Kapitan Krzysztof Bieńkowski pisze, że część "doszkalantów" dziwiła się, że żaglowiec najbardziej lubi ... dryfować. Tak, tak - to jest własnie to nieporozumienie. Posiadanie masztów - nie jest warunkiem wystarczającym aby jakąś jednostkę pływającą zakwalifikować do jachtów. Żaglowiec, to żaglowiec. Jego ulubioną żaglową pozycją to rufa do wiatru. A pod silnikiem też żadna z niego balerina. Dlatego zawsze daleko trzymałem się od czegoś takiego. Ale różne są gusta. Na przykład znam boksera wagi ciężkiej, który ożenił się z łyżwiarką tańców na lodzie.
No to sobie poczytajcie i pooglądajcie.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
========================
Drogi Jerzy,
Wróciłem właśnie z pierwszej w tym roku manewrówki. Musze przyznać, że wstrzeliliśmy się w „okno pogodowe” idealnie, bo to co widzę dziś za oknem jest mocno zniechęcające do żeglowania. Ale do rzeczy.
Po miesięcznych negocjacjach z CWM przyjechałem na Zjawę IV z doświadczoną ekipą kapiszonów i morsów, w celu doskonalenia sztuki manewrowania na silniku w basenie Zaruskiego. Pierwsza reakcja większości kursantów polegała na zdziwieniu jaki to duży „okręciszon”… Choć ostrzegałem lojalnie, że Zjawa ma wyporność cztery razy większą od Opala, a sama śruba napędowa ma blisko metrową średnicę. Jednostka zatem przypomina bardziej kuter czy mały stateczek zwłaszcza jeśli chodzi o właściwości manewrowe. Stan techniczny jachtu, mówiąc delikatnie nie zachwyca, ale widać że prowadzone są pewne prace remontowe. Mam nadzieje, że będą kontynuowane i flagowa jednostka CWM ZHP dojdzie do formy, pomimo swego wieku.
kpt. Krzysztof Bieńkowski Gośc manewrówki - kpt. Andrzej Drapella
W sobotę mieliśmy lekki wiaterek z zachodu i kursanty były mocno zdziwione, że statek pływa bokiem i bardzo trudno obrócić go dziobem pod wiatr w ciasnym basenie. Brak typowej dla jachtów płetwy balastowej sprawia, że Zjawa nie ma się wokół czego obracać. W porównaniu z nią Opal obraca się jakby był przybity wielkim gwoździem do dna basenu.
Ćwiczyliśmy głównie manewry podejścia i odejścia oraz zacieśnioną cyrkulację. Manewry typowo statkowe z dużym kątem podejścia ok. 60 stopni i dociskaniem rufy do nabrzeża przy wykorzystaniu szpringu dziobowego. Z uwagi na dużą masę jednostki podejścia muszą być bardzo precyzyjne. Dotknięcie kei odbijaczami musi nastąpić praktycznie z zerową prędkością. Szczęśliwie duża moc silnika Zjawy (165 KM) pozwala pewnie zatrzymać statek tuż przed nabrzeżem i bezpiecznie wysadzić desant.
Żaglowiec odważnie wchodzi między pomosty.
Następna sprawa wywołująca zdziwienie to konieczność delikatnego napinania szpringu. Przy manewrze odejścia gruba 40 mm lina rozciąga się jak gumka w majtkach i jeśli nie poświęcimy temu elementowi dostatecznej uwagi delikatnie operując manetką, to możemy zerwać szpring jak sznurówkę.
Drugiego dnia przy bezwietrznej pogodzie większość uczestników kursu radziła sobie z podstawowymi manewrami dość dobrze. Przećwiczyliśmy także bardziej precyzyjne wprowadzanie i wyprowadzanie jachtu z ciasnego kąta basenu. Jednak jak zgodnie stwierdzili kursanci, manewrowanie Zjawą to wyższa szkoła jazdy i po dwóch dniach jeszcze nie czują się w gotowi do jej poprowadzenia. Muszę przyznać, że cieszy mnie takie ostrożne podejście do własnych umiejętności, co świadczy o dojrzałości i odpowiedzialności młodych ludzi, którym patent plastikowego kapitana nie uderzył do głowy.
Dowodzenie dużym jachtem podczas manewrów to intelektualna działalność polegająca na precyzyjnym wydawaniu komend i jasnych poleceń, które na czas i dokładnie będą wykonane przez załogę. Komendy muszą być przemyślane i wydawane w odpowiedniej sekwencji a ich właściwe wykonanie skontrolowane przez kapitana. Utrata panowania w porcie nad ciężką jednostką to poważne ryzyko zniszczeń innych jachtów i urządzeń portowych.
