CZY MALEŃSTWA SĄ MILE WIDZIANE ?

Jak wiecie z newsów organizatora Regat Unity Line - w zeszłoroczneej imprezie wziął udział Nasz Człowiek (SAJ) w Ustce - Edward Zając. W dziejszym newsie przekonuje was, ze nawet maleńkim jachcikiem warto wziąć udział w regatach Piotra Stelmarczyka. Poczytajcie i poogladajcie, a napewno przyznacie rację Edkowi - WARTO !

Tu klik rankingowy  

Kamizelki i żyjcie wiecznie !

Don Jorge


==============

Drogi Jurku
Tak dużo ostatnio tych dyskusji, że postanowiłem wysłać Ci relację z ubiegłorocznych regat UNITY LINE.
Dołączam kilka zdjęć, wśród których są również te przysłane mi przez p. Stelmarczyka na płytach, aby w ten sposób propagować te regaty. Dla mnie to niepojęte, że p. Stelmarczyk potrafił dla organizacji tych regat skupić tak dużą grupę osób zainteresowanych tym, aby wypadły one możliwie najlepiej.
Warto wziąć udział w tej imprezie, nawet jeśli sam wynik regat nie jest dla nas ważny...
Edward Zając
Ustka

_____________________
W 2006 roku odbyłem na HOLLY dwa samotne rejsy i ich opis umieściłem na tym Forum. Na sezon 2007 miałem dużo ambitniejsze plany. Niestety, nastały dla mnie trudne czasy i ostatecznie popłynąłem jedynie na sierpniowe regaty UNITY LINE.
Nigdy nie pływałem regatowo – nie znam się na tym, nie odczuwam potrzeby walki o sekundy czy metry. Mimo tego postanowiłem wysłać zgłoszenie. Chciałem, aby wystartowali samotni żeglarze, a długo nie było pewne ilu ich się zgłosi. Chciałem też przekonać się, jak wygląda organizacja tak wielkich regat – chyba największych regat morskich w Polsce. Mieszkam przecież w Ustce – uzdrowisku nadmorskim w którym podobne imprezy powinny stanowić atrakcję dla wczasowiczów. Nie bez powodu wytłuściłem słowo “powinny” - to moje prywatne zdanie, znacznie różniące się od działań władz miasta, które pozbyły się wszystkich imprez żeglarskich ...

Nie miałem złudzeń co do wyniku regat – HOLLY to ciężki jacht turystyczny z 1976 roku, najmniejszy ze startujących, ze starymi, łatanymi żaglami, bez spinakera. A w tych regatach pogoda była “spinakerowa” w obie strony!

Wypływając z Ustki miałem nadzieję, że po drodze spotkam “Romusia” wracającego z prawie dwumiesięcznego, samotnego rejsu po Zachodnim Bałtyku. Nie wziąłem pod uwagę przyzwyczajeń: on woli pływać bliżej brzegu, gdy ja staram się mieć brzeg poza horyzontem (i zasięgiem komórki). Nawiązaliśmy łączność gdy on dobijał do Kołobrzegu a ja, mając za sobą półtorej doby żeglowania, byłem w pobliżu Dziwnowa. Pogodę miałem fatalną: jeśli wiało, to prosto w dziób, jeśli cisza, to z martwą falą. Od czasu do czasu polewał deszcz.

 

na trawersie Darłówka - jako tako, ale coś się wykluwa .........              A tu - marnie to wygląda, oj marnie....

Za Jarosławcem dogoniła mnie duża motorówka. Przyznaję – poczułem się trochę zaniepokojony: na burcie litery POL bez numeru, na rufie bandery grecka i polska – a facet zagadał z mocnym rosyjskim akcentem. Pytał, gdzie może wpłynąć na noc i czy jutro zdąży dopłynąć do Berlina ... Dziwne spotkanie i nie bardzo wiem, co o tym sądzić ...

