ANDRZEJ BOHOMOLEC O POLASKIM JACHTINGU
z dnia: 2006-05-30


Drodzy Czytelnicy, przysłowie mówi że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Czasy, ludzie, gusta się zmieniają - trwałe są tylko ludzkie namiętności, cokolwiek byśmy upchnęli w tym określeniu. Jerzy Knabe pisze, ze warto poczytać Andrzeja Bohomolca. I ja tak uważam, ale dla mnie większość tych przemyśleń ma już wartość historyczną. Uwazam takze, że warto prześledzić ewolucję nie tylko poglądów, ale przemian społecznych. To prawda, żeglarstwo zatoczyło krąg, ale nie jest to obwód koła, a spirala. Nie mniej -  szkoda atmosfery tamtych pionierskich czasów. Dziękuję Jurkowi. Chwalę polską sekcję HERMANIDAD DE LA COSTA..

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

___________________________________

Drogi Don Jorge,
Skończyłem właśnie, ostatnią jak mam nadzieję, korektę książki Andrzeja Bohomolca - "DAL", którą Bractwo Wybrzeża wznowi wkrótce jako następną pozycję swojej "Złotej Serii". Pomyślałem sobie, że jego uwagi dotyczące organizacji jachtingu w Polsce mogą być ciekawym przyczynkiem do aktualnych burzliwych dyskusji o żeglarstwie polskim.
Ponieważ ostatnio umieściłeś u siebie opowieści z czasów zamierzchłych – czuję się zachęcony i załączam do ewentualnego opublikowania - jako tzw. "food for thought" dla współczesnych. Słownictwo Autora jest zachowane ale to pomaga pamiętać o tym, że tekst ten był pisany 70 lat temu... Oczywiście, czasy się zmieniły, uwarunkowania również. Jednak myślę, że ta wypowiedź jednego z pionierów polskiego żeglarstwa niesie wiele interesujących idei, które nie zestarzały się zbytnio. Można się z nimi zgadzać lub nie; napewno warto je poznać.
Jurek Knabe

__________

CZEM JEST W GRUNCIE RZECZY JACHTING ?
Gdy zapytamy o to szereg ludzi, dostaniemy najróżnorodniejsze odpowiedzi. Dla Anglika jest to sport czyli wyczyn fizyczny. Francuz nazywa jachting „navigation de plaisance”.
Dla amerykańskiego miljonera jacht to motorowiec o 50 mtr. pokładu; pomniejsze nazywa motor-boat'ami. U nas, na Wiśle, jachtem określają łódeczkę z żagielkiem. Rzecz to napozór błaha ale w rzeczywistości określa ona dążenia i masztab każdego. Chciałbym więc w tem krótkiem studjum nakreślić pewną tezę – przyszłą tezę polskiego jachtingu.
Mam wrażenie, że jeśli wyjaśnimy sobie czego chcemy, dużo łatwiej będzie potem do tego celu dążyć. Powiedzenie, „że tak nie jest w Anglii” albo, – „Francuzi tego nie zrobili” – nie jest miarodajne.
Musimy skrupulatnie przestudjować jak sprawy przedstawiają się w innych państwach ale nasze rozwiązania muszą być własne, odrębne, ze względu na zupełnie specjalne warunki, w których żeglarstwo nasze ma się rozwijać. Zagranicą jachtsmeni bywają zamożni, mają własne jachty, płatne załogi. Mniej zamożni mieszkają zwykle w portach, w których trzymają swoje jachty. Pozwala im to własnoręcznie najtańszym kosztem wykonywać remonty, naprawy i t.p.

U nas jachtsmeni w większej mierze mieszkają daleko od morzą i nie posiadają własnych jachtów. Jeśli więc chcemy rozbudować nasz jachting, musimy stosować specjalne rozwiązania, zbliżone do rozwiązań stosowanych ostatniemi laty w innych sportach, naprzykład w narciarstwie, szybownictwie i t.p. Innemi słowy, żeglarstwo sportowe powinno być zebrane całe w jedną organizację pod opieką państwową.

