyobrazić?
Pozdrawiam
Tomek
Również i ja miałem zawsze takie wrażenie, a do tego poparte historią - w latach 60-70 stopień żeglarza "uprawniał" do bycia kanaką i zapewne nikomu nie przyszło do głowy, żeby go rzetelnie wykształcić na "inland skippera", bo i tak wolno mu było jedynie wylewać wodę z zenzy. Dzisiejsze programy, kursy i egzaminy widocznie niewiele się zmieniły, bo nadanie żeglarzom uprawnień do samodzielnego prowadzenia jachtów ....uważa się za wypadek przy pracy.
Robert
Dlaczego kulą w płot? Jako początkujący (bez obrazy) żeglarz dałeś świadectwo, że to czego uczono Ciebie na kursie jest rzeczą o wątpliwej przydatności. Wracając jeszcze do trudności w robieniu "rufy" jakich doświadczyłeś: jeśli jacht wymyka się spod kontroli w momencie "politycznie poprawnego", powolnego wybierania grota - to niewątpliwy znak że grota jest za dużo przy aktualnie wiejącym wietrze. Należy go zrzucić lub zarefować. Ale zanim to zdązymy zrobić, cenna może okazać się umiejętność wykonania zwrotu metodą "regatową", w przerwie pomiędzy kolejnymi podmuchami. Aczkolwiek zawsze jest ryzyko że nawet przy tak szybkim przerzuceniu bomu "nie wyrobimy się" przed kolejnym uderzeniem szkwału. Przy metodzie "pezetżetowskiej" nie wyrobilibyśmy się niemal na pewno, i w najlepszym wypadku pozostaniemy na starym halsie, z rozchwianą i uciekającą do półwiatru łódką.
Teraz a'propos "człowieka". To kolejny argument przeciw obowiązkowemu szkoleniu w wydaniu PZŻ. Przydatność tego manewru jest mniej więcej taka jak powszechnie krytykowanego "parkowania na kopertę" podczas egzaminu na prawo jazdy. Czego obawia się egzaminowany kursant? Oczywiście, tego aby "nie spalić" manewru nawet jednym nadmiarowym zwrotem (więcej niż jeden dodatkowy zwrot powoduje bezwzględną dyskwalifikację), więc "odjeżdża" od "człowieka" możliwie daleko, nawet na 200 metrów i dalej. Zostawia mu to dosyć czasu na dokonanie niezbędnych korekt kursu, tak aby do "człowieka" podejść "podręcznikowo", z minimalną prędkością ale przy zachowaniu sterowności, w łopocie ale w żadnym wypadku nie w kącie martwym. I zwykle mu to wychodzi, skoro nowe patenty są wydawane. Ale w warunkach rzeczywistych, gdy wieje ponad 6B a nie 2B jak podczas egzaminu (a co dopiero na morzu), niemal pewne przy tej metodzie jest "zgubienie" człowieka między falami (szczególnie w nocy) jeśli będzie się powtarzało manewr tak jak wyćwiczyło się na kursie. A jeśli czlówiek pójdzi pod wodę w czwartej minucie po wypadnięciu za burtę? Już widzę tłumaczącego się przez sądem skippera, że manewr został wykonany poprawnie, tylko załogant okazał się felerny, bo utopił się za szybko. Absolutnie zgadzam się z Tobą że każda metoda prowadząca do znalezienia się w poblizu "człowieka" w możliwie krótkim czasie jest lepsza od manewru wykonanego "podręcznikowo", za to rozwleczonego w czasie na kilka minut, a w przestrzeni na kilkaset metrów. Nawet jeśli prędkość lub odległość okaże za duża, można przecież wyrzucić koło ratunkowe na lince, tak aby "oplątać" nią wypadniętego. W krańcowym wypadku, jeśli poszkowany jest nieprzytomny, za burtę może wyskoczyć asekurowany linką członek załogi. Wszystko to jest zdecydowanie bezpieczniejsze niż podpływanie na odległość wyciągiętej ręki lekką i rozchwianą na fali łódką. I oczywiście, gdzy wypadek zdarzy się naprawdę, nie wahajmy się przed uruchomieniem silnika, mimo że na egzaminie jest to zabronione!
