Konferencja była pożyteczna, bo przedstawiono obiektywne wyniki dochodzeń, ustaleń oraz wnioski na przyszłość. Głównie te, które mieszczą się w umownym haśle "prewencja". I wszystko by było OK, gdyby nie pokusa zdyskontowania tragedii dla partykularnych korzyści PZŻ. Związek łudził się, że uda mu się zahamować liberalizację, że wnioski z Konferencji wykorzysta jako argumenty że "nadzory techniczne" i patenty PZŻ zagwarantują bezpieczeństwo żeglowania. Aby uzyskać niepodważalne, wiarygodne, ba prawie "naukowe" podkładki do wygłoszenia referatów programowych wprzęgnięto 3 doktorów. Doktorzy coś tam napisali, ale na Konferencję na wszelki wypadek .....nie przybyli. Pojawił się natomiast szef "dozorców technicznych", który w tym roku, na dwóch ważnych naradach z administracja morską oficjalnie (do protokołów) oświadczył, ze PZŻ od 20 lat domaga się.... liberalizacji. Dlaczego przyjechał do Mikołajek? No cóż - interesu trzeba nieustannie pilnować. Dla PZŻ ta konferencja była czymś w rodzaju "Kontrofesywy w Ardenach". Teraz, albi nigdy. Przybył nawet sam Prezes. Odróżniał się na sali, głównie... elegancją ubranka. Wobec nieobecności żeglarskich doktorów - cały cieżar odpowiedzialnosci za "linię polityczną" Związku znowu zepchnieto na... Funia.
Delegaci stowarzyszeń zrzeszających "liberatorów" - Włodzimierz Ring (SAJ) oraz Mariusz Główka (SAMOSTER) pojawili się na sali bardzo dobrze przygotowani. Rzeczowe materiały opracowane przez zespoły znawców tematu, oparte o dane statystyczne i różne dokumenty. Warto wiedzieć, że "stowarzyszenia alternatywne" żadnych zaproszeń do udziału w Konferencji nie otrzymały. Po prostu do Mikołajek się wprosiły, bo wszyscy przecież wiedzieli co się święci.
Niepokoi mnie teraz tylko jeden problem. Wnioski z Konferencji będzie opracowywał ... Funio. A tak przy okazji - dowiedziałem się, ze Funio jest niezmiernie ciekaw poniższej relacji. Czy uzna ją jako kolejną z "żenujących" ?
Warto wiedzieć, że w Mikołajkach był także Redaktor Naczelny ŻAGLI" - Waldemar Heflich. To mnie nieco uspakaja.
Dziękuję twórciom, konsultantom i opiniodawcom opracowań "liberatorów". Well done. Specjalne podziękowania Włodkowi i Mariuszowi. To był duży trud i pewna doza stressu.
Liczę, że SAMOSTER wpisze swój komentarz (relację oceny). Zapraszam serdecznie !
Klik dla Autorów, Współpracowników i Delegatów ! Tu, tu, niech nikt się nie leni !
Kamizelki i żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_________________
Drogi Jerzy.
Dopiero teraz mam chwilkę czasu na napisanie kilku słów z konferencji w Mikołajkach.
Po przybyciu do Mikołajek do Hotelu Gołębiewski spotkaliśmy się organizatorami konferencji, którzy przekazali nam identyfikatory oraz program konferencji. Ponieważ było chwilkę czasu poszliśmy na kawę.
Samą konferencję rozpoczęta z 15 minutowym opóźnieniem otworzył prezes PZZ Wiesław Karczmarek - i tutaj niestety mały zgrzyt - myślę, że "stanowisko" zobowiązuje i koszula w kratę, adidasy i dżinsy wśród garniturów i krawatów gości wywołała pewien dysonans - ale może się czepiam.
Wśród zaproszonych gości byli m.in. : Dyrektor Inspektoratu Żeglugi Śródlądowej w Giżycku, Dyrektor RZGW Giżycko, vice-Komandor Mazurskiej Służby Ratowniczej z Okartowa, Naczelny Redaktor "Żagli", Prezes Stowarzyszenia Producentów Jachtowych, właściciel firmy A-hoj, Przedstawiciel Mazurskiego WOPR, Policji, Straży Pożarnej, Wojewody Mazursko Warmińskiego, Dyr. Instytutu Meteorologii w W-wie.
Prezes otworzył konferencje także też w imieniu Wojewody Warmińsko-Mazurskiego.
Co do samych wystąpień - pierwsze była naprawdę ciekawe - pracownicy biura Instytutu Meteo, którzy przedstawili animacje na bazie przetworzonych zdjęć satelitarnych pokazującą całościowa sytuacje przed i po burzy nad Polską w dn. 21 sierpnia, kiedy to z małej chmury, która powstała w płd.- wsch. Polsce rozbudowała się chmura burzowa o ogromnych rozmiarach.
Następne wystąpienia były niestety mocno bezbarwne - wystąpienie przedstawiciela Straży Pożarnej, który dowodził akcją poszukiwawczą skoncentrowane było na pokazaniu poszukiwań jachtów i ludzi pod wodą - ale nie jest to niestety akcja ratunkowa tylko poszukiwawcza wiec jakby wystąpienie nie na temat.
Najciekawsze było wystąpienia przedstawicieli Mazurskiego WOPR. Opowiadał on z pokazem slajdów cały przebieg akcji ratunkowej wraz z minutowym przebiegiem.
Wystąpienie przedstawiciel Komisji Szkolenia było także niestety mocno nieciekawe i w zasadzie skoncentrowane było na wieku, od którego wg autora wystąpienia można szkolić na stopnie żeglarskie.
Ciekawe wystąpienie miał Andrzej Skrzat o wymaganiach technicznych dla producentów jachtów narzucone przez prawo europejskie.
Po nim głos zabrał Stefan Heinrich, który mówlił duzo o środkach ratunkowych i o uzywaniu tychże zgonie z normą UE ale ponieważ zalecane pasy sa mocno niewygodne i mało kto ich uzywa to większość sali zgodzili się z naszymi uwagami, że lepsze wygodne kamizeli asekuracyjne ale założone na grzbiet niż niewygodne ale atestowane środki leżące w bakiście.
Następny mówca to przedstawiciel RZGW - sugerował on wprowadzenie odpowiedniego zapisu do rozporządzenia Min. Sportu, nakazującego zakładanie kamizelek w trudnych warunkach. Powstała dyskusja, w której widać było, ze słuchacze nie zgadzają się z takim narzucaniem urzędniczym
Wystąpienie kpt. Adama Woźniaka - wypadki jachtów - z braku danych nie powiedział nic ciekawego.
Pod koniec wystąpień senator Pietrzyk zabrał głos - nawiązał m.in. do liberalizacji. I tutaj powstał pierwszy poważny zgrzyt bo obaj z Mariuszem, przy poparciu części sali wykazaliśmy brak powiązań pomiędzy omawianymi wypadkami a krytykowaną liberalizacją.
Mariusz w swoim wystąpieniu przytoczył dane z KG policji a także dane z Olsztyńskiem prokuratury gdzie znakomicie udowodnił jakikolwiek brak powiązań pomiędzy wypadkami a toczącym się procesem liberalizacji przepisów żeglarskich.
Następny był głos przedstawiciela KG Policji o koordynowaniu akcji ratowniczych.
Jednym z ostatnich wystąpień było wystąpienie niżej podpisanego, kiedy to odczytałem z własnym komentarzem fragmenty rozkolportowywanego referatu SAJ-u.
Ogólnie rzecz podsumowywujac - w wystąpieniu każdego widać było chęć "ugrania" dofinansowania działalności występującego.
I o ile poparłem potrzebę dofinansowania organizacji takich jak WOPR czy Mazurska Służba Ratownicza Okartowo to niezrozumiałym dla mnie jest przekazanie przez Wojewodę Mazurskiego kwoty ok. 700 tys. zł Państwowej Straży Pożarnej - czy dla poszukiwań zatopionych jednostek jest to konieczne ?
W rozmowach kuluarowych przedstawiliśmy wielu osobom nasze stanowisko SAJ-u i ciekawe ale poszczególni działacze PZŻ wydawało się, ze zgadzają się z nami w tematach takich jak bezsens obowiązkowego szkolić.
Nasz referat SAJ w ilości 35 egzemplarzy znakomicie się kolportował tym bardziej, że był prtaktycznie jedynym sensownym materiałem przygotowanych na temat poruszany na konferencji. Plakat Samosteru także bardzo się podobał.
Uważam, że dobrze się stało, że zaakcentowaliśmy naszą obecność na spotkaniu - tym bardziej, iż z wieloma zaproszonymi gośćmi dane było odnowić z pożytkiem dla nas stare kontakty.
Pzdr Kocur



pierwszorzędny plakat "SAMOSTERU"

________________________
Referat SAJ
Bezpieczeństwo na wodzie
W kontekście tragedii mazurskiej - wnioski i postulaty
Stowarzyszenie Armatorów Jachtowych, Gdańsk www.saj.org.pl
Bezpieczeństwo = informacja i umiejętność jej wykorzystania
Stowarzyszenie Armatorów Jachtowych, jak każda inna organizacja, tragedię mazurską przyjęło ze smutkiem i współczuciem dla poszkodowanych załóg. Jednym z naszych statutowych zadań jest jednak wyciąganie wniosków z takich wypadków w celu unikania ich w przyszłości.
Stowarzyszenie Armatorów Jachtowych uważa, że całość moralnej odpowiedzialności za jacht i załogę ponosi kapitan i żaden przepis lub żadne okoliczności nie mogą go z tej odpowiedzialności zwolnić. To kapitan obowiązany jest zgromadzić odpowiednią wiedzę i potrafić ją wykorzystać tak, by zapewnić jachtowi i załodze jak największe bezpieczeństwo. Wiedza nie jest rzeczą zdobywaną jednorazowo - należy ją stale uzupełniać, uaktualniać, zapoznawać się z nowym sprzętem, sposobami żeglowania czy komunikacji.
Niezależnie od wiedzy i doświadczenia kapitana oraz jakości jego jachtu mogą zdarzyć się wypadki, na które człowiek nie ma wpływu i nie jest w stanie im zaradzić. Takim wypadkiem była wichura, która doprowadziła do wywrotki kilkudziesięciu jachtów. Prędkości wiatru przekraczające 100 km/h przekraczają możliwości każdego jachtu projektowanego wg kategorii RCD D, C, a nawet B. Możliwości przewidywania pogody są ograniczone. Dlatego nie ma gwarancji, że dałoby się tej tragedii uniknąć, a również, że nie zdarzy się w przyszłości. Ryzyko jest elementem żeglarstwa, nierozdzielnie z nim związanym. Przy tysiącach i dziesiątkach tysięcy żeglujących jachtów nawet lokalne zdarzenie pogodowe może przynieść smutne efekty.
Natomiast prawidłowe zachowanie, zastosowanie odpowiednich środków technicznych czy przezorność poparta wczesną informacją pozwala znacznie zminimalizować skutki takiego zdarzenia. W szczególności pozwala zabezpieczyć życie ludzkie.
Niemożliwym jest zebranie całej wiedzy na ten temat przez pojedynczego przeciętnego żeglarza. Na organizacjach żeglarskich spoczywa obowiązek gromadzenia wiedzy, odpowiedniego uaktualniania jej i udostępniania środowiskom żeglarskim. Czasem wręcz należy "narzucać" się z ową wiedzą.
Przykładem, który Stowarzyszenie Armatorów Jachtowych powitało z prawdziwym entuzjazmem, jest stroboskopowy system informowania o zagrożeniach pogodowych, który będzie wdrażany na akwenach mazurskich. Pozostaje jednak szerokie pole do działań edukacyjnych i popularyzatorskich.
Aspekty bezpieczeństwa
Na bezpieczeństwo załogi w razie bezpośredniego zagrożenia pogodowego wpływają czynniki:
* konstrukcja i właściwości jachtu
* zachowanie załogi przed, jak i po wywrotce
* użycie właściwych środków ratunkowych, ich dostępność
Należy zwrócić uwagę, że wywrotka, a nawet zatonięcie jachtu nie są w warunkach śródlądowych same w sobie śmiertelnym zagrożeniem dla załogi (w odróżnieniu od warunków morskich). Kluczowe jest podjęcie przy pierwszych objawach zagrożenia odpowiednich działań, jak np. założenie kamizelek lub wyjście z kabiny.
