W "GAZECIE TRÓJMIASTO" o "MOŚCIE PERUCKIEGO"
z dnia: 2009-08-14


Gdańszczanom nie ma co przedstawiać profesora Andrzeja Januszajtisa - wszyscy go znamy jako wybitnego znawcę historii miasta. Przypomnę, że swego czasu był on Przewodniczacym Rady Miasta i doskonale zna też realia gospodarcze. Profesor kilkakrotnie zabierał głos w sprawie pomysłu przecięcia Motławy czymś, co eufemistycznie nazwano "kładką" (rozpiętość prawie 100m) . Liderem lobby kładkowego jest dyrektor Filharmonii - Roman Perucki. Że to niby kładka dla melomanów. A ja podejrzewam, że to tylko kamuflaż, że tu chodzi o zupełnie innego użytkownika, którego gdańszczanie poznaliby dopiero w trakcie budowy lub po jej otwarciu. O sprawie "kładki" były już newsy w tym okienku.
Zachęcam do śledzenia kolejnych artykułów w "Gazecie Trójmiasto", bo nożyce niechybnie się odezwą. Gdańska społecznośc żeglarska już dawno przedstawiła swoją opinię - oczywiście negatywną. "Most Peruckiego" to zaprzeczenie głoszonej przez miasto idei "frontem do wody".
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge

______________________________________ 


Kładka - a gdzie rachunek ekonomiczny?
Andrzej Januszajtis

2009-08-13, ostatnia aktualizacja 2009-08-13 20:33

- Zwolennicy kładki na Ołowiankę wszczęli ofensywę medialną. Używają przy tym argumentów niewiele mających wspólnego z logiką, a zupełnie nic z ekonomią - pisze prof. Andrzej Januszajtis, znawca historii Gdańska
W dodatku podawany przez nich koszt kładki z każdym dniem się obniża, wbrew rosnącym cenom towarów i usług. Jeszcze niedawno słyszeliśmy o 16, parę dni temu o 13, a ostatnio wręcz o 12 mln zł, co i tak jest sumą zawrotną. Wszystko to (przepraszam!) wygląda na robienie czytelnikom wody z mózgu. Oto np. czytamy, że nasza Filharmonia potrzebuje kładki (cytuję) "jak drugiego płuca". Przykro mi, ale (z pełnym szacunkiem dla zasłużonego p. Dyrektora) nie jest to prawdą. Filharmonia potrzebuje lepszego połączenia z resztą miasta, ale nie musi to być kładka: znacznie taniej i bez szkody dla żeglugi można je zrealizować na co najmniej trzy sposoby - najlepiej wszystkie trzy razem.

Po pierwsze: doprowadzić autobus, który może wjeżdżać od tyłu, przez dawny mostek kolejowy na teren Ołowianki (na upartego mógłby to być nawet tramwaj). Po drugie: uruchomić regularnie funkcjonującą komunikację wodną, w postaci promu i tramwaju wodnego, lub jak kto woli hydrobusu. Po trzecie: w ciągu ul. Wałowej, której ostatni odcinek może już być dostępny, puścić na Sienną Groblę prom motorowy, zdolny do przewożenia samochodów. Przy okazji: nie jest też prawdą, że w XIV w. była tu kładka. Analiza krzyżackich dokumentów wykazuje, że jej w tym miejscu nigdy nie było. Co najmniej od 1396 r. kursował prom. Z kolei argument, że trzeba budować (kosztowną) kładkę, bo prom spod Żurawia pływa tylko w godzinach otwarcia Muzeum Morskiego, jest logicznie niespójny. Czy nie prościej (i taniej) doprowadzić do tego, żeby kursował codziennie, np. od godziny 7 do 23? Należałoby też zastąpić go promem z prawdziwego zdarzenia, pojemniejszym i bardziej ekonomicznym. Przejdźmy do kosztów, niech będzie tych najniższych: 12 milionów zł. To naprawdę ogromna suma! Wiemy, że ciągle brak pieniędzy na dokończenie odbudowy kościoła św. Katarzyny. Za te pieniądze można by nie tylko przeprowadzić renowację nadwątlonego pożarem hełmu, ale całkowicie odnowić wnętrze i jeszcze by starczyło na wystrój. Władze miasta przenoszą uczniów z historycznego gmachu gdańskiego Gimnazjum przy Lastadii, bo brakuje pieniędzy na remont. Ile? Dokładnie 16 milionów zł, zaledwie o 4 miliony więcej niż ma pójść na kładkę! Czy to nie marnotrawstwo wydawać je na coś, co można załatwić o wiele taniej?