Witajcie
To był strzał w 10. Jednemu opracować cały materiał byłoby trudno, lecz po podzieleniu na poszczególne manewry, będzie łatwiej, a Don Jorge wybierze najlepszy materiał.Chętnie opracuje jakiś temat, może to być ta rufa, do której żeglarze przy silnym wietrze przystępują na jachtach mieczowych ze strachem. Pozdrawiam.
Coś w tym jest! Przyznaję się bez bicia do lenistwa/braku czasu (niepotrzebne skreślić).
Ale potraktujmy tekst Marcina jako prowokację... MOBILIZUJĄCĄ, żeby nie miał racji!
A Marcinie! Co sądzisz o mojej krótkiej propozycji "kursu -minimum" dla szuwarowców? Kotkotrwały krytyczny wysiłek intelektualny poprosze! :)
Nie Andrzeju, to nie jest prowokacja. Bardzo sobie cenie Wasze merytoryczne komentarze, które wskazują na dużą praktykę i rozwagę, czego brak początkującym żeglarzom oraz twórcom instrukcji egzaminowania. Jak sobie wyobrażamu kurs minimum, bardzo proszę. Na przykładzie poruszonego manewru - człowiek za burtą. To co się dzieje na egzaminach woła o pomstę do Neptuna. Traktownie lekkiego pasa jako człowieka, który ma zupełnie inny dryf niż, leżący na powierzchni wody lekki pas, to czysta kpina i brak zdrowego rozsądku. Zapewniam, że żeglarz, który przystąpi do ratowania człowieka za burtą w taki sam sposób jak tego pasa, nigdy człowieka nie uratuje. Mój krótki wysiłek intelektualny w tym temacie:
Wyrzucić koło z pławką ( sprawdzić czy nie jest przywiązane). Wyrzucić długą cumę rufową. Kliknąć w GPS i zapisać pozycję.Oko cały czas pokazuje człowieka. Nabrać trochę wysokości i zwrot przez sztag bez luzowania foka. Kiedy przód jachtu znajdzie się na kursie dryfu człowieka, grot luz, ster na nawietrzną i położyć jacht w dryf. Jeżeli trzeba przesunąć jacht w stosunku do kierunku dryfującego człowieka, to lekko i na krótko wybrać grota, lub na krótko ster zero. Dryf jachtu jest zawsze większy od dryfu człowieka zanużonego w wodzie i jacht zostanie dopchnięty do człowieka, którego wybieramy z burty zawietrznej ( np. przy pomocy talii grota ), po stronie niższej oraz osłoniętej od wiatru i fali. Opis ten dotyczy jachtu balastowego, w warunkach silnego wiatru na morzu ( żagle dostosowane do siły wiatru), gdyż w tych warunkach najczęściej giną ludzie.Pozdrawiam i zapinajcie pasy, aby nikt nie musiał tego sprawdzać w praktyce.
Doświadczenie mi podpowiada, że racja bedzie po Twojej stronie ale pragnę równocześnie przyczyniać się do tego o co zabiegam od lat - o prawdziwą edukację. Masz rację- witryna Don Jorga to nie miejsce na to ale każdy sposób dobry. Dlatego nie eksponujmy naszej niewiary, bo kiedyś coś się nareszcie musi udać.
Do meritum- masz rację z tym "kołem"jako człowiekiem. Kiedyś zrobiłem elsperyment na kursie. "Wyrzuciłem" prawdziwego człowieka i kurs na Omegę nie potrafił go wciągnąć. Kursanci zrozumieli, że to nie zabawa.
Podajesz znowu monachijski i w stosunku do morza. Jeszcze raz, zdania są mocno podzielone. Ja przedstawiam ten manewr dla porządku w podręczniku i czasem demonstruję. Co pisałem dotyczy śródlądzia, ponieważ tu uczę. Dlatego nie ma GPS. Uczę manewru uniwersalnego, to znaczy bez względu na jakim kursie wypadnie człowiek, kursant ma przejść do półwiatru, odejść na 30 m i zrobić płynną rufę. Po zwrocie i dojściu do bejdewindu człowiek musi być na kursie.. To trwa mniej niż minutę.
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
Witam Zbigniewie!