Stowarzyszenie Armatorów Jachtowych ze smutkiem konstatuje, że wiedza żeglarzy nt. współczesnych wymogów stawianych jachtom, środkom ratunkowym oraz możliwości ich użycia jest wyjątkowo niewielka. Wynika to po części z tego, że większość żeglarzy ukończyła kursy kilkanaście lub kilkadziesiąt lat temu i od tego czasu nie uaktualniała wiedzy, jak również z ograniczonej przydatności kursów w obowiązującej formie.
Wymogi stawiane jachtom obecnie produkowanym definiuje dyrektywa RCD, wprowadzając tzw. kategorie projektowe. Dyrektywa ma chronić interesy konsumentów przez obowiązek informowania ich o właściwościach jachtu. Niestety, ochrona ta jest zupełnie bezużyteczna w sytuacji, gdy większość konsumentów (kupujących lub czarterujących jachty) nie zna pojęć wprowadzanych przez dyrektywę i nie umie ich odnieść do własności nautycznych. Należy zatem zwiększać świadomość konsumentów, by umożliwiać podejmowanie rozsądnych decyzji.
Należy zauważyć, że dopuszczone są do użytku jachty budowane bez zgodności z dyrektywą RCD, w szczególności budowane przed 2004 rokiem i na własny użytek. Nie ma większych obaw o użytkowników jachtów budowanych samodzielnie (można przyjąć, że są w tej dziedzinie fachowcami i podejmują świadome wybory). Również jachty budowane przed 2004 rokiem powoli wycofywane będą z oferty firm czarterowych, przez co kontakt z nimi użytkowników najmniej doświadczonych będzie ograniczony. Niezależnie od tego wskazane byłoby, by Polski Związek Żeglarski, jako protestujący przeciw zniesieniu obowiązku przeglądów technicznych, opublikował w powszechnie dostępnej formie swoje wymogi techniczne tak, jak to czyni np. Polski Rejestr Statków. Umożliwi to zarówno dyskusję nad jakością tych wymogów, jak i uaktualnianie ich zgodnie z rozwojem nauki i kierunkami w budowie jachtów.
Wymogi stawiane osobistym środkom asekuracyjnym i ratunkowym również definiują normy europejskie. Niestety, niewielki procent podręczników i jeszcze mniejszy odsetek instruktorów orientuje się w stosowaniu norm, podziale środków ratunkowych i właściwym ich użyciu. Przy okazji tworzy to mity, które pokutują potem latami. Można na przykład zgodzić się z tym, że kamizelka o wyporności 50N nie jest środkiem ratunkowym. Z drugiej strony kamizelka 150N lub pas zgodny z SOLAS są niewygodne w użytkowaniu i w krytycznym momencie żeglarz prawie na pewno nie będzie miał ich założonych. Tymczasem kamizelka 50N pozwoliłaby mu utrzymać się na powierzchni do czasu przybycia pomocy. Ale podkreślanie, iż nie jest środkiem ratunkowym powoduje, że i tej żeglarz nie używa.
Również wiedza o hipotermii i zagrożeniach związanych z przebywaniem w wodzie, mimo, iż szeroko dostępna profesjonalistom, nie jest właściwie spopularyzowana wśród żeglarzy.
Stowarzyszenie Armatorów Jachtowych widzi potrzebę edukacji ciągłej i będzie podejmował działania, by dostarczać odpowiednią wiedzę żeglarzom. Równocześnie uważamy, że należy natychmiast podjąć działania zmierzające do uaktualnienia wymogów dotyczących oficjalnych kursów i egzaminów, kładąc znacznie większy nacisk na bezpieczeństwo i zachowanie w sytuacji trudnej.
Stowarzyszenie Armatorów Jachtowych uważa, że największą wartość ma edukacja dobrowolna. Wprawdzie wciąż patenty żeglarskie są obowiązkowe nawet dla stosunkowo małych jachtów, niemniej jednak nie zapewniają właściwego szkolenia. Obowiązkowy kurs często jest uważany za zło konieczne, żeglarze przy wyborze szkoły często zamiast jakością kształcenia kierują się "zdawalnością", która ma m.in. związek z zależnościami pomiędzy kierownictwem szkoły a okręgowymi związkami żeglarskimi i komisjami egzaminacyjnymi. Również wiele zastrzeżeń można mieć do przygotowania instruktorów - są to często osoby bez własnej bogatej praktyki żeglarskiej, po uzyskaniu podstawowego patentu i ukończeniu kursu instruktorskiego. Osoba taka, nawet po wielu latach praktyki szkoleniowej właściwie nie posiada praktyki żeglarskiej, nie zna aspektów związanych z normalnym żeglowaniem i sytuacji zdarzających się na wodzie, a co za tym idzie, nie jest w stanie przekazać doświadczeń własnych. Wskutek tego kursy na patenty żeglarskie nie spełniają pokładanych w nich nadziei.
W związku z tym należy rozwinąć formy samokształcenia. Przykłady inicjatyw oddolnych można już zauważyć, np. Stowarzyszenie Żeglarskie Samoster z Warszawy prowadzi regularne, cotygodniowe spotkania, podczas których żeglarze wymieniają się doświadczeniami, wiedzą praktyczną, a często i teoretyczną. Również pewne działania podejmują inne środowiska. Niestety, nie da się narzucić takiej akcji odgórnie, a w szczególności nie jest w stanie tego dokonać scentralizowana i biurokratyczna organizacja żeglarska. Moralny obowiązek spoczywa również na żeglarzach, gdzie żeglarze bardziej doświadczeni powinni edukować mniej opływanych kolegów.
Aby taka edukacja nie wprowadzała zamętu, konieczny jest dostęp do danych, ustaleń, opisów wypadków. Takie informacje powinny przygotowywać organy państwa, administracji rządowej, jak również stowarzyszeń żeglarskich - w miarę możliwości. Takie informacje powinny być jak najbardziej szczegółowe i publikowane w formie dostępnej dla zainteresowanych, najlepiej za pośrednictwem internetu. Stowarzyszenie Armatorów Jachtowych z dużym zadowoleniem przyjęło inicjatywę Izby Morskiej polegającą na publikacji orzeczeń z uzasadnieniami na stronie WWW Izby. Periodyk "Prawo i orzecznictwo morskie" niestety przestał się ukazywać kilkanaście lat temu, a i wcześniej dostęp do niego był dla zainteresowanych bardzo utrudniony ("wyłącznie do użytku służbowego") - dostęp do orzeczeń na stronie WWW rozwiązuje ten problem.
Niestety, podobne inicjatywy nie istnieją w odniesieniu do żeglarstwa śródlądowego. Nie mając możliwości uzyskania wiarygodnych i pełnych danych, nie mając możliwości analizy tragicznych w skutkach wypadków, dyskusji nad podjętymi tam działaniami, ich celowością i możliwością ulepszania tak procedur, jak i wyposażenia - środowisko zdane jest praktycznie na wiedzę podawaną "z góry", przez "autorytety". I znów niestety - ta metoda przekazywania wiedzy zupełnie nie sprawdziła się w praktyce.
Analiza podręczników na stopień żeglarza jachtowego
Przeanalizowaliśmy najpopularniejsze podręczniki na patent żeglarza jachtowego - w najnowszych ich wydaniach. Należy zwrócić uwagę, że patent żeglarza jachtowego jest obowiązkowy do prowadzenia jachtów o długości powyżej 7.5 metra długości na wodach śródlądowych. Do 2007 roku dotyczyło to jachtów o długości do 5 metrów, w różnych dawniejszych latach dotyczyło to praktycznie wszystkich jachtów. Można przyjąć, że zdecydowana większość żeglarzy prowadzących jachty na wodach śródlądowych musi posiadać patent żeglarza jachtowego i go posiada.
Nie analizujemy samego tematu jakości procesu szkolenia oraz rzetelności egzaminów. Uważamy, że zmiany należy rozpocząć od analizy założeń szkoleniowych.
Formalny i praktyczny monopol na zatwierdzanie procesu szkolenia i wydawanie patentów ma Polski Związek Żeglarski. PZŻ powołał Komisję Szkolenia, która m.in. analizuje (a przynajmniej powinna) treści podręczników i zaleca je do stosowania. Kryteria, wg których działa Komisja Szkolenia nie są publicznie znane, dlatego też nie mogliśmy się do nich odnieść. Nie analizowaliśmy również metodyki przyjętej w podręcznikach, jasności wykładu, jakości ilustracji czy ceny.
W analizie uwzględniliśmy najważniejsze naszym zdaniem tematy związane z bezpieczeństwem jachtu: techniczne aspekty decydujące o wywracalności jachtu i jego możliwości utrzymania się na wodzie, sposoby i środki osobistego zabezpieczenia załogi przed i po wywrotce, procedury i postępowanie. Poniżej analiza trzech najpopularniejszych podręczników. Należy zwrócić uwagę, że "Żeglarz jachtowy" autorstwa panów Kolaszewskiego i Świdwińskiego jest zasadniczo zgodny w treści z innym popularnym podręcznikiem "Żeglarz i sternik jachtowy" tychże autorów. Ponadto należy uwzględnić, że "Vademecum żeglarza i sternika jachtowego" obejmuje również kurs na stopień morski i stąd większy nacisk na środki sygnalizacji i wzywania pomocy.
Żeglarz jachtowy
Autorzy: Andrzej Kolaszewski , Piotr Świdwiński
Data wydania: 2006
Rekomendacja komisji szkolenia: "Pozycja zalecana przez Komisję Szkolenia Polskiego Związku Żeglarskiego jako pomoc przy szkoleniu na podstawowy stopień żeglarski. Książka polecana przez PZŻ".
Objętość: 255 stron
Stateczność i niezatapialność jachtu:
* Wyjaśnienie pojęcia stateczności: podstawowa teoria
* Odniesienie pojęcia stateczności do rejonów żeglugi wg RCD: brak
* Informacja o kategoriach projektowych RCD: brak
* Dyskusja o niezatapialności: ograniczona (2 zdania, definicja niezatapialności bez przywołania normy)
* Mylna informacja w dziale "wywrócenie się jachtu żaglowego" odnośnie niezatapialności jachtu
Meteorologia:
* Nieadekwatna do warunków śródlądowych skala Beauforta z opisami (np. "jachty refują nieco żagle" przy 6B, co w warunkach mazurskich oznacza już liczne wywrotki)
* Lokalizacja i przewidywanie szkwałów: 1/4 strony
* Opis cumulonimbusa i zachowania: jest. 1 strona plus rysunek
* Brak praktycznych wskazówek co do pozyskania prognozy pogody na wodach śródlądowych
Środki ratunkowe:
* Rodzaje kamizelek: pobieżnie, instrukcja zakładania tylko dla pasa ratunkowego typu SOLAS (niestosowanego na śródlądziu)
* Obowiązujące normy środków ratunkowych i ich interpretacja: brak
* Środki wzywania pomocy: lista sposobów alarmowania ukryta w dziale przepisy bez odpowiednich ilustracji, brak informacji o zabezpieczeniu telefonu przed kontaktem z wodą, brak informacji o środkach pirotechnicznych i wizualnych!
Zapobieganie wywrotce jachtu kabinowego, postępowanie w razie wywrotki:
* Opis działań prewencyjnych w warunkach zagrażających wywrotką: brak
* Postępowanie po wywrotce: mylne informacje, nieadekwatne do najpowszechniej spotykanych kabinowych jachtów mieczowo-balastowych (np. skupienie się na złożeniu masztu), postępowanie w razie braku szans nadejścia pomocy: brak konkretów
* informacje o hipotermii: jest tabela przeżycia oraz niezbędne informacje
Vademecum żeglarza i sternika jachtowego
Autor: Franciszek Haber
Recenzent: Jacek Czajewski
Data wydania: 2004
Rekomendacja komisji szkolenia: "Książka jest zalecana przez Komisję Szkolenia Polskiego Związku Żeglarskiego jako podręcznik na stopnie żeglarza i sternika jachtowego oraz może służyć pomocą przyszłym instruktorom żeglarstwa".
Objętość: 239 stron
Stateczność i niezatapialność jachtu:
* Wyjaśnienie pojęcia stateczności: podstawowa teoria
* Odniesienie pojęcia stateczności do rejonów żeglugi wg RCD: brak
* Informacja o kategoriach projektowych RCD: brak
* Dyskusja o niezatapialności: brak
Meteorologia:
* Lokalizacja i przewidywanie szkwałów: brak
* Opis cumulonimbusa i zachowania: opis chmury bez informacji o następujących zjawiskach
* Brak praktycznych wskazówek co do pozyskania prognozy pogody na wodach śródlądowych
Środki ratunkowe:
* Zalecenie wyposażenia jachtu w dmuchane materace!!!
