Bardzo miła korespondencja Aleksandry Jurgiel (to jej dziełem są piękne fotogramy z Regat Unity Line) i jej promotora żeglarskiego Piotra Stelmarczyka. Ten "pierwszy raz" Ola pamiętać będzie do końca życia. Brawa dla kapitana Tadeusza Ducha. Ja bym także wychodził z siebie dla takiej studentki. A co do wyboru gitary - przyjmij Olu moje wyrazy współczucia.
Wszystko pięknie, ale GDZIE KAMIZELKI ASEKURACYJNE ????
Pamiętajcie - na BOATSHOW będzie ogromny wybór. Nawet dla piesków.
No - żeby to się nie powtórzyło !
Tu klik rankingowy
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
=================================
Witam Don Jorge,
Przesyłam ponownie tekst Aleksandry Jurgiel o jej pierwszym rejsie, tym razem w normalnym formacie Word. Przesyłam też kilka zdjęć. Na zdjęciach są następujące sytuacje i osoby:
nr 782 - załoga "Ducha Morza", przy sterze kpt. Tadeusz Duch
nr 786 - kpt. Tadeusz Duch uczy żeglarstwa w praktyce morskiej
nr 920 Ola pracuje na mapie
nr 930 - ach jak przyjemnie kołysać się wśród fal
nr 952 - Ola przy sterze "Ducha Morza"
Zaimponował mi styl szkolenia prowadzonego przez "Ducha Morza". W ten sposób prowadzony kurs znakomicie zachęca do żeglowania. Oby więcej takich sympatycznych kapitanów i ośrodków szkoleniowych.
Jurku jak tylko mój webmaster znajdzie czas to oczywiście pojawi się tekst o Twoich książkach. I będę o nich przypominał. Zrobiłeś i robisz znakomitą robotę dla wszystkich żeglarzy i warto o tym pisać.
Zdjęcia są autorstwa Oli Jurgiel i załogi "Ducha Morza".
Pozdrawiam
Piotr
=======================
Zacznę od tego, że z żeglarstwem nie miałam w życiu do czynienia. Próbowałam namówić syna, wysyłałam go na obozy żeglarskie. Nic z tego nie wyszło. Wybrał gitarę ;-). Do niedawna uważałam, że wszelkiego rodzaju sporty i pasje, między innymi żeglarstwo właśnie, powinno zaczynać się i rozwijać od wczesnej młodości. Co za nieporozumienie!
Rok 2008 okazał się dla mnie pewnego rodzaju przełomem w prywatnym życiu. Do tej pory zajęta codziennymi obowiązkami, próbując aktywnie spędzać wolny czas na rowerze bądź na spacerach, doświadczyłam czegoś, o czym za chwilę napiszę...
Mając na co dzień kontakt z Piotrem Stelmarczykiem, wytrawnym żeglarzem i organizatorem regat Unity Line, zostałam nie wiedząc kiedy, wkręcona w świat żagli. Płynąc w sierpniu 2008 r. statkiem Wyższej szkoły Morskiej NAWIGATOR XXI obserwowałam z pokładu przebieg regat. Emocje z nimi związane i żywioł, jaki im towarzyszył, wywarły na mnie niesamowite wrażenie. Mówiąc kolokwialnie: Fajnie ! Spodobało mi się to...
Co za tym idzie... poszłam za ciosem.
Kiedy śledząc stronę www.regatyunityline.pl spojrzymy na listę sponsorów i firm patronujących tymże regatom, zauważymy pięknie brzmiące LOGO „Duch Morza ... Bałtyk Niezwykły”
Właśnie... Duch Morza to zjawisko. To nie tylko łajba, super nowoczesny jacht. Duch Morza to w pewnym sensie Dom Na Morzu. Nie przesadzam. Przekonałam się o tym na własnej skórze. 11 października 2008 r. w sobotę o godz. 15.00 zaczęła się dla mnie cudowna przygoda. Znalazłam się bowiem na pokładzie Ducha Morza!
Jego Ojcem jest wspaniały gość... Tadeusz Duch. Młody, przystojny 27-letni człowiek, który całą swoją osobą robi piorunujące wrażenie. Poza wiedzą, jaką posiada, doświadczeniem na morzu, które zdobywał od 16 roku życia jest skromny i dobrze wychowany. To on powitał wszystkich na pokładzie jak członków rodziny. Minęła godzina i wszyscy byliśmy „rodzeństwem”. Serio!
Różnica wieku w załodze nie miała znaczenia. Rodzinna atmosfera, jaką udało się Tadkowi stworzyć towarzyszyła nam przez cały tydzień. Wspólne gotowanie i posiłki, jakich niejeden ***** hotel mógłby nam pozazdrościć sprzyjały zacieśnieniu więzi. Owe więzi okazały się zbawienne w chwilach zwątpienia, bo i takie bywały. Wszyscy nawzajem się o siebie troszczyliśmy.
