Aby w końcu was oderwać od obrzydzania Kanału Z-Z zamieszczam najswieższe wiadomosci i obrazki od Kazimierza Bilyka, który od Galapagos stawia piwo. A przy okazji ciekawostka - Kazik trafił na miejsce w którym nic sie nie ... płaci. Nie do uwierzenia !
Na starcie do kolejnego etapu Rankingu zostaliśmy w blokacxh - proszę o nadrobienie zaległości
Kamizelki i żyjcie wiecznie
Don Jorge
_______________
PS - wkrótce Drapella o Banana i Otwarcie Sezonu w NEPTUNIE
_______________________________________________________
Od Galapagos stawia kapitan
Archipelag Tuamotu "Wyspy Niebezpieczne " ktos je tak nazwal i mial zdecydowanie racje. Po gorzystych wysokich Markizach Tuamotu to ledwie wystajace z wody atole koralowe z wewnetrznymi lagunami (podwodne kratery wygaslych wulkanow ) Jest ich w archipelagu okolo 70 ale tylko kilka jest dostepnych dla jachtow , reszta nie ma przejscia w pierscieniu rafy do srodka laguny. Opuszczamy Ua Pou na Markizach , do pierwszego atolu jest okolo 400 mil . Aby tam wejsc trzeba wykalkulowac dokladny czas ( wejscie mozliwe tylko w dzien , w nocy samobojstwo ) a wiec trzeba tak plynac aby trafic w porze dziennej i malo tego dokladnie o czasie stojacej wody w przejsciu w przedziale minus pol lub plus pol godziny , o innej porze prady w przejsciu do 9 wezlow w jedna albo w druga strone a szerokosc w rafie nieraz tylko 17 metrow. Zasada generalna ( weglug madrych ksiazek ) ktora czasem sie nie sprawdza ( anomalie wiatrowe ) jest taka ze wysoka stojaca woda jest kiedy ksiezyc jest w zenicie nad wyspa ( wejscie nocne = prawie samobojstwo) niska stojaca woda kiedy ksiezyc jest w zenicie 180 stopni po drugiej stronie globu ( dzien = wejscie mozliwe )
Przy jachcie nurkowanie często niezbędne Tradycyjne proa
Wybieramy pierwszy atol na kursie Takaroa i w slabnacych wiatrach trafiamy w niego po czterech dniach o dokladnie dobrej porze (niska martwa woda ) wchodzimy do laguny , jestesmy jedynym jachtem , laguna jest gleboka ponad 20 metrow wszedzie , przy brzegach rafa , no coz rzucamy kotwice na dwudziestu metrach naprzeciwko malej wioski , spuszczamy dinghy , ladowanie jest na piasczystej plazy w malej lagunce za przybrzezna rafa , aby ja przejsc trzeba silnik w dinghy podnies do gory , taka plytka . Na brzegu palmy i serdeczni usmiechnieci ludzie , nie ma innych drzew owocowych , no moze pare bananowcow , tylko palmy sa zdolne trzerpac slona wode z gleby , bananowce pewnie trzeba podlewac , sa przy domkach , a tu wody slodkiej nie ma , tylko tyle co sie uda zebrac z deszczow , czyli woda na wage zlota. W krotkim czasie zwiedzamy wioske i wracamy na jacht .
"Każda potwora znajdzie swego armatora"
Rafa za gleboka do nurkowania , woda nie za bardzo przezroczysta ( moze widac na trzy metry ) trzeba szukac lepszej laguny . Z wypluwajacym pradem chcemy wyplynac rano do nastepnej moze lepszej laguny ,a tu problem kotwica nie che wyjsc do gory , winda nie wyrabia , dziob sie chce wcisnac pod wode a kotwica ani drgnie. Poltorej godziny walczymy z kotwica , zaczepilismy jakies podwodne liny z ogromnymi kamiennymi ciezarami i w koncu mamy je 2 metry pod dzobem ( dzieki ci za wypornosc "Maciejka" ) zakladamy nasza 2/4 cala line pod tamte i knagujemy na dziobie ,opuszczamy lekko kotwice i podjezdzamy do przodu , kiedy kotwica jest wolna puszczamy nasza line z jednej knagi ktora ze swistem wpada do wody i przelatuje pod lina z kamiennymi blokami , cale to ustrojstwo idzie na dno , dopiero w nastepnej lagunie dowiemy sie cos my zaczepili.
Rano odplywamy do Atollu Manihi. Zajelo caly dzien i noc i na rano jestesmy w przejsciu przez rafe Manihi, prad nie byl taki grozny. Przed wioska po prawej stronie stoja dwa jachty , chcemy stanac ale glebokosc prawie 30 metrow , mamy za malo lancucha , plyniemy pol mili dalej gzie widzimy nastepne cztery jachty , tam rzucamy kotwice na pietnastu metrach patrzac aby spadla na piasczyste dno , obok sa glowy koralowe. Na brzegu o 100 metrow palmy kokosowe z ogromnymi kokosami. Spuszczamy dinghy i plyniemy do wioski , akurat jest "siesta" , od 1200 do 1400 wszystko zamkniete i tak jest wszedzie na Polinezji. Wioska jest mala moze z 50 domkow ale sa dwa sklepy , przyplyniemy jutro po francuzkie bagietki. Rano nie musimy plynac dingha , o 9 00 podplywa motorowka to Fernando z bagietkami dostarcza jachtom swieze pieczywo jeszcze cieple prosto ze swojej piekarni , co za luxus. Fernando rowniez proponuje wycieczke po farmie perlowej za 2000 frankow od osoby , mowimy ze jutro damy odpowiedz , kupujemy po dolarze cztery pachnace bagietki! Na drugi dzien zwiedzamy farme perlowa i odplywamy do Rangiroa ni na Tahiti.