* Rodzaje kamizelek: przywołanie norm z krótką dyskusją
* Obowiązujące normy środków ratunkowych i ich interpretacja: są
* Środki wzywania pomocy: są w zakresie podstawowym
Zapobieganie wywrotce jachtu kabinowego, postępowanie w razie wywrotki:
* Opis działań prewencyjnych w warunkach zagrażających wywrotką: nieadekwatne i wyjątkowo zdawkowe
* Postępowanie po wywrotce: jedynie wywrotka jachtu mieczowego
* informacje o hipotermii: są niezbędne informacje, brak tabeli przeżycia
Vademecum żeglarza jachtowego
Autor: Jan Jałoszyński
Konsultant: Zbigniew Butowski
Data wydania: 2007
Rekomendacja komisji szkolenia: "Komisja Szkolenia Polskiego Związku Żeglarskiego pozytywnie opiniuje niniejsze opracowanie i zaleca stosowanie podczas szkolenia na patent żeglarza jachtowego".
Objętość: 318 stron
Stateczność i niezatapialność jachtu:
* Wyjaśnienie pojęcia stateczności: podstawowa teoria
* Odniesienie pojęcia stateczności do rejonów żeglugi wg RCD: brak
* Informacja o kategoriach projektowych RCD: brak
* Dyskusja o niezatapialności: brak
Meteorologia:
* Lokalizacja i przewidywanie szkwałów: brak
* Opis cumulonimbusa i zachowania: opis chmury ze zdawkową informacją o następujących zjawiskach
* Brak praktycznych wskazówek co do pozyskania prognozy pogody na wodach śródlądowych
Środki ratunkowe:
* Rodzaje kamizelek: przywołanie norm z krótką dyskusją
* Obowiązujące normy środków ratunkowych i ich interpretacja: są
* Środki wzywania pomocy: są opisane wystarczająco
Zapobieganie wywrotce jachtu kabinowego, postępowanie w razie wywrotki:
* Opis działań prewencyjnych w warunkach zagrażających wywrotką: brak
* Postępowanie po wywrotce: jedynie wywrotka jachtu mieczowego
* informacje o hipotermii: są niezbędne informacje, jest tabela przeżycia
Wnioski z analizy podręczników
Wymienione zostały 3 najpowszechniejsze podręczniki żeglarskie. Skupiliśmy się jedynie na podstawowych sprawach dotyczących bezpieczeństwa, gdyż te w warunkach krytycznych powinny być opanowane w stopniu dobrym. Żaden z ww. podręczników (w odróżnieniu od podręczników zagranicznych, zwłaszcza brytyjskich) nie akcentuje szczególnie spraw bezpieczeństwa, nie dyskutuje zachowań w sytuacji trudnej, nie jest dostosowany do specyfiki polskiego jachtu śródlądowego (czyli kabinowy, balastowo-mieczowy, z laminatu, długość 6.5-8.5 metra). Wg tych samych podręczników szkoleni są instruktorzy, zatem do wyjątków mogą należeć sytuacje, gdy ktoś wykroczy poza program szkolenia PZŻ celem przedyskutowania tych aspektów (również wówczas wiedzę może zdobyć jedynie z własnego doświadczenia i opowieści znajomych).
Podręczniki zawierają przeróżne informacje, od tradycji żeglarskich i (zadziwiające) dyscypliny żeglarskiej PZŻ po "obszywanie grumota" (nie stosuje się na współczesnym jachcie), natomiast na sprawy bezpieczeństwa poświęcają pojedyncze strony. Nawet wtedy najczęściej tłumaczą te kwestie językiem teoretycznym, niezrozumiałym, bez ilustracji, nie przemawiając do wyobraźni.
Szkolenie praktyczne na stopień żeglarza jachtowego sięga 100 godzin, podczas których ćwiczy się najróżniejsze manewry - ale nie te związane z bezpieczeństwem (o ile wywrotka jachtu kabinowego byłaby skomplikowaną operacją, to podstawowe zachowania z tym związane również nie są najczęściej ćwiczone, nie są też przedmiotem egzaminu).
Należy założyć, że rozłożenie akcentów w programach szkolenia (a co za tym idzie, i układ podręczników) odpowiada gustom Komisji Szkolenia PZŻ, która to komisja potwierdza udzielając podręcznikom rekomentacji. Wskutek tego informacje o bezpieczeństwie zajmują nie więcej, niż 5% podręczników, podczas, gdy powinny zajmować co najmniej 30%. Te proporcje należy zmienić, kosztem rezygnacji z rozbudowanej teotii i tematów nie mających bezpośredniego związku z żeglowaniem.
W związku z tym Stowarzyszenie Armatorów Jachtowych zwraca się do Komisji Szkolenia Polskiego Związku Żeglarskiego o:
* Zebranie we współpracy z organizacjami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo, ekspertami budowy jachtów i ratownikami uwspółcześnionych zaleceń programowych w zakresie bezpieczeństwa na wodzie
* Zweryfikowanie podręczników szkoleniowych pod kątem dostosowania do wymogów bezpieczeństwa na wodzie
* Wycofanie rekomendacji tym podręcznikom, które takich wymogów nie spełniają
* W przyszłości wydawanie rekomendacji jedynie podręcznikom, które kładą silniejszy akcent na kwestie bezpieczeństwa
* Sugerowanie autorom podręczników umieszczania informacji praktycznych z punktu widzenia żeglarza czarterującego jacht kabinowy o przeciętnej wielkości, wraz ze schematami działania w sytuacjach kryzysowych
Stowarzyszenie Armatorów Jachtowych zwraca się do władz administracyjnych, samorządowych, stowarzyszeń i instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo o publikowanie w dostępnej formie analiz wypadków na wodzie, statystyk i innych danych niezbędnych do edukacji związanej z bezpieczeństwem żeglowania i spędzania czasu nad wodą.
Podsumowanie
Stowarzyszenie Armatorów Jachtowych uważa, że wraz z rozwojem żeglarstwa, popularyzacją wśród szerokich rzesz społeczeństwa, na co pozwala zliberalizowanie przepisów, powstawaniem nowych jachtów - pojawia się szczególne wyzwanie przed organizacjami zrzeszającymi żeglarzy. Wyzwanie to - edukacja. Korzystając ze wzorów światowych, a również współpracy z organizacjami, ekspertami, praktykami - należy rozwinąć zróżnicowane metody podnoszenia umiejętności wśród żeglarzy.
Podnoszenie kwalifikacji musi mieć charakter ciągły, nie może być "załatwiane" jednorazowym szkoleniem wymuszanym przepisami. Nie musi mieć również postaci sformalizowanej. Dlatego należy zadbać o dostępność informacji nt. bezpieczeństwa na wodzie, zwłaszcza w miejscach odwiedzanych przez żeglarzy. Można to osiągnąć przez działalność wydawniczą, artykuły prasowe, broszury, tablice informacyjne, seminaria.
Aby taka działalność była skuteczna, konieczne jest uporządkowanie zebranej w tej dziedzinie wiedzy, weryfikacja obowiązujących podręczników, okresowa analiza zachodzących zdarzeń i wypadków, postępu technik ratowniczych - i publikowanie wyników tych ustaleń w formie dostępnej dla wszystkich zainteresowanych. Również pożyteczne byłoby reaktywowanie cyklu konferencji "Bezpieczeństwo w jachtingu" - tym razem adresując je do szerszego grona zainteresowanych.
Stowarzyszenie Armatorów Jachtowych pragnie na miarę swoich możliwości uczestniczyć w tych działaniach i rozpocznie szereg projektów mających na celu popularyzację wiedzy związanej z bezpieczeństwem. Planujemy kontynuować akcję rozdawania naklejek zawierających sposoby wzywania pomocy i numery telefonów organizacji ratowniczych, również przygotujemy tablice informacyjne do zawieszenia na przystaniach. Popieramy dobrowolne szkolenia żeglarskie wg uznanych w świecie systemów. Naszą rekomendację udzieliliśmy już szkoleniom wg systemu Royal Yachting Associacion (odbywającym się i w Polsce), gdyż naszym zdaniem kładą one nacisk właśnie na praktykę i bezpieczeństwo. Chętnie też włączymy się w projekty prowadzone przez inne organizacje, a mające na celu wzrost bezpieczeństwa na wodzie.
Stowarzyszenie Armatorów Jachtowych będzie jednak oponować przeciw zaostrzaniu przepisów żeglarskich uznając to za działania pozorne, nie podnoszące faktycznego bezpieczeństwa żeglugi. Niech wspólnym hasłem stanie się hasło szacownej Royal Yachting Associacion:
Edukacja - nie regulacja !
PS
A senator ma na nazwisko Pietrzak.
"Liberatorzy" nie pochwalili się, że mimo niechęci organizatora wobec nich - tak przynajmniej twierdzą - załapali sie na obiad. Całkiem smaczny.
Cóż, skoro Wojewoda zaprasza na obiad za pieniadze z moich podatków tyle osób, w tym również PZŻ, to normalne, że też go zjadłem. Czym się chwalić?
Jezeli Tobie też smakował, to się cieszę.
"Liberatorzy" chcą zmuszać adeptów żeglarstwa do uczenia się różnego rodzaju norm obowiązujących producentów sprzętu związanego z żeglarstwem - tak wynika z opracowania SAJ "bezpieczeństwo na wodzie". Jest to pomylenie pewnych części ciała.
Można i tak sądzić i zapewne głupim jest wiedzieć co do czego służy. Mamy cywilizację obrazkową zamiast uporządkowanego ciągu liter jakieś loga, skróty czy znaczki. Dotyczy to również żeglarstwa. Kiedyś gdy mieliśmy do dyspozycji całą gamę kilku typów jednostek wiadomym było, że tak zachowuje sie Omega, tak Wenuska a tak jakaś hi-teh Foka. Dziś wybór jest przeogromny a czasu mniej trzeba wiedzieć co umieszczenie danego symbolu oznacza. Jeżeli wiesz jakiej kategorii jest jacht możesz wnioskować o jego zachowaniu w danych warunkach ale tylko wnioskować bo norma nie zastąpi sternika.
j.w
Wszystkie sprzedawane (podkreślę, sprzedawane, ale też wprowadzane do obrotu, co obejmuje również czarter) jachty, kamizelki ratunkowe i niektóre inne rzeczy, decydujące o bezpieczeństwie, muszą odpowiadać pewnym normom. Normy określają odpowiednie zastosowania danych jachtów, kamizelek itd.
Powszechna jest niewiedza nt. norm. Można się na normy obrażać, ale jak czołowi działacze PZŻ w wywiadach prasowych dziwią się, jakim prawem jachty tonęły - otóż unijnym. Jeżeli niewiedza dotyczy osób z samego "świecznika", w tym byłego przewodniczącego rady nadzorczej PRSu, to i żeglarze siłą rzeczy mają problemy z rozumieniem, co dany znaczek (50N, 150N, 275N) oznacza i do czego to stosować. Ani żeglarze, którzy zdobyli uprawnienia 20 lat temu, ani ci szkoleni obecnie (nie widziałem szkoły, gdzie by pokazywano pneumatyka 275N z ćwiczebnym odpaleniem na każdym kursancie, albo chociaż jedną sztukę pokazowo...).
Oczywiście jak ktoś złośliwy, to będzie doszukiwał się wymogu wkuwania norm na pamięć. Zwłaszcza szczegółowych wymagań dla producentów. Tyle, że złośliwym trzeba umieć być. A ludzie toną. Bo nie założą kamizelek, bo wierzą w niezatapialność.
Norma zaś to poinformowanie użytkownika sprzętu, do czego on służy i czego się spodziewać. Cała ta informacja jest zmarnowana, jeżeli użytkownik nie zna podstawowych pojęć. A nie zna, bo nikt mu ich nie pokazał. A nie pokazał, bo 30 lat temu było inaczej, więc po co zmieniać...
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
Typowy, nowo upieczony, adept żeglarstwa zazwyczaj może rozwiązywać krzyżówki z historii i teorii żeglowania a nie potrafi obsłużyć zalanego silnika ..... Nieobowiązkowe szkolenie z reguły będzie nastawione na praktyczne aspekty żeglowania albo na te które zainteresowany "wykupi". W końcu wiedzę ma weryfikować egzamin a nie kurs.