W niedzielę odwiedził nas kpt. Andrzej Drapella. Musze przyznać, nieco miałem tremę, bo jakże prowadzić manewrówkę pod okiem zawodowego kapitana żeglugi wielkiej a jednocześnie jachtowego kapitana, który patent zdobył przed moim urodzeniem? Na szczęście Zjawa nie wymknęła się spod kontroli, a Mistrz przychylnym okiem patrzył na nasze poczynania. Panu Andrzejowi dziękujemy za cenne uwagi i świetne zdjęcia.
Łączę pozdrowienia, żyj wietrznie!
Krzysztof Bieńkowski
www.nordsail.pl
Bardzo ciekawy artykulik. Pamiętając Twoje słowa o plastikowych morsach i dzisiejsze stwierdzenie...Jednak jak zgodnie stwierdzili kursanci, manewrowanie Zjawą to wyższa szkoła jazdy i po dwóch dniach jeszcze nie czują się w gotowi do jej poprowadzenia. Muszę przyznać, że cieszy mnie takie ostrożne podejście do własnych umiejętności, co świadczy o dojrzałości i odpowiedzialności młodych ludzi, którym patent plastikowego kapitana nie uderzył do głowy...
...cieszę się że to powiedziałeś. Może jednak plastikowe morsy i kapitanowie nie są tacy źli...
Pozdrowionka
Adam Kłoskowski
piszesz:
"...cieszę się że to powiedziałeś. Może jednak plastikowe morsy i kapitanowie nie są tacy źli..."
A czym Oni zawinili, że urodzili się lub nauczyli tak późno....?
Pzdr
Kocur
Oni się urodzili za wcześnie.
Pozdrawiam
Ze składu tej manewrówki pragne tylko napomknąć, że cześć znaczna (jesli nie wszyscy bo w kwity niektórym nie zaglądałem) była morsami książeczkowymi a niektórzy nawet takowymi kapitanami. Byli też plastikowi kapitanowie. Osoby które są gotowe krecić sie po pustym porcie w połowie marca nie grzesza nadmiaręm rozsadku )) "normalni wtedy siedzą w ciepełku z zeglują w wakacje w grecji ;-) " ale za to na pewno wiedza na co sie piszą i raczej nie strela im palma zeby po 2 dniach popłynąć gdzieś tym klocem zwłaszcza ze nie było okazji do popływania zjawa na zaglach a sam wiem że i zwrot w gorszych warunkach w 2 osoby wymaga na tym wprawy co innego na płaskiej wodzie przy 2B.
Tak ale potwierdzać kompetencje zdecydownie jest lepiej niz dawać uprawnieniw co ciekawe to nie tylko żeglarstwa dotyczy ostanie dostałem brytyjski papier w innej dziedzinie i tez poswidczają ze umiem a Polsce piszą ze mam prawo inny swiat.
Problem polega na braku krajowego certyfikatu kompetencji dla skiperow. W RYA musza robic, zeby nie musiec sie wstydzic. I wychodzi na to, ze po 80 latach wydawania patentow Polacy gesi i swojego patentu nie wydaja :-(
Bo plastik lipcowy to fikcja. Kapiszon powinien zdac egzamin z manewrowania, nawigacji, locji, przepisow, eksploatacji silnikow i instalacji jachtowych. Powinien miec mozliwosc dobrowolnego przystapienia do egzaminu w celu sprawdzenia swych kompetencji.
Pozdrawiam
Krzysztof Bieńkowski
www.nordsail.pl
Zgadzam się z tobą. U nas coś "uprawnia", a tam "potwierdza" - w mentalności to odległości międzygwiezdne.
Hasip
Nie wiem dlaczego mam się wstydzić swojego plastiku. Zaliczyłem kilka własnych rejsów po Bałtyku na niemieckich Bavariach i sądzę, że to jest mój egzamin. Przedtem zresztą zrobiłem manewrówkę na morsa w CWM. Egzaminu nie zdawałem bo brakowało mi wtedy stażu.
Podziwiam jednak lekkomyślność sterników, którzy biorą łódki w Chorwacji bez wcześniejszego treningu bo im się wydaje, że to Mazury i łódki podobne.
Zdecydowanie zdecydowany baksztag - jest najlepszy. Prosto rufą do wiatru zgarniasz bomami morze a nagla i niespodziewana zmiana halsu... . W baksztagu stawiasz wszystko co można postawić i lecisz dziesięć, dwanaście węzólw. Oczywiście jak masz co postawić i nad gową jest kawal solidnego gafla a nie dziura po marconim.
Pozdrowienia wielkanocne, malowanego jaja i w ogóle.
Jarek Czyszek