Spróbujmy oszacować koszty tego, co najprostsze: zastąpienia kładki promem. Tego rodzaju jednostki nie są drogie. Tzw. "łódź kanałowa" (canal boat) kosztuje w Anglii 30 do 40 tysięcy funtów. Elegancką "bateau promenade" można kupić we Francji za 75 tys. euro. Oto dane: długość 26 m, szerokość 3,15 m, zanurzenie 45 cm (!), napęd - silnik turbinowy Iveco o mocy 145 KM. W przeszklonym wnętrzu mieści się na wygodnych fotelikach 80 pasażerów. Takie jednostki różnych producentów pływają w Lubece i Amsterdamie, nawet w śródlądowym Strasburgu, Berlinie czy Paryżu. Czy nie mogą pływać w Gdańsku? Obsługiwać je może dwóch, niech będzie nawet trzech ludzi, na dwie zmiany - razem 6 pracowników. Przyjmując miesięczną płacę 2 tys. zł (brutto), trzeba rocznie wydać 144 tys. zł. Dodając drugie tyle na różne koszty socjalne i zaokrąglając otrzymamy w wyniku 300 tys. zł. Gdyby to było razem z paliwem, przeglądami itp. nawet milion zł, to i tak nieporównanie mniej niż ta horrendalnie kosztowna kładka. Za 12 milionów zł. taki prom mógłby przewozić ludzi przez co najmniej 12 lat za darmo! A przecież można pobierać opłaty za przejazd. Każda złotówka, pomnożona przez liczbę pasażerów (jeżeli połączenie jest tak konieczne, jak się to twierdzi, to będą ich co dzień tysiące!), w istotny sposób zmniejszy koszty.

Przykro mi, ale logika i ekonomiczny rachunek wykazują, że kładka oznacza rozrzutność. Zważywszy w dodatku wszystkie ujemne skutki, nie sposób się na nią godzić. Obietnica regularnego otwierania nie przekonuje. A co z katamaranami białej floty? I co to za kładka! Płacić 12 milionów na przegrodę dla żeglugi, na której trudno będzie się przecisnąć dwóm osobom? I cóż to za karłowaty prześwit, 3,5 metra? Przy częstej u nas cofce (spiętrzeniu wody przez wiatr) będzie to mniej niż 2,5 m i nawet większy kajak będzie musiał prosić o otwarcie kładki!

Na koniec przypominam Szanownym Gospodarzom naszego miasta: uchwałą Rady Miasta pierwszej kadencji postanowiono przywrócić zwodzenie pięciu historycznym mostom na Starej i Nowej Motławie i Kanale Na Stępce - przy okazji najbliższego remontu. Minęło 15 lat, a uchwała, stanowiąca obowiązujący akt prawa lokalnego, pozostaje niezrealizowana - podobno "z braku środków". Jak widać środki są. Zamiast przegradzać Motławę kładkami, uruchommy komunikację wodną i zróbmy wszystko, by akweny powyżej mostów przestały być wodną pustynią. Warto przypomnieć, że na Motławę mogą wpływać statki o zanurzeniu do 5 m (gdy się ją regularnie pogłębia) i długości do 60 m. Większość żaglowców, jakie podziwialiśmy na zlocie w Gdyni, mogłaby zawinąć do Starego Portu, tylko największe musiałyby cumować na Martwej Wiśle. Dewizą gdańszczan (także polityków) było zawsze i powinno pozostać: "Navigare necessum est, vivere non est necesse".


Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto

_____________________________

tu klik poparcia

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=1197