Hasip
Pozdrawiam
Jacku - piszesz:
"Powszechna jest niewiedza nt. norm. Można się na normy obrażać, ale jak czołowi działacze PZŻ w wywiadach prasowych dziwią się, jakim prawem jachty tonęły - otóż unijnym."
Wczoraj na konferencji pewien działacz PZZ zadał to samo pytanie - czemu utonęły jachty - przecież były niezatapialne !
Rece mi opadły...
Natomiast Andrzej Skrzat bardzo słusznie powiedział, że nalezy niestety czytać INSTRUKCJĘ !
Tak Panowie żeglarze - INSTRUKCJĘ !
Ja wiem, że jest takie prawo mowiące, iż "Jak wszystko inne zawiedzi to przeczytaj instrukcję" niemniej to nie śmieszne ale dla przeciętnego czarterobiorcy jest to ważne - Ty wiesz co masz na swoim znanym Ci znakomicie jachcie ale czarterobiorca winien wiedzieć (z instrukcji - to nie śmieszne), że jacht, który pożycza może pływać do wiatru 4B i fali np. 3 m, że kąt graniczny jego przechyłu to np. 50 st, oraz że jacht JEST ZATAPIALNY !!!
Gdzie będzie może poczatkowo śmieszne ale wolałbym jednak przeczytać takie rzeczy (np. w Chorwacji) niz potem odpalać tratwę.
Pzdr
Kocur
Apropos, instrukcja jest świetnym sposobem przekazywania wiedzy nt. jachtu, ale i zabezpiecza interesy właściciela. Widywałem już ekipy, co robiły remont generalny diesla (z planowaniem głowicy za pomocą papieru ściernego i kawałka sklejki), bo im się woda do paliwa dostała, więc na pewno trzeba rozebrać na części. Widziałem ekipę, co rozmontowała instalację elektryczną na dużym jachcie łącznie z wypruciem separatora diodowego. Ekipy, co to silnik przyczepny "dostroiły" tak, że serwis się za głowę łapał, to dość częste zjawisko. Oczywiście instrukcja przed tym nie chroni, ale za postępowanie niezgodne z instrukcją można zatrzymać kaucję.
Ale to oczywiście morskie opowieści na boku. Same normy sporo nam powiedzą, np. to, że kamizelka 150N jest wystarczającym środkiem ratunkowym na wodach osłoniętych i to by może w końcu wybiło niektórym działaczom słanie pism do wodnych komisariatów z własnymi wytycznymi co do kamizelek. A 150N można sobie założyć, w odróżnieniu od pasa korkowego...
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
O tym, że dla jachtu zgodnego z RCD ma być instrukcja i nabywca/użytkownik ma prawo jej żądać mówi... norma ;)
Dokładnie mówi norma PN-EN ISO 10240 Ja mam wydanie z 1999 roku, jest już nowsze, ale napisano w nim, że każda instrukcja ma zawierać następujące sformułowanie:
“Niniejsza instrukcja została opracowana aby pomóc ci bezpiecznie i przyjemnie eksploatować twój statek. ...”
Najbardziej jednak podoba mi się wymóg umieszczenia w tekście informacji:
“Jeżeli jest to twoja pierwsza jednostka lub jeśli zmieniasz typ jednostki na taki, którego nie znasz, dla własnej wygody i własnego bezpieczeństwa zanim obejmiesz dowództwo jednostki nabierz praktycznego doświadczenia. Twój sprzedawca, krajowa federacja żeglarska lub klub żeglarski wskażą ci najbliższe szkoły morskie lub kompetentnych instruktorów.”
I To co autorzy uważają za obowiązek każdego Armatora czyli dbanie i przechowywanie instrukcji w bezpiecznym miejscu oraz przekazanie jej następnemu właścicielowi przy sprzedaży aby i On mógł poznać jednostkę.
j.w
“Niniejsza instrukcja została opracowana aby pomóc ci bezpiecznie i przyjemnie eksploatować twój statek. ...”
Ojej. Toż to Miś, czysty żywy Miś (Barei). Obowiązkowe magiczne formułki (koniecznie o jedynie słusznym brzmieniu), magiczne obrzędy, które mają zapewnić... co właściwie? Bo przecież na pewno nie bezpieczeństwo. Kultura podkładek i dupochronów, norm i paragrafów, które mają zastąpić wiedzę i zdrowy rozsądek. Utopił się zgodnie z przepisami.
Skoro już jednak masz tę normę, to zaspokój moją ciekawość: czy aby na pewno w instrukcji musi być podany krytyczny kąt przechyłu? - bo przecież jego sprawdzenie wcale nie jest konieczne do uzyskania certyfikatu, więc producent w zasadzie może go nie znać. Nie musi też wiedzieć, czy łódka jest niezatapialna - więc tego też chyba nie musi podawać w instrukcji.
W związku z tym ciekaw jestem, co wykształcony w normach żeglarz powinien wywnioskować z informacji, że STIX=6.8 dajmy na to. Bo obawiam się, że jedyny wniosek będzie jak w tym starym kawale o rabinie: Wiesz co, Icek, mój wniosek jest taki, że powinniśmy jak najszybciej uciekać
pozdrowienia
krzys
Skoro już jednak masz tę normę, to zaspokój moją ciekawość: czy aby na pewno w instrukcji musi być podany krytyczny kąt przechyłu?
Krzysztof!
Tak często i autorytatywnie wypowiadasz się na ten temat, że raczej Ty powinieneś być źródłem wiedzy.
Normy są dla projektantów i producentów a nie żeglarzy. To, że łódź spełnia takie a nie inne kryteria nie narzuca właścicielowi gdzie i jak ma jej używać.
j.w
Janusz - żyjesz tak długo na tym pięknym świecie i naprawdę nie wyczułeś jaka była (ale tak naprawdę) tematyka spotkania ???
No kto jak kto ale TY ???
A obiad był smaczny - fakt.
Pzdr
Kocur
ps. Ale widok Pana Prezesa w koszulce i bucikach jak po drodze na tenisa wart był wszystkich pieniędzy...
Panie Januszu, mnie dobrowolne ubezpieczenie OC jachtu kosztuje w Niemczech około 50 euro. Czy może Pan sobie wyobrazić taką wysokość opłaty w Polsce, jeśli ubezpieczenia byłyby obowiązkowe? Obowiązek prowadzi do patologi - jest to przyzwolenie na działania zmierzające do maksymalnego podnoszenia stawek, bo armator i tak musi zapłacić któremuś z ubezpieczycieli ...
Natomiast co do SAJ-owskiej krytyki podręczników to dotyczy ona obecnie istniejącej sytuacji. W wystąpieniu są jednak również inne wskazania na ten temat, dotyczące opracowań dla bezpatentowców czy klientów wypożyczalni.
Wiem, że autorzy podręczników i ich wydawcy są zainteresowani zwiększaniem ich objętości. Może więc warto ogłosić konkurs na opracowanie podręcznika o określonej objętości, np. 20 stron. Jestem pewien, że to jest możliwe - i taka broszurka, masowo wydana i opisująca podstawy bezpiecznego żeglowania, powinna trafić na każdy jacht. Tak samo naklejki dotyczące sytuacji alarmowych.
Piszę to jako zwykły żeglarz, który nigdy nie miał ambicji nauczania innych.
Edward Zając
Wysokość OC zależy od tego ile sobie ustali TU.
Niestety przy obowiązkowych OC tak nie jest. Zakres ubezpieczenia i odpowiedzialności określa akt normatywny (jest to rozporządzenie) a tym samym rachunek ryzyka kalkulowany przez aktuariuszy poszczególnych TU jest podobny. Różnice w składkach będą zależne od sposobu "akwizycji" usługi. W ubezpieczeniach obowiązkowych nie ma wolnego rynku, gdyż nie możesz dowolnie kształtować zakresu polisy i nie masz swobody w zawieraniu samej umowy a jedynie w wyborze TU. Uważam OC obowiązkowe na jachty za niepotrzebne. Większość szkód i tak likwidowana jest z casco. OC obejmuje szkody wyrządzone na innym jachcie, obcym osobom, itd. a takich szkód jest stosunkowo niewiele i straty tak ze są niewielkie.
Hasip
A co do konkurencji to już Hasip napisał, a ja dodam, że w przypadku OC samochodowego niby jest konkurencja, a tak na prawdę to wszyscy patrzą "ile ustali PZU" i na tej podstawie ustalają swoje stawki. Taki quasi-monopol.
wysokość obowiązkowego ubezpieczenia OC sternika (kapitana) powinna być uzależniona od posiadanych kwitów, stażu, niefigurowania w rejestrze wypadków itp.
Gdyby stało się zgodnie z Pańską wolą - zasłużylby Pan sobie nie tylko na tytul Honorowego Członka PZŻ, ale i na dożywotnie darmowe tankowanie motorówki na wybudowanych z inicjatywy PZŻ nadwodnych stacjach benzynowych z figlarnie wygiętymi daszkami. Toć to już w 2002 roku Prezes PZŻ wystąpił na łamach "Rejsu" z zapowiedzią wprowadzenia obowiązkowego ubezpieczenia żeglarzy od OC. Gdyby nie tamto wystąpienie, pewnie nie byłoby mnie tutaj - pływałbym sobie dalej beztrosko z patentem sternika i wierzył na słowo inspektorowi Helmowi, że to niedobry "minister" kazał podnieść opłaty za rejestrację jachtu.
Obowiązkowe ubezpieczenie od OC nie tylko byłoby nałożeniem nowej restrykcji na żeglarzy, ale i poddałoby ich ponownie tym, od których dopiero co uwolniły ich tegoroczne nowelizacje Ustaw o Żegludze Śródlądowej i o Kulturze Fizycznej. Skoro taki np. Warszawsko - Mazowiecki OZŻ do dziś wynajmuje pomiesczenia biurowe od PZU - to jakichże jeśli nie zaporowych stawek obowiązkowego ubezpieczenia należałoby się spodziewać dla żeglarzy nieposiadających patentu PZŻ, rejestracji (koniecznie w WOZŻ, a nie np. "rybnej"), a nawet tzw. przeglądu? Na to nie może być zgody "liberatorów", skoro poziom szkód jakie trafiają się w żeglarstwie jest pomijalnie mały.
Zaznaczam z całą mocą, że powyższe odnosi się wyłącznie do żeglarstwa rekreacyjnego. W regatach, gdzie prawdopodobieństwo kolizji jest większe a sprzęt delikatniejszy i bardziej kosztowny, sami organizatorzy wymagają ubezpieczenia. I niech tak zostanie.
A co do:
""Liberatorzy" chcą zmuszać adeptów żeglarstwa do uczenia się różnego rodzaju norm obowiązujących producentów sprzętu związanego z żeglarstwem - tak wynika z opracowania SAJ "bezpieczeństwo na wodzie". Jest to pomylenie pewnych części ciała."
To ja proponuje przeczytać jeszcze raz, ale tym razem ze zrozumieniem... No bo nie chce mi się wierzyć, że ktoś może oponować przeciwko pogłębianiu wiedzy na temat środków ratunkowych oraz możliwości ich użycia.
Większośc konferencji to taki swoisty "pokaz mody". Pokazuje się "swoje" i można poplotkować o "cudzym". Zazwyczaj efekty jakiejkolwiek konferencji trudno przełożyć jest na "życie" natychmiast. Moim zdaniem ta konferencja powoli zmienia świadomość u decydentów wszystkich barykad - a to już jest istotne dla żeglarstwa. Po "pierwszej słupskiej" też ludzie niewiele oczekiwali. Co prawda oczekiwania co do tego spotkania były inne (pierwotne zamysły także), ale efekt końcowy ja bym umieścił powyżej zera :))
Hasip
Liczę, że SAMOSTER wpisze swój komentarz (relację oceny).
Wczoraj powstał "goracy" komentarz, który natychmiast został powieszony na stronie Samosteru.
www.samoster.org.pl/?doc=117
Z referatu SAJ:
"Nie analizujemy samego tematu jakości procesu szkolenia oraz rzetelności egzaminów. Uważamy, że zmiany należy rozpocząć od analizy założeń szkoleniowych."