Pobyt w osławionym wśród żeglarzy Dziwnowie wspominam przyjemnie. Gdy dobijałem do kei SG “oficjele” odebrali cumy, udzielili potrzebnych informacji, wręczyli klucz od sanitariatów. Nie mieli nawet pretensji o to, że w Ustce odprawiłem się na Bornholm, a wylądowałem u nich. Chwila dyskusji na temat liberalizacji i zbędnych procedur też była nawet przyjemna. Miło też było zobaczyć, że w oknie bosmanatu wywieszone jest liberalizacyjne zarządzenie SUM-u ...

 

Zaraz po starcie                                                                                       i piękny zachód słońca

Następnego dnia czekało mnie dalsze męczenie się przeciw zachodniemu wiatrowi, przeplatanemu deszczem. Parę jachtów poszło przy brzegu pomagając sobie silnikiem – a ja długimi halsami znowu w morze. Późnym popołudniem zbliżyłem się do niemieckich klifów wyspy Uznam. Stąd już mogłem swobodnie płynąć w kierunku Świnoujścia. Żegluję blisko brzegu aby porównać wygląd ich kurortów z Ustką. Chciałem też zrobić trochę zdjęć, ale wilgoć sprawiła, że elektroniczny stabilizator w aparacie “zwariował” i obraz wychodził całkowicie zamazany.

Żeglowanie w baksztagu pod osłoną lądu było przyjemne – do czasu. Niespodziewanie znad lądu ukazała się wielka, czarna chmura. Niewiele miałem czasu aby przygotować się na jej przyjęcie ale przyznaję - najbardziej żałowałem braku możliwości fotografowania czy filmowania. Sceneria fantastyczna – od strony lądu szła prawie ciemność. Zrzuciłem grota, sprawdziłem szoty foka i czekałem na uderzenie wiatru i deszczu. Niestety, nie miałem foka sztormowego, a pozostanie bez żagli uznałem za zbyt ryzykowne.

s/y "Romuś" (z Romanem "Kwiat" Kwiatkowskim - laureratem Nagrody ŻAGLI w Konkursie RR 2007) burta w burtę z s/y "Holly".

Myślę, że te kilka czy kilkanaście minut czekania na uderzenie było bardziej nerwowe niż samo żeglowanie w szkwałach i strugach deszczu. Widoczność znikoma, fale urosły mimo bliskości podwietrznego brzegu. Po pierwszych minutach wiedziałem, że jachcik z taką pogodą też sobie poradzi. Nawet płynęliśmy we właściwym kierunku – i jedynie obawiałem się statków na farwaterze podejściowym; widzialność była bardzo ograniczona.

Taka paskudna pogoda nie trwała długo: może pół godziny, może trochę więcej. W najwłaściwszym momencie pojaśniało, wiatr wydmuchał się a deszcz przestał padać. Byłem na torze wejściowym do Świnoujścia. Silnik dał się uruchomić bez większych problemów, foczek poszedł w dół i za chwilę minąłem “wiatrak” kierując się do mariny.

Oczywiście wolnych miejsc już nie było, więc stanąłem do jakiegoś Opala, blisko łodzi rybackich. Wieczorem odprawa przed regatami, opłaty, pobranie reklam, ostatnie informacje. Ze znajomych spotykam Eugeniusza Gintera z Ustki, startującego z rodzinną załogą.

Rano start do Kołobrzegu mamy wyznaczony na dziewiątą. Podobno ma wiać 5-6 B, więc przygotowuję do postawienia fok marszowy i zarefowany grot. Wypływam na silniku i faktycznie – trochę dmucha, ale chyba nie aż tak. Stawiam żagle i staram się uniknąć kolizji – startuje przecież 66 jachtów. Przerwy między startami poszczególnych grup są niewielkie, więc nawet nie rozróżniam kto kiedy startuje. Może zresztą jestem oszołomiony taką ilością kręcących się wokół jachtów i zwracam uwagę tylko na to, aby komuś nie podłożyć się? Wystartuję minutę czy piętnaście minut później – jaka to różnica?!

