Za dawnych lat, zanim wyruszałem na Gąsiennicową, Goryczkwą lub wymuldzoną mordownię Szczyrku (biały beton) zwaną Golgotą - rozgrzewałem sią narciarsko na Łysej w Sopocie lub na stoku Wieżycy. Nasz brytyjski kapitan Mariusz Główka przed poważnym żeglowanie rozgrzewa się między szuwarami. Od trzcinki do tataraku i odwrotnie. Oto krótka relacja:
Kliknijcie Mariuszowi
Kamizelki - Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
===============
Drogi Jerzy,
Tym razem nie o „politykowaniu”, a o tym co każdy z nas lubi najbardziej, czyli czyste żywe żeglowanie. A żeby Twoje okienko nie było monotematyczne, to o żeglowaniu na „słodkim”, a konkretnie na moim ulubionym J. Nidzkim.
Nie każdy „mazurant” tu zagląda, bo i śluzować się trzeba i zakaz pływania na silnikach spalinowych obowiązujący prawie na całym jeziorze zniechęca co poniektórych. I dobrze. Dzięki temu Nidzkie jest nadal dość dzikie i nie ma tu problemu ze znalezieniem „miejscówki” na noc. A sam koniec jeziora od przesmyku przy półwyspie Struga do Jaśkowa, to część dla „twardzieli”. Jezioro w tej części jest zamulone i poza kilkoma miejscami, prawie każda próba podejścia do brzegu kończy się ugrzęźnięciem. Zatem po co tam płynąć? Bo jest to dzika dzicz i jak dwie łódki pojawią się w tej części Nidzkiego to święto. Dla pewnej grupy żeglarzy barierą jest już sam przesmyk przy półwyspie Struga, bo wolnej wody do żeglugi jest tam jakieś 20-25 m i jak się trafi na wmordęwind, to można się zahalsować na śmierć. Przypomnę, silnika nie używamy, i właśnie wtedy, w takich miejscach, wychodzi sprawność i kunszt żeglarski. I są to zupełnie inne umiejętności niż te potrzebne na „słonym”. Tam takiej sytuacji nie uświadczy, co specjalnie piszę, aby podkreślić, że jest to trochę inne żeglarstwo. Nie lepsze, nie gorsze, inne.
s/y SZAMAN i sternik w kamizelce
To w tej części jeziora, na półwyspie Sowiróg, można spędzić noc w absolutnej ciszy, bez obawy, że pojawią się hałaśliwi sąsiedzi. Czasami tylko słychać szosę z drugiego brzegu, ale ruch i tak jest minimalny. Tu nie jest niczym niezwykłym widok czapli stojącej na brzegu.
A teraz o samym żeglowaniu. Wiało bardzo sympatycznie i mieliśmy naprawdę dużą radość z żeglowania. Mieliśmy, bo pływałem razem z moim kumplem, Sławkiem Orkwiszewskim. Razem, ale też i osobno, bo ja sam na swoim „Szamanie”, a Sławek sam na swojej „Panta Rhei”. Wyruszyliśmy z Karwicy i opłynęliśmy Nidzkie od portu „Pod Dębem” aż do Jaśkowa na jego samym końcu, tam gdzie Wiartelnica wpada do Nidzkiego. Podrobiliśmy trochę zdjęć, również sobie nawzajem, bo rzadko kiedy ma się zdjęcia od strony wody.
Przesmyk przed dziobem
Na koniec, zwróć uwagę na zdjęcie „Szamana”. Niżej podpisany sternik tej łódki ma na sobie kamizelkę. Postanowiłem od tego sezonu pływać w kamizelce wtedy, gdy jestem sam na łódce. I do tego telefon w pokrowcu powieszony na szyi. Zawsze.
A za dwa tygodnie rozpoczynam sezon morski.
Mariusz
Zakaz spalin na Nidzkim jest nagminnie w sezonie łamany. Przy czym w tygodniu głównie pod wieczór, podczas halsowania do upatrzonych miejscówek (czasem widuje się wzruszające sceny, jak Pan Kapitan przy trzecim daremnym podejściu na żaglach, kończącym się w trzcinach przy dopychającym, albo na środku jeziora przy odpychającym, macha ręką, ociera pot z czoła i... odpala silnik...), a w weekend rajdy wzdłuż całego jeziora ile koni w przyczepnym fabryka dała, zwłaszcza jak wieje "za mocno" albo "za słabo", to normalka.
Z miejscówkami też nie jest tak różowo -już w końcu czerwca znalezienie po 16.00 miejscówki na Małych Zamordejach czy w okolicy Czapli jest niemożliwe. A zachwalana przez autora jako oaza ciszy i spokoju najdalsza część jeziora w lipcu też bywa tłoczna... i z noclegiem na Sowim Rogu (skądinąd miłym) też nie zawsze mi się udawało zdążyć przed konkurencją.
TERAZ, mniej więcej do 7-8 czerwca, jest jeszcze dziko, spokojnie i przytulnie. I będzie tak jakoś od 2-3 września. A w międzyczasie... lepiej uciekać od Nidzkiego. Niechby i na morze ;-)
Rafał
Rafale, nie mówię, że nie masz racji :) Ja żegluję po Nidzkim czasami od marca do listopada i dla mnie ono jest dzikie. Bo w końcu co te dwa miesiące znaczą :))
A na poważnie, uważam, ze mimo wszystko jest tu duzo mniej ludzi i jachtów niż na innych akwenach i niekoniecznie trzeba nocować na Małych Zamordejach czy w okolicach Czapli. A i na Sowimrogu też kiedyś się nie załapałem. Stała już łódka, czyli byliśmy we dwie łódki na tej wcale nie małej części Nidzkiego.
Co do silników, też masz rację. Zdarzają się ludzie którzy ten zakaz traktują dość lekko. Nie mówię o portach, bo sam nieraz wchodzłem do Karwicy na silniku, kiedy inaczej się nie dało, choć wierz mi, gdzie tylko mogę, manewruję na żaglach bo to jest prawdziwa frajda. Przyznam, że w ubiegłym sezonie próbowałem wejść na żaglach do Brighton 14 metrowym jachtem z uszkodzonym silnikiem. Oczywiście z asekuracją portowego RIBa. Niestety wiało za bardzo w pysk i w główkach portu RIB wziął nas na hol.
Nie pochwalam pływania na silniku po Nidzkim. Wiem, że zakaz jest łamany, ale najważniejsze jest to, że nie będziesz boją wokół której zawracają ścigające się motorówki. Na pobliskich Bełdanach już możesz się nią stać.