Gdyby autor (autorzy) referatu przed napisaniem tego zdania skonsultowali się z ludźmi zajmującymi się szkoleniem i walką o jego naprawę, tego zdania by nie napisali.
po pierwsze: "analiza założeń szkoleniowych " a raczej szereg propozycji jego uproszczenia w warstwie teoretycznej w postaci ujęcia jedynie przepisów, spraw bezpieczeństwa , w tym rozbudowanie meteorologii i znacznych zmian w szkoleniu praktycznym, została już wielokrotnie omówiona przez dziesiątki osób a w moim wypadku poparta wystąpieniami do Komisji Szkolenia PZŻ.
po drugie i ważniejsze: program szkolenia jest jaki jest i napewno należy go zreformować ( uprościć i inaczej rozłożyć akcenty) ale główna przyczyna fatalnych kwalifikacji adeptów wielu kursów w Polsce wynika z...." z jakości szkolenia i rzetelności egzaminów".
Programy i egzaminy to domena PZŻ ale już samo szkolenie w warunkach rynkowych PZŻ-towi nie podlega. Natomiast ma on (PZŻ) potężne narzędzie dyscyplinowania firm szkoleniowych i zadbania o to aby jego program był realizowany dobrze. Niestety, wskutek patologii, narzędzie to nie egzystuje i panuje symbioza pomiędzy egzaminującymi i szkolącymi.
To autorzy refaratu powinni wiedzieć i zdawać sobie sprawę, że jak długo te więzi nie zostaną przerwane, żadne analizy i zmiany programu niczego nie wniosą do jakości szkolenia.
Zdaniem moim i zapewne wielu kolegów, kluczem do poprawy sytuacji jest zniesienie przymusu szkolenia. O ile już ma być przymus posiadania patentów to niech kandydat ma wybór gdzie i jak ma się uczyć. Wtedy podmioty szkolące albo wezmą się solidnie do szkolenia albo splajtują.
Kandydat na żeglarza będzie szukał wiedzy a nie sposobu na zdobycie papierka.
To zdanie referatu powinno brzmieć: ..uważamy, że zmiany należy rozpocząć od zniesienia przymusu szkolenia!
Natomiast obawiam się, że nie da się poprawić jakości egzaminów w strukturze PZŻ. Patologie zaszły za daleko.
Drogą poprawy może być ulokowanie egzaminów w innym obszarze, np w Urzędach Żeglugi Sródlądowej ( to tylko luźna myśl).
zbigniew klimczak
ps: informuję, że istnieje podręcznik nie rekomendowany przez KSz PZŻ a ceniony przez wielu szkoleniowców, gdzie piszę o meteorologii więcej i nakłaniam do słuchania komunikatów radiowych, obserwowania zjawisk pogodowych i wyrabiania w sobie umiejętności przewidywania pogody na podstawie zjawisk lokalnych.
Zdaniem moim i zapewne wielu kolegów, kluczem do poprawy sytuacji jest zniesienie przymusu szkolenia. O ile już ma być przymus posiadania patentów to niech kandydat ma wybór gdzie i jak ma się uczyć. Wtedy podmioty szkolące albo wezmą się solidnie do szkolenia albo splajtują.
Zbyszku. Zgadzam się co do "przmysu" ale nie co do "klucza". Zniesienie przymusu szkolenia jest jednym z elementów do poprawy sytuacji. Innym aspektem jest rozdzielenie funkcji szkoleniowych od egzaminacyjnych, itd.... Ograniczono się do jednego ważnego aspektu. I słusznie. Ograniczenia związane z tą formą przekazywania informacji nie pozwalają na szersze analizy i zbyt szczegółowe rozdrobnienie.
Andrzej Hasip Mazurek
Druga sprawa, to wytyczne dotyczące szkoleń. Niezależnie od przyjętego modelu obowiązkowości szkoleń, patentów, licencji dla szkół czy organizacji egzaminów, w obecnej chwili gros wiedzy żeglarskiej dla początkujących żeglarzy przekazywane jest za pomocą kursów, oraz podręczników na patenty. Jeżeli chcemy coś zmienić, sprawić, by na wodzie było bezpieczeniej, to najłatwiej i najprościej jest wprowadzić poprawki w "główny kanał przekazywania wiedzy", jaki by on nie był i czy on nam się podoba, czy nie. Problem polega na tym, że w tym kanale jest, jak widać. A sam kanał jest kontrolowany przez Komisję Szkolenia.
My, jako stowarzyszenia, możemy (i będziemy) tą wiedzę uzupełniać, ale niezależnie od wszelkich zmian przepisów, podręczniki pozostaną ważniejsze przez jeszcze długie lata. I to podręczniki rekomendowane, bo książeczki Zbyszka Klimczaka, z całym szacunkiem dla osoby autora, stanowią pod względem nakładów i sprzedaży margines. Ledwo zauważalny. Zresztą jest cała masa książek popularyzujących żeglarstwo, typu np. "Wielka księga żeglarstwa". Tylko ich rola jest zupełnie inna - podręcznik MUSI pchać temat bezpieczeństwa przed oczy, podawać na talerzu, akcentować tam, gdzie tylko się da. Nie można przyjąć, że skoro autor napisał na dany temat 2 zdania, ukryte w rozdziale o czymś innym, to kursant zyskał dość wiedzy. Jeżeli jest za mało czasu na kursie, jeżeli za dużo stron wychodzi - to może trzeba rezygnować z nazewnictwa takielunku gaflowego, obszywania grumotów, wewnętrznych przepisów PZŻ, historii, tradycji, szant. Ale bezpieczeństwo akurat musi zostać.
Podmiot szkolący program będzie układał na bazie podręcznika. Bo tak jest wygodniej, bo tak się robi. Jakie podręczniki - takie programy. Kwestia dodania od siebie tego czy owego nie zmieni istoty rzeczy. Być może dużo zmieniłoby zdefiniowanie wymogów egzaminacyjnych w postaci "egzaminowany musi umieć zrobić to i to, znać to i tamto, wykazać się praktycznie taką czy inną umiejętnością". To się chyba syllabus nazywa. Wytyczne sprowadzają się teraz do masy fajnych punktów, np. "zasady zachowania się po wywrotce jachtu". No i autorzy podręczników dają rozdział o takim tytule. Co w środku z treści, każdy może sam sprawdzić... A komisja rekomenduje.
Najprościej zresztą przeprowadzić test: wziąć losowo wybranego przeciętnie inteligentnego człowieka nieobznajomionego z żeglarstwem. Dać do przeczytania książkę. Opisać warunki szkwału mazurskiego i przepytać, co by zrobił. Rezultaty mogłyby być ciekawe. Być może dlatego wprowadza się do programów setki godzin szkoleń i staży, bo K.Sz. nie umie opracować sensownych wytycznych? Jeżeli dzieciak na optymiście umie przy 6B bezpiecznie żeglować po 20-30 godzinach szkolenia, a na przeciętnego żeglarza jachtowego wymaga się 100 godzin na wodzie? Po półtorarocznym treningu (jakieś 150-180 godzin) dzieciak na tym optymiście umie przeżyć cięższe warunki i walczyć o dobre miejsca... Aha, i ZAWSZE ma założoną kamizelkę...
A czy patenty będą obowiązkowe, czy nie (oby nie) - podręczniki zawsze jakieś będą potrzebne. Patenty RYA nie są obowiązkowe, a wybór podręczników wielki. Zresztą warto porównać tamte i te nasze.
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
Jacku, piszesz....
"Można postulować zniesienie, można postulować coś jeszcze innego, ale nie miało to bezpośredniego związku z tematem konferencji. Dlatego nie skupialiśmy się na tych aspektach."
Chyba nie rozumiem? Na stronie Jurka wisi materiał a jego częścią składową jest referat SAJ na tą konferencję. Ja odniosłem się do jednego zdania tego referatu. I jeszcze jedno, obecna, od wielu lat sytuacja w patologicznym szkoleniu PZŻ ma wyraźny związek z mazurską tragedią. To pogoń za świstkiem a nie wiedzą, to często nieodpowiedzialny sposób szkolenia w firmach nastawionych na zysk, nieodpowiedzialność Komisji Egzaminacyjnych idacych na rękę organizatorom, doprowadziła do masowego wysypu ludzi nie przygotowanych do zeglowania w trudnych warunkach.
Czy masowe wypowiedzi typu... to przyszło tak nagle.... to nas zaskoczylo itp nie świadczą o tym dobitnie?
Jacku, to ma związek jak jasna cholera z tą tragedią. Dlatego użyłem sformułowania... kluczowe znaczenie. Zagrożenia są zarówno na morzu jak i śródlądziu ale odnosze wrażenie, że w tej chwili ton dyskusji nadają żeglarze pochodzenia morskiego u ktorych znajomość realiów szkolenia szuwarowego jest mniejsza i raczej intuicyjna. To nie krytyka tylko stwierdzenie faktu.
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
Ja myślę, że można postulować i zmianę sposobu szkolenia, i kontroli egzaminów, i liberalizację. Tyle, że naszym zdaniem modyfikacja programów szkolenia to konkret możliwy do zrealizowania jak najszybciej. A co do reszty - starajmy się.
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
Andrzeju,
mogę się zgodzić na " jednym z podstawowych", czemu nie, to tylko mocniejsze lub słabsze nazwanie tego samego problemu. I napewno jest wiele do zrobienia. Ale podniosłem kwestię, że w naszych dyskusjach i postulatach problem jak powinien wyglądać program nowoczesny szkolenia został zdefiniowany. Prosto i jasno, na co PZŻ odpowiedział, że program nalezy jeszcze rozbudować.
Moim zdaniem powinniśmy lansować pogląd, że wiemy jak to powinno wyglądać a nie proponować "analizę". To, moim znowu zdaniem, wycofanie się z głoszonych od kilku lat postulatów i zaczynanie ab ovo.
Jak wszyscy wiedzą, zajmuję się wyłacznie jakością pozyskiwanej wiedzy i dla mnie, praktyka, zniesienie przymusu, rozdzielenie funkcji egzaminowania od organizacji tworzącej programy ma znaczenie zasadnicze. Nie wierzę w odnowę egzaminatorów z PZŻ. Zresztą zaden związek krajowy egzaminowaniem się nie zajmuje. Skupia się wyłącznie, poprzez swoich praktyków, na proponowaniu jak powinien program wyglądać aby był skuteczny.
Ubolewam nad niskim nakładem moich podreczników i nad tym, że teraz napisałbym je zupełnie inaczej. Ale znane wydawnictwa odrzuciły propozycje wydania, KSzk w pierwszym podejściu podręcznik odrzuciła jako ....wyraz osobistych poglądów autora. Dziwne, ponieważ ustawiłem podręcznik pod jedyny słuszny program aby czytelnik mógł egzamin zdać. W praktyce, przez 30 lat moi kursanci pływali w kamizelkach, powyzej 4oB refowali się aby przekonać ich, że to nic wstydliwego a raczej objaw dobrej sztuki zeglarskiej. Napewno kazdy z nich jak był feralnego dnia na Mazurach, w porę niebezpieczeństwo rozpoznał. To dowód na to, że program programem a od jego "odczytania" i interpretacji instruktora zależy reszta.
Tragedią i dowodem na konieczność zmian w systemie egzaminowania były przypadki uznawania egzaminu za zdany, kiedy kursant nie miał prawa egzaminu zdać. To było przyczyną, że zrezygnowałem z szkolenia. Mam satysfakcję, ze kilka szkół wyposaża kursantów w ten marginalny podręcznik, jako skrypt. Powtarzam, dziś, w zmienionych warunkach napisałbym go zupełnie inaczej ale kto to wyda. Najlepiej sprzedawalny podręcznik jeszcze jedno wydanie wcześniej, mimo moich protestów, lansował teorię jachtów wywracalnych ale niezatapialnych i niewywracalnych ale zatapialnych. A tą teorię w Polsce, w tłumaczeniu z j. angielskiego obalił Wacław Petrynski w 1986 r. .
Powiedżcie, Szanowni Koledzy, co mamy analizować? Czy propozycja ograniczenia programu obowiazkowego do
-przepisów
-locji
-poszerzenia meteorologii
- bezpieczeństwa żeglowania
ma alternatrywę? Moim zdaniem, praktyka, jest wiedzą na początek wystarczającą ale i konieczną. Jeśli brak zgody na taki program to zgadzam się, że trzeba "analizować" ale tylko wtedy.
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
Zbyszku - piszesz:
"To autorzy refaratu powinni wiedzieć i zdawać sobie sprawę, że jak długo te więzi nie zostaną przerwane, żadne analizy i zmiany programu niczego nie wniosą do jakości szkolenia."