Zaraz po starcie zaczęło się stawianie spinakerów – ja rozrefowałem grota i zmieniłem marszowy fok na genuę. Zachodni wiatr oceniam na 4 B, może trochę więcej. Barwne plamy spinakerów oddalają się dość szybko. Jakiś czas nie tracę zbyt dużo do dwóch jachtów bez spinakera, ale jeden z nich szybko odchodzi daleko w morze, gdzie widocznie wiatry były znacznie pomyślniejsze. Drugiego też pewnie zdenerwowało towarzystwo “malucha” - stawia “dopalacz” i zaczyna gonić plamki majaczące gdzieś na horyzoncie. Gdy pierwsze jachty dobijają do mety w Kołobrzegu na obiad, ja planuję trafić tam na kolację. Niestety, znów z przeszkodami.

Do portu mam mniej niż 10 mil gdy ponownie pojawia się ta czarna chmura, prawie identyczna z wczorajszą. Po prawej burcie znad lądu idzie ciemność a po lewej świeci słońce. Przyjmuję burzę na marszowym foku i mocno zarefowanym grocie. To za duża powierzchnia – podmuchy co chwila kładą jacht, w kabinie niesamowity bałagan – widzę, jak wiele rzeczy nie było odpowiednio zamocowane.. Wzmocnienie rogu szotowego foka powoli zaczyna puszczać – otworki ściegu robią się coraz większe. I ten deszcz, który uniemożliwia spojrzenie pod wiatr; przemoczył wszystko i dobrał mi się do skóry. A zejść aby przebrać się – niemożliwe. Płynę jednak w kierunku mety.

Pogoda poprawia się, gdy jestem już blisko portu. Słońce chyli się ku zachodowi, więc włączam światła. Niestety, nie działają. Sprawdzam co potrafię – bez pozytywnego rezultatu. Wchodzę do Kołobrzegu na ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Gdy zbliżam się do mariny, nagle po prawej wołanie i machanie rękami; to Roman z “Romusia” pokazuje miejsce przy swoim jachciku w basenie Szkoły Morskiej. Stoimy więc znowu razem, jak to bywa zwykle w naszej Ustce. Długo ciągną się nocne rodaków rozmowy ...

Następnego dnia to sobota - “Romuś” odpływa rano, aby zdążyć przepłynąć w niedzielę przez ustecki poligon. Ja zostaję: porządki, naprawa żagli, bezowocne próby dojścia gdzie uciekł prąd z akumulatorów. Zaskoczyła mnie woda kapiąca z grodzi podmasztowej. No tak, jest parę pęknięć na nadbudówce, wokół mocowania pięty masztu. Bims na grodzi podmasztowej też pęknięty...

W zeszłym roku wracając we wrześniu z Gotlandii dostałem w kość, ale nic takiego nie wystąpiło. Tym razem dmuchało mocniej ... Nie mam nawet ochoty na imprezę zorganizowaną dla uczestników regat. Moje plany dotyczące dalszego rejsu po zakończeniu regat odchodzą w siną dal...

Rano zawiadamiam, że wracam do Ustki. Wychodzę wcześniej, aby nie plątać się wśród jachtów startujących na powrotną trasę. Wiatr zmienił kierunek i wieje ze wschodu. Regatowcy znów stawiają spinakery – a mnie ponownie wiatr w oczy. Postanawiam tym razem płynąć blisko brzegu, aby zobaczyć jak wyglądają plaże u konkurentów Ustki. Krótkimi halsami powoli mijam kolejne miejscowości. Wiatr słaby, niekiedy nawet świeci słońce. Jedyny spotkany jacht to mała regatówka na włoskich numerach. Mieszana polsko-włoska załoga trenuje na przybrzeżnych wodach. Czasem jakiś kuterek, niekiedy trzeba ominąć sieci.