I tak obecnie – musimy to sobie szczerze powiedzieć – kluby i organizacje społeczne, które między innemi zajmują się i morskiem żeglarstwem, każdy na własną rękę, żyją w wielkiej mierze z subwencji państwowych lub społecznych. Przedewszystkiem należy sprawy stawiać wyraźnie: jachting obchodzi nietylko samych jachtsmenów ale przedewszystkiem państwo.

Zagranicą sportem żeglarskim zajmują się stare, zasłużone kluby, które za własne fundusze nauczone są od szeregu pokoleń prowadzić politykę jachtową zgodnie z interesami państwa. Niech tylko przytoczę, jako przykład, rozsiane po całej kuli ziemskiej na brytyjskich posesjach Royal Yacht Club'y. Zbyt łatwo nasi jachtsmeni zapominają, że jachting to nie podwórkowa sprawa garstki żeglarzy. Jacht na eksterytorialnych wodach jest przecież cząstką państwa; Jacht Klub jest elitą społeczeństwa, a więc jego przedstawicielem. W sprawach propagandowych lub stosunków z innemi narodami, zorganizowany jachting może oddać wielkie usługi.

Imponować jakiemiś nadzwyczajnemi luksusowemi jachtami nie możemy ale nawet bez nadzwyczajnych wysiłków w krótkim czasie można byłoby widzieć polskie jachciki pełnomorskie we wszystkich portach Europy, jeżeli nie całego świata. Czy można lepiej dowieść naszych praw do morza? Musimy więc raz nazawsze odłożyć na drugi plan mniej ważne współzawodnictwo wewnątrz kraju aby zająć jedno z pierwszych miejsc w jachtingu wszechświatowym.



ORGANIZACJA JACHTINGU.
Przedewszystkiem powinien zajść stanowczy rozdział, między jachtingiem morskim (o którym chcę wyłącznie mówić, jako o właściwym jachtingu) a żeglarstwem śródlądowem. Nie znaczy to bynajmniej abym lekceważył śródlądowe żeglarstwo, broń Boże! – jest ono doskonałem przedszkolem dla jachtingu. Żeglarz śródlądowy przy pięknej pogodzie ma dużo finezyjek, na które jego morski kolega, który przywykł do większych żagli i większej przestrzeni, nie zwraca nawet uwagi.

Ale śródlądowy sport jest i będzie dla prawdziwego jachtsmena tylko przedszkolem. Niestety, w klubach gdzie uprawiają oba sporty, sport śródlądowy – tak zresztą niezbędny w naszych warunkach – zabija nasze żeglarstwo morskie. Przyjemne, wygodne warunki żeglarstwa śródlądowego zwyciężają; zamiast w obecnych niezorganizowanych warunkach jechać na morze, spędza się urlop na jeziorach. W taki sposób marnują się pierwszorzędne siły sportowe. Nawet na morzu sport zatokowy rozwija się więcej niż pełnomorski. Dyskontuje się u społeczeństwa na cele śródlądowe hasła żeglarskie. A prawdziwy sport wysokomorski, prawdziwy cel, zarysowuje się już tylko bardzo mglisto. Karłowaciejemy.

Inna jest jeszcze przyczyna, dla której jachting morski musi być oddzielony od śródlądowego. Organizacja jachtingu morskiego powinna być tylko jedna dla całego państwa a wszystkie śródlądowe kluby powinny być zaafiljowane do niej na równych prawach.
Forma tej organizacji jest obojętna, najważniejszy rzeczą jest, aby była; jednak jestem osobiście przeciwny formie związków. Najracjonalniejszą byłaby forma Państwowego Klubu, którego członkowie byliby elitą żeglarstwa, czyli wyłącznie jachtsmeni z dyplomami kapitanów i sterników morskich, właściciele jachtów pełnomorskich, zasłużeni dla państwa i żeglarstwa obywatele, oraz Jacht Kluby Śródlądowe – jako członkowie zbiorowi. Lecz, jak to już zaznaczyłem, nie forma jest ważna ale fakt istnienia organizacji, dający rękojmię wspólnego wysiłku i racjonalnej polityki jachtingu morskiego.
  

PLAN SPORTOWY.
Zasadniczo jachting dzieli się na dwie części pod względem sportowym: regaty i turystyka. W jakim kierunku mamy się rozwijać?