Dla przypomnienia - od stycznia wejdzie Ustawa uznająca uzyskane zagraniczne certyfikaty umiejetności.
To chyba rozwiąże na razie temat - na razie...
Pzdr
Kocur
I Żagle tez zamieściły komentarz:
http://www.zagle.com.pl/?menu=lista,wiecej,6151
pzdr
Kocur
Moim zdaniem ta Konferencja była pożyteczna odnośnie wytłumaczenia powstawania zjawisk atmosferycznych., działalności ratowników , (szkolenia nigdy za dużo) ale czy to zmniejszy ilość wypadków, które były , są i będą na wszystkich akwenach. Spieranie się środowisk związanych z rekreacją i turystyką wodną powinno prowadzić do wypracowania najlepszych metod szkolenia ale jest jeden czynnik, który ma największy wpływ na wprowadzenie poprawnych zachowań to SAMI ŻEGLARZE - musi to trafić do ich świadomości, że tego czego nauczą się na szkoleniach zastosują odpowiednio do sytuacji co pozwoli im przetrwać najgorsze chwile, które potem jako własne przekażą nastepnym pokoleniom. Ja też tam byłem ale 14 godzin powrotnych do domu nie pozwoliło na konsumcję. Dla tych co nie byli to podpowiem, że jak nie wiadomo o co chodzi to albo o pieniądze albo kobiety.
EDUKACJA - NIE REGULACJA
Paweł Czudowski
Patrząc na pierwsze zdjęcie mam wrażenie, że oddaje ono stan żeglarstwa w naszym kraju.
(Może tylko tak zdjęcie jest wykadrowane).
Piszecie że było to w dużym stopniu bicie piany. Widać jednak, że robiły to "dziadki". Nie obraźcie się ale nie te na morzu ale wiekiem ( nie to mam na uwadze, szanując doświadczenie i praktykę z niego wynikającą).
Ciekaw jestem jednak jak wygląda w waszych klubach/stowarzyszeniach/hufcach średnia wieku?
Jeżeli tak jak na zdjęciu powyżej, to może warto zastanowić się gdzie są następcy?
Mam nadzieję, że następców, którzy przejmą rumple, nie ma ich na zdjęciu ponieważ nie przejmując się różnymi rozgrywkami - żeglują.
pozdrawiam z wysp,
Marek.
P.S. Polecam książkę Jacka Komudy: Galeony Wojny t.1. W księgarniach znajdują się najczęściej w dziale fantastyka (np. w Empiku) ale jest to czysta marynistyka.
Wasz Bibliofil Marynistyczny
napisałeś:
Ciekaw jestem jednak jak wygląda w waszych klubach/stowarzyszeniach/hufcach
średnia wieku?
Śpieszę donieść, że o ile mie wiadomo lwia większość żeglarzy w Polsce nie ma nic
wspólnego z hufcami, stowarzyszeniami i klubami.
Większość tych nielicznych co mają coś wspólnego, utrzymuje "klubowe" kontakty ze
względów praktycznych, typu zniżka w klubowej saunie, fajne miejsce na grilla czy tańsze
miejsce na trzymanie własnej łódki.
Większości żeglarzy można policzyć tylko "średnią wieku" w czasie żeglowania, pytasz więc
odpowiem za siebie - jak płynę ze swym Ojcem to średnia jest bliska 60-tki, jak z żoną to
ciut powyżej 40-tki, na ogół podobnie jest kiedy pływam z przyjacółmi. Jak popłynę z synem
to średnia wieku wyniesie ca 30lat... Ale jeśli w przyszłym roku weźmiemy na żagle córkę
to średnia drastycznie nam się obniży... Jak zostawię na łódce syna i córkę, to średnia wieku
będzie wynosiła 10 lat... A jak mój syn płynąc beze mnie weźmie na łódkę koleżanki z roku,
to średnia będzie oscylować około lat 20-tu... ;-)))
Uff, to chyba większość przypadków średniej wieku w moim żeglowaniu...
Zapytam - co Ci dała moja wyczerpująca odpowiedź na pytanie o średnią wieku?
Bo ja mam wrażenie, że tyle co 99% pytan o "średnią", czyli nic...
Ahoj
Jaromir Rowiński
Łamaniec kluby/stowarzyszenia/hufce miał odnieść się do "u Was" pytając równocześnie o średnią w różnego typu hmm. związkach? Nie to nie jest dobre słowo.
Wiesz na tym spotkaniu nie było chyba zbyt wielu "indywidualnych" żeglarzy takich jak np. Ty.
Przesłaniem komentarza było wołanie o angażowanie ) także angażowanie się) młodszych w sprawy. Oczywiście nie mówię tu o jakiejkolwiek formie przymusu, mając nadzieję, że te czasy minęły bezpowrotnie. Myślę jednak, że wiele osób nieskażonych przymusowością poprzednich czasów miałoby chęć w czymś uczestniczyć. Oni nie muszą, oni mogą. Należy im dać jedynie mozliwości.
Utrudnianie młodzieży startu w formalne żeglarstwo kreowane przez obecną ustawę jest wg mnie złe i wypacza idee stopni żeglarskich.
Pozostawiając na boku rozważania o ich (stopni) sens , rozpoczynanie "kariery" żeglarskiej od stopnia żeglarza związanego z egzaminami jest mocno chybione.
To taki młody człowiek najczęściej bez kasy musi odbyć kursy i płacić za egzaminy.
Dlaczego (dalej pomijając zasadność stopni w ogóle), stopnie dające możliwość dowodzenia większymi jednostkami (czyli de facto odpowiadania za większą liczbę osób) można uzyskać w sposób łatwiejszy niż te podstawowe?
Zamiast zachęcać młodzież, od samego startu rzuca się im kłody pod nogi. To tyle jeżeli chodzi o wychowanie młodzieży.
Pozdrawiam Cię serdecznie,
Marek
Nie wiem czy własciwie zrozumiałem o co Ci chodzi ale spróbuję. Spotkanie nie było spotkaniem żeglarzy. Polskiemu Związkowi Żeglarskiemu nie były do tej pory potrzebne spotkania z żeglarzami i nie widać żadnych oznak, by stały się potrzebne. PZŻ jest instytucją, quasi urzędem, i ogranicza się w takich wypadkach jedynie do kontaktów z instytucjami i urzędami. Nie potrzebuje zeglarzy z prostej przyczyny. Przecież to własnie PZŻ jest od żeglarzy. Ja i Kocur (Włodek Ring) znaleźliśmy się tam nie dlatego, że wystosowano do nas zaproszenie, jak wspomniałem PZŻtowi nie potrzebni są żeglarze. Byliśmy tam, bo nasza grupa kolegów nas upoważniła, abyśmy reperezentowali ich i oczywiscie nasze interesy. Specjalnie napisałem grupa kolegów, choć formalnie reprezentowaliśmy Samoster i SAJ. Ale nasze organizacje opierają sie bardziej na kontaktach koleżeńskich niż formalnych strukturach. I własnie tak powinno być. Bo my rzeczywiscie reprezentowaliśmy tych co pływają, a nie tych co zasiadają.
Pytasz o srednią wieku w naszych zwiazkach czy klubach. Odpowiem podobnie jak Jaromir. Nie mogę mówić o klubie, mogę mówić o ludziach którzy sa na pokładzie mojego Szamana. igdy nie należałem do zadnego klubu i jestem czystym przykładem żeglarza indywidualnego, bo najpierw miałem swoją łódkę, a dopiero po roku płuwania "na krzywy ryj" ktoś mi uswiadomił, że musze miec patent. I to był mój pierwszy z dwóch kontaktów z PZŻ. Drugi kontakt, to patent sternika. I to wszystko. Teraz nawet certyfikat jakim się posługuje nie łaczy mnie z nimi, a patenty PZŻ schowałem do pudełka z pamiatkami.
Jak widać, poza przymusem posiadania patentu nie jestem skażony zadną inną "przymusowościa". Ale od jakiegoś czasu mam zaszczyt zaliczać sie od oszołomów i warchołów którzy chcą, aby w Polsce nie było przymusowych stopni, przymusówych szkoleń i przymusowych rejestracji, jednocześnie pozostąjc w przekonaniu, że wpłynie to korzystnie na rozwój zeglarstwa. Nic tak nie dobrze nie wpływa na wyrabianie odpowiedzialności jak swoboda. I jestem za swobodnym dostępem do zeglarstwa wszystkich tych, którym to się podoba, tak samo jak tym, którym się podoba narciarstwo czy jazda konna. Tam nie ma patentów i egzaminów. To nie znaczy, że jestem przeciwny kursom i szkoleniom. Uczyć się trzeba zawsze, ale w sposób dobrowolny i w takiej formie, jaka jest najbardziej odpowiednia dla danej osoby.
PS. Mój syn w tym roku też rozpoczął samodzielne pływanie, a jedynym elementem przymusu dla niego, jest przymusowy patent zeglarza PZŻ.
Pisałem Tobie iż właściciel ujezdżalni ponosi więcej kosztów i ma do spełnienia więcej formalności niż włąściciel firmy czarterowej z jednym przeglądem na dwa lata. Przypominam tu: badania weterynaryjne i psychologiczne weryfikacje instruktorskie co 5 lat i parę innych wymogów. Np na ujezdżalni nikt Ci nie pozwoli wziąć własnego dziecka na lążę jeżeli nie jesteś co najmniej instruktorem PZJ.
pozdr
K
K
To takie trochę luźne uwagi, ale pierwszą kłodę "młodzieżowi" pod nogi rzucają rodzice oczekując wychowania supermena. Oraz konsumpcyjne społeczeństwo wciskające masę gadgetów, które nie rozwijają człowieka, ale zjadają mu czas. Myślę, że bez głębokiej pracy u podstaw, która przywróci żeglarstwu prestiż, pozwoli zapomnieć (albo choć zmarginalizować) przeróżne "oborowe" historie - ciężko będzie z tego wybrnąć. Po prostu społeczeństwo musi odbierać żeglarstwo jako zajęcie szlachetne, rozwijające, takie, na rzecz którego warto odpuścić ocenę niżej, ale takie, które da w życiu samodzielność, przezorność, umiejętność pracy w grupie, ciężkiej i regularnej pracy, oraz smak zwycięstwa. Powszechny to u nas w klubie problem, że świetnemu zawodnikowi, który odkrywa w żeglarstwie swoją pasję, rodzice "śrubują" wymagania i póki nie ma z góry na dół szóstek, wstrzymują treningi. No cóż, ich prawo. Tylko potem dzisiejszy "młodzież" będzie miał 60 lat i ze wspomnień to, że miał wysokie oceny, pracę w dobrej korporacji, no i pensję. Pierwsza sprawa, to taki młody człowiek musi chcieć szukać swojej pasji (nie musi to być żeglarstwo, czemu ma nie być przewodnikiem po Gorcach, drużynowym, muzykiem albo cokolwiek). A młodzi ludzie dziś szukają pasji znacznie mniej, niż kiedyś. Nie mają czasu się w żadną z proponowanych pasji wgryźć, bo czekają kolejne zajęcia. Albo odwrotnie, rodzice tak apatyczni, że póki dzieciak siedzi za monitorem i jest cicho, to fajnie.
To rodzice muszą chcieć zarazić dzieciaka pasją (równocześnie przyjmując czasem odmowę "to mnie nie interesuje"). A najprościej to zrobią sami pływając. Tak, to jest pierwszy sposób. Pływanie rodzinne, na jachcie rodziców, z rodzicami. To ten magiczny "genotyp", którym się "różnią Szwedzi", a którego czerwona władza szczerze nienawidziła i tępiła, a teraz przywołuje, jako przeszkodę w przyjęciu szwedzkiego modelu. Ale tutaj po prostu pojawia się kwestia masy krytycznej, czyli - jak będzie dostatecznie dużo jachtów, to samo pójdzie i władza tego nie zatrzyma. Może będzie inny kolor na fladze...
