DEMOKRACJA NA JACHCIE ?
Zanim powieszę zapowiadany poprzednio news zawierający pismo SAJ do ministra Mirosława Drzewieckiego (pamiętacie wzmiankę o ślinieniu znaczków pocztowych?) - przedstawiam Wam felieton Zbigniewa Klimczaka poświęcony dylematowi czy myć ręce czy nogi. Wyobraźcie sobie, że jestem za myciem się w.... całości, czyli niech nie narzeka na załogi kapitan, który na jacht sam zabrał się na krzywy pysk. To tak na pobudzenie apetytu (aperetif).
Czekam teraz na dostawę pism BRYFOKA, SMOSTERU i Gdańskiej Federacji Żeglarskiej (format doc.)
Na razie żyje problemem wykazania ministerialnym prawnikom, że Chocimska znowu robi ich w konia czyli marzy mi się aby Ministerstwo Sportu wreszcie zrozumiało, że dawanie posłuchu podpowiedziom Chocimskiej bardzo szkodzi nie tylko żeglarstwu, przedsiębiorczości, samorządom, ale i samemu Ministerstwu Sportu. Jak już to nastąpi, to problemy mycia i kaptańskich rozsterek o których pisze Zbyszek same znikną. A tak na marginesie - nigdy nie miałem problemów z załogami. Wiecie dlaczego? Bo na rejsy zapraszałem przyjaciół. Jakie to proste !
Acha, jeszcze przed powieszeniem newsa z opinią SAJ - oczekujcie krótkiej korespondencji Mikołaja Kondeja. Czyli cierpliwości !
A tak przy okazji przypominam, że rozpoczął się kolejny etap rankingu. Postarajcie się, abyśmy od razu oderwali sie od peletonu. Tu klik 
Kamizelki !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
==========================
Myć ręce czy nogi !
W jednym z ostatnich numerów jednego z wielu polskich magazynów żeglarskich pojawił się felieton ( Kapitan i załoga: autorytet i odpowiedzialność), który wzbudził we mnie odczucia ambiwalentne. Podaję za Wikipedią :
Felieton (fr. feuilleton - zeszycik, odcinek powieści), specyficzny rodzaj publicystyki, krótki utwór dziennikarski (prasowy, radiowy, telewizyjny) utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający - często skrajnie złośliwie - osobisty punkt widzenia autora. Charakterystyczne jest częste i sprawne "prześlizgiwanie" się po temacie.
 
Na początek ze zdziwieniem dowiaduję się, że obecnemu tu i ówdzie zdziczeniu żeglarskich obyczajów winna jest...demokracja. To taki eufemizm aby uniknąć słowa „liberalizacja”. Moim zdaniem doskonale obecną sytuację oddają słowa śp. Janusza Sydowa : Kilkadziesiąt lat temu żeglarzem był ten, dla kogo żeglarstwo stanowiło swoistą receptę na życie. Dziś dominują pod żaglami ludzie zmęczeni, zestresowani całoroczną pracą i kłopotami lub rozleniwieni amatorzy na urlopie.
 
Sądząc po nostalgii jaką autor okazuje za dawnymi czasy jest chyba tylko trochę młodszy ode mnie. Podzielam tę nostalgię i w wielu ocenach jesteśmy zgodni ale w tej dziedzinie, która doprowadza autora do wniosków końcowych, różnimy się poważnie.
Jak otwarto polskim żeglarzom okno na świat to ten świat poznał nas z zupełnie innej strony niż pamięta autor. Pamięta nas z pijaństwa, przemytu i niesławnych ucieczek w nocy aby uniknąć płacenia za postój. Szczytem wstydu był powszechnie stosowany zwyczaj kasowania polskich jachtów w chwili zacumowania. Było w tym czasie setki żeglarzy przyzwoitych ale to ci pierwsi ucierali o nas opinię. Obecnie sam żeglując tu i ówdzie spotykam się z pijaństwem, rozróbami w marinach, coraz powszechniejszymi w wykonaniu naszym, polskim. Gwoli sprawiedliwości widziałem kiepskie zachowania Niemców, Austriaków, Anglików a nawet Australijczyków. To jest fatalny znak czasów kiedy słowa F.Chichestera, że żeglarstwo to nie sport to charakter brzmią często jak kpina.
Komplementuję Autora za stwierdzenie: ...jest to spowodowane ( niestosowne zachowania- przypisek mój) obniżeniem poziomu szkolenia i wymagań egzaminacyjnych..- koniec cytatu.
 