Wspominając czasy kiedy byłem jeszcze czynnym instruktorem całkowicie podzielam
Twój system podejścia do "człowieka za burtą". Jest to system, który pozwala,
moim zdaniem na szybkie i bezpieczne podejście do człowieka.
Dyskutując jednak nad różnymi manewrami "monachjski, pzetżetowski, prywatny itp."
zapominamy o najważniejszym
JAK TEGO CZŁOWIEKA PODJĄĆ NA POKŁAD?
W jaki sposób go uchwycić, jak go dźwignąć (waży dużo więcej niż na pokładzie i jest najprawdopodobniej ranny), jak go przełożyć przez burtę nie łamiąc mu kręgosłupa.
Niejednokrotnie na kursach, które prowadziłem (lub sam szkoliłem)
wprowadzałem ten element do szkolenia. I co się okazywało?
A no młodzieżowa załoga po prostu nie miała siły żeby podjąć człowieka nawet przy bardzo sprzyjającej pogodzie.
Uważam, że nad tym aspektem trzeba się bardzo mocno zastanowić i wprowadzić do szkolenia jako integralną część tego manewru.
I druga sprawa. W latach 60-tych kiedy szkoliłem się na podstawowy stopień żeglarski
(jeszcze wtedy nie było patentu żeglarza jachtowego) wymagano ode mnie umiejętności wykonania węzła ratowniczego argumentując to, że jak wypadnę za burtę i rzucą mi linę to muszę się przywiązać węzłem niezaciskającym się.
Ten węzeł rzeczywiście jest bardzo przydatny jak później wykazała moja praktyka ale próbowałem wielokrotnie zawiązać go w wodzie (kiedy linę rzucano nawet z wolno dryfującego jachtu i nigdy mi się nie udało).
Ten aspekt sprawy, jest moim zdaniem, wstydliwie omijany w programach szkolenia a warto go przeanalizować.
Z poważaniem
Wiesław Śliwowski
Major
Tak, to jest rzeczywiście problem szczególnie wtedy, kiedy ratowany nie może współpracować. Jak może to radziłem podciągać do rufy i tamtędy, po podniesionej płetwie sterowej lub na zrzuconej linie z pętlą facef wychodzi. Ale jak jest nieprzytomny to problem. Nie tylko dlatego ale między innymi, walczę z dolną granicą wieku lat 12. Już nie szkolę ale dawniej opowiadałem dla przykładu, że takie ćwiczenia to udawanie, że coś się uczy. Bodajże w Holandii małżeństwo wynajęło jacht ze skiperem ponad 100 kg i wyleciał im za burtę. Nie dali rady wciągnąć na pokład więc uwiązali linami do burty i jechali do portu. Niestety, z wychłodzenia zmarł. Na szczęście dzisiejsze hotelowce mają na ogół otwarte rufy i sprawa się uprościła.
Ale program należy w tym i kilku innych sprawach zaktualizować. Część mądrzejszych instruktorów jakoś nadrabiała jego braki własną inwencją ... ale tylko część. Tak samo z meteo robiono sobie jaja a skutki wiadome.
pozdrawiam
zbigniew klimczak
No i fajnie! Zrobiła się dyskusja, z ktorej wynika sposób uczenia wyjmowania czlowiekaa zza burty:
- różne manewry podchodzenia - z pokazaniem uwarunkowań (kurs, rodzaj i stan jachru, rodzaj i stan akwenu),
- rózne techniki oznaczenia miejsca MOB oraz podania ew. koła, czy innego pływaka,
- problem w wydobyciem go na pokład, rózne możliwe "technologie",
- a ja dodałbym jeszcze: co robić jak go już wyjmiemy, jak zrobić żeby nie umarł z wychlodzenia albo na zawał.
Czy to już cały rozdział "Człowiek za burtą"?
Witam!
Na pewno nie!!!
Jest jeszcze wiele elementów, które moim zdaniem należałoby dodać do programu szkolenia.
Jednym z nich na pewno jest sprawa ratownictwa człowieka po wydostaniu go z wody.
PZŻ-towski program w tym zagadnieniu jest wprost żenujący.