Druga metoda to sport. Tutaj kłód jest sporo, m.in. głupia organizacja sportu w szkołach. Za mało sportu, za bardzo to "przy szkole". W takiej Gdyni dzieci nie mają szans zetknąć się w szkole z żeglarstwem. W Karpaczu narciarstwo oglądają sobie przez okna zapuszczonej sali gimnastycznej. I tak dalej. Niby, że zajęcia pozalekcyjne, ale wszystko to jest tak poorganizowane, że dziecko wyjdzie ze szkoły o 14, obiad, do domu, na treningu może pojawić się o 16-ej, ale o 18-ej musi do domu, bo przecież lekcje odrabiać. I tak co dzień. Dzieciak 7-10 lat MUSI angażować się w sport, bo ma za dużo energii i od siedzenia kołkiem w ławce dostaje małpiego rozumu. Idea UKSów, poniekąd słuszna, poszła trochę w krzaki, bo taki UKS żeglarski nie ma szans powstać przy szkole. To nawet nie wymaga wielkich zmian, ot tyle, żeby zrobić raz w tygodniu "dzień sportu", żeby ułożyć zajęcia, żeby nie musiały odbywać się dokładnie w sali gimnastycznej, tylko tam, gdzie dane grupki mają potrzebę. No, trudniej tym centralnie zarządzać. Wymaga zaangażowania od nauczycieli. Utrudnia kontrolę dyrektorom i gminom. A u nas sam zimowy trening to kilka godzin. Bieganie, piłka na plaży, basen, sauna - 4 godzinki lecą. Jeszcze teoria, a może by coś kulturalno-oświatowego??? A jak dzieciak nie ćwiczy zimą, to nie wytrzymuje kondycyjnie latem. A laserowcy tracą kolana...
Pojawiają się dalsze problemy, np. pieniądze. Dzieciak na optymiście w sekcji sportowej musi mieć rocznie 3000-5000 zł na pływanie (zakładając, że łódź mu da klub z programu UKS, albo Nivea, albo nawet i własną). Wyjazd na regaty, wpisowe, nocleg, wyżywienie to jakieś 300-400 zł, razy kilka startów, składka na sekcję (utrzymanie trenera), paliwo do samochodu i pontonu... Oczywiście część zapłacą rodzice, ale z intensywnością startów rosną koszty. Czytam, że ktoś z naszych wygrał optymistowe regaty na Majorce. Fajnie. Znaczy, ktoś musiał tą osobę tam wysłać, wysłać sprzęt, trenera, zapłacić... Do dwóch nastolatków na 470 nie podchodź bez 100 tys. pln rocznie. PZŻ nie finansuje sportu na tym poziomie w ogóle. Nie robi tego państwo. Samorządy rzucają trochę grosza (rzędu 7 tys, zł przy rocznym budżecie sportowym klubu rzędu 200 tys. zł). Niby szukać sponsora. Ale sponsor (hehe, znajdź jakiegoś...) chce wyników. I będzie wywierał presję. Kosztem szkoły? Zamknięte kółko.
I tak dalej, i tak dalej. Przy wyciąganiu dzieci i młodzieży na wodę jest masa problemów. Najmniejszym są stopnie. Od stycznia możesz prowadzić bez patentu jacht do 7.5 metra długości. Nie mów, że to mało dla 18-20 latka. Młodszym i tak nie wolno samemu (choć jak zaczynałem sam pływać, za tzw. komuny, to pisemko od rodziców i 16-latek dostał do pływania z klubu Carinę. Dostał rakietnicę, amunicję, wziął młodzież do załogi. 17-latek prowadził obozy (ze stoczni wówczas komuny paryskiej). Dziś? Poniżej 18 lat nie istniejesz, bez papierów zawodowych nie istniejesz, bez papierów z kuratorium nie istniejesz...). Zresztą do dziś pływam na jachcie długości 6.96 metra i fajnie jest.
Mniejsza znowu, bo to dygresje. Nie jest barierą dla młodzieży obecnie wymóg patentu. Owszem, wymóg ten pojawi się, gdy student albo młody biznesmen postanowi wynająć większy jacht, wybrać się w rejs morski... ok, zrobi sobie ten patent, albo nie, moim zdaniem patent obowiązkowy to błąd, ale to inna sprawa, niż problemy młodzieży. Bo problemy tam są gdzie indziej i należy je tam pokonać najpierw.
Pozostają jeszcze trzy drogi wejścia w żeglarstwo, bardziej marginalne lub dyskusyjne:
- harcerstwo. W teorii piękna idea, w praktyce za płotem mam CWM i po mojemu na morzu to nie działa.
- kluby. Są różne kluby. Niektóre coś robią. Jest ich niewiele. Tych, co mają majątek na działalność klubową (a nie tylko czartery) - jeszcze mniej. Margines. Fajny margines, ale margines.
- firmy komercyjne. Obecnie prowadzą usługi pt. "patenty" i "przechowalnia względnie turystyka". "Patenty" - wiadomo, masówka z kursami. 14 dni, egzamin, zjeżdżaj, trafiłeś do naszej bazy, to za rok wyślemy ofertę na obóz. To nie jest praca wychowawcza, to nie jest ciągły kontakt i rozwijanie pasji. To jest nauczenie jakiś tam umiejętności, cenne samo w sobie, ale właśnie - rozpoczynanie kariery od kursu i egzaminu nie czyni jeszcze żeglarzem. Druga usługa, turystyka, to obozy i rejsy organizowane tak, że różnica między takim obozem, a koloniami sprowadza się tylko do miejsca noclegu. Zakładam, że większość firm ma dobrych sterników prowadzących obozy, ale ich rolą nie jest też głębsza praca wychowawcza. Ma być fajnie, może czegoś się ktoś nauczy, 14 dni i do domu.
Oczywiście angażując się akurat w żeglarstwo pewnie każdy spotka się ze wszystkim po trochu. Tylko dla młodzieży akurat nie patenty są najważniejsze. I OBECNIE nie one są największą przeszkodą (do niedawna były, bo się nasza omega w 5 m nie mieściła).
A co do stopni: widzisz, obecny system ma nieco sensu. Masz kurs i egzamin "dopuszczający" do żeglowania. I potem dodatkowe "baretki" do orderu. Niewiele warte, ale przecież to całkiem dobre rozwiązanie: do 7.5 metra prowadzisz wszystko. Powyżej: na śródlądziu masz jeden egzamin i na morzu masz jeden egzamin. I możesz żeglować.
Moim zdaniem, gdyby bezpatencie na morzu podnieść do 12 m, na śródlądziu do 8-9 m, oraz nieco zmodyfikować wymogi egzaminacyjne, to idea byłaby całkiem słuszna. Do rozwiązania pozostaje sporo innych spraw, np. monopol PZŻtu skutkujący wydumanymi tematami na egzaminach, czy np. wymóg rejestracji kursów czy prowadzenia ich przez IŻów. Ogólnie, gdyby pozostał sam egzamin, bez obowiązku kursu, oraz rozsądne granice bezpatencia - byłoby całkiem OK, prawda?
Tak apropos, jeżeli będziesz miał okazję prowadzić Fazisi, to dlatego, że pozwoli Ci właściciel, a nie PZŻ, prawda?
Pozdrawiam (po tym przydługim przynudzaniu)
Jacek
P.S. Jak postanowicie coś ruszyć u siebie we Wiatrach, to wpadnijcie kiedyś do nas. Ileś problemów organizacyjno-klubowych rozwiązaliśmy, rozwiązujemy - i to działa, więc po co odkrywać Amerykę? Może są lepsze i sprawniejsze kluby, to warto by powymieniać doświadczenia w większym gronie?
Myślę jednak, że wiele osób nieskażonych przymusowością poprzednich czasów miałoby chęć w czymś uczestniczyć. Oni nie muszą, oni mogą. Należy im dać jedynie mozliwości.
To wolny kraj, są możliwości, trzeba je brać, a nie czekać aż "dadzą"...
I ja twierdzę także, że obecnie "pieniądze i możliwości leżą" na ulicy.
Jednak widzę pracę ludzi z młodzieżą. Młodzieżą której trzeba pokazać te możliwości. Ja czy Ty ze swojej perspektywy widzimy takie możliwości. Jednak nie możesz liczyć na to, że każdy je dostrzeże.
Uważasz, że młodzież sama na to wpadnie? Tak, zapewne jest wielu którzy sami zbudują tratwę na pierwszej wodzie którą znajdą, jednak duża liczba tego nie zrobi, ale zachęcona ruszy w dobrym kierunku.
Nie miałem na myśli przekazania im przysłowiowej ryby ale wędki.
Pozdrawiam,
Marek
Jeżeli interesuje nas działalność popularyzatorska (bo mamy taką potrzebę, bo nas to bawi, bo się dobrze z tym czujemy, wreszcie - bo nas samych tak ktoś wychował), to możemy coś proponować młodzieży. Złożyć ofertę, może nieco zachęcić?
Jeżeli młodzież nie będzie chciała, to trudno i tą część młodzieży trzeba sobie odpuścić. Na siłę nic się nie da. To nie czasy PRLu, gdzie się hurtem zapisywało do Ligii Obrony Przyrody, Ligii Kobiet, TPPRu, PTSMu, PTTK, TPD (że przypomnę tylko organizacje, do których zostałem zapisany bez mojej wiedzy względnie z ograniczoną możliwością niewyrażenia zgody przez chcących się wykazać w statystyce nauczycieli).
Słowem: robić swoje. Czasem szkoda, że inne instytucje marnują środki i możliwości, kŧóre mogłyby w taki proces być zaangażowane, ale na to wiele nie poradzimy. Pokazujmy możliwości - jak ktoś skorzysta, to fajnie. Kłód jako takich nikt młodzieży nie rzuca. Raczej kawałki krawężnika. Ale jeżeli dana młodzież nie ma ochoty powalczyć z przeszkodami - to co to za młodzież?
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
To wówczas piszesz: "Ale jeżeli dana młodzież nie ma ochoty powalczyć z przeszkodami - to co to za młodzież? "
Co wobec tego? Na śmietnik ponieważ rodzice nie wpoili im pewnych zasad lub nie pokazali jak walczyć z przeszkodami?? Czy wówczas ona jest winna naszych (rodziców) zaniedbań?
Społeczeństwo nie może odrzucać tych którzy ze swojej czy nie ze swojej winy znaleźli się w takiej sytuacji.
Pomagamy wszak żeglarzom którzy z własnej głupoty znajdują się w kłopotach a także tym, którzy zawierzyli np. w sprawność sprzętu (Zdanie po to aby wrócić do żeglarstwa).
Mamy młodzież jaką je a może też taką na jaka społeczeństwo zasługuje, nie czyniąc wspólnie nic aby temu przeciwdziałać. Wyjątki jakie można przytoczyć potwierdzą jedynie regułę.
Twój wyspiarz.
Moim zdaniem, projekty pt. wychowanie żeglarskie młodzieży "standardowej inaczej" przerasta możliwości normalnego stowarzyszenia nie finansowanego z budżetu państwa lub gminy. Nastawiając się na takie działanie stowarzyszenie skazuje się na porażkę - gdyż jest za słabe, by skończyć to sukcesem, a równocześnie odrzuci inną działalność. Chodzi po prostu o mierzenie sił na zamiary.
Są oczywiście projekty i organizacje zajmujące się taką młodzieżą. Czy to wychowawczo, czy jako forma rehabilitacji. Wspaniałą robotę np. dla niepełnosprawnych robi giżycki Almatur - seria regat, obozów, szkoleń. Myślę, że im większa organizacja, tym łatwiej część energii przeznaczyć na takie właśnie działania. Również przy wsparciu rządu, UE, PFRONu czy czegokolwiek znacznie łatwiej pracować.
A co do odrzucania: no cóż, u nas w klubie składka dla pracujących to 20 zł miesięcznie, dla uczniów 5 zł, trzeba odpracować 20 godzin i można pływać. Jachtów jest więcej, niż chętnych do pływania. Nikogo nie odrzucamy. Ale możesz uwierzyć, że próby "ciągnięcia za uszy" do żeglarstwa się nie udawały, nie dały trwałych rezultatów. Albo ktoś chce, albo nie. Aby chciał, warto zaprezentować klub, możliwości, może raz zabrać na wodę. Potem albo się włączy we wspólną pracę, albo nie. Są inne problemy do rozwiązywania, większość dotyczy pieniędzy.
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
Mimo wszystko idee są wspólne.
Pozdrawiam drugi koniec brzegu.
Marek
--- KONIEC ---
Patrząc na pierwsze zdjęcie mam wrażenie, że oddaje ono stan żeglarstwa w naszym kraju.
(Może tylko tak zdjęcie jest tak wykadrowane).
Piszecie że było to w dużym stopniu bicie piany. Widać jednak, że robiły to "dziadki". Nie obraźcie się ale nie te na morzu ale wiekiem ( nie to mam na uwadze, szanując doświadczenie i praktykę z niego wynikającą).