A czego Autor oczekuje kiedy masowo pojawiły się instytucje oferujące egzamin po 7. dniowym rejsie. Samo to nie jest jeszcze tak złe, ponieważ delikwent musi posiadać staż morski w ilości godzin 200. Jeśli uwzględnimy powszechnie znaną jakość tych stażów to takie szkolenie zaczyna być niebezpieczne w stosunku do części ( znacznej) kandydatów.
I tu w zasadzie kończy się nić porozumienia z felietonem. Te częściowo tu przytoczone wywody doprowadzają autora wprost do wniosku , że na pokładzie nie może być mowy o tak modnej dziś demokracji. Coś ta demokracja bardzo się naraziła Autorowi skoro tak twierdzi i z rozczuleniem przytacza przykład „tyrana” kpt. Bolesława Kowalskiego i Jemu podobnych.
Stąd Autor stawia wniosek końcowy: kto nie rozumie takich podstawowych racji powinien kupić sobie prywatny jacht i tam przeprowadzać swoje eksperymenty.
Tutaj pogubiłem się zupełnie. Do tego miejsca rozumiałem i częściowo popierałem treść potępiającą niegodne zachowania polskich żeglarzy a tu na koniec Autor robi voltę i „dedykuje” felieton przeprowadzającym eksperymenty.
Odczytuję to tak:
Winna obecnego stanu jest nieszczęsna demokracja, czytaj liberalizacja, winne złe szkolenie a przede wszystkim winni „przeprowadzający eksperymenty”.
Moje poglądy są następujące:
-jeśli prowadzący jacht nie jest w stanie w sposób naturalny, kulturalny zapewnić załodze bezpieczne żeglowanie a musi się uciekać do „żelaznej dyscypliny”, powinien sobie dać spokój z prowadzeniem jachtów.
-         Autor proponuje inaczej myślącym kupno jachtu, dodam, że analogiczny status ma jacht czarterowany. A w takiej sytuacji to mamy już 99% żeglarzy. Nie sądzę aby więcej niż 1% stanowiły jachty klubowe, gdzie Autor może sobie wprowadzać żelazną dyscyplinę.
-         przy pierwszej kolacji po przejęciu jachtu wygłaszam krótką, następującą „mowę”:
Zaczynamy rejs, który jest waszym zasłużonym wypoczynkiem po roku pracy. Będę waszym przyjacielem, przewodnikiem, nauczycielem, jeśli ktoś tego oczekuje, tak naprawdę postaram się być niezauważalny, jeśli będziecie przestrzegać kilku podstawowych zasad.   Ale jak nadejdzie chwila, którą uznam za niebezpieczną wymagam pełnego podporządkowania się moim decyzjom. Udanego rejsu!
Przez kilkanaście lat ta metoda mnie nie zawiodła. To załogi, jak zauważyłem, przywoływały „chętnego” do naruszenia zasad umowy, do porządku.
Mam głębokie przekonanie, że taki jest nakaz czasów i tego oczekują głównie po skiperach załogi.
Wikipedia :Charakterystyczne jest częste i sprawne "prześlizgiwanie" się po temacie.
Niewątpliwie mamy tu z czymś takim do czynienia , z naciskiem na „prześlizgiwanie się”.
Na stronie naszego Szanownego Gospodarza, który poświęcił kawał życia i zdrowia walce o liberalizację ( czytaj: demokrację ) poruszam ten temat, bo może komuś kto czyta tu i tam, uporządkujemy myśli. Muszę skorzystać z gościny Don Jorga ponieważ moja przygoda z jednym z magazynów żeglarskich już się zakończyła oraz dlatego, że tu głównie pokazują się armatorzy i czarterobiorcy, czyli „przyjemniaczki”. Oczywiście jeśli ktoś żegluje na jachcie klubowym niech też wypowie się czego oczekuje po „Pierwszym po Bogu”?
Zbigniew Klimczak, Batiarem zwany
 
Komentarze
makabra maciek"skipbulba"kotas z dnia: 2008-09-22 09:28:09
Odp: makabra Paweł Ziemba z dnia: 2008-09-22 10:02:33
Odp: Odp: makabra zbigniew klimczak z dnia: 2008-09-22 10:32:09
Odp: Odp: Odp: makabra Paweł Ziemba z dnia: 2008-09-22 11:39:22
Odp: Odp: Odp: Odp: makabra zbigniew klimczak z dnia: 2008-09-22 12:38:51
Odp: Odp: makabra Maciek"S"Kotas z dnia: 2008-09-22 13:50:49
Odp: makabra Paweł Ziemba z dnia: 2008-09-22 15:28:40
Wy to potraficie namówić... Jerzy Makieła z dnia: 2008-09-23 10:04:05
Odp: Wy to potraficie namówić... Jacek Woźniak z dnia: 2008-09-23 10:57:44