CDN
--------------------------------------------------------
Z PAPEETE
Do Rangiroa niedaleko ,tylko 98 mil ale wiatru nie ma , ktos ukradl pasaty , kiwamy sie na martwej fali z wiszaca genua na sztagu i czekamy na wiatr . Wiatr przychodzi po zachodzie slonca ale jest slaby ,zakladamy najwiekszy spinaker i plyniemy nawet 4.5 wezla . Do Rangiroa docieramy na poludnie , perfect pora do wchodzenia do laguny ( wedlug tablic i ksiazki ). jest wysoka woda ale na przejsciu przez rafe duze fale , to wychodzacy prad . Potem dowiadujemy sie od miejscowych ze tu stojacej wody nie ma , prad sie zmienia w ciagu 10 minut a przejscie jest dlugie. Wchodzimy w podskokach do 2 metrow razem ze skaczaczymi delfinami ktore podobno tak witaja kazdy wchodzacy tu jacht. Stajemy na kotwicy przed pieknym hotelem , jest tam dok bedzie mozna wyladowac dingha.
Wedrujemy do wioski a po drodze wyprzedza nas co chwile van z napisem Paradive Company i gasnie mu silnik , do wioski jest 4 kilometry on chyba nie dojedzie , przy kolejnym wyprzedzaniu nie wytrzymuje i pytam czy moge mu pomoc , francuz mowi po angielsku , otwiera maske w starym Renault gaznikowym vanie , odkrecam scyzorykiem rurke paliwa i próbuje ciagnac ustami paliwo , nie chce leciec , na rurce jest plastikowy filterek , wyjmuje go i jest pelny blota kompletnie zapchany , omijam filter i zakladam rurke prosto do gaznika i auto pali jak z nut. Olivier podwozi nas do wioski , w swoim szopie czestuje nas piwem i mowi ze mamy za darmo godzine nurkowania ( ba normalnie to 60 $ od osoby ) w ymieniam jeszcze filterek na nowy i auto ma sprawne. Mowi ze w wiosce nie ma mechanika a on gaznik widzial pierwszy raz w zyciu.
Popoludniu nurkujemy na rafie. Rano wyplywamy do Papete na Tahiti to tylko 200 mil. Dwie doby na slabym wietrze ( ten Pacyfik tu Za Spokojny ) i wchodzimy do portu z prawdziwego zdarzenia , duze statki ,kontenery na brzegu i mala City Marina , w niej tylko 7 jachtow. Dziobem do brzegu a z tylu kotwica taki tu system. Potem sie okazuje ze nie trzeba kotwicy sa w wodzie liny do ktorych sie knaguje rufe. Papete to stolica Polizezji i nie trzeba wierzyc ksiazka ze tu brudno i nie za ciekawie , to bujda na resorach , jest czysto ,cholernie kolorowo i wszedzie gra polinezyska muzyka a na olbrzymim targu warzywno owocowym mozna kupic doslownie wszystko no moze oprocz truskawek i agrestu , sa tez ryby i egzotyczne ludowe przepiekne wyroby. To nie to Papete z przed 20 lat , wszedzie jest internet i satelitarne lacza ze swiatem. Zalatwiamy formalnosci vizowo paszportowe , wszystko za darmo ( ZADNYCH OPLAT ) to ewenement bardzo mily , tyle papierkow i zero kosztow , bardzo to mile w dzisiejszym swiecie. Musimy sie jednak przestawic z jachtem , marina tylko na czas zalatwiania jest za darmo a za dobe kosztuje okolo 120 $ , moze dlatego malo jachtow w niej.
Plyniemy do nastepnej laguny jakies 6 mil , jest duzo jachtow ale na bojkach , znajdujemy jedna pusta , stajemy na niej. To Papete Yacht Club , bojki sa prywatne ale jak jest pusta to mozna stanac na czas nieobecnosci wlasciciela za 250 frankow za noc , to bardzo tanio. Dostajemy klucz do wygodki i natryskow , co za luxus. Dopiero teraz naprawde zwiedzamy miasto , jest naprawde fascynujace ! Za dwa dni poplyniemy na Bora Bora i na tym bedzie koniec Polinezji Francuskiej , nastepne wyspy to anglojezyczne , merci merci ci Polinezjo za zrozumienie ze nie mowimy po francusku
CDN
Kazimierz Bilyk
S/y MACIEJKA.
Ech, tylko pozazdrościć. Jak czytam takie teksty, to od razu przenoszę się w myślach do autora, płynę to tu, to tam. Chciało by się tez tam popłynąć.
Szczepan