Ciekaw jestem jednak jak wygląda w waszych klubach/stowarzyszeniach/hufcach średnia wieku?
Jeżeli tak jak na zdjęciu powyżej, to może warto zastanowić się gdzie są następcy?
Mam nadzieję, że następców, którzy przejmą rumple, nie ma na zdjęciu ponieważ nie przejmując się różnymi rozgrywkami - żeglują.
pozdrawiam z wysp,
Marek.
P.S. Polecam książkę Jacka Komudy: Galeony Wojny t.1. W księgarniach znajdują się najczęściej w dziale fantastyka (np. w Empiku) ale jest to czysta marynistyka.
Wasz Bibliofil Marynistyczny
Co do wieku, problemem jest brak zainteresowania działalnością klubową wśrod ludzi w przedziale 19-40 lat. Do 19 lat kluby mogą oferować sekcje sportowe. Potem małolat ma już maturę, studia i nie ma czasu. Zwłaszcza, jeżeli szkolił się sportowo, to niekoniecznie chce coś robić na "drzwiach od hangaru" i innych wolnobiegach. Zdecydowana większość naprawdę dobrych zawodników nawet stopni żeglarskich nie robi (bo nie ma czasu na głupoty, tylko potem nie ma czasu, żeby wyrobić staże...). Jeżeli są dobrzy, to po tej maturze przechwytuje ich PZŻ lub kilka czołowych klubów i sponsorzy, jeżeli nie są - to zajmują się po prostu życiem, "żenią się z żonami, potem żyją gdzieś na mieście za te polskie tysiąc dwieście". Po latach urawniłowki pozostaje też wielka niechęć do kolektywnego działania. Jak człowiek uczestniczył w "jajach jak berety" pt. "samorząd szkolny" na przykład, albo bywał zapisywany do TPPR, to potem większość instytucji go raczej mierzi. To jest wielka szkoda dokonana społeczeństwu przez minione lata i nie ma sposobu, by tym ludziom (i narodowi) zadośćuczynić.
W międzyczasie, jak chcą żeglować, to sobie coś wynajmą i mają w nosie skrobanie jachtów, jakieś przyjaźnie, na grilla wieczorem nie przyjdą, bo samochodem ciągle... takie życie. Cholernie ciężko ściągnąć studentów i osoby dorabiające się do żeglowania klubowego, mimo, iż mogliby mieć do dyspozycji koje w rejsach za darmo, saunę po 5 zł za godzinę i trawnik na grilla (nie będę reklamował, gdzie tak jest, ale jak kogoś interesuje fajny klub w Gdyni...)...
Potem jednak ludzie wracają, często z argumentacją "jak mam siedzieć w domu i patrzeć na żonę, to przyjdę tutaj..."*
Kluby już dawno przestały reprezentować polskie żeglarstwo jako takie. Siłą rzeczy działacze z piramidy kluby - OZŻty - PZŻty już dawno nie reprezentują nikogo poza samym sobą.
Aby klub miał sens, musi spełniać pierwszą lub drugą rolę:
- pierwsza: być miejscem szkolenia młodych, i to szkolenia sportowego. Niekoniecznie na najwyższym, wyczynowym poziomie, ale musi wypełniać lukę w działalności, której nie opłaca się robić firmom komercyjnym, a równocześnie nie stać na nią rodziców. To jest właśnie szkolenie sportowe na średnio-wyczynowym poziomie. Zarobić się na tym nie da, ale wiesz, jak fajnie, jak pływa sobie kilkadziesiąt optymiściarzy, śmigają cadety, chłopaki jeżdżą na regaty i wracają z pucharami?
- druga: musi być miejscem, gdzie ludzie dobrze się czują i gdzie mogą realizować coś, czego by nie robili z osobna. Na przykład pływać w rejsy dużym jachtem, którego nikt by z osobna nie kupił. Albo na spółkę utrzymywac sobie przystań urządzoną wg własnych gustów i reguł (p. Neptun).
Oczywiście na swoje istnienie klub musi zarobić, czy to ze składek, z usług, z majątku, który ma - im więcej zarabia, tym więcej może przeznaczać na działalność statutową.
Niemniej jednak klub nie jest dobrym miejscem na dyskusje o żeglarstwie jako takim. Po prostu żeglarstwo klubowe to model z samego marginesu, nieznaczący w całej masie, choć dla mnie np. bardzo fajny. No i nie ma kto w klubie nad tym się męczyć. Chyba, że starsze pokolenie, które ma czas, a poza tym tak może wykazać, że coś jeszcze znaczy. Osobiście wolałbym, by to wykazywanie odbywało się przez wspomnienia z rejsów, naukę młodszych, wspólną pracę - ale trudno. Są i tacy ludzie.
Słuchając ich poglądów trzeba jednak brać pod uwagę te okoliczności.
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
*) to akurat mawiał pewien dobijający 70-ki programista, który przychodził do pracy, ale to dość częsta motywacja :)
Szanowni Panowie !
Macie za złe dziadkom, że bili pianę, a co Wy robicie od ponad roku. Trzeba zmienić, trzeba zmienić szkolenie, trzeba zmienić PZZ i co z tego wynika ? Nic. Czy to nie jest bicie piany ? Czego nauczył się żeglarz czytając Wasze komentarze ? Niczego. Jaki wpływ mają Wasze komentarze na bezpieczeństwo żeglugi ? Żaden. 4 pn. SAJ umieszczone na początku tego postu, mają większy wpływ na bezpieczeństwo żeglugi niż Wasze wszystkie biadolenia o tym jak to w Polsce jest źle, a za granicą dobrze - bo nie ma tam PZŻ. Jeżeli widzicie błędy w szkoleniu, to napiszcie jakie to są błędy, a nie tylko trzeba zmienić szkolenie i trzeba zmienić ..... bo z tego nic nie wynika. Na filmach widać jak jachty, które płynęły bez żagli, przewracały się w czasie próby ustawienia się dziobem do wiatru. Dlaczego sternicy tak postąpili ? Bo tak byli wyszkoleni. Jachtem balastowym, na morzu, to zdaje egzamin, ale nie mieczową wydmuszką, którą trzeba ustawić w takich warunkach rufą do wiatru i podnieść miecz. Należy na to zwrócić uwagę, tak jak uczyniło to SAJ. Wykorzystajcie swoją wiedzę we właściwym kierunku. Wtedy Wasze wystąpienia odniosą jakiś pozytywny skutek. Pozdrawiam.
Jerzy Marczyński- sternik jachtowy.
Przepraszam, to były 4 punkty plakat Samosteru a nie SAJ.
Jerzy Marczyński
Na poczatek cytat
"Na filmach widać jak jachty, które płynęły bez żagli, przewracały się w czasie próby ustawienia się dziobem do wiatru. Dlaczego sternicy tak postąpili ? Bo tak byli wyszkoleni. Jachtem balastowym, na morzu, to zdaje egzamin, ale nie mieczową wydmuszką, którą trzeba ustawić w takich warunkach rufą do wiatru i podnieść miecz"
Prosze mi powiedzieć jak ma zachowac żeglarz płynący jachtem turystyczno-regatowym z ciężkim szybrowym mieczem?
Czy podniesienie 100-200 kg BALASTU POWYŻEJ LINI WODNEJ wplynie na statecznośc poprzeczną jachtu???
Jesli tak to w jaki sposób???!!!!
To również przyczynek do dyskusji programów szkolenia i podręczników zalecanych przez PZŻ. Prawie we wszystkich omawianie problemów stateczności ogranicza sie do prostego, akademickiego podziału na statecznosc kształtu i ciezaru, podczas gdy są to zjawiska dynamiczne, zależne RÓNOCZESNIE od kształu i rozkładu ciężaru (ostatecznie po coś sie balatuje").
Śp. Stefan Wysoki (chyba pierwszy liberator ;) w swojem malutkiej książecze pt. "Zegluj" napisał "Żeglarstwo to dwa zwroty, odejście i dojście do brzegu. Można sie tego nauczy w jeden dzień a potem trzeba sie uczyć do końca życia"
NIC nie zwolni sternika od ODPOWIDZIALNOŚCI, MYŚLENIA i CIĄGŁEJ NAUKI!!!
Witek Ruciński - Żeglarz Jachtowy
Szanowny Panie Sterniku Jerzy Marczyński!
Erudycja, którą umieścił Pan w tytule swego postu, to duża, najczęściej teoretyczna wiedza ogólna. Jeśli zgodzimy się co do tej definicji, to akurat żeglarstwo wymaga wiedzy szczególnej. Ta wiedza szczególna da się zweryfikować tylko na wodzie, w zmaganiach z wiatrem, falą, regatowym rywalem... A my tu uprawiamy to, co jest obowiązkiek każdego inteligenta - Pana także... Dokonujemy intelektualnych symulacji rzeczywistości w celu wybrania najoptymalniejszych rozwiązań i dokonania próby wprowadzenia ich w życie. Tego nie robi nawet PZŻ! Jeśli Pan tego nie widzi, nie rozumie, to po co zabiera Pan głos na forum, którego Pan z założenia nie szanuje? A w dodatku - popełnia Pan gruby błąd, niegodny erudyty...
Wieloletnia praktyka żeglarska Gospodarza tej strony, a także większości znanych mi osobiście jej wielu (choć nie wszystkich!) dyskutantów gwarantuje sensowność ich argumentów i wiedzę większą zapewne niż Pańska (bo ładnych kilku KAPITANÓW tu regularnie pisuje...). Proszę więc nie zadawać głupich pytań o to, co zyskali zwykli żeglarze czytając te wypowiedzi... Oni ich po protu nie czytali, bo - cytując młodzież - wisi im wszystko poza ich własnym żeglowaniem. Nawet nie mają pojęcia o tym, że gdzieś w tle ich egzystencji toczy sie walka o przyszłą praktykę polskiego żeglarstwa - czy będzie takie, jak dotychczas ( a przyłączam się do tych, którzy nie oceniają jego realiów - zwłaszcza tych biurokratycznych - najlepiej!), czy stanie się rozrywka milionów w pełnym zakresie swobody jego uprawiania: od grillowania na pokładzie w krzakach na Bełdanach po rejsy wokółziemskie...
Erudycja - Szanowny Mój Imienniku - to sztuka rozumienia także tych, którzy nie rozumieją... Tych, którzy po uzyskaniu patentu żeglarskiego uznali - jak niektórzy naukowcy po doktoracie - że nie muszą już nic czytać, dokształcać się, dyskutować z niższymi stopniem... Im zawdzięczamy m.in. mazurską tragedię - cumulonimbus było widać GODZINĘ przed uderzeniem nawałnicy... Co Pan chce powiedzieć ludziom, którzy nie chcą słuchać? Czy napisał Pn do stosownych komisji Związku? Czy wydał Pan własnym sumptem poradnik, ulotkę, apel przeciw głupocie tych, którzy stawiali jachty mieczowe dziobem do fali? SAJ to w dużej części ludzie związani z Jurkiem Kulińskim i tą stroną. Nie będę tu wymieniał nazwisk, ale radzę Sternikowi zapytać o to Kapitana... Np. Kulińskiego, który SAJ odtwarzał...
Erudycja to także wyczucie, kiedy - w dobrej wierze - popełni się błąd rozumowania, zagalopuie, "przefajnuje"... A savoire vivre to wyczucie, kiedy powinno się powiedzieć "przepraszam"... Co Panu, Panie Jerzy, podpowiada Panski savoire vivre?
Z poważaniem
Jerzy Klawiński
Jeżeli już mówimy o erudycji to nieśmiało chciałbym przypomnieć,
że być "erudytą" to również znać znaczenie pojęć,
których się używa oraz przestrzegać zasad gramatyki.
Nie ma pojęcia "najoptymalniejszych"!!!!!!!!!!!!!!
Optimum jest tylko jedno (złoty środek).
Z poważaniem
Wiesław Śliwowski
Major
A gdzież to napisałem, że to JA jestem erudytą, Szanowny Panie Profesorze? ;-)) I ja używam terminu "najoptymalniejszy"!!! Mam pełne prawo! Skoro można nazwać film - "Najlepsi z najlepszych" i nikt się - z Panem Profesorem na czele - od lat nie czepia...
Proszę nie przypisywać mi swojej erudycji... Nie mam nawet stopnia wojskowego :-))
JureK