Nie samą polityką się żywimy. Nowy współpracownik naszego multitematycznego okienka - kpt.ż.w. Andrzej Drapella ma dla nas kolejne morskie opowiadanko. Tym razem wspomina Gibraltar. Świat się zmienia, najczęściej na gorsze. I taka nutka pobrzmiewa w zdaniu" ".......Knajpy przeistoczyły się w puby i restau-racje, zniknęły dziewczyny, a zamiast marynarzy spotyka się licznych opasłych turystów...."
Przyjemnej lektury - ciekawa !
Tu klik dla Autora
Kamizelki i żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_______________________________
DAWNYCH WSPOMNIEŃ CZAR , CZYLI „GEDANIĄ” W GIBRALTARZE.
Lubię Morze Śródziemne. Lubię ludzi co ten rejon świata zamieszkują. Lubię odmieniane na wszystkie sposoby słowo „maniana”. Tu nikt się nie spieszy, tu uśmiech gości na twarzach 24 godziny na dobę. Tu ludzie są sobie życzliwi i pomocni. Potrafią żyć. W tym rejonie pływałem na statkach przez kilka lat.
A na TSS „Kiliński” statku dalekiego zasięgu, miałem grecką załogą maszynową. Raz, wieczorem, na redzie Karachi rzucaliśmy kotwicę. Na mostek wpadł grecki smarownik. Popatrzył na mapę, na naszą pozycję i zaprotestował. „Captain, nie, nie, nie tu kotwica”. „Tu w tym miejscu!” i przystawił palec w miejscu, gdzie było kamieniste dno”. „Tu kamienie, powiadam, mogą być kłopoty z wybraniem kotwicy”. „Captain, TU JEST CALAMARA!!! – TU KOTWICA!!!” . Jego głos był pełen desperacji. Wyczułem, że został na mostek wysłany przez swoich rodaków, aby postawić statek gdzie należy. Stanęliśmy, tam gdzie chciał lud. „Rzucić kotwicę!” Padła moja komenda. „Cztery szakle do wody”. Jeszcze się statek nie ustawił na prądzie, jak wszyscy Grecy wyskoczyli z podrywkami. Około północy któryś z nich zastukał do kabiny. „Kapitan da białe wino, 3 litry”
Dałem. Około trzeciej nad ranem, znowu stukot w drzwi kabiny. „Kapitan wstaje, zapraszamy, kalamara gotowa”. I w mesie, w środku nocy cała załoga ucztuje. A kalamary, - palce lizać. Gdy wspominam po latach, ślina mi cieknie po brodzie.
I jak nie kochać TAKIEJ ZAŁOGI ?
Ale do rzeczy. Na dwutygodniowy rejs „Gedanią” przylecieliśmy do Lizbony. Trasa wiodła do Barcelony. Paliwo wzięliśmy w wolnocłowej Ceucie w cenie 0,72 euro/ltr, i po południu, w niespełna 3 godziny przeskoczyliśmy Cieśninę Gibraltarską, aby zacumować w Gibraltarze w nowoczesnej, sympatycznej, bezpiecznej, głębokowodnej marinie Queenway Quay. Marina ta, będąca w ciągłej rozbudowie, powstała na terenie byłego basenu portowego. Ma nowe wejście od północnej strony i swobodnie mieści 200 dużych jednostek do 30 metrów, ma dwa miejsca dla jachtów 40 metrowych, a nawet przygotowuje nabrzeże dla jednej jednostki do długości 75 metrów!
Gedania zapłaciła za 1 dobowy postój, w sezonie, 50 funtów. W cenę postoju wliczony jest dostęp do prysznicy i toalet, oraz telewizja kablowa i bezprzewo-dowy internet. Woda słodka jest w cenie 1-go pensa za litr, a prąd 15 pensów za KWh. Wejście na każdy pomost jest chronione przez solidną bramkę zamykaną na zamek cyfrowy, której kod jest udostępniany załodze po zgłoszeniu jachtu w biurze mariny. Do Gibraltaru przybywałem po 57 latach. Po raz pierwszy zawitałem tu jako instruktor na pokładzie Daru Pomorza w rejsie do Odessy w 1950 roku. Bardzo byłem ciekawy tego portu i zmian jakie zastanę. Otóż poza Gibraltarską Skałą zmieniło się wszystko.
Kiedyś był to ruchliwy tranzytowy port handlowy, pełen statków, stacji bunkrowych, a na Main Street pełno było portowych lokali dostosowanych do wymagań marynarskiej klienteli. Wieczorem, gdy z pobliskiej hiszpańskiej La Linea, ciągnęły sznurem ładne dziewczyny, we wszystkich knajpach, przy przyćmionych światłach grała na żywo muzyka. Gęsto tuliły się pary, a nad porządkiem, przy wejściu, przy służbowym stoliku czuwał brytyjski boby.
W lokalach musiało być spokojnie, a po mordach wolno się było prać tylko na ulicy. Gdy zaczynała się swada, a rywale wychodzili przed knajpę, to boby ubierał swoje wysokie czako i podążał za nimi. Przed bijatyką sprawdzał, czy przeciwnicy nie mają w ręku noża lub kastetu. Chłopcy zakasywali rękawy i na hasło policjanta „come on - box” rozpoczynali walkę, a policjant sprawował funkcję sędziego.