Zachodzące słońce oświetla wiatraki i wejście do portu w Darłówku. Upewniam się przez radio, że można płynąć przez poligon. Wynoszę na pokład potężny, akumulatorowy reflektor i postanawiam płynąć dalej. Ze wschodu idzie coraz większy rozkołys, chociaż wiatr nadal słaby. Dopiero po minięciu Jarosławca wieje mocniej, oczywiście prosto w dziób. Mija północ a ja nadal odkładam hals za halsem, mając w polu widzenia ustecką latarnię i światła wejściowe. Silnik uruchamiam jakieś dwie mile od portu. Zwijanie żagli na tej fali jest dość kłopotliwe, więc mocuję wszystko prowizorycznie. Jeszcze zawiadamiam Kapitanat, że będę wchodził bez świateł i mijam główki usteckiego portu. Jest druga w nocy, ale na galeonie nadal trwa dyskoteka. Z nabrzeża słychać jakieś niezbyt trzeźwe okrzyki. W Basenie Węglowym staję na trzeciego do jachtu bez załogi. Z przodu widzę “Romusia”, ale niech się wyśpi po powitaniu przez kumpli ...

Włączam kuchenkę aby zrobić herbatę i ogrzać wnętrze jachtu. Jest już cicho, dyskoteka skończyła się. Kończę rejs w dziobowej koi.

Edward Zając



Epilog:
Nie byłem zadowolony z tego rejsu; dwie burze, awarie, sporo deszczu i przeciwnych wiatrów. W jakiś czas później dostałem zaproszenie na uroczyste zakończenie regat na promie POLONIA. Pojechałem, aby zobaczyć również finał żeglarskiej imprezy. Cóż, jestem pełen uznania dla zdolności organizacyjnych p. Stelmarczyka i całej ekipy przygotowującej regaty. Może bywalcy podobnych imprez znajdą jakieś minusy ale ja, nowicjusz w tym świecie, nie mogłem doszukać się negatywów. I to wcale nie dlatego, że niespodziewanie zostałem nagrodzony piękną statuetką od Telewizji Polskiej.



Dotąd zastanawiam się – dlaczego?!
Przecież nie znałem nikogo z organizatorów i pierwszy raz tam się pojawiłem. Przecież mieli w regatach wielu kolegów, żeglarzy zasłużonych dla tej imprezy i dla AKM-u ... I ten list gratulacyjny – jakby te moje samotne tysiąc mil po Bałtyku było czymś nadzwyczajnym. W moim mieście, w Ustce, nikt na to nie zwrócił uwagi.

Dzień przed wypłynięciem zadzwoniłem do burmistrza Ustki, że płynę na regaty i potrzebuję flagę miejską. Pożyczono mi ją – nawet bez pisania obowiązkowego podania. Wielokrotnie pytano się w czasie rejsu, co za sponsora reklamuję tą flagą... Ustecka bandera była pod salingiem przez cały rejs i długo później, aż do końca sezonu. Nawet nie musiałem jej zwracać – uznano, że może pozostać na jachcie.

Na zakończenie pomyślniejsza wiadomość: również w tym roku (2008) w usteckim porcie nie będą pobierane opłaty postojowe od jachtów. Sanitariaty po zachodniej stronie portu będą w kontenerze – podobnie jak w ubiegłym sezonie. Również po wschodniej stronie ten wstydliwy dla Ustki problem będzie załatwiony pozytywnie. To, po wielu miesiącach wystąpień na każdej sesji i zapowiedzi, że będę o tym mówił do pozytywnego skutku – udało się załatwić. Więcej – Ustka objęła patronat nad rejsem Nataszy Caban (najmłodsza Polka w rejsie dookoła świata). Usteccy żeglarze, Roman i ja też, zostali na sesji uhonorowani dyplomami i drobiazgami reklamowymi.

Dla jasności – nie jestem radnym miejskim ... ale na wszystkich sesjach Rady jestem obecny już trzecią kadencję, i wciąż przypominam miejskiej władzy, że Ustka leży nad morzem i ma port ...

Edward Zając

------------------------------

Moja uwaga: Edward rzeczywiscie nie jest rajcą miejskim, ale .... Redaktorem Naczelnym  "Ziemi Usteckiej" :-)))


Komentarze
Jacht motorowy Maciek"S"Kotas z dnia: 2008-04-30 22:40:59
Odp: Jacht motorowy Edward Zając z dnia: 2008-05-02 18:20:48
Samotnicy w Regatach Unity Line Piotr Stelmarczyk z dnia: 2008-05-01 11:38:56
Odp: Samotnicy w Regatach Unity Line Edward Zając z dnia: 2008-05-02 18:36:44