Ale najważniejsze moim zdaniem umyka. W obecnym stanie uprawnień stopni żeglarskich
porównanie uprawnień w stosunku do wymaganej wiedzy mija się po liniach równoległych w dziedzinie ratownictwa.
W programie wszystko zamyka się do ratownictwa na wodach śródlądowych. A co na morzu?
Wszak żeglarze nie wypadają za burtę przy dobrej pogodzie tylko przy ekstremalnych warunkach.
Jak wtedy postępować?
Nie wyczytałem tego w żadnym podręczniku. Tylko doświadczenie z wieloletniego żeglownia podpowiedziało mi jak wydobyć człowieka z wody (nieprzytomnego) przy stanie 7B na Adriatyku.
A co by było na Bałtyku (dwukrotnie zimniejszym)?
Jest oczywiście jeszcze wiele innych aspektów w tej dziedzinie ale dobrze jest (moim zdaniem), że na ten temat rozgorzała merytoryczna dyskusja.
Z żeglarskim pozdrowieniem
Wiesław Śliwowski
Major
O tym właśnie mówił ostatni z moich "myślników".
O ile mnie pamięc nie zawodzi, jakieś trzydzieści lat temu w Trzebieży (na PZŻ-owskim kursie kapitańskim - tak Tomku!) uczono nas postępowania z przechłodzonym delikwentem.
Po pierwsze kazano go nie męczyć,nie przenosic, nie szarpać, a ułozyc spokojnie.
Po drugie ogrzewac powoli okrywając kocami (dzis moze i jakąś folią?), zeby zatrzymywał własne ciepło i nie był chłodzony wiatrem.
Po trzecie kazano nie rozcierać, nie przyśpieszać krążenia krwi, zeby przechłodzona krew z zewnętrznych partii cioała nie trafiła nagle do serca i mózgu i mialaczas nieco podnieśćswą temperaturę.
Po czwarte, jeśli jest przytomny, kazano podac LETNI napój i dobrze osłodzony (nie zimny ale broń Boże nie gorący) dla stopniowego ogrzewania .
Może jest wśrod nas na tej stronie jakiś lekarz, ratownik medyczny, ratownik górski, ratownik morski -moze skomentuje to?
Witam!
Mam kilku kolegów żeglarzy-lekarzy (mówiąc w nawiasie moich wychowanków na żeglarza - którzy są w tej chwili - jeden patent RYA a drugi chorwacki), których zaraz namówię aby opracowali na ten temat wykład. Przypuszczam, że nie odmówią tym bardziej, że jeden z nich był właśnie tym, którego wyciągnąłem nieprzytomnego z morza.
Pozdrowienia
Wiesław Śliwowski
Major
Wyrzuciłem prawdziwego człowieka
To zbyt drastyczna metoda - nawet na ciepłe wody jeziora. Ja mam pływak z workiem żeglarskim, do którego wkładam zapasową kotwicę i łańcuch- co dość wiernie oddaje dryf człowieka w wodzie. Każda łódka przeznaczona do szkolenia i egzaminowania powinna być wyposażona w pływak z odpowiednim obciążeniem. Wybranie 100 kg człowieka jest rzeczywiście trudne i dlatego proponuje lansowanie wybierania człowieka nie przez ręczne wyciąganie, lecz przy pomocy talii grota gdzie są bloczki , a jeżeli podejrzewamy uszkodzenie kręgosłupa, to przy pomocy foka, na którym kładzie się nieszczęśnika i wybiera fałem przez kabestan. Pozdrawiam internetowych kursantów i przypnijcie się szelkami do fotela, aby was nikt nie wyrzucił.
Nie musi być to na tej stronie.Do tego celu będzie stworzony nowy serwer i serwis.Chcę, by na tej stronie odbyła się dyskusja nad formą i zakresem tematycznym takiego kursu.Jeżeli zostaną określone elementy kursu,bez wątpienia dyskusja na temat szczegółów i form przekazu dla zainteresowanych współpracą zostanie przeniesiona na wyspecjalizowane forum.
Jerzy Buczak
Co do uporu i wysiłku, nie masz racji. Jest tu kilku uparciuchów.