Gdyby nasze finansowe możliwości były nieograniczone, odpowiedziałbym: w obu; – ale musimy liczyć się z groszem, toteż powinniśmy wykreślić na dłuższy okres regaty. Wyjątkowo drogie jachty po przegranych regatach sprzedane zostają za bezcen, gdyż do turystyki się nie nadają. Dwie tylko kategorje regat są nam dostępne: regaty na jolkach i małych jachtach po rzekach, jeziorach i zatokach. (Proponowałbym urządzać na wzór „Tygodnia Kilońskiego” „Tydzień Gdyński”) . Lecz to, jako sprawa śródlądowa, wychodzi poza ramy naszego opracowania. Prócz tego, o ile dojdzie np. do skutku propozycja norweska regat naokoło świata, to wiedza oraz tężyzna ducha i ciała załogi tak będzie górowała nad kwestją szczegółów technicznych samego jachtu, że i w takim rodzaju regat będziemy mogli również brać udział. Narazie idźmy wyraźnie w jednym kierunku – w kierunku turystyki.

Poruszę teraz inną ważną sprawę, mianowicie zakup jachtów.  Jak to już wyżej zaznaczyłem, jachty nasze są w wielkiej mierze kupowane nie przez samych jachtsmenów ale przez Państwo lub społeczeństwo. Zakupy te są robione bez żadnego ogólnego planu i często bez znajomości rzeczy. Każdy poluje na swoją rękę po całym Bałtyku i nawet jeszcze dalej na t. zw. „nadzwyczajne okazje” skupując najcudaczniejsze typy jachtów. Nadto kupowanie starego jachtu jest zawsze ryzykiem. Nigdy nie wiadomo, co pod świeżą warstwą farby się kryje. Organizacje, płacące czasami grube pieniądze za taką „niebywałą okazję”, za namową zainteresowanych osób, nie wiedzą zwykle o zasadzie, że przeciętnie remont roczny jachtu, kosztuje od 1/10 do 1/5 jego realnej wartości (nie zaś okazyjnej ceny kupna). Zpowodu braku pieniędzy na odpowiedni remont najlepszy jacht staje się w przeciągu paru lat szmelcem. Jeśli tak dalej pójdzie, będziemy mieli zamiast flotylli jachtowej wcale pokaźny skład gruchotów-dziwolągów.

W Polsce, ze względu na ukształtowanie wybrzeży, niema, jak w innych krajach, podziału na żeglarstwo przybrzeżne i pełnomorskie. Zaraz po opuszczeniu zatoki jest się narażonym na najcięższe sztormy. Każdy polski jacht musi więc nadawać się na najgorsze pogody.  

Jeśli chodzi o wymiary, to muszę przedewszystkiem wskazać na dwa kierunki, które się zaznaczyły w naszem żeglarstwie sportowem. Jest to żeglarstwo wielkich organizacyj młodzieży – np. skautów, którzy zupełne słusznie poszli w kierunku większych statków. Łatwiej na nich utrzymać karność, zapoznać młode pokolenie z morzem i z pracą na niem.
Drugi kierunek – kierunek właściwego jachtingu – powinien dążyć ku temu aby jaknajwięcej małych łodzi wyruszało co rok pod Banderą Polską i samodzielnie żeglowało po wszystkich morzach świata. Minimum nawigacji, minimum szorowania pokładów, maksimum sportu. (Opisałem w § 1 cechy takiego jachtu) .

STOCZNIA.
Jak zaznaczyłem wyżej, skupujemy obecnie jachty zagraniczne – są one nawet zwolnione od cła. Przy dalszym rozwoju jachtingu jest to sprzeczne z interesem Państwa a nawet z interesem żeglarstwa. Zamiast tych ulg musimy zdobyć się już obecnie na własną stocznię jachtową lub też jachty ustalonego typu powinny na rządowych stoczniach korzystać przy budowie i remontach ze znacznych ulg. Jedynie te części, które nie są wyrabiane w Polsce, lub wzory, winne być sprowadzane przez stocznię bez opłaty celnej.