Ale przejdę do konkretów. Przygoda z Tadeuszem Duchem to nie tylko świetna zabawa. To także ciężka praca. Nie mam tu na myśli zajęć na morzu, manewrów, zwrotów, akcji typu: „człowiek za burtą”, bo te są prawdziwą frajdą. Chodzi tu o naukę przez duże N - zajęcia teoretyczne, wykłady i ćwiczenia. Tadek wyłożył w ciągu tygodnia cały podręcznik „Żeglarz i sternik jachtowy”. Zrobił to w tak rewelacyjny sposób, że do chwili obecnej zastanawiam się, jak taka dyletantka jak ja mogła zarejestrować wszystkie te informacje, o których nawet nie śniła wcześniej. Cierpliwość wykładowcy zrobiła swoje. Ha ha, potrafił on metodą łopatologiczną powtarzać po kilka razy niezrozumiały dla nas materiał i co najważniejsze : ZDĄŻYŁ!
Poznałam całą terminologię żeglarską, nie ukrywam, że muszę jeszcze powtarzać i powtarzać, bo jest tego jednym słowem sporo. Praca na mapkach to rzecz dla mnie całkowicie obca, a jednak. Dałam radę. Niesamowite. To wszystko zasługa dobrego nauczyciela.
Wszystko o czym piszę to kurs na sternika jachtowego. Ważne więc są tu jeszcze predyspozycje. Nie każdy się nadaje, ale o tym później. Nawet nie wiedziałam, że tak różnie ludzie reagują na sytuacje stresowe. Zobaczyłam to na morzu. Jedna osoba, nieważne czy kobieta czy mężczyzna ;-) w chwili zdenerwowania całkowicie zapomniała, co ma mówić i jakie komendy wydawać, a przy tym miała całą teorię w jednym paluszku. Może to wiatr ? ;-) Dziwne, a jednak. Ja sama również zapominałam oczywiście jak co się nazywa. W końcu słownik żeglarski to spora dawka nazw i określeń do zapamiętania. Inna postać, zmobilizowana stresem i tempem działania myślała logicznie i wydawała komendy wręcz za szybko, tak, że załoga nie nadążała. Była też wśród nas osoba, która nie tylko z teorii, ale i w praktyce okazała się prawdziwym sternikiem przez duże S. Ten, o kim piszę, wie kogo mam tu na myśli J . Pojawił się pewnie teraz rumieniec na Jego twarzy, ale moje słowa to prawda.
Pisząc to wszystko uśmiecham się. Jestem bardzo szczęśliwa, że dane mi było przeżyć tak wspaniałą przygodę. Nad wszystkim czuwał nasz Duch... dosłownie Nasz Dobry Duch Tadzik. Nic nie szwankowało, toczyło się płynnie i co najważniejsze z uśmiechem na twarzy. Tym uśmiechem Tadek zarażał nas wszystkich. O to chodziło J
Co chciałabym jeszcze dodać. Bardzo ważna cześć tego krótkiego listu to Ludzie. Fakt, że poznałam kilka wspaniałych osobowości jest dla mnie również niezwykle cenny.
Pozdrawiam serdecznie Monikę „Ciocię samo zło”, Martę, Piotra B. i Piotra D., Zbyszka „Tajlę”. I oczywiście Tadzika D. Uściski dla Was!!!
Sumując - dla mnie istotne jest teraz to, co dopiero w moim życiu przede mną, czyli: ŻEGLARSTWO. Piotrze Stelmarczyk: Stokrotne dzięki za tego życiowego kopniaka.
Tadku Duchu: Szacunek!
Ola Jurgiel
Na żeglowanie nigdy nie jest za późno. Znam ludzi, którzy zarazili się żeglarstwem w wieku dojrzałym i tak im juz zostało.
Ja też do takich ludzi należę, bo pierwszy raz stanąłem na pokładzie Nasha 20 w wieku 31 lat. A dalej to już było błyskawicznie. W następnym roku zostałem współwłaścicielem leciwego Ramblera, którym cały sezon przeżeglowałem bez zadnych papierów. A dopiero w kolejnym sezonie zacząłem robić papiery. Wtedy to moim Ramblerem niemal co weekend płynąłem z Nieporętu do Zegrza, cumowałem obok szkoleniowej omegi, przesiadałem się i rozpoczynałem naukę. I dalej tak rok po roku choroba się rozwijała :))
Życzę Ci Olu aby Twoja "żeglarska choroba" też się rozwijała.
"Ducha" spotkałem w maju na Bornholmie, w małym porciku Hammershavn. Z zainteresowaniem obserwowaliśmy szkolenie w dochodzeniu do kei. Całkiem inne wrażenia przyniósł później widok innej polskiej łódki, z napisem "Szkoła Żeglarstwa" na wyspie Moen. Wtedy wstyd mi było, że jestem Polakiem.