Po chwili, sekundanci pokonanego, zbierali swego kolegę i zanosili na statek. Mordobicia były w tym czasie w modzie i dlatego też w Szkole Morskiej, w Szczecinie, mieliśmy w ramach zajęć treningi bokserskie, zapewne, aby godnie reprezentować naszą banderę.
------------------------------------
Dzisiejszy Gibraltar to oaza spokoju. Knajpy przeistoczyły się w puby i restau-racje, zniknęły dziewczyny, a zamiast marynarzy spotyka się licznych opasłych turystów. Gibraltar jest interesujący, a jego największą atrakcją jest oczywiście Gibraltarska Skała, jeden ze starożytnych Słupów Herkulesa, - drugi to Abyle i stoi w Ceucie, na afrykańskim brzegu.
Ze szczytu góry, położonym 424 metrów nad poziomem morza, jest wspaniały widok na cztery strony świata. Dostać się tam można kolejką linową, mikrobusami z przewodnikiem, oraz ambitnie „z buta”. Na szczycie jest widowiskowy taras wyposażony w płatne lunety, kawiarenka i sklep z pamiątkami o niebotycznych cenach.
Wszechwładnie gospodarzą tu dziko żyjące bezogonowe berberyjskie małpy, nachalne jak arabscy sprzedawcy pod piramidami.
Pod karą 500 funtów nie wolno ich karmić!
Ci co wybrali jazdę mikrobusem zobaczą jeszcze groty i tunele drążone wewnątrz góry z czasów II wojny światowej, otwarte do zwiedzania dopiero w 2005 roku. Robią wrażenie. Winston Churchill i dowódcy brytyjscy liczyli się z inwazją wojsk Osi na Gibraltar, który ze względów strategicznych musiał być utrzymany. Zbudowano wtedy „twierdzę w twierdzy”, w której mogło stacjonować aż 10.000 żołnierzy. Poza pomieszczeniami dla wojska zbudowano tam zbiorniki na słodką wodę, szpital, elektrownię, oraz stanowisko dowodzenia. Długość tuneli była dłuższa niż drogi na powierzchni wyspy, - 48 kilometrów.
Dla nas, z tych czasów, ważna jest data 4-go lipca 1943 roku, gdy wydarzyła się tragiczna, dotąd niewyjaśniona katastrofa Liberatora AL523 w której zginął wraz ze swoją świtą i córką premier rządu polskiego i naczelny wódz, generał Władysław Sikorski. Po tym tragicznym wydarzeniu umieszczono na lotnisku dużą mosiężną tablicę, ale już w 1950 roku jej tam nie było.
Według informacji uzyskanej na lotnisku od brytyjskiego oficera - zabrało ją morze, gdy pewnego dnia, w czasie sztormu został zalany pas startowy. Przyjąłem to do wiadomości, ale nie uwierzyłem. I słusznie, jako że się odnalazła i wmuro-wano ją w ścianę jednego z budynków, ale już na terenie koszar wojskowych. Po zwiedzeniu Skały warto odpocząć w ogrodzie botanicznym Alameda Garden przy dolnej stacji kolejki linowej. Jest przepiękny! Wstęp wolny.
Na południowym cyplu półwyspu znajduje się 160-cio letnia latarnia morska Europa Point, a w pobliżu meczet, zamieniony na kościół chrześcijański. Wejścia do Rosia Bay strzeże 100 tonowe działo. Warto też zwiedzić muzeum i cmentarz żołnierzy brytyjskich poległych w bitwie pod Trafalgarem, ostatniej i największej bitwie okrętów żaglowych, która zadecydowała o morskiej hegemonii Wielkiej Brytanii przez ponad 100 lat.
Przed cmentarzem stoi pomnik admirała Horatio Nelsona, który trafiony celną kulą francuskiego snajpera poległ w tej bitwie na pokładzie HMS „Victory” . 10 września jest dniem narodowego święta Gibraltaru, który na mocy Traktatu Utrechckiego jest posiadłością brytyjską od 1713 roku. W tym dniu odbywa się parada wojskowa, uroczysta zmiana warty i szereg innych, ciekawych imprez .
Samo miasto jest niewielkie, liczy około 30 tysięcy mieszkańców, ale bardzo urokliwe. Wiele budynków jest zbudowanych w mauretańskim stylu, wszędzie jest idealnie czysto a na Main Street można się zaopatrzyć do woli w wolnocłowe artykuły bundowe.
Po opuszczeniu portu, w dobrym nastroju, miejcie jednak baczenie na liczne i długie sieci tuńczykowe, aby nie zepsuć sobie miłego wrażenia wysoką karą.
Dziękuję za uwagę i życzę pomyślnych wiatrów
Andrzej
Robert
PS: Fajny ńjus :-)
Kapitanie,
Dziękuję za poszerzenie tym wątkiem horyzontu tematów poruszanych na stronie,
tym bardziej , że w pięknym stylu.
Miło jest ujrzec z innej perspektywy także Pana osobę. Po takiej lekturze spokojniej się czyta poglądy, z którymi osobiście trudno mi się było zgadzać.
Pozdawiam
Janusz