Jeśli po cenie kosztu będzie budowany seryjnie jeden i ten sam typ jachtu turystycznego, cena jego będzie napewno minimalna. Jeśli do tego klub lub prywatny właściciel jachtu – którzy są dzisiaj oszukiwani na każdym kroku – otrzymają zapewnienie, że za cenę kosztu jachty będą corocznie sumiennie odremontowane, wówczas rozwój jachtingu będzie zapewniony. Przy obecnym braku organizacji jachtingu morskiego wszelki dalszy rozwój tego sportu będzie odbywał się żółwim krokiem, w niewłaściwym kierunku.
Kluby i nieliczne osoby prywatne, które utrzymują z wielkim nakładem kosztów jachty pełnomorskie, mogą z nich korzystać zaledwie przez kilka miesięcy letnich. Dużo osób, (wojskowi, ziemianie) absolutnie wówczas od swoich zajęć oderwać się nie może. Czemu więc nie patrzeć szerzej na całokształt sprawy i nie przerzucać flotylli jachtowej na inne morza: Śródziemne, Adrjatyk i t.d.?

Gdyby przyszła organizacja jachtingu morskiego, którą projektuję wyżej, posiadała tylko flotyllę złożoną z sześciu małych jachtów pełnomorskich, mających każdy, jak zagranicą płatnego bosmana – cel byłby osiągnięty. Zamiany załóg niekoniecznie muszą przecież odbywać się w Gdyni. Mogą odbywać się w pierwszym lepszem porcie, byle dowóz załóg był szybki i tani! 1)

Otworzyłoby to nową erę dla żeglarstwa morskiego, gdyż pozwoliłoby na stuprocentowe wykorzystanie taboru. Licząc na rejs jeden miesiąc – co odpowiada całkowicie możliwościom urlopowym przeciętnego amatora-żeglarza – widzimy, że na każdym jachcie rocznie może jeździć około 10 załóg 2)

Licząc teraz po 4 jachtsmenów na załogę i mnożąc otrzymaną liczbę przez proponowaną ilość 6 jachtów flotylli, mamy wcale pokaźną liczbę 240 jachtsmenów, pływających co rok na dalekich wodach pod banderą polską. Niestety, gdybyśmy dziś chcieli zmobilizować wszystkie nasze siły żeglarskie pełnomorskie, stwierdzilibyśmy ze smutkiem, że posiadamy stosunkowo bardzo małą ilość prawdziwych jachtsmenów. Jak już mówiłem, dużo żeglarzy zadowala się rzecznym lub jeziorowym sportem, lecz dużo z nich przerzuci się na morski sport, jeśli tylko będzie on zreorganizowany. Gdy tylko zrobi się dla żeglarstwa morskiego te same ułatwienia i tę samą propagandę, co dla narciarstwa i szybownictwa, w krótkim czasie będziemy mogli się poszczycić wynikami.

Przy wyborze jednak kandydatów do reprezentowania państwa nazewnątrz, należy przedewszystkiem pamiętać, że słowo „jachtsmen” określa nietylko żeglarza ale i dżentelmena! I jeszcze jedno: byłoby wskazane, by kierownictwo jachtingu dostało się wreszcie w ręce prawdziwych morskich jachtsmenów, tak jak w lotnictwie spoczywa w rękach lotników, a w łowiectwie w rękach myśliwych. Jedynie człowiek uprawiający dany sport jest w stanie zrozumieć jego właściwe potrzeby i dążenia.
--------------------------------------------------------------------------------

1. Przewożone załogi korzystają na statkach handlowych z dalekoidących ulg. Łatwo można byłoby otrzymać ulgi biletowe i paszportowe na kolejach.

2.Czerwiec-wrzesień: sezon Bałtycki (2-3 rejsy) . Wrzesień - przeprowadzka flotylli na Morze Śródziemne. Ten , rejs może być silnie skrócony ze względu na małe wymiary jachtów, pozwalające korzystać z kanałów przez Francję. Październik - maj : sezon śródziemnomorsko - adrjatycki (4 rejsy) . Czerwiec - powrót na Bałtyk.

PODOBAŁ CI SIĘ TEN NEWS ?  Jeśli tak - kliknij na ikonkę RANKINGU STRON ŻEGLARSKICH "ZAGLE" (ponizej)

 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=111