Co zaś się tyczy książki - od kilkudziesięciu lat wydawana jest w Szwecji "Książka żeglarza" zawierająca niezbędną wiedzę na wodzie. Taki bryk o niewielkiej objętości. Najnowsze wydanie wydrukowano na plastiku wodoodpornym. Po taką pozycję chętnie sięgam, po żeglarską encyklopedię nie. Najtrudniej jest napisać o rzeczach oczywsitych prosto i zwięźle. Podobnie ze szkoleniem. Za dużo informacji zagłuszy te najważniejsze.
Hasip
PS. Widzę, że znakomicie się znalazłeś w miejscu gdzie nie wymaga się wysiłkju intelektualnego.
A teraz serio - zdajsze sobie sprawę, że obrażasz bywalców tej strony jak i autora?
Szanowny Panie.
Nikogo nie obraziłem. Stwierdzenie, że w tym miejscu nie wymaga się wysiłku intelektualnego, to Pana zdanie, z którym się nie zgadzam i które nie wynika z mojej wypowiedzi. Nie będe jednak dyskutował z Panem na temat czytania ze zrozumieniem, bo nie o to chodziło autorowi tej strony.
cytat......to szybka, krótka i aktualna informacja o tematyce żeglarskiej, wymagająca krótkotrwałego wysiłku intelektualnego .....koniec cytatu
Poprzedni komentarz, jak pisałem, nie obraził mnie i apelowałem do Hasipa aby też tak to odebrał ale to obecne niby sprostowanie obraża moją, jakby nie było, inteligencję. Dokonałem krótkotrwałego wisiłku intelektualnego i Szanowny Kolego Aleksandrowicz........z cytatu jak byk wynika, że jak kogoś stać na krótkotrwały to w domyśle ( bardzo elegancko) na długotrwały juz nie stać. Nie chcę wyręczać Hasipa ale chyba tak to (słusznie) odebrał.
pozdrawiam długotrwale i myślę, że swój brak wiary (uzasadniony) nie wyraził Kolega bez tej uszczypliwości
Zbigniew Klimczak
Szanowny Panie Klimczak.
W jakim celu prowadzi Pan tę demagogiczną dyskusję na temat, który nie interesuje ani autora tej strony ani innych żeglarzy i tylko zaśmieca tę stronę?
O Pańskim demagogicznym talencie przecież wszyscy doskonale wiedzą i nie musi Pan tego kolejny raz udowadniać. Nigdy nie pisałem czy kogoś stać na długotrwały wysiłek, czy nie. To Pana osobiste stwierdzenie, które nie wynika z mojego wystąpienia, lecz z Pańskich przemyśleń. Pozdrawiam.
Szanowny Panie Aleksandrowicz.
należę do pokolenia które uczyło sie w szkole logiki . A to co innego niż demago\gia. Demagogią jest coś powiedzieć a potem mówić, że to adwersarz powiedział.
W jednym przyznaję Panu rację, czytelników tej strony wg Pana najbardziej zainteresował Pański pesymizm. To jest to czego nam najbardziej potrzeba. Moim skromnym zdaniem, jak się nie ma nic do powiedzenia poza krakaniem, nie należy przegapić okazji do milczenia.
pozdrawiam oczywiście
zbigniew klimczak
Szanowny Panie Klimczak.
To smutne, że logiki Pan się tylko uczył. Nie widzi Pan różnicy pomiędzy przyzwyczajeniem a możliwościami. To Pan stwierdził, że kogoś nie stać na długotrwały wysiłek i że ja to napisałem. Czy to nie jest demagogia ? Nie o taką dyskusję chodziło autorowi tej strony, a mój pesymizm nie był skierowany do samej idei, lecz do jej formy. Pozdrawiam i dalszą dyskusję w tym temacie uważam za zbędną.
full egriment, czy jakoś tak
El Gaucho
"A teraz serio - zdajsze sobie sprawę, że obrażasz bywalców tej strony jak i autora?"
Andrzej,
daj spokój, nie warto polemizować. On zdaje sobie sprawę z tego, co chciał zrobić ale po mnie, jako stałym bywalcu tej strony to spłynęło jak woda po kaczce. Radzę reagować tak samo.
Popieram zdanie o pisaniu prosto i krótko. Możesz przytoczyć wykaz tematów jakimi zajmuje się ta książeczka. To ciekawe.
Batiar